Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19 - KONIEC CZASU!

- Natsu... - zaczęłam. - puść mnie.

Chłopak posłusznie postawił mnie na ziemi i popatrzał w moje oczy. Po moim ciele przeszły ciarki. Serce zaczęło nagle przyśpieszać. Czy ja dobrze słyszałam? Natsu... on mnie kocha? Nie żartował? Uderzyła we mnie fala gorąca. Poczułam, jak moje policzki robią się czerwone od rumieńców. Jednocześnie byłam szczęśliwa i zdenerwowana. Może on powiedział to przez przypadek, abym się uciszyła? Spojrzałam na jego oczy, które nie odrywały się od mojego wzroku. Westchnęłam zrezygnowana.

- Możesz powtórzyć? - poczułam wielką gulę w gardle, przez którą trudniej mi mówić.

- Kocham cię, Lucy - powiedział spokojnie i również jego twarz przybrała kolor czerwony.

Teraz na pewno wyglądam jak burak lub pomidor. Nie spodziewałam się tego, że powie mi to kiedyś wprost. Tak bardzo mi na nim zależało. Nie chciałabym go stracić. Nigdy. Początkowo byliśmy przyjaciółmi, ale teraz to jesteśmy kim? Albo kim za chwilę się staniemy, gdy dam mu odpowiedzieć? Czy on mówił poważnie? Mogę mu zaufać? Nie będę tego żałować? Boję się. Jesteś takim tchórzem, Lucy!
Kątem oka zobaczyłam jak Natsu podejrzanie się do mnie przybliża. Nasze twarze były naprzeciwko siebie. Dzieliły nas milimetry, a nasze oddechy stykały się ze sobą. W pewnym momencie złączył nasze usta w długim pocałunku. Początkowo stałam jak wryta i zastanawiałam się "co on do cholery robi?!", ale potem oddawałam pocałunki. Ręce położył na moje biodra, a ja oplotłam dłońmi jego szyję. To było piękne uczucie. Po chwili oderwaliśmy się od siebie, aby zaczerpnąć powietrza, a swoje czoło oparł o moje i uśmiechał się od ucha do ucha. Miał śliczny uśmiech. Co ja mówię... on cały był idealny! Gdyby nie ta jego głupota, ale to taki szczegół. Przytulił mnie do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Tak bardzo go kocham, ale nie potrafiłam mu tego powiedzieć. On nie miał z tym problemu. Kolejny powód, dlaczego byłam tchórzem. Także chciałam, aby usłyszał słowa "kocham cię" z moich ust. Dlaczego nie mogłam? Dlaczego?

- Lucy? Czemu płaczesz? - odsunął mnie od siebie i kciukiem starł łzy z moich policzków. Był przestraszony.

- P-przep-praszam, bo j-ja nie potrafię ci tego samego p-powiedzieć - jąkałam się.

- Czyli mnie kochasz? - w jego oczach ujrzałam iskierki nadziei.

Przełknęłam głośno ślinę i odpowiedziałam już pewniej:

- Tak, idioto!

Jego oczy rozszerzyły się. Uśmiechnął się, a na twarzy zagościły rumieńce. Po chwili nie czułam już gruntu pod nogami. Natsu objął mnie mocno w talii i obrócił dookoła własnej osi. Postawił mnie na ziemi i po raz kolejny przywarł do moich ust. W tym pocałunku przelewał całe swoje szczęście i uczucie, jakie do mnie czuł. Chciałabym, aby czas się zatrzymał. Natsu odsunął się ode mnie i już nie wiem, który raz z rzędu wyszczerzył się.
Na moich policzki poczułam coś zimnego. Po chwili zamieniło się to w ciecz. Śnieg? Uniosłam głowę i zobaczył drobne oraz białe płatki śniegu tańczące w powietrzu. Uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc ten widok. Był śliczny. Nie mogłam się doczekać, gdy ulice, domy, parki i ogółem wszystko pokryje się kolorem białym. Zastała zima.

Co się działo potem? Wiadomo, Natsu był cały w skowronkach. Przez całą drogę trzymał mnie za rękę, a przed domem pożegnał mnie pocałunkiem. To było magiczne. Gdy weszłam do mieszkania, udałam się do swojego pokoju i tam od razu zasnęłam.

~*~

- Tato! Gdzie jesteś?! - od rana chodziłam nerwowa, bo to właśnie dzisiaj miałam dać temu przeklętemu Killerowi dziesięć tysięcy złotych, a nie mogę ojca znaleźć!

- Tutaj! - okrzyknął z salonu. 

- Tato to dzisiaj - rzekłam zdenerwowana, gdy weszłam do pomieszczenia, w którym się znajdował. - Dzisiaj muszę przekazać kwotę Killerowi - odpowiedziałam już spokojniej.

- Zapomniałem - położył na stole książkę, którą chwilę temu trzymał w ręce i pośpiesznie wstał z fotela.

Poszliśmy do "sejfu". Położył na stole dziesięć tysięcy. Ta suma dla mnie wydała się niezbyt wysoka. Podszedł do jakiejś szafy i wyciągnął czarną torbę. Spakował pieniądze i zapiął "ładunek". Podał mi rzecz i oboje wyszliśmy z pokoju. Jude poszedł do biura, a ja do swojego pokoju. Napisałam do Natsu. 

Do Kochany idiota 

Natsu... Pójdziesz ze mną oddać te pieniądze Killerowi? 
Proszę :<

Od Kochany idiota 

Ok, o której? ❤

Do Kochany idiota 

O 21:30 (*゚▽゚*)

Od Kochany idiota 

Przyjdę 10 minut szybciej ❤

Rzuciłam się na łóżko i próbowałam zasnąć.

~*~

- Pieniądze? Są! Torebka? Jest! Idiota Natsu? Nie ma! - siedziałam i czekałam, aż różowłosy ruszy swoje cztery litery i pójdzie ze mną do Killera.

Po dziesięciu minut usłyszałam szybko otwierające się drzwi, które prawie wypadły z zawiasów.

- Witam! - powiedział jakby nic Natsu i oparł się o ścianę pomieszczenia.

- Nie dało się wejść trochę spokojniej albo zapukać? - spojrzałam na niego.

- Chciałem zrobić fajne wejście! - oburzył się.

- Nie wyszło ci - zaśmiałam się pod nosem.

- To co? Idziemy? - zobaczył czarną torbę obok mnie. - Co to? - spytał, pokazując na pakunek.

- Pieniądze, które muszę mu oddać - wzięłam torbę do ręki.

- Rozumiem. Ogółem nie będę mógł iść, aż na miejsce waszego spotkania - powiedział z powagą.

- Dlaczego? - zdziwiłam się. Myślałam, że będzie przy mnie.

- Pomyśli, że przyszłaś z ochroną czy coś. Kryminaliści są sprytni. Pamiętaj! - pouczył mnie. - Schowam się gdzieś niedaleko, ok? - przytaknęłam. - A i Lucy jeszcze jedno...

- Tak?

- Masz broń? - palnął.

- Co? Na co mi broń? - wytrzeszczałam oczy.

- Nigdy nie wiadomo, co może mu strzelić do łba. Lepiej się uzbrój - zmarszczył brwi.

- No dobra - postanowiłam go posłuchać.

Poszłam do biura ojca i dostałam od niego zgodę na wzięcie jednego z pistoletów.

- Schowaj go pod kurtkę - powiedział Natsu, który powędrował tutaj za mną.

- Za dużo oglądasz kryminałów - zaśmiałam się, a on spojrzał na mnie nieco zdziwiony.

- Tak myślisz? 

- Mhm! - zachichotałam.

Prychnął pod nosem, a po chwili przywarł do moich ust.

- Później nie będę mógł tego zrobić. Nigdy nie wiadomo gdzie czai się Killer - ucałował moje czoło i otworzył drzwi. - Poza tym będziemy musieli trzymać odległość między sobą. Kilka metrów. 

- Dlaczego? - spytałam smutna.

- Ponieważ mógłby się dowiedzieć, że przyszedłem tutaj z tobą - przypomniałam sobie, że przecież mówił o tym wcześniej. 

- Rozumiem. Czyli nie możemy też do siebie rozmawiać?

- Dokładnie. Bardzo cię przepraszam, ale dzisiaj musimy wytrzymać - uśmiechnął się w ten cudowny sposób.

Oboje wyszliśmy z domu. Szłam obok niego. Tak głupio się czułam. Kogoś, kogo kocham, dzisiaj muszę unikać. To boli, ale muszę. Inaczej Natsu zostałby zauważony przez tego Killera. A wracając do niego... jak on w ogóle wygląda? Nie było nic w liście o jego wyglądzie czy coś ubiorze. Ugh... w co ja się wpakowałam! Ścisnęłam rączkę czarnej torby. A co jeśli Killer... również będzie uzbrojony? Będzie miał towarzyszy?! O cholera... co ja wtedy zrobię?! Nie ucieknę, bo i tak nie miałabym dokąd. Chciałabym, aby ten dzień już się skończył!

Zobaczyłam, jak Natsu zwolnił i po chwili usiadł na ławce. Potem z niej wstał i "udawał", że czegoś szuka w trawie. W taki sposób przemieszczał się bardzo powoli do miejsca spotkania z Killerem. Zrozumiałam, że zatrzyma, a raczej ukryje jakiejś pięć metrów ode mnie. Będzie siedział  w krzakach. Dobra kryjówka. Przypomniałam sobie fragment listu: „Pieniądze przenieś do parku. Będę czekał na ławce obok fontanny. Godzina dwudziesta pierwsza trzydzieści."  Usiadłam na ławkę w wyznaczonym miejscu, czyli koło fontanny. Spojrzałam na czas. Jest dwudziesta pierwsza, a za minutę wpół do. Rozglądam się czy czasem nikogo tutaj nie ma. Po chwili usłyszałam ciężki tupot butów. Obróciłam się w tamtą stronę i... prawie dostałam zawału! 
Osoba ubrana cała na czarno. Na twarzy kominiarka. Dostrzegam jedynie kolor oczu. Zieleń. Przyciskam torbę mocniej do klatki. Serce wali mi jak szalone. Poczułam wielką kulę w gardle. Zatrzymał się przede mną. Odległość? Metr. Dlaczego wszyscy mnie unikają?! 

- Czyli jednak przyszłaś... - jego głos był bardzo ciężki i taki brutalny!

- T-tak - Lucy! Weź się w garść! Nie bój się go! To tylko kryminalista! Właśnie...  kryminalista!

- Masz pieniądze? - rozumiem, od razu do sedna sprawy. 

- Tak - pokazałam czarną torbę.

Wyciągnął ręce, aby ją zabrać, ale go uprzedziłam słowami:

- Skąd mam mieć pewność, że na pewno zostawisz moją rodzinę w spokoju? 

- Skoro "grzecznie" oddasz mi pieniądze, to nie mam po co przychodzić kolejny raz - w tej chwili wydawało mi się, że się uśmiecha.

Drżącymi rękami podałam mu pakunek. Zabrał go bardzo szybko. Jak na kryminalistę przystało!

- To był dobry układ, Lucy! - krzyknął, gdy znajdował się już daleko ode mnie. Jakiejś piętnaście metrów.

Nie odpowiedziałam, tylko gwałtownie wstałam z ławki i skierowałam się w stronę swojego domu. Nagle stało się coś, czego nie przewidziałam ani ja, ani Natsu. Nie zauważyłam, kiedy wyciągnął pistolet i skierował nim w moją stronę. Strzelił i uciekł. Upadłam na kolana, a następnie na brzuch. Z trudem przeciągnęłam rękę na przód. Zobaczyłam na niej krew. Spojrzałam niżej. Krew. Kałuża krwi. Moje powieki zrobiły się bardzo ciężkie. Całe moje ciało przeszywał ogromny ból. Z trudem łapałam każdy oddech. Słyszałam kogoś głos. Natsu? Krzyczał. Na koniec usłyszałam ostatni strzał. Był on bardzo słyszalny. Natsu, on strzelił. Potem już nie wiem, co się działo. Ciemność. Brak tlenu, światła i wyjścia. Zemdlałam... albo umarłam.

Natsu

Kurwa!

Kurwa!!

Kurwa!!!

Nie przewidziałem tego. Nie udało mi się zastrzelić popierdoleńca! Prawie umarłem, gdy zobaczyłem Lucy w takim stanie! Wyjąłem szybko telefon i zadzwoniłem na karetkę. Przyjechała po dwóch minutach. Na siłę wepchnąłem się do karetki. Początkowo mi zabronili, ale im trochę odpyskowałem, więc się zgodzili. Gdy dojechaliśmy do szpitala, pomagałem lekarzom, w czym tylko mogłem. Nie operowali ją na szczęście! Strzał w prawy bok. Nie był on głęboki. Teraz leży na sali okryta białą pościelą. Usiadłem na krześle obok jej łóżka. Taka blada. Chwyciłem jej rękę i pocałowałem. To wszystko moja wina! Kurwa! Dlaczego pozwoliłem iść jej sam?! Jeszcze znajdę tego chuja i obiecuję, że dostanie wpierdol za to wszystko! Przez niego... nie, to nie prawda. Przeze mnie Lucy leży w szpitalu! Moja księżniczka na to nie zasłużyła! Lekarze mówią, że tydzień musi zostać na obserwacji. 

Dlaczego? Dlaczego z nią nie poszedłem?! Teraz musi cierpieć i to z mojego powodu! Jest mi tak głupio i zarazem przykro. Ona mi nie wybaczy.

Nawet nie zdałem sobie sprawy, że płakałem. Łzy leciały po moich policzkach jedna za drugą. Ale jak miałem się zachować, jak moja miłość leży w szpitalu i w dodatku przeze mnie! 
Poczułem czyjąś rękę na moim mokrym policzku. Spojrzałem zdziwiony w stronę bladej Lucy. 

- Natsu, nie płacz... - powiedziała cicho i starła moją łzę.

- Jak mam nie płakać jak przeze mnie zostałaś postrzelona! - zakryłem twarz dłońmi. - Przeze mnie - powtórzyłem.

- To nie twoja wina - szepnęła.

- Moja wina. Moja i tylko moja - w głowie przeklinałem siebie.

- Nie obwiniaj się... - prosiła.

- Nie wyobrażam sobie życia, gdybym cię stracił!

Nie wytrzymałem i pocałowałem ją. Przerwałem pocałunek i nagle się mi coś przypomniało...

- Lucy? Zapomniałem cię spytać wcześniej... - podrapałem się po karku.

- Tak? - była trochę zdziwiona.

- Lucy... - popatrzyłem w jej czekoladowe oczy. — zostaniesz moją dziewczyną?

- Idioto... oczywiście, że tak! - podniosła się, przez co jęknęła z bólu.

- Jestem idiotą, ale tylko twoim! 

Kolejny raz połączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro