Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15 - cztery dni

- Natsu Dragneel - powiedział.

- Proszę się tutaj podpisać i może już pan wyjść ze szpitala z pańską dziewczyną - uśmiechnęła się słabo.

- Dobrze - chwycił długopis, podpisał się i wyruszył na poszukiwania swojej "dziewczyny".

Zobaczył ją, jak targała swoją torbę i próbowała doczołgać się do wyjścia. Zaśmiał się pod nosem i podbiegł do niej. Przestraszył ją lekko, ale szybko za to oberwał.

- Daj mi to. Nie powinnaś jeszcze nosić ciężkich rzeczy! - chwycił jej torbę i ku swojemu zdziwieniu wydawała mu się naprawdę lekka.

- Och, przestań! Mam tylko złamane żebra, skręconą lewą rękę, uszkodzony organizm i płuca - powiedziała to w bardzo optymistyczny sposób.

- Nie dołuj mnie - westchnął. - I tak mnie już dosyć wystraszyłaś, gdy wieziono cię na salę operacyjną i gdy...

- Dobrze, już dobrze. Nie martw się tak o mnie! - wyrzuciła ręce w powietrze i nadęła policzki jak pięcioletnia dziewczynka.

- Ale ja nie potrafię się o ciebie nie martwić - przyznał i zaśmiał się uroczo.

- Jestem już dużą dziewczynką - uniosła dumnie głowę i odrzuciła włosy do tyłu.

- Dla mnie zawsze będziesz moją małą Lucy, a ja zawsze będę się ciebie martwić - drażnił się, a ona pogubiła się we własnych myślach i odwróciła twarz, na której pojawiły się ledwo dostrzegalne rumieńce.

Wyszli z budynku, a Lucy odruchowo stanęła.

- Powiedz mi Natsu, czy będziemy iść dziesięć kilometrów pieszo? - jęknęła ze zmęczenia. Samo przejście szpitalnego korytarza było dla niej wyzwaniem.

- Pojedziemy autem - wyciągnął kluczyki z kieszeni i podrzucił je do góry, a następnie złapał. Nie zapomniał, oczywiście, uśmiechnąć się zwycięsko. 

- Ty masz prawo jazdy?! - złapała się za policzki.

- Tak, a co? - przechylił głowę na bok.

- Skąd je masz? - spytała niezbyt przekonana, czy mówi prawdę, czy po prostu zwędził kluczyki ojcu.

- Jak to skąd? Jestem już dużym chłopcem i mam prawo do takich rzeczy - wyszczerzył się, chwycił ją za rękę i prowadził ją na parking przed szpitalem. 

Po chwili zatrzymali się przed czarnym samochodem, a Lucy popatrzyła na markę, ale nie miała pojęcia, jaki to typ auta. Natsu, jak prawdziwy gentleman, otworzył jej drzwi do auta. Lucy pośpiesznie i jeszcze nieco zaskoczona usadowiła się na miejscu pasażera, a Natsu tymczasem okrążył pojazd i również usadowił się. 

- Na pewno umiesz tym czymś jeździć? - zapytała, spoglądając na niego oczekująco.

- Umiem. Nie bój się, już nie raz jeździłem tym cackiem - puścił jej oczko i odpalił pojazd.

- Czy coś jeszcze mnie dziś zaskoczy?

- Dwie rzeczy - uśmiechnął się, już nie patrząc na nią. - Pierwsza to taka, że Lisanna nie będzie ci dokuczać - Lucy nie była do tego przekonana, ale postanowiła mu zaufać. - O drugiej rzeczy dowiesz się jeszcze dzisiaj - jechał spokojnie i spojrzał w boczne lusterko. 

- Co to będzie? - próbowała wykrzesać z niego jak najwięcej informacji.

- Tego nie mogę ci powiedzieć - dodał gazu, a Lucy wgniotło lekko w skórzany fotel.

~*~

Sprzątaczki ganiały z miotłami, ścierkami i mopami. Kucharze pośpiesznie i jak najdokładniej starali się gotować, piec i smażyć. Pokojówki pomagały wystroić sale, w której odbędzie się uroczysta kolacja. Służące udały się do pokoju Lucy, aby przyszykować ją na dzisiejsze spotkanie. Ubrana w czerwoną sukienkę, lekko rozkloszowaną od pasa w dół. Sięgała jej do połowy ud i jako element ozdobny służył czarny pasek dookoła tali. Zakręcili Lucy końcówki włosów tak, aby wyglądała jeszcze śliczniej. Gdy służące wykonały swoją robotę, powolnym krokiem wyszły z pokoju, mówiąc:

- Tylko proszę nie zepsuć fryzury ani nie pognieść sukienki! A teraz masz czas do dwudziestej czterdzieści - pożegnały ją, trzaskając drzwiami.

Opadła na łóżko nie zwracając na wcześniejsze uwagi. Uśmiech znikł z jej twarzy. Nigdy nie lubiła uroczystych kolacji czy obiadów, ani balów. Była osobą, która nie zachwycała się muzyką wydobywanej ze skrzypiec, harf czy z fortepianu. Również udręką było to, że przez pół godziny musiała się stroić na jakieś "denne" przyjęcie, na którym ona sama nie chciałaby się znajdować. To wszystko było dla niej tak bardzo irytujące, że czasem chciała po prostu wstać z krzesła, wyjść z domu i zamieszkać gdzieś indziej. Wybudziła się ze swoich myśli, gdy usłyszała pukanie do drzwi.

- Proszę - rzekła monotonnym głosem.

- Lucy, schodź na dół. Goście czekają - rzekł ciężkim tonem Juda.

- Idę - lekko warknęła.

Podniosła się z łóżka i w drzwiach ujrzała Judę. Z obojętnym wyrazem twarzy zeszli razem na dół po kręconych schodach. Lucy śledziła wzrokiem każdy stopień, na którym stąpali. Nie miała zamiaru oglądać twarzy gości, bo na pewno i tak by ich nie zapamiętała, a co dopiero imiona. Gdy przekroczyli ostatni schodek, Jude rozpoczął przywitanie:

- Jest nam ogromnie miło, że przyszli państwo na dzisiejszą kolację - ten sztucznie miły głos odbijał się echem w głowie blondynki. - Nazywam się Juda Heartfilia, a to moja jedyna córka, Lucy Heartfilia.

Lucy uznała, że jednak lepiej będzie przyjrzeć się gościom. Chociaż i tak nie zapamięta imion i nazwisk, chciała ich zobaczyć. Uniosła dumnie głowę i zamarła. Stały przed nią dwie osoby. Mężczyźni. Oboje w ciemnych garniturach. Jednego z nich znała bardzo dobrze, a nawet za dobrze. Jude uściskał ich dłonie, a następnie jeden z tych mężczyzn o wiele starszy od drugiego również zaczął się przedstawiać:

- Cała przyjemność po naszej stronie - równie sztuczny ton, utkwił w głowie dziewczyny. - Cieszę się, że mogliśmy u was zagościć. Nazywam się Igneel Dragneel, to mój jedyny syn, Natsu Dragneel.

Całe zgromadzenie skierowało się do sali, w której miała się odbyć uroczysta kolacja. Na stole już widniały przepyszne i kuszące potrawy oraz wybitne wina i alkohole. Usiedli na skórzanych fotelach naprzeciw siebie. Po jednej stronie rodzina Heartfili, a z drugiej Dragneel. Juda i Igneel nalali do kieliszków czerwonego wina i wznieśli toast.

- Za tą pyszną kolację! - wykrzyknął Igneel.

- Za twoje zdrowie! - odpowiedział Juda.

- Za twoje też! - zaśmiał się i czerwona ciecz w odbiła się od szklanej ściany kieliszka.

- I za związek naszych dzieci! - zawołał radośnie i posmakował wybornego wina. Podobnie postąpił jego gość.

- Przepraszam, że co?! - warknęła Lucy i ze zdziwieniem patrzyła to na ojca, to na Igneela.

- No przecież ty i Natsu od kilku dni tworzycie związek - Juda w spokoju pił wino i delektował się nim na każdym łyku. 

- Właśnie. Czy coś w tym dziwnego? - wtrącił się Igneel.

- Dlaczego tylko ja o tym nie wiem? - próbowała ochłonąć i nie dać się tak szybko zdenerwować. - Nie zgadzałam się na żaden związek - jej oziębły i chłodny ton sprawił, że Natsu przeszły ciarki. - No, chyba że o czymś nie wiem, Natsu? - zapytała słodko, ale on wyczuł w jej głosie irytację i ogromny gniew.

Nie czekając na jego odpowiedź, wybiegła z sali, uciekła na górę i zamknęła się w swoim pokoju, trzaskając przy tym drzwiami.

- Przejdzie jej - powiedział Jude i odprężony wciąż popijał wino.

- Zapewne - rzekł Igneel.

- Sprawdzę, co z nią - oznajmił Natsu i ruszył na poszukiwanie uciekającej księżniczki z balu.

Ojcowie bawili się dosyć dobrze, a Natsu gubił się między korytarzami. W końcu znalazł właściwy pokój. Zapukał i usłyszał ciche "proszę". Wszedł się do środka i ujrzał leżącą na łóżku Lucy, która wtulała się w poduszkę. Usiadł na krawędzi jej łóżka i nerwowo bawił się palcami. Dobrze wiedział, że to jego wina. 

- Przepraszam - jego pusty ton głosu rozległ się po pokoju. - Nie chciałem, żeby tak wyszło. Gdy wychodziłem ze szpitala ta pielęgniarka, co się tobą opiekowała, zapytała mnie wprost, czy ze sobą chodzimy. Nie wiem, co mnie natchnęło w tym momencie, że odpowiedziałem "tak". Po tym dowiedział się mój ojciec. No i to chyba na tyle z mojej historii - głęboko westchnął.

- Po co to wszystko? - zapytała, patrząc na sufit. - Zrobiłeś to celowo?

- Nie! - odwrócił się w jej stronę, a ona nawet na niego nie spojrzała. - Oczywiście, że nie! Już od pewnego czasu chciałem ci powiedzieć, że... - w tym momencie się zatrzymał.

- Że? - spytała.

- Lucy, ja... - ugryzł się w język i nie wiedział, czy w tym momencie słusznie postępuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro