Rozdział 1
Marcus rozglądał się po pałacowych korytarzach, szukając znajomych twarzy, jednak na darmo.
- Kim jesteś?- usłyszał młodzieńczy głos.
Przy sali tronowej stał ciemnowłosy strażnik o niemal dziecięcej, szczerej twarzy, o wiele młodszej od samego Marcusa.
Przypatrywał mu się, czekając na odpowiedź.
- Wezwał mnie król. Zapowiedz mnie, proszę - skinął na chłopaka.- Lord Marcus z Rifthold.
***
Celaena wraz z Chaolem właśnie skończyli trening, gdy na ścieżce pojawił się książę Dorian, a za nim podążał jakiś jasnowłosy młodzieniec. Celaena nigdy dotąd go nie widziała. Był pięknie odziany i wydawał się mieć tyle samo lat co Dorian. Chaol zesztywniał na jego widok.
Młody człowiek nie wydawał się groźny, ale zabójczyni wiedziała, że na dworze nie wolno nikogo lekceważyć. Nieznajomy nosił przy pasie jedynie sztylet, a jego blada twarz, pomimo porannego chłodu, robiła wrażenie miłej i jowialnej.
Gdy do nich doszli, przybysz uważnie otaskował wzrokiem Celaenę, a błysk jego niebieskich oczu powiedział jej wiele na temat jego układów z kobietami.
- Lordzie Rolandzie - jej towarzysz zwrócił się bez emocji do przyjaciela Doriana i ukłonił mu się.
- Kapitanie Westfall - odparł tamten.
Miał stosunkowo przyjemny głos, ale dziewczyna usłyszała w nim coś, co ją zaalarmowało. Nie było to rozbawienie ani też arogancja czy gniew. Nie potrafiła nazwać tego wrażenia.
- Pozwól, że przedstawię ci mego kuzyna - rzekł Dorian i klepnął Rolanda w ramię.- Oto lord Roland Havilliard z Meah. Rolandzie, oto Lilian. Pracuje dla mego ojca.
- Cała przyjemność po mojej stronie.- Roland ukłonił się w pas.- Czy właśnie przybyłaś na dwór? Chyba nigdy wcześniej cię tu nie widziałem.
- Przybyłam tu z początkiem jesieni - rzekła nieco zbyt cicho, w odpowiedzi na jego uwodzicielski ton.
Roland obdarzył ją iście dworskim uśmiechem.
- A jakie zadania wykonujesz dla mego wuja?
Dorian przestąpił z nogi na nogę, a Chaol znieruchomiał, ale Celaena uśmiechnęła się do Rolanda i powiedziała:
- Grzebię przeciwników króla tam, gdzie nikt ich nie odnajdzie.
Ku jej zdumieniu młodzieniec wybuchnął śmiechem.
- Słyszałem już co nieco o Królewskiej Obrończyni. Nie sądziłem tylko, że będzie to ktoś tak... tak czarujący.
- Cóż cię sprowadza do Rifthold, Rolandzie?- zapytał kapitan i obdarzył go jednym z tych spojrzeń, po których Celaena miała ochotę rzucić się do ucieczki.
- Jego Wysokość zaproponował mi miejsce w swojej radzie- odparł.- Przybyłem zeszłej nocy i dziś mam zacząć pracę.
- Więc tym razem mnie ubiegłeś!- do rozmowy wtrącił się nowy, dźwięczny głos.
Jego właścicielem był ciemnowłosy, szafirowooki mężczyzna, zmierzający właśnie w ich stronę z kolejnym nieznajomym u boku.
Wzrostem nieco przewyższał Doriana, wyglądał też na kilka lat starszego, ale był niesamowicie przystojny, a jego krok był krokiem wytrenowanego wojownika, choć nie miał przy sobie żadnej widocznej broni. Jego ubranie zostało wykonane z wysokiej jakości materiału w kolorze czarnego turmalinu; jednakże proste w kroju i bez zbędnych ozdób.
Dwa kroki za nim kroczył ciemny blondyn o oczach w kolorze karmelu, a jego ubranie było beżowe, trochę podchodzące pod brąz. W ręce trzymał podłużny miecz o zwężającym się ostrzu, którego wykonanie przypominało zabójczyni moment z dzieciństwa.
- Kogo to widzę!- wykrzyknął radośnie Dorian, a Celaena spojrzała na niego zdezorientowana.- Czyż nie mówiłeś, że więcej tu nie wrócisz?
Zanim tamten zdążył odpowiedzieć, książę złapał go za ramię i pociągnął w stronę przyjaciół.
- Moja droga, pozwól, że ci przedstawię mojego kuzyna, Marcusa Havilliarda, księcia Adarlanu. Marcusie, oto lady Lilian, która...
Szok na twarzy dziewczyny przerwał jego wypowiedź.
- Miło cię znowu widzieć, Celaeno - rozbawiony mężczyzna skłonił głowę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro