Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11

Obudziłam się, ale nie chciałam otwierać oczu. Jeszcze nie teraz. Było mi cieplutko. Nakryłam się jeszcze bardziej kołdrą. Uśmiechnęłam się do siebie. Taki poranek to ja rozumiem. Może nie zbyt wygodne łóżko, ale zawsze. Nikt mnie nie budzi...

Wspomnienia ze wczoraj, czy kiedy to tam, powoli wracały, ale zignorowałam je i głęboko odetchnęłam. Dobiegały do mnie różne odgłosy dnia, ale w sumie się z tego cieszyłam. Po wczorajszej przerażającej ciszy było to niemal błogosławieństwem.

Oczywiście, moje delektowanie się cudownością ciepełka, zwykłą codzienną paplaniną Koreańczyków zza okna i śpiewem ptaków, musiało zostać przerwane.

– Gdzie one są? – zapytał ktoś po mojej prawej. Przez chwilę nie wiedziałam co to w ogóle był za język. Mózg przestaw na angielski.

Podniosłam się, chyba zbyt szybko, i natychmiast jęknęłam, opadając na pościel. Otworzyłam oczy. Ściany pomalowane na ten przeklęty kolor, dzięki któremu od razu wiesz, gdzie jesteś. Specyficzny odcień zieleni, którego po prostu nienawidzę. Łóżka. W sali było pięć łóżek, ale tylko dwa zajęte. Szpital. Jestem w szpitalu. Jeeej.

Pomimo mojego jakże inteligentnego i szybkiego spostrzeżenia, nadal to do mnie nie docierało. Byłam ubrana w moją bladoniebieską koszulę nocną w disneyowskie dalmatyńczyki. Kiedyś nawet, kiedy nie mogłam zasnąć, liczyłam je; dotrwałam do stu trzynastu.

– O, Śpiąca Królewna już wstała! – uśmiechnął się chłopak. Wyjął z szafki jakieś słuchawki i to chyba tego szukał.

Miał roztrzepane, blond włosy i niesamowicie niebieskie oczy, w tym jedno podbite, okolone dorodną śliwą. Był może z rok, dwa ode mnie starszy. Siedział na łóżku obok mojego.

– Wreszcie, wiesz, jak nudno jest mieć sąsiadkę, która tylko śpi? W ogóle, nie pozwolili mi wychodzić, bo podobno robię za dużo zamieszania. Ty też powinnaś najlepiej leżeć w łóżku i żadnych gwałtownych ruchów. A, twój książę tu był.

– Chwila, co? Jaka królewna? Kto... Który książę? – zapytałam, zanim dotarło do mnie, co powiedziałam. Moja dłoń powędrowała do czoła.

Blondyn śmiał się w najlepsze.

– A ilu ich masz, Izzy? – uniósł brwi. – Kim Taehyung, a kto? Jungkook i dziewczyny też tu byli, jakbyś pytała. Reszty nie wpuścili do środka. Musieli iść, bo mieli treningi. Ale powiem ci, że pierwszy dzień to przy tobie siedzieli aż do wieczora.

– Chwila, to ty mnie znasz? To ty znasz ich? – mój głos był zachrypnięty, więc odchrząknęłam. Nie czepiajcie się, byłam ciągle wpół świadoma.

– Wiesz, mogłabyś się pytać, jakbym was nie znał. Kto w Seulu nie wie, kim są BTS i D. Sisters? – zapytał retorycznie. – O tym, kto leży w sali numer 106 wie całe piętro, podobnie z 402, a możliwe, że nawet cały segment. W sumie, to nie zdziwiłoby mnie, gdyby cały szpital wraz z pacjentami i ich rodzinami wiedział. Dziennikarze chcieli się wepchać do szpitala, ale udało się ich wywalić. A poza tym, jest coś takiego, jak karta pacjenta, o tutaj – popukał w plakietkę wiszącą w nogach łóżka i uśmiechnął się pobłażliwie.

– Co mi jest? – zapytałam, ignorując jego stwierdzenie, że jestem tak tępa, że nie wiem, gdzie jest karta pacjenta.

– Jedna noga złamana, druga zwichnięta. Złamane żebro, rozcięta warga i drobny wstrząs mózgu. Przy czym masz mnóstwo siniaków i drobniejszych ran. Spałaś trzy dni, kochana.

Aż trzy dni? Naprawdę aż tyle spałam? Byłam pewna, że trwało to góra jedna noc. Spojrzałam na chłopaka, sprawdzając, czy kłamie. Ale jakie miałby ku temu powody? Uśmiechał się do mnie. Czemu on się tak szczerzy i co widzi zabawnego w odsiadce w szpitalu i spaniu przez trzy dni? Rany, weź się blondasku przestań uśmiechać, bo wyleję na ciebie wodę z wazonu.

Chłopak położył się na swoim łóżku i splótł ręce za głową. Jedna z nich była w gipsie, więc niespecjalnie mu to wyszło.

– Lepiej sprawdź swój telefon, co chwilę przychodziły jakieś wiadomości. Kiedy podłączyłem ci go pod ładowarkę, bo masz ten model co ja, i włączyłem, myślałem, że nigdy nie przestanie brzęczeć.

Spojrzałam na urządzenie. Stało obok wazonu z liliami i kwiatami, których nazwy nie znałam. Uśmiechnęłam się lekko. Pięknie pachniały.

Podniosłam się bardzo powoli do pozycji półleżącej. Wzięłam telefon do ręki i przejechałam palcem, rysując wzór w kształcie połączonych liter I i Z. Sto siedemdziesiąt cztery nieodebrane połączenia do Jungkooka, ponad dwieście od rodziców i czterdzieści trzy od menedżera z przed trzech dni. Plus dwanaście wiadomości.

Kliknęłam w ikonkę z kopertą i po kolei otwierałam kolejne SMS-y.

21. 06. 2015 r.

Od Tae~: Hej. Nie wiem, czy będziesz chciała ze mną rozmawiać. Mam nadzieję, że tak. Dzisiaj siedziałem razem z Kookim i Aishą przez cały dzień u ciebie. Pielęgniarki i menedżer kazali nam wracać. Chciałem zostać, ale nie mieliśmy wyboru.

22.06. 2015 r.

Od Tae~: Hej, kochana. Mam nadzieję, że jak dzisiaj przyjdę, to się obudzisz. Jesteś na mnie zła, za to, co się stało? Czuję się winny. Rozmawiałem o tym z Dayo. Ona poszła cię szukać. Nie jest taka zła, jak myśleliśmy. Nie bronię jej, czy coś, ale jest inna, niż nam się zdawało.

Od Tae~: Nie obudziłaś się, ale to nie szkodzi. Wiem, że się obudzisz. Lekarz powiedział, że jesteś po prostu wycieńczona. Dayo też do ciebie przyszła.

Od Tae~: To znowu ja. Wiesz, piszę do ciebie, bo za każdym razem mam nadzieję, że tym razem mi odpiszesz. Jeśli się obudziłaś, to pewnie to teraz czytasz. Poprosiłem twojego współlokatora o to, żeby ci o tym wspomniał. Leo jest naprawdę fajny. Pozdrów go, bo wiem, że tam jest. Wyjdzie ze szpitala za około dwa tygodnie, czyli najprawdopodobniej wtedy, kiedy ty.

23. 06. 2015 r.

Od Aishax: Cześć Izzy. V powiedział, że to ciebie pisze i czuje się przez to lepiej. Ja teraz też czuję się lepiej. Wiesz, mamy dużo treningów, niby tyle, co zawsze, ale wydaje się, że więcej, a mi bez ciebie smutno. Dziwnie pusto w pokoju. Wiem, że wrócisz do nas najwcześniej za dwa tygodnie, a ćwiczyć nie będziesz mogła jeszcze przez miesiąc, ale proszę, zdrowiej szybko. Tęsknię. Obudź się, jak następnym razem przyjdziemy! :*

Od Tae~: Dzisiaj przyszedł do mnie SMS od rodziców. Kiedy go usłyszałem, myślałem, że to od ciebie. Dawno nie byłem tak rozczarowany wiadomościami do rodziców. Coś ty ze mną zrobiła...

Od Kookie: Byliśmy u ciebie, a Mon z nami. Hinri i Hyemi były wczoraj. Wszyscy za tobą tęsknimy. Niechętnie nas puszczają do szpitala. Dzisiaj urwaliśmy się z obiadu. Ale nie przejmuj się, zjedliśmy go w drodze.

24.06. 2015 r.

Od Kookie: Kolejny dzień, a ty nadal śpisz. Tae nazwał cię Śpiącą Królewną. Kiedy wychodziliśmy z sali, dziewczynki ze 109 poprosiły nas o autografy i zdjęcia. Błagam, obudź się wreszcie. Lekarz mówił, że to nie będzie trwało długo, ale ja zaczynam się martwić...

Od Hinrunia: Martwię się, Izzy. Wszyscy się martwimy. Dzisiaj z lekcji śpiewu wypuścili mnie wcześniej, więc szybko przyszłam tutaj. Te kwiaty są od nas wszystkich, bo w waszej sali było tak strasznie ponuro. Wybieraliśmy je razem z Dayo, Tae i Kookim. Te z różowymi obwódkami to amarylisy. Kiedyś mówiłaś mi, że ci się podobają. Mam nadzieję, że mogą być :)

Od Cukier bez ,,r": Wracaj do nas, mała! V i Jungkook to wraki, a dziewczyny rzadko się uśmiechają. Wszyscy tęsknimy! Namjoon i Jimin cię pozdrawiają!

Od Hyemiś: Nie lubię być wśród wszystkich, ale teraz jestem :( Najgorsze jest to, że szefostwo nie chce, żebyśmy chodzili do ciebie do szpitala. Uważają, że to nie potrzebne, i że potrzebujesz spokoju. Wracaj do nas!

Od Tae~: Kolejny raz piszę i wciąż mam nadzieję na wybaczenie i jakąś odpowiedź. Choćby krótką. Przyjdziemy, jak tylko uda nam się wyrwać. Jest czwarta rano, więc nie mam za wiele czasu, zaraz idę pod prysznic. Słyszałem, że inni też do ciebie piszą. J-Hope cię pozdrawia. Obudź się, moja królewno!

Skończyłam czytać i uświadomiłam sobie, że po moich policzkach spływają łzy. Dziwne uczucie, kiedy wszyscy się o ciebie martwią, a ty leżysz na szpitalnym łóżku, pogrążona we śnie. Aż zrobiło mi się cieplej na sercu.

Czyli spędzę tu coś około dwóch tygodni. Nie chciałam myśleć o tym, co się stało po festiwalu. Na to przyjdzie jeszcze czas.

– Masz pozdrowienia od Tae – powiedziałam, ocierając mokre ślady. – Leo, prawda?

Chłopak skinął głową.

– Właściwie, Leonard, ale nie lubię swojego imienia, więc zostańmy przy Leo.

– Nie jesteś Azjatą – zauważyłam odkrywczo.

– Z kim ja leżę na sali... – blondyn pokręcił głową. – No raczej, że nie.

– Normalnie moje myślenie działa na większych obrotach, nie czepiaj się – obroniłam się sennym głosem. – Więc kim?

– Brytyjczykiem, ściślej mówiąc, Walijczykiem.

– Więc... co robisz... tu? – zapytałam, podkreślając ostatnie słowo.

– Mam nienormalnego brata, który widział sobie podróż dookoła świata w jedne wakacje i siostrę szalejącą za Azjatami – przewrócił oczami i napił się wody ze szklanki stojącej na szafce. – Zostaję tu z siostrą.

– A-cha.

Nie odpowiedziałam nic więcej. Ponownie się położyłam i spojrzałam na biały sufit.

– Myślisz, że mogę wyjść na korytarz? – zapytałam blondyna.

Rozłożył ręce, jakby chciał powiedzieć ,,droga wolna".

– Tylko raczej wyjechać – zwrócił mi uwagę, wskazując wzrokiem na wózek inwalidzki stojący przy moim łóżku. – Mówiłem ci, że masz złamaną nogę, a drugą zwichniętą. Jak ty mnie słuchasz?

On jest straszny! Boże kochany, jak można być tak irytującym człowiekiem? Czy on pozjadał wszystkie rozumy i ma się za najmądrzejszego w świecie? On zachowuje się jak... jak... jak ja. Może tylko nie maa ochoty pozabijać wszystkich wokół. Oj. Naprawdę też tak denerwuję ludzi? Chyba zacznę być jeszcze bardziej wdzięczna za moich przyjaciół...

Przygryzłam dolną wargę i zaczęłam się zastanawiać nad tym, jakim sposobem dostanę się na to ustrojstwo.

Wtedy drzwi się otworzyły i stanął w nich blondyn, podobny do Leo, w wieku może Jina, albo jeszcze starszy. Domyśliłam się, że to ten jego ,,nienormalny brat".

– Hej, Leoś, widzę, że koleżanka się obudziła – rozsiadł się na łóżku mojego współlokatora i wyciągnął do mnie rękę. – Tristan jestem.

– Izabela, w skrócie Izzy – uścisnęłam ją lekko.

– A właśnie, mówiłaś coś o wyjechaniu na korytarz – przypomniał mi Leo. Zabiję. Zabiję własnymi rękami... – Tris może ci pomóc. Ja bym pomógł, ale z ręką w gipsie cię nie usadzę na tym – potnę zwłoki na maciupeńkie kawałeczki... – To jak, usadzisz ja na tym wózku? – ... i dam psu sąsiadów do zjedzenia.

– Jasne – uśmiechnął się starszy blondyn. Kiedy się uśmiechali, wyglądali niemal jak bliźnięta.

– Naprawdę, nie trzeba – zaprzeczyłam szybko, machając rękami.

– Spokojnie, sama nie dasz rady. Obiecuję cię potem odstawić. Mam cały dzień wolny, także zaczekam – wzruszył ramionami.

Jeżeli to moja jedyna szansa na pozbycie się ich towarzystwa, to w sumie, dlaczego nie? Skinęłam głową, poddając się. Chłopak, czy w sumie już raczej młody mężczyzna, podszedł do szpitalnego lóżka, wziął mnie na ręce, jakbym nic nie ważyła i posadził na wózku.

Wymruczałam ,,dziękuję" i obracając w dłoniach koła piekielnego wózka, wydostałam się z sali 106 i pojechałam prosto korytarzem, w stronę windy. Nie wiedziałam nawet, co konkretnie chcę zrobić. Po prostu chciałam pozbyć się towarzystwa blond braci.

Wcisnęłam przycisk ,,zero", a winda ruszyła i zawiozła mnie na sam dół.

Ostrożnie wyjechałam z windy i zaczęłam jeździć po nienormalnie pustych korytarzach. Zaczepił mnie tylko jakiś młody lekarz i za wcześniejszym przeproszeniem, poprosił o autograf. Poza nim, nie spotkałam nikogo. Co jest, zastanawiałam się. Nie powinny tędy chodzić chociażby jakieś pielęgniarki?

Stwierdziłam, że jest nudno. Myślałam nad jeżdżeniem tak jeszcze chwilę, ale postanowiłam jednak wrócić do sali. Tyle, że... się zgubiłam.

Jak na zawołanie przypomniał mi się pierwszy dzień jako trainee, dwudziesty szósty lutego tego roku...

Pierwszy raz sama weszła do budynku wytwórni. Bez rodziców, bez menedżera. Pamiętała tylko o tym, że idzie się na pierwsze piętro schodami na lewo. I tyle. Rozejrzała się i westchnęła. Kilka korytarzy, kilka par drzwi. I co teraz?

– W którą to miało być? – zapytała samą siebie. Stała tak chwilę, zestresowana uciekającym czasem. Nie chciała się gubić już pierwszego dnia pracy. No tak, właśnie to zrobiła, ale jeszcze się nie spóźniła. Jeszcze.

Stała tam może parę minut, kiedy z drzwi po prawej, prowadzących do łazienki, wyłonił się chłopak z rudo-różowymi włosami (naprawdę, czy oni nie mogą farbować się na jakieś łatwiejsze do określenia kolory?). Zmierzył ją spojrzeniem i się uśmiechnął.

– O, hej – przywitał się Suga.

– Hej... W którą stronę jest duża sala taneczna? – zapytała zmęczonym, błagalnym głosem.

– Tym korytarzem do końca. Jak zobaczysz taki duży zielony kwiatek w doniczce, to obok jest schowek na miotły, a zaraz za rogiem krótki korytarz z jednymi drzwiami na końcu i to tam pokierował ją.

– Coś czuję, że i tak się zgubię – westchnęła. – Wrodzony talent.

Chłopak wyjął z kieszeni dżinsów jakiś notes, wyrwał kartkę i pobieżnie nabazgrał długopisem mapkę, a pod spodem swój numer telefonu.

– Jak będziesz potrzebować pomocy w szukaniu czegoś, a nikogo w pobliżu nie będzie, dzwoń – uśmiechnął się i wręczył jej kartkę.

– Dzięki – przyjęła ją, odwzajemniając uśmiech.

– Od tego przecież są koledzy z pracy!

Suga pomachał jej i ruszył w przeciwną stronę.

Z głośnym westchnięciem wsiadłam do pierwszej lepszej windy wcisnęłam czwarte piętro. Tak jakoś ciekawie wyglądało to cztery. Dojechawszy na górę, stwierdziłam, że to nie to piętro, co trzeba. Numery od czterysta do czterysta dziewięć. Ale w sumie się tego spodziewałam. Moja orientacja w terenie leży, nie wstaje i woła o pomoc. Zacisnęłam usta i pojechałam prosto przed siebie. Gdzie są jacyś ludzie?! Halo?!

– Izzy? – usłyszałam za sobą. Nawróciłam wózkiem i ujrzałam czerwonowłosego G-Dragona, który przed sekundą wysiadł z drugiej windy (tak szczerze, moim zdaniem lepiej mu było w blond. Rany, wszystkich Azjatów bym na blond ostatnio ufarbowała, co mi jest? No dobra, Kookiego nie...). Po ubiorze sadząc był raczej pacjentem, niż odwiedzającym.

– Tak – skinęłam głową. – Co... pan tu robi?

– Rany, nie mów do mnie na pan, czuję się staro – uśmiechnął się i usiadł na szpitalnej ławce. – A taki stary znowu nie jestem.

– Dziwnie mówić... Ci na ,,ty", kiedy jesteś prawie dwa razy starszy ode mnie – odpowiedziałam, podjeżdżając wózkiem nieco bliżej. – A w dodatku, jak w sumie jesteś jedną z najbardziej szanowanych przeze mnie osób.

GD jedynie się uśmiechnął.

– Pytałaś, co tu robię – przypomniał. – O tobie wie cały szpital, a jedna strona już przesłała informacje o twoim pobycie tutaj. Ja sam w sumie widziałem Dayo i Tae, którzy pytali się o numer sali, w której leżysz. Jestem tu tylko przez przepracowanie i jutro rano wychodzę.

Pokiwałam głową i powiedziałam:

– Świetnie. Wszyscy już wszystko wiedzą. Jakieś plotki może? – zapytałam, licząc, że się czegoś dowiem.

– Ostatnio powstał taki blog, ,,SK Stars News". W większości podaje sprawdzone informacje. Pisało tam, że trafiłaś do szpitala najpewniej z powodu twojej ucieczki i tego, że zostałaś pobita. Naprawdę, nie wiem, skąd oni wiedzą takie rzeczy – wzruszył ramionami. – Dowiem się chociaż, czy to prawda?

– I tak i nie. Nie uciekłam... to znaczy, uciekłam, ale to było bardziej pierwsze w życiu zwiane ze szkoły. Dowiedziałam się o czymś w zwiazku z tą cała imprezą i musiałam pomyśleć, a to, że potem dopadły mnie jakieś nienormalne fanki chłopaków, zapakowały wpół przytomną do auta, wywiozły na jakieś totalne odludzie, po czym pobiły i zostawiły, to już inna sprawa.

Syknął, jakby poczuł to, co ja, samą opowieścią. Opowiadałam to, jakby to była przeczytana w książce historia, która wcale nie dotyczyła mnie.

– Myślałem, że BTS i D. Sisters mają większość wspólnych fanów.

– Bo mają – wzruszyłam ramionami i poczułam ukłucie w klatce piersiowej. Ał. – A.R.M.Ys i B.D.Fam* są w relacjach pokojowych. Zazwyczaj. Wyjechały z tekstami typu ,,odwal się od V, on jest mój" czy ,,zostaw Jungkooka w spokoju".

– Acha... – G-Dragon zrobił niedowierzającą minę. – To już jest naruszenie prawa i powinnaś je pozwać. Na jakiś portalach i tak dalej mogłyby sobie tak gadać, gdybyś, no nie wiem, chodziła z chłopakami za ręce, albo coś. Nawet podstaw żadnych nie mają.

Westchnęłam.

– To było rano, po afterparty, prawda? – zapytał.

– Tak.

– To tam się coś wydarzyło? – zagadnął.

Chwilę zastanawiałam się, czy się wyżalić, czy dusić to w sobie. Może zwierzanie się ,,poznanej" dwie minuty temu osobie nie jest najlepszym pomysłem, ale przecież Tae rozmawiał z Dayo. No, ale to Tae, on najpierw robi, potem myśli.

Jakieś dziwne, wewnętrzne uczucie podpowiadało mi, że mogę mu zaufać. Upewniłam się jeszcze, że nikt tego nie usłyszy.

– To... nie do końca tak, że nic nas nie łączy – zaczęłam, bawiąc się dłońmi. – My... to znaczy... ja i Taehyung tak jakby... no, zachowujemy się prawie jak para. Możesz uważać, że to dziwne i naprawdę cię za to nie winię. Przyjaźni...liśmy się. To tak jakoś samo się stało. Pokłóciliśmy się potem na dachu i powiedziałam trochę za dużo. Następnego dnia dowiedziałam się, że całował się z jakąś dziewczyną w tym klubie. Chciałam to przemyśleć. Kiedy ja spałam, on napisał mi dość sporo wiadomości. Przepraszał, a ja nie wiem, co z tym zrobić.

Mówiłam cichym, ledwo słyszalnym głosem. Nie ośmieliłam się spojrzeć na mojego rozmówcę ani razu. Patrzyłam na swoje ręce, na okno, na podłogę.

– Całość znasz chyba tylko ty. Nie miałam okazji nikomu innemu opowiedzieć, co się stało – dokończyłam historię i wreszcie spojrzałam na G-Dragona. Poruszał ustami, jakby chciał coś powiedzieć, ale potem zaraz je zamykał.

~~~~~~~~~~~~

*Big Different Family – fandom D. Sisters.

Nie jestem zadowolona z tego rozdziału :/
Był pisany kawałkami (które chyba nawet widać, gdzie robiłam przerwy...) cały ten tydzień i wydaje mi się, że jest ,,nieprzemyślany". No ale może akurat wam przypasuje... eh...

Przepraszam, że aż tyle czekaliście na to, ale *kto nie lubi słuchać wyjaśnień, może spokojnie ominąć ten akapit* miałam mały dostęp do komputera, bo ,,on nie jest tylko mój", odbyły się coroczne tak zwane ,,porządki świąteczne", co też zabrało mi czas. Wena sobie poszła i zostawiła mnie na lodzie, a na dodatek nauczycielom umyślały się kartkówki, pytania i sprawdziany w ostatnim tygodniu przed świętami.

Dziękuję wam bardzo za te AŻ 9 komentarzy i za każdą gwiazdkę! Wyściskałabym was wszystkich (już kilka kochanych osóbek wyściskałam, ale spodziewajcie się powtórki :P)! Może moje dziękowanie robi się nudne, ale ci co piszą wiedzą, ile to znaczy :3

W związku z nadchodzącymi świętami (i prawdopodobieństwem mojego braku czasu przez ten okres), z góry informuję, że wasz Polsat (dziękuję wam za ksywkę XD) napisze następny rozdział niezbyt szybko. Ale chyba jeszcze w tym roku :P

Już teraz (bo pewnie o świątecznym czymś, co mi właśnie do głowy przyszło - zapomnę) chcę wam wszystkim życzyć wesołych świąt Bożego Narodzenia! (U góry piosenka, która mi się całkiem spodobała, chociaż SNSD nie słucham, a Taeyeon samą sobą mnie jakoś tak irytuje...)

Caroly



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro