Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R.5 Rada


Pod wejściem do sali narad rozstali się. Miron wszedł głównym wejściem, a Ida skierowała się w do niepozornych drzwi prowadzących do bocznej nawy. Było to miejsce przeznaczone głównie dla panien dworu. Tam z podwyższenia mogły spokojnie obserwować przebieg obrad, prowadząc jednocześnie swobodne rozmowy. Ida zasiadła między nimi, witając się z niektórymi damami uprzejmym uśmiechem lub skinieniem głowy. Zewsząd dobiegały ją szepty, komentujące każde słowo, które padło na sali z ust tych starych głupców.

Panie ubrane w kolorowe suknie osłaniały twarze modnymi wachlarzami. Wszystkie niezależnie od wieku miały w sobie coś z natury polnych kwiatów. Były piękne i wonne, ale niestety zostały przedwcześnie zerwane i włożone do wazonu zwanego małżeństwem. Teraz siedziały na wygodnych ławeczkach i obserwowały z góry poczynania swoich mężów. Wśród nich nie było Heleny. Jako królowa miała prawo zasiąść u boku swojego króla i czynnie uczestniczyć w przebiegu dyskusji. Z czego oczywiście skorzystała.

Dzisiejsze spotkanie dotyczyło nieszczęśliwego incydentu na targu, który doprowadził do ogromnych strat wśród okolicznych handlarzy. Konkretnie chodziło o obławę przeprowadzoną przez gwardię rycerską na nieszczęsnego Doriana.

Według słów kapitana straży postać tego ulicznego zaganiacza urosła do miana poszukiwanego przez cztery strony świata łotra, który dopuścił się tak wielu zbrodni, że na wymienienie ich wszystkich nie starczyłoby życia.

To właśnie ten argument stał się głównym usprawiedliwieniem na brutalność i bezwzględność przeprowadzonej przez rycerzy akcji.

Niestety fakt, że Dorianowi „udało się" uciec położył gorzki cień porażki na sensowności podjętego przez nich działania.

Niektórzy z odważniejszych kupców, stawili się dzisiaj przed obliczem rady, by w imieniu wszystkich poszkodowanych żądać od króla nie tylko przeprosin, ale i pieniężnej rekompensaty za stracone majątki.

Teraz stali przed jego obliczem wystrojeni w najlepsze łachmany, jakie mieli i niczym stado zdesperowanych myszy z wysoko uniesionymi czołami wpatrywali się w oczy znudzonego kota, licząc, że ten jednak ich nie zje.

Ida wychyliła się lekko przez barierkę, by lepiej przyjrzeć się Królewskiej Mości.

Jakub rzeczywiście z twarzy miał w sobie coś z kota. Obserwował całe to zajście z lekko przymrużonymi oczyma i głową wspartą na dłoni. Od czasu do czasu zdarzało mu się ukradkiem ziewnąć, ku niezadowoleniu kupców, którzy w tym momencie mieli pełne prawo poczuć się zlekceważeni. Był wyraźnie znudzony, a jego myśli zdaje się zupełnie nie były związane z całą tą sprawą.

Był w końcu królem.

Według siebie nie musiał się przejmować opiniami i żądaniami motłochu.

Gdy przed szereg wyszedł sprzedawca zegarków, poczciwy staruszek z mocno już zarysowaną łysiną na głowie, i na kolanach zaczął błagać króla o miłosierdzie, ten tylko mocniej oparł się na dłoni i zsunął się z tronu do pozycji niemal leżącej.

Staruszek jednak zdawał się nie zauważać mowy ciała swojego władcy.

- Wasza wysokość ci wandale – tu wskazał na rycerzy stojących na straży naokoło sali – wczorajszego dnia bez ostrzeżenia zaatakowali niewinny tłum w poszukiwaniu przestępcy. Mogę to zrozumieć, to w końcu ich powinność, ale czy ich powinnością było także szukać go także na moim stoisku ze srebrnymi zegarkami? Czy ich powinnością było rozwalenie każdego z moich dzieł tylko po, to by przekonać się, że w tych malusieńkich mechanizmach nie ukrył się dorosły mężczyzna? Ci brutale roztrzaskali każdy zegarek, jaki miałem w swoim posiadaniu, pozbawiając mnie i moją rodzinę możliwości zarobku. Teraz, jeśli mój panie się nade mną nie ulitujesz ja i moi bliscy umrzemy z głodu.

Podobny los spotkał obecnych tu moich przyjaciół z kupieckich gildii. Oni również stracili wszystko w imię wyżej sprawiedliwości. Twoi żołnierze zniszczyli wszystkie towary, jakie posiadali. Zdemolowali miejsce, w którym pracowali. I po co? Dlaczego się do tego posunęli?

Starzec pochylił głowę, a przez jego usta wydostał się zduszony szloch. Wyglądając jak potomek boginek pecha jeszcze bardziej pokłonił się przed radą i królem, i spróbował kontynuować swoje wystąpienie drżącym od nadmiaru emocji głosem.

- Zrobili to by pojmać człowieka, który zupełnie nie był z nami związany – zaczął cicho.

- Ten Dorian, o którym tak wiele twoi strażnicy dziś mówili, był nam całkowicie obcy. Jego zbrodnie nie były naszymi zbrodniami. I mimo, że nie odpowiadamy za jego czyny, a jednak to my zostaliśmy za nie ukarani.

Ponad setka ludzi została wczoraj obdarta ze wszystkiego, co posiadała, zniszczono ich kramy. Ich towary.

Jeśli nam nie pomożesz zginiemy podczas zimy.

Nasz los spoczywa w twoich rękach Panie, dlatego – Błagam! Ulituj się nad swoim ludem i wspomóż nas, na tyle byśmy mogli podnieść się na nogi i na nowo rozpocząć swoje interesy!

Czoło staruszka uderzyło mocno o marmurową posadzkę. Klęczał w poniżającej pozie przed swoim władcą. Do niego przyłączyli także pozostali kupcy. Wszyscy obdarci z dumy, z zaciśniętymi powiekami czekali w pokornej ciszy na wyrok Króla.

Wśród dworskich dam przebiegł szmer współczucia. Każda z tych przepięknych kobiet była gotowa wstawić się za tymi biednymi ludźmi, ponieważ słowa  starca zdołały poruszyć w ich sercach tę łagodną strunę, która odpowiadała za empatię i solidarność w cierpieniu z innymi.

Dla nich sprzedanie kilku swoich sukni czy też oddanie kosztownej biżuterii – nie było kłopotem, a dla kupców – prawdziwym cudem.

Niemałe poruszenie zapanowało również w niższych partiach komnaty. Szlachta usadzona przy stołach po prawicy i lewicy królewskiej pary gorączkowo wymieniała pomiędzy sobą niezbyt zadowolone uwagi.

Mężczyźni u władzy nie byli skorzy by dzielić się swoim bogactwem z biedakami. Myśl o tym, że mieliby w jakikolwiek sposób wesprzeć tych nędzarzy budziła w nich obrzydzenie.

„A niech zginą..."

„Żebraki, chcą położyć swoje brudne łapska na moich bogactwach?! Nie w tym życiu!"

„To ich problem. Niech sami sobie z nim poradzą"

Ida nawet ze swojego miejsca była w stanie usłyszeć takie słowa, jednocześnie gdzieś z tyłu żony tych samolubnych mężczyzn już planowały dobrowolną zbiórkę na rzeczy poszkodowanych.

W tej jednej sali można było odnaleźć tak różne spojrzenia na tą samą sytuację. Kobieta zmarszczyła lekko brwi w konsternacji.

Mimo, że sama nie zabrała głosu w tych spontanicznych dyskusjach między elitą, to z uwagą wchłaniała każde usłyszane słowo i dokładnie je zapamiętywała. Nigdy nie wiadomo, jakie informacje kiedyś się jej przydadzą.

W pewnym momencie wyczuła, że ktoś się w nią wpatruje. Rozejrzała się po całym pomieszczeniu aż złapała spojrzenie wężowych oczu Mirona. Stał w cieniu tuż przy boku swojego króla. Głową wskazał jej kupców, którzy mimo panującego wokół rozgardiaszu wciąż pokornie czkali na odpowiedź. Skrzywił usta i pokręcił przecząco głową. Ida zrozumiała ten krótki przekaz. Jej mąż nie wróżył dobrej przyszłości tym ludziom.

Dlatego ona sama ukradkiem wskazała mu na kobiety siedzące wokół niej i pokazała kciuk uniesiony w górę. Potem szybko zamigała mu krótką wiadomość, tłumaczącą nastroje w górnych nawach.

Miron skinął na to powoli głową. Następnie nachylił się nad znudzonym królem oraz jego żoną i wyszeptał do nich kilka słów.

Gdy skończył szturchnął ponurego szambelana, a ten mocą swojej ciężkiej laski uciszył całe zgromadzenie po trzykroć uderzając metalowym prętem w podłogę.

W komnacie wszystko nastała cisza jak makiem zasiał.

Król poprawił się na swoim tronie i powiódł wzrokiem po wszystkich uczestnikach zebrania.

- Wysłuchaliśmy dziś twoich żali się starcze i rozumiemy, dlaczego przyszedłeś tu błagać nas o ulitowanie. Jednakże musisz mieć świadomość, że królewski skarbiec nie jest na tyle przepełniony by rozdawać złoto każdemu, kto poprosi. Gdybyśmy używali takiej polityki w ciągu tygodnia całe złoto naszego kraju przepadłoby w rękach uszkodzonych jednostek, które nie potrafią same przetrwać!

Komnata zawrzała na krótką wypowiedź Jakuba.

Zwłaszcza młodsi kupcy, porzucili pokorne pozy i z niedowierzaniem pomieszanym z rosnącą nienawiścią wpatrywali się w króla. Czy on im odmówił?

Hałas narastał, co stało się znakiem dla szambelana by ponownie zrobił użytek ze swojej laski.

Tak też uczynił. Mocne stukanie o podłogę przezwyciężyło ogólną wrzawę.

Król nieporuszony wbijał swój znudzony wzrok w jedynego kupczyka, który nie zmienił swojej pozycji.

Starzec wciąż klęczał.

- Twoje płaszczenie się zaczyna mi pochlebiać – rzucił szyderczo w jego stronę i powiedziałby z pewnością coś więcej gdyby w tym momencie do gry nie dołączyła Helena.

Położyła swoją rękę na kolanie męża i powstrzymała go od wypowiedzenia kolejnych gorzkich i obraźliwych słów.

- Mimo, że królestwo nie jest wstanie obradować złotem każdego pokrzywdzonego przez los człowieka, to należy zauważyć, że w tej sytuacji zostaliście pozbawieni swoich dóbr nie ze swojej winy. I dlatego królestwo otoczy was swoją opieką. Nie martwcie się o tegoroczną zimę. Jako wasza królowa zrobię wszystko co w mojej mocy, by wam pomóc w czasie chłodu i głodu.

Helena z wdziękiem urodzonej szlachcianki wstała ze swojego tronu i zeszła z niewielkiego podestu, by stanąć tuż obok łysiejącego staruszka. Uklęknęła tuż przed nim i uniosła jego nieszczęśliwą twarz ku sobie.

- Jesteś bardzo odważnym człowiekiem. Uczciwym, sprawiedliwym i ufnym w stosunku do swoich władców. Zostaniesz za to nagrodzony. Oto naszyjnik, który otrzymałam jako pożegnalny dar od moich braci, gdy opuszczałam moją ojczyznę. Jest bezcenny. Powierzam go w twoje ręce. Chcę byś go spieniężył, a  za to co otrzymasz w ramach zapłaty podzielił między tych którzy ucierpieli w wyniku działań królewskich straży. Oprócz tego jestem pewna, że znajdzie się wielu innych dobrowolnych darczyńców, którzy zechcą pomóc wesprzeć kupieckie gildie w odbudowie zniszczonego targu i stoisk.

Staruszek oniemiały trzymał w swoich pomarszczonych dłoniach drogocenny szmaragdowy naszyjnik Heleny, a po jego policzkach płynęły prawdziwe łzy.

Pierwszy aplauz wybuchł ze strony kupców, młodsi handlarze poczęli głośno wiwatować i wykrzykiwać imię Heleny. Chwile potem dołączyła do nich cała sala.

Kobiety z nawy już rozpoczęły w myślach przegląd kosztowności, którymi będą mogły obradować potrzebujących, a szlachetnie urodzeni panowie cieszyli się, że chęć pomocy gildiom będzie dobrowolna.

W ten sposób udało się nakarmić zarówno wilka, jak i ocalić skórę owcy.

Helena stała pośród prostego ludu i promieniała szczęściem.

A Ida z oddali obserwowała tę scenę równie uradowana co jej przyjaciółka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro