Rozdział dziewiąty
Zaczęło się niewinnie, ale jednocześnie okropnie. Pierwsze pęknięcie było niewielkie ale bolało jak nic dotąd. Error z trudem powstrzymał się od krzyku. Nie mógł pokazać słabości. Co prawda był sam w piwnicy, nikt go nie torturował, ale wiedział, że jeżeli pozwoli sobie na krzyk, Dream go usłyszy. Dream to pół biedy, ale Error nie wiedział, czy jest z nim Ink... A Inkowi słabości nie pokaże, nigdy, choćby miał umrzeć z bólu i udusić się wstrzymywanym krzykiem.
Spojrzał na pękniecie w kości na palcu. Nie było duże, było nawet ledwo widoczne, ale było tam. I oznaczało, że Errorowi kurczył się czas. Nie mógł użyć magii przez ten głupi wynalazek Inka, było jej w jego duszy coraz więcej, rozchodziła się po kościach, była w nim. Czuł ją, ale nie mógł jej użyć. A ta, nie znalazłszy ujścia, robiła je sobie sama. Było jej coraz więcej, napierała... I powoli rozpierała go od środka. Wiedział że jeżeli Bad Guys się nie pospieszą z misją ratunkową, będzie po nim. Ale on mógł im w tym pomóc. Mógł spróbować uciec. Nie miał już czasu na podchody z Dreamem, musiał działać szybko.
Error powoli wstał i małymi kroczkami podszedł do schodów prowadzących do wyjścia z piwnicy. Nie zastawi na nich pułapki, nie wejdzie też szybko na schody, były zbyt wysokie, by łańcuch na nogach pozwolił mu chociażby postawić stopę na stopniu. Musiałby jednocześnie unieść drugą stopę, a latać niestety nie potrafił. Poręczy przy schodach też nie było, więc nie mógł się wciągnąć po niej na górę czy się oprzeć, by podciągnąć nogi. Musiał spojrzeć prawdzie w oczy, droga po schodach odpadała.
Rozejrzał się uważnie w nadziei, że znajdzie jakąś inną drogę ucieczki, mimo, iż piwnicę znał już na pamięć. Zrezygnowany usiadł na stopniu. Nie było możliwości ucieczki, musiał czekać na pomoc. A nienawidził bezczynnie czekać. Nagle do głowy przyszedł mu pewien pomysł. Wiedział, że jest on szalony i najprawdopodobniej nic nie osiągnie, ale musiał spróbować. Zamknął oczy. Skupił się na tej denerwującej obecności, którą zawsze wyczuwał gdzieś w głowie i od której próbował się jak najskuteczniej odcinać. Wiedział, że Nightmare zawsze starał się mieć z nim jakąś więź i wyczuwać jego emocje. I teraz bardzo by się to przydało.
Ale jak na złość nie czuł w swojej głowie Pana Koszmarów. Ten jeden raz, kiedy tego chciał, go nie było. Wiedział, że to wina Inka, zablokował mu całą magię i aurę, odciął go od Nightmare'a. Ale nie zaszkodzi spróbować... Nightmare mu nieraz tłumaczył, jak to działa i jak on to robi... Ten jeden raz musiał się otworzyć na magię przyjaciela. Error skupił się na tym, jak zawsze odbierał Nightmare'a, gdy był obok niego. Skupił się na mrocznej aurze, którą wokół siebie roztaczał, mającej wzbudzać w innych strach, ale sprawiającej, że Error czuł się bezpiecznie. Nigdy nie powiedział tego Nightmare'owi, ale lubił być w zasięgu jego mrocznej aury i blisko Pana Koszmarów. Lubił ten lekki dreszcz, gdy wchodził w zasięg otaczającej przyjaciela aury przesyconej negatywnością, lubił to uczucie ciepła promieniującego z mazi pokrywającej Nightmare'a...
-Night, pomocy!- krzyknął w myślach Error- ratuj... Już nigdy ci się nie sprzeciwię, ale wyciągnij mnie stąd...
Otworzył oczy. Denerwująca obecność się nie pojawiła, ale i tak miał nadzieję, że Nightmare go wyczuł. Co prawda emocje były magią zupełnie mu nie znaną, ale wiedział, że Nightmare wyczuwał silne zmiany ich emocji. Może to też wyczuł? Cóż, pozostało czekać...
Nagle usłyszał szczęk klucza w zamku. Odwrócił się. Do pomieszczenia wszedł Ink.
*****
Nightmare sam nie wiedział, dlaczego powiedział akurat to. W głowie miał setki pytań, począwszy od: kim jesteś, przez: jak się tu dostałeś, a skończywszy na: dlaczego tu jesteś? Jednak powiedział to, co było w danej chwili najmniej istotne. Powiedział po prostu:
-to mój kubek.
-wiem- odparł przybysz, po czym znowu napił się z kubka, ewidentnie ciesząc się z możliwości denerwowania Nightmare'a.
Nightmare cicho westchnął. Będzie musiał poczekać na swój ulubiony kubek, najpierw jednak go pięć razy porządnie umyje.
-co tu robisz?- zapytał Nightmare, patrząc groźnie na przybysza.
-cieszę, że w końcu zadałeś to pytanie- odparł szkielet, odkładając kubek do zlewu- przybyłem tu, by coś ustalić... Gdzie jest Error? Co mu zrobiliście?
Gdy Nightmare to usłyszał, aż się w nim zagotowało. Nic nie zrobił Errorowi, nigdy by go nie skrzywdził! Prędzej sam by zginął niż pozwolił, by ktoś go skrzywdził!
-nic mu nie zrobiliśmy- odparł Nightmare. Ton jego głosu sugerował, że lepiej dla przybysza, by szybko stąd uciekał.
-Error nie przyszedł na spotkanie- rzekł przybysz- nigdy nie omijał naszych spotkań, czasem się tylko spóźniał, zawsze z waszej winy. Ostrzegałem go przed wami, mówiłem, że nie można wam ufać. Więc pytam ostatni raz, co mu zrobiliście?
-nic mu nie zrobiliśmy, Ink go zabił- warknął Nightmare. Ledwo się powstrzymał przez zaatakowaniem nieznanego szkieletu.
-wiedziałbym, gdyby zginął- odparł szkielet- on żyje.
-Error zginął!- krzyknął Nightmare - nie próbuj mi wmówić, że jest inaczej! Gdyby żył, wyczułbym jego emocje!
-nie pomyślałeś, że coś je blokuje?- rzekł spokojnie przybysz- nie pomyślałeś, że ktoś chce, byś myślał, że Error nie żyje? Error jest moim przyjacielem, wiedziałbym, gdyby zginął.- szkielet stworzył linkę i zaczął się nią bawić- mam pewną więź z Errorem. Wiedziałbym, gdyby została zerwana. Error ma kłopoty, a my musimy mu pomóc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro