2 część
***Sam***
Schodze po schodach przy tym uważając aby nie opuścić Nicol.
Otwieram dżwi listonoszu który prawdopodobnie ma dla mnie przesyłkę bądz dla mojej rodziny
-Dzień dobry-witam się z uśmiechem na twarzy.
-Dzień dobry. Pani Samantha Parker? -zapytał
-Tak-odpowiadam jeszcze z wiekszym uśmiechem
-To dla pani-powiedział i wręczył mi list i paczkę.
Delikatnie odłożyłam dwuletnią Nicol i chwyciłam paczkę.
-Dziękuję-podziekowałam i Zamknełam za sobą dżwi.
-Mama mogę iść na dwór?-zapytała z miną szczeniaczka
-Kochanie nie. Jestem zajęta. Później pójdziemy razem z Lenką i z Viką. Ok?-zapytałam
-Ok-powiedziała i spóśćła głowę w dół.
Otworzyłam list w którym było napisane następujące słowa:
Sam podróż poślubna jest wspaniała. Razem z Oliverem jesteśmy na plaży od rana do wieczora. Uważam na zdrowie. Nawet byłam tu u doktora który powiedział że wszystko w porządku i nawet mój stan się poprawił. Pozdrów Chrystiana i oczywiście Lenke i Nicol i moją ulubienicę Viktorię. Do zobaczenia.
Jak głupia uśmiechnełam się sama do siebie. Przez te dwa lata dużo się zmieniło.
Mój ślub z Chrystianem.
Ślub Roxs i Olivera.
Córki mi urosły. Wszystkie.
Jednym słowem jestem szczęśliwą mężatką z trzema córkami.
***Veronika***
Jadłam ciastko w kawiarni z moim przyjacielem gejem-Aronem kiedy zauważyłam GO. Tą postaci poznałabym nawet na końcu świata. Speszona spóściłam wzrok na ciastko choć chciałabym patrzeć na niego.
-Veronika wszystko w porządku? -zapytał Aron
-Tak. Pójdę odnieść talerz. -i bez słowa stałam i poszłam.
-Veronika? -zapytał lekko podernowany Nick
-Nick?
-C co ty tu robisz? -zapytał
-To samo co ty-odpowiedziałam i odeszłam.
Wiem że jestem na niego zimna , ale nie potrafię inaczej. Mogę go albo kochać albo nienawidz. Wole tą drugą opcję.
Pov.Roxs
Jestem z Oliverem w podróży poślubnej. Ten głupek zabrał mnie do Grecjii. Wszystko pięknie , ale źle się czuje. Tu lekarz powiedział , że badania wyszli naprawdę źle. Nic nie mówiłam Oliverowi. Nie chcem go martwić. Nie chcem.
***Sam***
-Tato, co się z tobą dzieję? -zapytałam
-Nic....
-Tato! Nie pierdol mi tutaj głupot! Źle wyglądasz. Mów! Martwię się o ciębie. Powiec co się dzieje. Proszę. -błagałam
-Musimy porozmawiać. -rzekł
-Dobrze.
-Samantho wiesz jak bardzo cię kocham? Byłaś i jesteś moją kochaną córeczką. Na zawsze nią zostaniesz. Pamiętam dzień w którym cię zobaczyłem. Byłaś malutka. Taka słodka. Bałaś się każdego. Kiedy mnie zobaczyłaś uśmiechnełaś się. Powiedziałaś "ma pan ładnego miśa". Ja wtedy odpowiedziałem ci , że to dla ciebie. Podeszłaś do mnie i mnie przytuliłaś. Wychowaliśmy cię z mamą na dobrą kobietę ze złotym sercem. Mimo to , że nie jesteś naszą córką to zawsze będziemy i traktujemy jak własne dziecko. Sam córeczko czas poznać prawdę o swoich rodzicach biologicznych.
-Co? Tato , nie. J ja nie chcem ich poznać. Ty jesteś moim ojcem, a oni mnie pożucili. Nie chcem ich znać. Nie chcem. -łzy ciekły strumieńem.
-Ale oni chcą , a w zasadzie ona. -powiedział
Hej po długim czekaniu wreszcie coś napisałam;-). Przy okazji zapraszam na moje nowe opowiadanie pt."Help me! " znajdziecie je na moim profilu. Są tam już dwa rozdziały. Dzięki za 2,1 wyświetleń. Następny rozdział będzie (POSTARAM SIĘ DODAĆ) za dwa dni.
Ps.Wesołych świąt ;-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro