Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

Czekając pod tymi drzwiami czułam się jak idiotka, ale krótko mówiąc, to był chyba najszybszy z pomysłów, jakie przyszły mi do głowy. Niby z tymi ,,przeprosinami" – bo w zasadzie nie bardzo wiem, jak to określić, bo to raczej bliższe wyjaśnienie – mogłabym poczekać do wieczora a nawet do jutra, ale ja potrzebowałam zrobić to jeszcze dzisiaj i tak szybko, jak się da. Zajęcia wokalne skończyły się szybciej, niż przypuszczałam, toteż udałam się od razu pod salę taneczną, gdzie ćwiczyło całe BTS. Ich lekcja też dobiegła końca, po przez oszklone do połowy drzwi widziałam, że zbierają rzeczy.

Chłopaki zaczęli powoli kierować się do wyjścia, a kiedy zauważyli mnie od razu zaczęli się witać. Domyślili się, że ,,mam sprawę" bo patrzyłam tylko w jednym kierunku dając jasno do zrozumienia, że chce pogadać z tą jedną konkretną osobą.

Tae nie był specjalnie zaskoczony, chyba się mnie spodziewał. Złapałam go za rękę i wprowadziłam ponownie do sali tanecznej, która już do końca dnia miała być wolna. Chyba, że ktoś przyjdzie na własną rękę, chociaż częściej chodzą do tej drugiej, mniejszej.

Stanęłam naprzeciw mojego przyjaciela i lekko się uśmiechnęłam.

– Wybacz, za tego całego focha, ale wiesz, że miałam powód – powiedziałam i podparłam się pod boki. – Miej na uwadze też to, że ja nie pamiętam słowo w słowo wszystkiego, co ty mi mówiłeś, a wiesz, że nie raz gadasz jak najęty.

Zaśmiał się.

– Też przepraszam – odparł poważnie. – Przynajmniej wiesz, jak ja się wtedy czułem – otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale uniósł dłoń. – Wiem. Dlatego jeszcze raz przepraszam. Wtedy jeszcze się nie przyjaźniliśmy, więc... A propos gadania, to jesteś gorsza niż ja – uśmiechnął się, co odwzajemniłam.

– Dobra, skoro już tu jestem, to sobie poćwiczę – zrzuciłam z ramion torbę i wyjęłam butelkę.

Prychnął i położył swój plecak koło mojego.

– Pamiętam te czasy, kiedy ja też ciągle tu ćwiczyłem – wspominał. – Teraz mam tyle innych rzeczy na głowie, że nie ma czasu. A nawet jakby, mam wystarczająco tańca w planie.

– Co masz teraz w grafiku? – zapytałam. Wiedziałam, jak bardzo mój plan dnia jest przesadzony, więc zastanawiałam się, co robią chłopcy.

– Przerwa obiadowa.

– Nie idziesz? – uniosłam brwi. Ja miałam pół godziny wcześniej i był to mój ulubiony czas, bo potem na następny posiłek czeka się aż do kolacji.

– Nie jestem głodny – podsunął sobie krzesło stojące w rogu sali, z którego korzystał któryś z zespołów przy choreografii. – Pobawię się w jury.

Prychnęłam, mówiąc, żeby tylko mi tu z głodu nie zdechł i związałam włosy w byle-jakiego koka. V zaczął klaskać jak małe dziecko, a ja spiorunowałam go wzrokiem.

– Zawsze mnie wyganiasz – wzruszył ramionami. Prawda. Bo nie lubię, jak ktoś się gapi na mój taniec. A już zwłaszcza ten, choć oczywiste było, że zobaczy mnie ogrom ludzi. Na żywo. No, ale wtedy nie będę sama, tylko z dziewczynami.

Podeszłam do radia, które stało w koncie pomieszczenia i wybrałam numer pięćdziesiąt trzy, ze ścieżką dźwiękową do naszej piosenki. No i zaczęłam, czując się dziwnie skrępowana przez śledzące każdy mój ruch brązowe oczy. Przyznaję, układ był dosyć... Ja wiem? W każdym razie, opierał się na czymś, co nieco przypominało taniec na rurze bez rury. Ja wcale nie przesadzam.

– Izzy, przestań – poprosił, a raczej zażądał Tae.

Zesztywniał na tym krześle.

– Muszę to przećwiczyć, ostatnio mi nie wyszło – odparłam, zupełnie go ignorując.

– Błagam, skończ – powiedział z naciskiem, odwracając głowę w bok, ale mimo to, co jakiś czas patrzył w moją stronę.

– To jest nasz układ – przypomniałam mu, wykonując półobrót. – Będziemy go tańczyć na naszym debiucie. Zawsze możesz sobie iść i nie patrzeć.

– W takim razie idę pogadać z szefostwem – wstał i wyszedł z sali.

– V, nie! – zawołałam, biegnąc za nim do połowy korytarza. Zatrzymał się i spojrzał na mnie. – Nie rób tego! – poprosiłam.

– Ile masz lat? – zapytał, nieco podniesionym głosem, podchodząc bliżej mnie

– To nie jest ważne – przewróciłam oczami i zapasałam ręce.

– Właśnie, że jest – zaprzeczył iście ojcowskim tonem. – Nie uważasz, że jesteś za młoda na takie... ruchy, gesty i pozy?

– Czemu? – zapytałam, pomimo tego, że znałam odpowiedź aż za dobrze. Jednak chciałam ją usłyszeć z jego ust. Chociażby dla potwierdzenia myśli.

– Bo... - tu odchylił głowę i przygryzł wargę, zapewne myśląc, jak to sformułować. Spojrzał w bok, po czym powiedział: – Są takie męskie instynkty, których nie da się powstrzymać. – Zrobiłam pytającą minę. – I do cholery, nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię! – prawie krzyknął.

– Al... – zaczęłam, opierając się o ścianę, jednakże mi przerwano.

– Nie ma żadnego ,,ale"! – przerwał mi. – Porozmawiam z nimi i uświadomię, co z was robią. Nie będziesz tak tańczyć.

– Nie będziesz mi rozkazywać! – sprzeciwiłam się.

– Nie pyskuj, młoda – powiedział i położył dłoń na ścianie obok mojej głowy.

Prychnęłam i ponownie zapasałam ręce. Nie zmierzam się go słuchać.

– Czemu ty mi to robisz? – zapytał cicho, ale słyszałam go bardzo dobrze. – Czemu się tak zachowujesz? Nie znęcaj się nade mną... – rzekł błagalnym tonem i postawił drugą dłoń, zagradzając mi drogę ewentualnej ucieczki.

– Znęcam? – uniosłam brwi. – Niby jak?

– Jesteś sobą, bardzo śmiałą sobą, wykraczasz poza wszelkie słodkie standarty i to jest strasznie irytujące a zarazem... – przybliżył się nieco. Co ja plotę, bardzo! Być może za bardzo. Spojrzałam mu w oczy, a on natychmiast je zamknął i się cofnął, wydychając powietrze. Ten ułamek sekundy jednak zdołał mi wyjaśnić więcej, niżbym chciała.

Otworzyłam usta ze zdziwienia i po chwili znów je zamknęłam. Zrozumiałam. W zupełności zrozumiałam. Najzabawniejsze jest to, że on robił dokładnie to samo.

– Nie powinniśmy, V – powiedziałam swoim standardowym głosem. – To wbrew zasadom.

Odszedł parę kroków i zaczął wymachiwać rękami.

– Oczywiście! Myślisz, że tego nie wiem?! - krzyknął, po czym dodał już znacznie ciszej: – Ale proszę, nie utrudniaj mi samokontroli.

– Powinnam ci powiedzieć dokładnie to samo – westchnęłam i spuściłam wzrok. – Mówisz, że to ją się nad tobą znęcam. Tymczasem, wiesz, jak wygląda i zachowuje się mój najlepszy przyjaciel? – zapytałam, mając oczywiście jego na myśli. – Ile razy posyła mi ten swój irytujący uśmieszek i przygryza wargę?

Znów położył ręce po obu stronach mojej głowy. Tym razem żadne z nas nie urwało kontaktu wzrokowego.

– Przepraszam – szepnął, chyląc głowę. Trzeci raz tego dnia słyszę to z jego ust.

– Nie twoja wina – powiedziałam kręcąc głową i spojrzałam na niego. – Chciałabym, ale nie mogę. Ja nie jestem pełnoletnia, a ty tak. Nie mam nawet szesnastu lat – westchnęłam i odwróciłam wzrok. Ostatnie, czego teraz chciałam to widok tych pięknych, brązowych oczu.

– Wiem – skinął głową i odszedł kilka kroków w tył. – To mogłoby mieć sens za jakieś cztery lata.

– Ale... – zaczęłam powoli, a jego wzrok skierował się na mnie. – Nadal się przyjaźnimy? – zapytałam.

Skinął głową i uśmiechnął się smutno, a ja także.

– Jeżeli mi pomożesz się opamiętać, kiedy będzie trzeba, to być może nie zwariuję – rzucił przybitym głosem, który zamaskował pod obojętnością. Innych może by tym oszukał, ale nie mnie. Przez ten miesiąc poznałam go aż za dobrze.

– Postaram się – odparłam i razem z nim udałam się w kierunku wyjścia z budynku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro