Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30: Muszę ci coś powiedzieć...

Zakochanie jest mimo wszystko tylko rozjątrzeniem siebie, trudną do opanowania, natarczywie natrętną obsesją zajmującą cały czas i całą przestrzeń. Zagnieżdża się wprawdzie w mózgu, ale tak naprawdę wypełnia głównie ciało. Miłość, jeśli w ogóle, pojawia się później.Absorbuje inaczej. Nie jest tylko namiętnością obecnej chwili.

~~Justin's POV~~

Wbiegłem do szpitalnego korytarza i nie zatrzymując się przy recepcji, pognałem po schodach. Sprawnie ominąłem wszystkich wchodzących ludzi, rzucając niechlujne 'przepraszam' i przejechałem ręką po włosach, będąc na odpowiednim pietrze. Rozejrzałem się wokół, przecierając twarz.

Byłem cholernie zdenerwowany i rozkojarzony, a to wszystko z powodu tego, że osoba bliska mojemu sercu teraz prawdopodobnie walczyła o życie, a ja nie mogłem nic zrobić. Nie mogłem przenieść tego wszystkiego na siebie, choć zasługiwałem na to bardziej niż Bella.

– Justin!

Usłyszałem za sobą, więc od razu się odwróciłam, dostrzegając Jasmine, Ethana, Zayna i swoją siostrę, która ryczała, biegnąc w moją stronę. Pokonałem dzielącą nas odległość i wtuliłem w siebie brunetkę, gdy wpadła w moje ramiona. Pocierałem uspokajająco jej plecy, starając się ją uspokoić, ale sam byłem kłębkiem nerwów, co wcale sprawy mi nie ułatwiało.

Uniosłem dziewczynę do góry, nadal trzymając ją w uścisku i ruszyłem w stronę reszty obecnych. Stanąłem przy nich, patrząc na ich twarze i próbując niemo wytłumaczyć im, że oczekuje wyjaśnień.

– Shh... – odezwałem się, całując siostrę w czoło. Posadziłem ją na krześle, a następnie spojrzałem na Zayna.

– Wytłumaczycie mi, co się stało?

Mój głos drżał i miałem tego świadomość, ale nie potrafiłem trzymać nerwów na wodze, gdy nie wiedziałem, co działo się z moją księżniczką. Patrzyłem jak Jasmine wybucha kolejną spazmom płaczu i wtula się w ramiona swojego chłopaka, nie mówić nic, a Malik bezsilnie wzrusza ramionami.

– Nic nie wiemy – powiedział po chwili, patrząc na salę zapewne operacyjną, nad którą świeciła się czerwona lampka, więc pewnie oznaczało to, że jest zajęta. Zmusiłem się do kiwnięcia głową, a potem usiadłem obok Jazzy i wtuliłem ją w swój bok. Zacząłem nuciłem jej do ucha jedną ze swoich starych piosenek, gdyż to zawsze ją uspokajało.

W dzieciństwie zawsze, gdy nie mogła spać, przychodziła do mnie i prosiła, bym jej coś zaśpiewał, a potem stało się to naszą tradycją.

– Przepraszam, co z Izabellą Timson?

Spojrzałem na przyjaciela, gdy ten zaczepił przechodzącą pielęgniarkę i miałem ochotę porządnie nakrzyczeć na tą dziewczynę, gdy ta jakby nigdy nic wzruszyła ramionami i ruszyła zapewne do pokoju lekarskiego.

– Stan pacjentki jest opanowany.

W drzwiach pojawił się wysoki, postawny mężczyzna ubrany w biały kitel i skinął nam wszystkim głową, odpowiadając na wcześniejsze pytanie.

– Jest tutaj jakaś rodzina pacjentki? – zapytał, patrząc uważnie po naszych twarzach. Jasmine od razu wyrwała się do przodu, stając przed blondynem i przedstawiając siebie. Dopiero teraz mogłem dostrzec jak cała dygocze i jak ledwo trzyma się na nogach, a sam wiedziałem, że nie byłem w lepszym stanie, bo nawet nie potrafiłem prowadzić samochodu i gdyby nie Derek, który mnie tutaj przywiózł, pewnie spowodowałbym nie jeden wypadek.

– Proszę mówić przy wszystkich, to przyjaciele i narzeczony Belli.– powiedziała, widząc, że lekarz przygląda nam się z uwagą. Zmarszczyłem brwi na jej słowa, ale zaraz pokiwałem głową i oddając siostrę w ręce Zayna, stanąłem obok brunetki. Wziąłem głęboki oddech, a czas, w którym mężczyzna się nie odzywał był dla mnie wiecznością. Musiałem wiedzieć co z Izabellą, bo inaczej bym zwariował i po minie blondyna wiedziałem, że nie czekają nas dobre wiadomości.

Dopiero teraz doszło do mnie jakim idiotą byłem, starając się udawać, że Bella mnie nie interesuje, a do tego na litość boską zemdlała na moich oczach powinienem coś z tym zrobić.

– Powiem to najprościej jak się da, bo zapewne nie macie państwo ochoty słuchać lekarskich regułek – zaczął po chwili, przekonany słowami Jas i podrapał się po karku, uśmiechając się blado.

– Stan pacjentki jest stabilny i na razie nic nie zagraża jej życiu, ale kolejne badania i godziny wykażą więcej informacji. Jednak to nie to jest teraz najważniejsze. Izabella miała tętniaka aorty, czyli uwypuklenie, które dzisiaj pod wpływem silnego alkoholu oraz ruchu pękło. Udało nam się zatamować krwawienie, jednak to nie koniec złych wiadomości. Podczas badań, które zostały już przeprowadzone dowiedzieliśmy się, że pacjentka choruje też na ostrą niewydolność nerek, a pękniecie tylko ją spotęgowało. Proszę mi powiedzieć, czy Izabella skarżyła się na coś ostatnio? Bóle głowy, wymioty, krwawienie, odrętwienie, osłabienie albo coś podobnego?

– Mówiła o bólu w klatce piersiowej i krwawieniach z nosa oraz dużym osłabieniu, chcieliśmy dzisiaj zawieść ją do przychodni, bo prawie zemdlała, ale nie chciała się zgodzić.

Zayn jako jedyny potrafił odezwać się po tak dużym natłoku wiadomości oraz zachować zimną krew. Przypatrywał się lekarzowi i, mimo że jego mina była zacięta to po oczach od razu można było dostrzec, że też to przeżywa równie mocno co my.

Znał z nas wszystkich Belle najkrócej, ale z tego, co opowiadała mocno się zaprzyjaźnili.

– Obawiam się, że jeśli badania potwierdzą nasze przypuszczenia będzie potrzebny przeszczep i to jak najszybciej.

Czułem, że tracę grunt pod nogami na te słowa i wiedziałem, że jeśli nie usiądę, to zaraz zderzę się z twardą podłogą, więc pozwoliłem sobie opaść na jedno z krzeseł, chowając twarz w dłoniach.

Byłem załamany i wiedziałem, że to wszystko było moją winą. Powinienem siłą zaciągnąć ją do lekarza i może wtedy to wszystko poszłoby w inną stronę.

– Na razie pacjentka jest na środkach nasennych i nie obudzi się w ciągu najbliższych godzin, więc proponuje jechać do domu, przespać się, zjeść coś i wrócić rano z rzeczami dla Izabelli. I proszę, być dobrej myśli – dodał, żegnając się z nami i ruszając w stronę schodów. Ethan podszedł do Jasmine, próbując przekonać ją do powrotu do domu, ale dziewczyna była nieugięta.

– Jedzcie, ja zostanę i gdyby coś to zadzwonię. Zayn proszę, zabierz Jazzy do domu –odezwałem się, biorąc głęboki oddech i starając się ignorować tysiące myśli w swojej głowie, wstałem. Podszedłem do siostry, całując jej czoło, a potem wymieniłem uściski dłoni z Malikiem i pożegnałem się także z Jasmine i jej chłopakiem patrząc po chwili, jak odchodzą.

Zapowiadała się ciekawa noc, a jedyne co teraz krążyło w mojej głowie to prośba do Boga, by to wszystko okazało się tylko snem.

    ****

Spojrzałem na zegarek po raz chyba setny w ciągu ostatniej godziny, ale wskazówka nie przesunęła się prawie w ogóle. Westchnąłem przeciągle i przejechałem palcami po swoim karku.

Z każdą minutę bałem się coraz bardziej, że Izabella się nie obudzi, a to wszystko co wciskają nam lekarze, że jej stan jest stabilny wydawało się nieprawdopodobne. Nie mogłem już wytrzymać, potrzebowałem usłyszeć jej głos, zobaczyć jej piękną twarz i po prostu wiedzieć, że wszystko jest z nią w porządku.

Podskoczyłem na siedzeniu, gdy do moich uszu dotarł dźwięk nowej wiadomości. Z niechęcią powiodłem ręką do tylnej kieszeni i wyjąłem telefon, patrząc na wyświetlacz.

Od: Xenia
Co robimy dalej? Mam już dosyć udawaniu, że jestem tobą zainteresowana.

Do: Xenia
Więc to zakończmy, pogadaj ze Scooterem i po sprawie.

Odpisałem szybko, chowając komórkę w poprzednie miejsce. Miałem dosyć tej farsy, podobnie jak brunetka.

Na początku w ogóle nie przeszkadzał mi ten szum wokół nas, bo byłem pewny, że dzięki temu choć na chwile zapomnę o Belli, ale teraz zrozumiałem jak głupi byłem, bo o niej nie dało się zapomnieć.

Była jak chodzące słońce, które oświetlało mi drogę i sprawiało, że chciałem rano wstawać. Była jak chodzący księżyc, dzięki któremu przestałem mieć problemy ze snem i kładłem się spać, bo to, by kolejnego dnia wstać w pełni sił. Była jak chodząca muza, bo dzięki niej cała moja pasja do muzyki wróciła.

– Justin, tak?

Usłyszałem nad sobą i uniosłem głowa, napotykając wzrok tego samego mężczyzny, który operował Belle. Kiwnąłem głowa, natychmiast podrywając się z miejsca ze strachem wymalowanym na twarzy. Byłem mężczyzną, ale w momencie, w którym zwierzałem się z nieszczęściem kogoś bardzo mi bliskiego nie bałem się okazywać emocji, bo wiedziałem, że to wcale nie czyniło mnie słabszym.

– Możliwe, że panienka Timson zaraz się obudzi, gdyż leki powinny przestać działać i myślę, że chciałaby, by pan był przy niej, bo wcześniej prosiła mnie bym przekazał panu, że bardzo pana kocha.

Blondyn uśmiechnął się do mnie i wskazał w kierunku sali 102, a potem odszedł, ale ja nie ruszyłem się z miejsca. Cały czas przetwarzałem w głowie jego słowa, czy było możliwe, że Bella jednak coś do mnie czuła?

Musiałem się wsiąść w garść, bo jeśli chciała, bym był przy niej kiedy się wybudzi to nie zamierzałem jej zawieść

Podniosłem się z niewygodnego krzesełka i biorąc głęboki wdech, otworzyłem salę, w której leżała brunetka. Zlustrowałem pomieszczenie wzrokiem, a moje ciało przeszedł dreszcz, bo dopiero wtedy dotarło do mnie, że to wszystko dzieje się naprawdę.

Spojrzałem na Izabelę, leżała przykryta kołdrą do linii biustu, a ramiona okrywała szpitalna koszula. Wokół niej było pełno urządzeń, a w rękę wbity miała wenflon. Oczy nadal miała zamknięte i wyglądała na spokojną, nie miała nawet pojęcie ile strachu nam, wszystkim napędziła.

Mimo otoczenia wyglądała pięknie tak jak zawsze, gdy ją widziałem. Nie miała makijażu, a oczy były delikatnie podkrążone, ale w żadnym stopniu jej to nie szpeciło i wiedziałem, że nie ważne jak, by wyglądała, kochałbym ją tak samo mocno.

– Kochanie – odezwałem się cicho, przykładając rękę do jej policzka. Nachyliłem się nad łóżkiem, składając kilka muśnięć na jej czole, policzkach i brodzie, a na końcu na ustach. Usiadłem na krzesełku obok i pozwoliłem sobie złączyć razem nasze palce.

– Nawet nie wiesz jak się bałem, że cię stracę. Myślałem, że dostane zawału, gdy do mnie wczoraj zadzwonili. Nawet nie wiesz jak się ciesze, że zrobili to zanim wsiadłem do auta, bo tak, to pewnie byłby tutaj dużo później. Byłem dupkiem, zachowując się tak, jak się zachowywałem, ale kocham cię, kochanie i wtedy, gdy mnie odrzuciłaś, złamałaś mi serce i po prostu... – przerwałem, biorą głęboki wdech i przystawiając rękę dziewczyny do policzka.

Wiedziałem, że mnie nie słyszy, więc mogłem się wygadać, mając pewność, że to wszystko i tak zostanie tutaj w tej sali. Zamknąłem oczy, wyobrażając sobie, że tutaj jest i mnie słucha, a gdy chciałem kontynuować, poczułem jak jej palce pełzną po moim poliku.

– Justin... – odezwała się cicho, otwierając powoli oczy, a ja wpatrywałem się w nią jak zaczarowany. Uśmiechnęła się lekko i pozwoliła, by moje usta zderzyły się z opuszkami jej palców.

– Dobrze, że jesteś – wychrypiała, a ja natychmiast poderwałem się z krzesła, uważając na jej dłoń w moich. Patrzyłem na nią, bojąc się, że zaraz się rozpadnie, że zaraz zniknie i znów będę musiał przeżywać to, co do tej pory.

– Zawołać lekarza? Dobrze się czujesz, może potrzepujesz wody? Boli cię coś?

Zalałem ją falą pytań, ale pokręciła tylko głową i ścisnęła bardziej moje palce.

– Przepraszam, po prostu się martwię – wyszeptałem, spuszczając wzrok i całując jej czoło. Kiwnęła głową, a gdy usiadłem na krześle uniosła rękę, chcąc przejechać po moim poliku, ale jej koordynacja była osłabiona, więc w ostateczności jej palce wylądowały na moich ustach. Speszyła się i gdy chciała zabrać rękę, nie pozwoliłem jej na to.

– Zostaw – powiedziałem cicho, patrząc w jej oczy.

– Wiem, że to nieodpowiedni czas i miejsce, ale... – zaczęła, a następnie spróbowała się podnieść, ale natychmiast powstrzymałem to, patrząc na nią ostrzegawczo. Westchnęła i zignorowała zakaz, a zanim zdążyłem zareagować przesunęła się trochę w prawą stronę. Już chciałem się odezwać, ale mi przerwała.

– Po prostu choć tutaj do mnie.

Jej głos wskazywał, że nie zgodziłaby się ze sprzeciwem, ale wiedziałem również, że była osłabiona i powinna odpoczywać, więc jedyne co zrobiłem, to przysunąłem swoje krzesło bliżej, tak byśmy oboje mieli na siebie dobry widok.

– Jesteś tak uparty –powiedziała, jęcząc cicho, ale widząc, że nie robi to na mnie wrażenia, kontynuowała – Muszę ci coś powiedzieć – powtórzyła, a gdy kiwnąłem głową spuściła wzrok na nasze dłonie.

– Wtedy, u mnie w mieszkaniu ja spanikowałam i ja nie... nie chciałam tego powiedzieć. Nie chciałam tak zareagować – wyszeptała, plątając się we własnych słowach i, gdy już miałem jej przerwać, by nie myślała o tym teraz, powiedziała coś, na co tak bardzo czekałem.

– Kocham cię, Justin...

*************************************

Bum! Spodziewał się ktoś? Mam nadzieje, że nie, bo dosyć długo na tym myślałam i na początku miał to być rak, ale w momencie, w którym wymyśliłam zakończenie, wiedziałam, że to mi nie pasowało. Mam nadzieje, że rozdział się Wam podoba i nie jesteście zawiedzeni, a ja tak tylko wspomnę, że to końca zostały jakieś trzy rozdziały. Jeśli będziecie aktywni może uda mi się jeszcze coś napisać na przykład jutro, ale to zależy już tylko od Was. Miłego wieczoru xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro