Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29: Jestem jej narzeczonym...

Problem w tym, że w zakochaniu nie ma absolutnie nic "fajnego". O nie. Na ogół dostajesz od tego mdłości i obłędu, panikujesz i denerwujesz się, że cała historia skończy się katastrofą i zrujnuje Ci życie. I - zgaduj zgadula - właśnie tak się dzieje.

~~Justin's POV~~

Patrzyłem jak taksówka odjeżdża i starałem się nie ukazywać tego, że jestem równie zdenerwowany jak reszta. Martwiłem się, a w dodatku kochałem Belle i nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś jej się stało, bo za bardzo mi na niej zależało.

Szkoda tylko, że to wszystko było jednostronne. Ona mnie nie kochała, nie interesowała się mną, nie była zazdrosna widząc mnie w towarzystwie innych kobiet, nie zajmowałem jej myśli, nie sprawiałem, że płakała czy się uśmiechała, bo nie byłem dla niej nikim ważnym, a wtedy ukazała to dogłębnie.

– O co wy się tak martwicie? Jest dorosła, więc to jej sprawa co robi.

Patrzę jak Xenia wzrusza obojętnie ramionami i czuje jak moja dłoń mocniej zaciska się na jej talli. Chciałbym potrafić myśleć tak jak ona, chciałbym mieć gdzieś tę dziewczynę, ale nie potrafię, bo nie da się przestać kochać z dnia na dzień.

Nie znaliśmy się z Bellą długo, ale wystarczająco, by zawładnęła moim życiem, myślami i każdą najmniejszą cząstką mnie. Sprawiła, że moja wena wróciła, a ona stała się moją i jedyną inspiracją, stała się kimś, kogo od dawna w moim życiu brakowało.

– Możemy już iść?

Już mam przytaknąć dziewczynie i dalej grać, że nic mnie nie interesuje, a już na pewno nie Izabella, ale Jazzy mi przerywa.

– Posłuchaj mnie, modeleczko. Jeśli nie masz o niczym pojęcia to się nie wtrącaj, bo to, że prowadzasz się z moim bratem, nie sprawia, że nagle możesz robić co chcesz i wpierniczać się tam, gdzie cię nie chcąc – warknęła, a ja już dawno nie miałem okazji zobaczyć jej tak wkurzonej. Wzdycham, a spojrzenie brązowookiej przenosi się na mnie. Mam ochotę jej coś powiedzieć, wykrzyczeć jej prosto w twarz, że nie ma prawa obrażać mojej partnerki, ale nie potrafię i sam nie wiem dlaczego, ale nie potrafię się odezwać.

– A ty nie waż się prawić mi morałów, że powinnam szanować tę idiotkę i najlepiej nie pokazuj mi się na oczy, bo nie wiem jak mogłeś być tak głupi, by flirtować z nią przy niej – rzuciła, a z każdym słowem jej głos wzbierał na sile. Widziałem, jak Zayn podniósł głowę i zmarszczył brwi, a we mnie się zagotowało, bo teraz to ja byłem tym złym.

– To raczej ty nie powinnaś tego robić, bo ja w przeciwieństwie do twojej przyjaciółki, której stronę trzymasz nic nie zrobiłem – warknąłem, a moja ręka ześliznęła się z biodra dziewczyny obok i spadła wzdłuż mojego tułowia. Byłem zły, ale miałem też ochotę się rozpłakać, bo to ja teraz cierpiałem przez nią.

– Nawet nie wiesz o połowie rzeczy, która się między nami wydarzyła, a trzymasz jej stronę, choć nic nie zrobiłem, bo wątpię, by wyznanie miłości było jakąkolwiek krzywdą – krzyknąłem, a w momencie, w którym wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni, dotarło do mnie to co powiedziałem.

– Możesz mi to wytłumaczyć?

Patrzyłem jak twarz Xenii czerwienieje i jak łzy zabłyszczały w jej oczach, ale wiedziałem, że to wszystko jest grą. Brunetka nie była dla mnie nikim ważnym, a cały wyjazd i wszystko, co działo się później, łącznie z kręceniem teledysku, które zaplanowane było za kilka dni było ustawką.

Głupią umową, w której ja miałem pomóc wybić się jej, a ona mi. Miało być o nas głośno, a ja nie miałem nic do stracenia. W dzień, w który zaprosiłem Izabellę na randkę, miałem jej powiedzieć, że przez miesiąc nasze kontakty będą musiały się osłabić i oziębić, ale nie potrafiłem. Wolałem zachować się jak tchórz i uciec, a potem w dodatku wrócić, mieszając jeszcze bardziej.

– Justin?!

– Po prostu dajcie mi spokój – rzuciłem, odwracając się na pięcie i odchodząc w stronę budynku. Wiedziałem, że o tej godzinie mało kto tam był i właśnie to mi odpowiadało, choć miałem trochę inne plany na ten wieczór. Teraz potrzebowałem być sam, potrzebowałem chwili spokoju, potrzebowałem, choć na kilka minut zapomnieć o niej i zamierzałem tego dokonać.

A sposób na to był tylko jeden. Wyścigi.

   ****

Z piskiem opon zaparkowałem tuż przed linią mety, stając obok innych dwóch sportowych aut. Wysiadłem z auta, zdejmując okulary i zaśmiałem się pod nosem, słysząc głośny wrzask. Tak dawno mnie tutaj nie było, omijałem to miejsce szerokim łukiem, bo obiecałem sobie, że przestane pakować się w kłopoty, ale dzisiaj właśnie tego potrzebowałem.

Kłopotów, adrenaliny i strachu.

– Bieber.

Nie minęło dużo czasu, gdy obok mnie pojawił się wysoki mężczyzna, a potem przywitaliśmy się po męsku. Zaśmiałem się, gdy Derek zlustrował wzrokiem moje auto, bo cóż, było jednym z najnowszych i nie miałem za wielu okazji, by się nim przejechać, a ja pozwoliłem sobie, by przyjrzeć się jemu.

Nie wiedziałem go ponad półtora roku, ale wiele się nie zmienił. Nadal wyglądał na takiego samego drania, a jego ręce przybrały jeszcze więcej tatuaży i domyślałem się, że był wkopany w trzy razy więcej spraw niż przy naszym ostatnim spotkaniu. Można powiedzieć, że gdy ja wyszedłem z tego bagna, on jeszcze bardziej się w nie zagłębiał.

– Myślałem, że już o nas zapomniałeś. Do tego laski wciąż o ciebie pytają, nie wspomnę już o Simonie, który wciąż wygrywa – powiedział, skacząc wzrokiem po widowni, a ja uniosłem rękę i pomachałem do dziewczyn w pierwszym rzędzie, które od razu odpowiedziały mi wrzaskiem.

Kochałem to robić.

– Dzisiejszego dnia Simon może zapomnieć o wygranej, bo król powrócił.

Zaśmiałem się, a potem zamknąłem drzwi od auta i kiwając głową do Dereka, ruszyłem w stronę tłumu. Cały czas się z kimś witałem, a dziewczyn, które podchodziły do mnie nie było końca. Blondynki, brunetki jak to mówią do wyboru do koloru, ale i tak żadna nie dorównywała jej.

Nie dorównywały jej długim, brązowym i kręconym włosom, których tak nie cierpiała, jej pięknym, czekoladowym oczom, w które mogłem wpatrywać się bez końca, jej długim nogom, które tak cholernie mnie podniecały, jej wysportowanej figurze, której zazdrościli jej wszyscy, jej malinowym ustom, które tak bardzo uwielbiałem, jej charakterze, jej zawziętości i mógłbym wymieniać tak bez końca. Wiedziałem jednak, że to sprawiało tylko, że mocniej potrzebowałem jej obok i nawet nawiedzała mnie myśl, by jechać jej szukać, a potem błagać na kolanach, by przemyślała swoją decyzję, ale nie.

Tak nisko jeszcze nie upadłem.

– Myślałem, że więcej cię nie zobaczę.

Obok mnie pojawiła się wysoka blondynka i wiedziałem, że skądś ją kojarzyłem, ale imiona jej za Chiny nie mogłem sobie przypomnieć. Kiwnąłem głową, nie odzywając się, bo nie miałem ochoty gadać, chciałem już się ścigać, ale niestety do wyścigu zostało jeszcze jakieś piętnaście minut.

– Czyżbyś nie wiedział, kim jestem? Ej, Bieber, bo się obrażę.

Westchnąłem i przystanąłem, przypatrując się dziewczynie, ale to też nic nie pomogło, a sprawiło tylko, że miałem ochotę się skrzywić, bo ta dziewczyna na pewno się nie szanowała i może kiedyś, by mnie to ucieszyło, ale nie dzisiaj, nie w momencie, w którym ja miałem Belle.

Jej niebieski oczy z czymś mi się kojarzyły i nie były to dobre wspomnienia, a gdy tylko wypowiedziała swoje imię, wiedziałem, że niestety moje przeczucia się sprawdziły.

– Roxy.

– Okey, już wiem kim jesteś, ale to tylko sprawia, że tym bardziej nie mam ochoty z tobą gadać. 

Splunąłem, przypominając sobie kim była laska przede mną. Cóż, można powiedzieć, że dziewczyna kiedyś za mną szalała, ale ja byłem wtedy w związku i miałem dogłębnie gdzieś jej zaloty, a ona była zazdrosna, więc uznała, że fajnie będzie nagadać na mnie bzdur w mediach i powiedzieć, że Justin Bieber bierze udział w wyścigach.

To zdarzenie zrujnowało w dużym stopniu moje życie, ale także sprawiło, że więcej się tutaj nie pojawiłem aż dotąd.

– Posłuchaj mnie, skarbie. Nie widziałaś mnie tutaj i nie znamy się albo nie ręczę za siebie. – rzuciłem i posyłając jej ostatni złośliwy uśmiech, ruszyłem we wcześniej obranym kierunku.

    ****

Przybiłem piątkę z Derekiem w momencie, w którym z głośników wydobył się dźwięk powiadamiający o rozpoczęciu wyścigów. Podniosłem się z miejsca i ruszyłem w stronę mety, uśmiechając się do mijanych dziewczyn.

Stanąłem przy swoim samochodzie, widząc, że prawie nikt jeszcze nie siedział w swoich autach i westchnąłem, słysząc dźwięk swojego telefonu. Wyjąłem go pewny, że Braun chce dowiedzieć się gdzie zniknąłem, ale wtedy dostrzegłem na wyświetlaczu nieznany numer. Za pierwszym razem zignorowałem to jednak, bo nie miałem czasu na rozmowy, bo przecież za kilka minut miałem wsiąść za kółko.

– Justin Bieber – odezwałem się za trzecim połączeniem i przystawiłem telefon do ucha, oblizując usta. Błądziłem wzrokiem po otoczeniu i zastanawiałem się jakim cudem policja jeszcze nie zamknęła tego miejsca, skoro dobrze wiedziała, ile wyścigów się tutaj odbywa, ale nie miałem zamiaru się wtrącać.

– Halo? Jest tam, kto? – odezwałem się ponownie, gdy nadal nie usłyszałem odpowiedzi.

– Tak, przepraszam. Nazywam się doktor Speakel i nie mam dla pana dobrych wiadomości, a przynajmniej tak mi się wydaje.

Wstrzymałem oddech, słysząc te słowa, bo czułem, że zdarzyło się coś niedobrego i miałem racje.

– Chodzi o Izabelle Timson, znalazłem w jej telefonie pana numer jako pierwszy w liście kontaktów, więc uznałem, że to z panem się skontaktuje.

– Ale co się stało? - przerwałem, nie mogąc wytrzymać napięcia, które powstało w moim ciele. Słysząc imię i nazwisko swojej ukochanej cały mój świat się zawalił, bo wiedziałem, że coś się jej stało. Coś, co na zawsze miało zmienić nie tylko jej życie, ale i moje.

– Jestem jej narzeczonym, proszę mówić – dodałem, wiedząc, że może to sprawi, że dowiem się czegoś więcej. Moje serce biło nienaturalnie szybko, ale to nie było teraz ważne.

- Panienka Timson jest w trakcie poważnej operacji, a jej stan jest krytyczny. Więcej dowie się pan w szpitalu i proszę powiadomić jej rodzinę. Pacjentka przebywa obecnie w Mount Sinai Hospital.

To było ostatnie co usłyszałem przed przerwaniem połączenia i wtedy dotarło do mnie, że w każdej chwili mogłem ją stracić.

************************************

Byliście tak aktywni, że pomyślałam, że należy się Wam ten rozdział, choć on za dużo nie wyjaśnia, gdyż uwielbiam trzymać ludzi w niepewności 😂😂 Mieliście kilka teorii na temat tego co się stało Belli i mam taką wielką ochotę napisać Wam jakiś spoiler, ale nigdy tego nie robię, więc i teraz będe się tego trzymać, a to kiedy się dowiecie o co chodziło zależy tylko od Was i Waszej aktywności, bo to naprawdę duża motywacja, by siąść przy komputerze i coś napisać, a nie poświęcić tego czasu na jakieś głupoty. Do zobaczenia
😘💝💝

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro