Rozdział 23: Tak, zdecydowanie...
Kocham Cię, kiedy brzask przebija przez rolety... Kocham Cię w południe, kiedy słońce świeci... Kocham Cię w ciągu dnia, na każdym kroku. Kocham Cię o zmroku i wtedy, kiedy księżyc rozjaśnia moje lico, a Morfeusz tuli do snu.
Piątek mija tak szybko, że nawet nie mam czasu zarejestrować tego, co się dzieje, a natomiast dzisiaj od rana biegam to w jedną to w drugą stronę. Postanowiłam wczoraj ochrzcić swoje mieszkanie i urządzić parapetówkę, a z tym było trochę zamieszania i gdyby nie Jasmine, która pomogła mi wczoraj z wielkimi zakupami i ostatnimi porządkami to nie wiem, jak bym się wyrobiła. Cóż, dzięki ci Panie Boże za taką siostrę.
Zegarek wybija godzinę siódmą czterdzieści pięć, więc upewniając się, że wszystkie przekąski znalazły miejsce na stole, udaje się do sypialni. Średniej wielkości pomieszczanie z brązowymi ścianami i białymi panelami sprawia, że czuje się jak w domu. Duże łóżko stoi tuż pod oknem, z którego widok mam na park za blokiem, a po obydwóch stronach znajdują się dwie szafki również w kolorze bieli. Komoda z telewizorem stoi tuż naprzeciw, a przy przeciwnej do drzwi ścianie duża szafa z lustrami zamiast drzwi, a tuż obok balkon tym razem z widokiem na ulice. Kilka rodzinnych fotografii dopełnia wszystko i przynosi wiele wspomnień, które sprawiają, że naprawdę dobrze się tu czuje.
Uśmiecham się lekko i szybkim ruchem otwieram szafę, przyglądając się swoim ubraniom. Grzebię chwile w pułkach, ostatecznie wyjmując miętową spódniczkę, czarny topik z odkrytym brzuchem i takiego samego koloru szpilki. Zrzucam z siebie dresy, ubierając przygotowaną stylizację i chwalę siebie samą, że prysznic wzięłam wcześniej. Zaczem jednak włożę buty, naciągam na nogi pończochy, które dopełniają cały strój i zamykam duże drzwiczki, stając przed lustrem. Szybko przeczesuje kilka razy włosy szczotką, a potem udaje się do łazienki, która jest w tym samym pomieszczeniu. Przejeżdżam kilka razy tuszem po rzęsach, a na usta nakładam delikatny błyszczyk i do uszu wkładam miętowe kolczyki z czarnymi kryształkami, a gdy tylko kończę, rozbrzmiewa dzwonek. Przybieram na twarz szczery uśmiech i wychodzę na korytarz, stając po chwili przy drzwiach.
- Hej, dziewczyny! - mówię, gdy tylko widzę, że za drzwiami stoi Ashley i Alex, które specjalnie przyjechały do mnie z Kanady. Śmieje się, gdy dostrzegam, że mają takie same topy z wielką pizzą pośrodku, a widząc ich miny, wiem, że to kompletny przypadek i nie są z tego za bardzo zadowolone. Przytulam po chwili obie, całując również ich poliki i wpuszczam do środka, przyjmując prezenty, które mi dają, odkładając je do małej szuflady stojącej obok. Pozwalam im wybrać muzykę, a sama zostaje przy drzwiach, bo pojawiają się kolejni goście. - Justin, Jazzy. - witam rodzeństwo, pierw przytulając Jazzy, a potem całując chłopaka w policzek. Zauważam jeszcze jednego chłopaka, który wyciąga rękę w moją stronę.
- Ryan, kumpel tego idioty. - mówi, zaraz dostając po głowie od blondyna. Śmieje się cicho, również się przedstawiając i ilustrując wzrokiem chłopaka. Wysoki brunet z mocnymi niebieskimi oczami i uroczym uśmiechem, który powoduje dołeczki w jego policzkach. Ma na sobie niebieską bluzę i czarne spodnie co zdecydowanie pasuje do niego i podkreśla jego tęczówki. Nim zdążę jeszcze coś powiedzieć, Jaz poddaje mi wielkie pudełko z kolorową wstążką.
- To dla ciebie i rozmiar powinien być dobry. - brunetka uśmiecha się serdecznie, puszczając mi oczko, a ja dziękuje jej i zapraszam wszystkich do kolejnego pomieszczenia. Przyglądam się chwile jej strojowi i muszę przyznać, że znów wygląda oszołamiająco w czarnych, krótkich spodenkach, czerwonym, lekko prześwitującym sweterku i rozpuszczonymi włosami. Odwracam się do brązowookiego, który jako jedyny został na korytarzu i, który patrzy na mnie z wielkim uśmiechem na twarzy, co szybko odwzajemniam. Odkładam prezent obok poprzednich, poświęcając po chwili chłopakowi całą swoją uwagę.
- Pięknie wyglądasz. - komentuje, a ja pozwalam sobie przejechać wzrokiem po jego stroju. Ma na sobie czarne spodnie z niskim krokiem i przetarciami na kolanach, biały T-shirt, adidasy i czapkę z daszkiem na głowie i jak zawsze wygląda obłędnie. Dziękuje za komplement i sama go chwalę, a gdy łapie mnie w biodrach i przysuwa bliżej ściany, nie czekam dłużej i łącze nasze usta. Układam rękę na jego karku i przesuwam ją wyżej, nie przejmując się, gdy czapka z jego głowy ląduje na podłodze. Całujemy się mocno i zachłannie, a ja jęczę mu prosto w usta, gdy przygryza moją wargę. Nie wiem, ile mija, bo czas jakby zatrzymuje się w miejscu, ale do rzeczywistości przywraca mnie dopiero kolejny dzwonek do drzwi. Szybko odsuwam od siebie Justina, który z niezadowoleniem opiera się o ścianę i przecieram ręką twarz, mając nadzieję, że nie mam zaróżowionych polików.
- Witam, piękną panią. - Zayn uśmiecha się do mnie ciepło, co szybko odwzajemniam i przytulam chłopaka na powitanie. Z Malikiem mieliśmy okazje poznać się kilka dni temu w pracy, gdy ten wprowadzał mnie w moje obowiązki i bardzo szybko się polubiliśmy. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że zabrałem kumpli. - mówi, kiwając za siebie głową, gdzie dopiero teraz dostrzegam czwórkę innych chłopaków. Kręcę głową, witając wszystkich krótkim uściskiem. - Więc to Niall, Harry, Liam i Louis. - przedstawia nas sobie, a potem jego spojrzenie kieruje się za na podłogę i wraca po chwili do mojej twarzy. - Cóż, chyba w czymś przeszkodziliśmy. - mówi, uśmiechając się do mnie w ten swój, złośliwy sposób i przenosząc po chwili spojrzenie na Justina, z którym wita się męskim uściskiem, a ja nie dziwię się, że się znają, bo w końcu Zayn to jeden z ważniejszych pracowników.
Czuje, jak moje poliki stają się czerwone, gdy docierają do mnie słowa Malika i wiem, że to był jego zamiar, bo zdążyłam już zauważyć, że chłopak uwielbia zawstydzać ludzi. Śmieje się, gdy to dostrzega i wyjmuje po chwili zza kurtki butelkę czerwonego wina.
- Wow, jestem pod wrażeniem, Malik. Takiego jeszcze nie piłam. - mówię, czytając etykieta. Pierwszego dnia naszej znajomości zdążyliśmy posprzeczać się kilka razy, a alkohol był jednym z tych tematów, gdyż oboje uważaliśmy, że bardziej się na tym znamy. - Wchodźcie dalej, proszę, a ja zaraz przyjdę. - mówię, widząc jak ostatnim z chłopaków, Liam kończy witać się z Bieberem. Wszyscy kiwają głową, a już po chwili dzwonek dzwoni po raz kolejny, ale tym razem w drzwiach zastaje swojego tatę, który od razu bierze mnie w swoje ramiona. - Nawet nie wiesz jak dobrze cię widzieć, ojcze. - mówię w jego ramie, ale gdy uścisk jego rąk się zaciska, wiem, że usłyszał. - A mama? - pytam po chwili, gdy widzę, że jest sam i cóż, to wcale nie tak, że sprawia mi to przykrość, a mój humor nie jest nagle gorszy.
- Przykro mi, skarbie, ale powiedziała, że nie przyjedzie. Wiesz jak ciężko jej wybić coś z głowy, gdy już się uweźmie.
****
Mija kolejna, chyba już czwarta godzina przyjęcia, a ja jestem najbardziej trzeźwa z towarzystwa, co jest trochę dziwne, ale nie narzekam. Po przyjściu mojego taty dołączyli do nas jeszcze Jasmine z Ethanem i nawet nie wiecie, jak ucieszyłam się, gdy okazało się, że Dylan nie mógł przyjść. Scooter, który przyszedł tylko na godzinkę i zniknął zaraz po upływie tego czasu, tłumacząc się pracą, a ja cieszyłam się, że w ogóle wpadł. Natomiast mój tata pojechał kilka chwil temu do hotelu, zmęczony po podróży, choć mówiłam mu, że może zostać tutaj, w końcu pokój gościnny stoi pusty, ale on uznał, że woli się już położyć i trochę mi smutno, bo miałam nadzieje zapoznać go z Justinem, ale byłam tak zabiegana cały czas, że nawet nie miałam na to czasu.
Ruszam do kuchni, skąd zabieram kolejną miskę pełną chipsów i wracam do salonu. Nalewam sobie czerwonego wina do kieliszka i rozglądam się po salonie, przykładając szkło do ust. Widzę, jak Justin rozmawia z Malikiem i jego znajomymi, więc pozwalam sobie ruszyć w ich stronę. Staje przy oparciu sofy, stawiając wcześniej szkło na stoliku.
- I jak się bawicie? - pytam, uśmiechając się lekko i nachylając się nad brązowookim tak, że mogę bez problemu zaczepić ręce na jego szyi. Jemu nie wydaje się to przeszkadzać, a wręcz przeciwnie, bo łapie za moje dłonie i przykłada je do ust, składając czułe muśnięcia na kostkach. Ten gest jest rozczulający i robi mi się cholernie ciepło na sercu, jak zresztą za każdym razem w towarzystwie tego chłopaka, gdy prawi mi komplementy, całuje czy po prostu jest. Nachylam się jeszcze bardziej i opieram po chwili brodę na jego głowie, bo tak jest mi wygodniej.
- Dobrze, w końcu towarzystwo idealne. - odzywa się Liam, puszczając mi oczko, a ja śmieje się cicho. Czuje, jak jego wzrok zatrzymuje się dłużej na mojej twarzy i zagryza wargę, a potem nagle uśmiecha się szeroko, jakby sobie coś przypominając. - Czekaj, czekaj, pracujesz w firmie jako graficzka, tak? - pyta po chwili, a ja kiwam głową lekko zdezorientowana. - Czyli to ty jesteś tą szaloną graficzką, o której Justin tyle gadał jakiś miesiąc temu. - stwierdza, a ja unoszę brew. Prostuje się powoli i staje z prawej strony kanapy tak, by móc patrzeć na Justina, który albo mi się wydaje, albo to prawda i ma delikatnie zaróżowione policzki.
- Szaloną graficzką? - powtarzam, patrząc na chłopaków trochę niezrozumiale. Wszyscy uśmiechają się wesoło, więc przenoszę wzrok na brązowookiego, licząc, że ktoś mi powie, o co chodzi. Ten patrzy natomiast na mnie, a jego wzrok od razu wskazuje, że jest lekko zawstydzony, co rozczula mnie jeszcze bardziej. Nigdy nie widziałam jeszcze Biebera w takiej odsłonie i zaczynam lubić tę wersję, bo jest bardzo urocza.
- Justin nigdy nie chciał nam zdradzić twojego imienia, więc tak cię nazywaliśmy, bo miał tak zapisaną cię w telefonie i nadal zresztą ma. - tłumaczy Zayn, a ja zagryzam wargę, by powstrzymać wielki uśmiech, który chce wkraść mi się na usta. - I cóż tak podejrzewałem, że chodzi o ciebie, jak zaczęłaś u nas pracować, ale nie chciałem wypytywać. - wzrusza ramionami, a potem patrzy na nas z tak szczerym grymasem na twarzy, że aż trudno tego nie odwzajemnić. - Byłaby z was świetna para, więc blondasku lepiej bierz się do roboty, zanim ktoś zabierze ci ją sprzed nosa. - dodaje, czochrając włosy Biebera, który chowa twarz w dłoniach.
- Awww. - ćwierkam, siadając na jego kolanach. Obejmuje mnie od razu, więc mogę widzieć jego twarz. Nachylam się nad nim i składam kilka muśnięć na jego policzku, a potem patrzę znów na Malika. - Ty to się lepiej zajmij tą Cristianom czy jakoś tak. - mówię, uśmiechając się złośliwie do Zayna, który zagryza wargę. - W końcu tak bardzo ci się podoba, a nie potrafisz zagadać czy zaprosić ją na randkę. - mówię i albo mi się wydaje, albo ciało Justina lekko się spina. Patrze, na niego, a on całuje mój polik, przysuwając mnie bliżej siebie.
- Tak, zdecydowanie do siebie pasujecie. - podsumowuje, ale ja nie mówię już nic, a zaczem on sam zdąży znów otworzyć usta, rozdzwania się jego telefon i po wyrazie jego twarzy mogę stwierdzić, że to właśnie jego ulubienica dzwoni. Puszczam mu oczko, zanim odchodzi, a on przewraca oczami, z czego tylko się śmieje. - Tylko się nie wygłup. - krzyczę za nim, a on odwraca się, pokazując mi środkowy palec. Odpowiadam mu tym samym gestem, a on kręci ze zrezygnowaniem głową i wychodzi na balkon.
- Zatańczymy? - blondyn patrzy na mnie z uśmiechem, a ja kiwam głową i oboje wstajemy. Pogłaśniam lekko muzykę i uśmiecham się do Jasmine, która tańczy już na środku wraz z Ethanem. Dołączamy do nich, a ja układam ręce na szyi blondyna i pozwalam, by ten przyciągnął mnie bliżej. Jego ręce znajdują swoje miejsce tuż nad pośladkami, a ciepły oddech uderza w moje ucho. Nucę cicho znane mi słowa, nie przejmując się, że zapewne mocno fałszuje.
- Spędź ze mną cały jutrzejszy dzień. - usłyszałam, więc uniosłam spojrzenie na twarz chłopaka, przerywając śpiewanie. Patrzył na mnie tak, jak jeszcze nigdy, a ja czułam jak moje serce zaczęło mocniej uderzać. - Pójdź ze mną na randkę. - sprostował.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro