Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11: Zemsta jest słodka...

Miłość to zro­zumienie. Dwa bijące tym sa­mym ryt­mem ser­ca; dwie pa­ry oczu wpat­rzo­ne tylko w swoje oczy, czte­ry dłonie, skręco­ne z sobą niczym su­peł i ta­jem­nicza wstęga uczuć unosząca się nad kochan­ka­mi.

Siedziałam w fotelu oparta o szybę i wpatrywałam się w mijany krajobraz. Od czasu do czasu, gdy w moich oczach zbierały się łzy obraz, stawał się trochę zamazany, ale nie przejmowałam się tym. Czułam jak dłoń Justina, ściska moją, a moje ciało dzięki temu było minimalnie odprężone, a ja już nie płakałam. Po moim telefonie blondyn znalazł się przy mnie po zaledwie dziesięciu minutach i przez kolejne tyle samo przytulał mnie do swojego ciała, starając się uspokoić i w ogóle nie przejmując się tym, że pada, a raczej leje. Udało mu się to, bo jego obecność sama w sobie dobrze na mnie działała, a potem wsadził do auta i właśnie teraz w nim jesteśmy, a ja czuję się jak idiotka, bo zadzwoniłam do niego w środku nocy, podczas wielkiej ulewy tylko po to, by teraz musiał się mną zajmować.

W mojej głowie znów pojawiły się wspomnienia, a ja mocniej ścisnęłam rękę brązowookiego, która trzymała moją. Jego kciuk przejechał po mojej skórze w odpowiedzi, a ja zacisnęłam powieki, by znów się nie rozpłakać. Poczułam, jak samochód zwalnia, a wokół pojawiła się ulica, którą jeszcze tego samego ranka odwiedziłam. Moja wyobraźnia zaczęła podsuwać mi pytania typu, a co jeśli Jazzy jest w domu, albo co pomyśli sobie jego matka, gdy zobaczy mnie zapłakaną, ale zaczem mogłam, cokolwiek powiedzieć Justin już był na zewnątrz, po tym, jak zatrzymał się w garażu. Otworzył drzwi od mojej strony, wkładając jedną ze swoich rąk pod moje nogi, a drugą pod plecy.

- Shh... - odezwał się, gdy chciałam otworzyć usta, by zaprotestować i uniósł, wtulając w swoje ciało. Nie ponawiałam prób protestu i objęłam jego szyję, ale spięłam się lekko, gdy weszliśmy do środka. - Nikogo nie ma w domu. - odezwał się, domyślając się, o czym myślę. Przymknęłam powieki, bo poczułam, jak zaczyna mi pulsować głowa i po prostu nie miałam już na nic siły. Nie otworzyłam ich aż do momentu, gdy poczułam pod sobą materac. Chłopak delikatnie mnie na niego odłożył, a gdy chciał się wyprostować, złapałam go za rękę. Spojrzał w moje oczy, a ja mimo łez na policzkach zarumieniłam się lekko, przez co on się uśmiechnął. Chyba lubił to, jak na niego reagowałam, a raczej oboje na siebie reagowaliśmy. Wzięłam głęboki wdech, prosząc, by ze mną został. - Zaraz wracam, kochanie. Przyniosę tylko kilka rzeczy, dobrze? - szepnął, nachylając się i całując moje czoło. Kiwnęłam głową, czując dziwne uczucie w żołądku na to, jak mnie nazwał, a on zszedł na dół.

Podciągnęłam się do pozycji siedzące, rozglądając po pomieszczeniu. Ściany miały kolor szary, a podłoga była wykonana z czarnych paneli. Łóżko, na którym się znajdowałam, stało naprzeciw drzwi i było dużo większe niż zwykłe, małżeńskie. Jedna ze ścian była przeszklona i dawała piękny widok na okolicę i ogród, a na innych wisiało miliony, rodzinnych ramek. Całość dopełniała komoda, szafa z lustrzanymi drzwiami, telewizor, kilka książek, biurko, stolik i dwa fotele zwisające z sufitu. W jednym z rogów pokoju stał również duży kwiatek, jeden z tych, które nie potrzebowały dużo wody. Panował tu porządek, co trochę mnie zdziwiło, bo rzadko, który mężczyzna nie ma bałaganu w swojej sypialni i porozrzucanych rzeczy po podłodze.

- Już lepiej? - podskoczyłam na dźwięk głosu i spojrzałam na chłopaka, który postawił duży talerz, kubek i jakieś ubrania na komodzie, następnie podchodząc do mnie. Zaśmiał się cicho na moją reakcję i rzucił się na pościel, przez co znowu podskoczyłam, a on wylądował na prawym boku twarzą do mnie. Pokiwałam głową, ocierając policzki, ale po chwili zaklęłam, gdy zobaczyłam, że moje palce są brudne od tuszu. - Poczekaj. - odezwał się brązowooki, sięgając ręką do szafki za mną, której wcześniej nie zauważyłam. Wyjął opakowanie chusteczek, a potem wyciągnął jedną z nich i przyłożył do moich oczy, wcześniej prosząc, bym je zamknęła. Przetarł je kilka razy, aż moja twarz była czysta i musnął moje czoło, a ja nie myśląc wiele, zarzuciłam ręce na jego szyję i przytuliłam go, trochę bojąc się, że mnie odtrąci. Nic takiego jednak się nie stało, a on objął mnie ramionami, wtulając w swoje ciało. Nie wiem, ile to trwało, ale było mi tak dobrze, że nagle nic się nie liczyło.

- Przepraszam. - szepnęłam cicho, przerywając komfortową ciszę. Blondyn delikatnie odsunął się ode mnie, pytając, o czym mówię, a ja westchnęłam cicho. - Za kłopot. Za to, że do ciebie zadzwoniłam w środku nocy, w ulewę, za to, że musisz się teraz mną zajmow... - zaczem skończyłam chłopak, przyłożył palec do moich ust i wstał powoli z łóżka, a ja zatrzęsłam się, bo jego ciało było takie ciepłe i cudem powstrzymałam jęk niezadowolenia.

Kurwa, co się ze mną dzieje?

- Nie przepraszaj. - powiedział, uśmiechając się lekko. - Nie robisz mi problemu, to przyjemność móc się tobą zajmować, a do tego, jeśli jeszcze nie zauważyłaś, polubiłem cię przez ostatni czas, mimo że znamy się tylko kilka dni i cieszę się, że to do mnie zadzwoniłaś. - jego oczy zabłysnęły czymś niewiadomym, a moje usta samoistnie ułożyły się w delikatny grymas. - A teraz powinnaś odpocząć, więc tak tutaj są ubrania, a tu łazienka. - powiedział, wskazując i otwierając drzwi, które również znajdowały się w pomieszczeniu.

- To twój pokój? - zapytałam, zaczem wstałam, a gdy on kiwnął głową, zmarszczyłam brwi. - Gdzie będziesz spać? - zadałam kolejne pytanie, bo zrobiło mi się głupio, że odstępuje mi swoją sypialnię, po tym, gdy bezczelnie zwaliłam mu się na głowę.

- W pokoju gościnnym, spokojnie. - zaśmiał się, gdy zobaczył, że chciałam zaprotestować. - Idź. - powiedział, a gdy stałam na nogach, klepnął mój pośladek i wystawił język. Zaśmiałam się i trzepnęłam go w ramię, następnie chwytając ubrania, które mi dał i uciekając do łazienki, zaczem zdążył mi oddać. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie, a moje usta znów uformowały się w uśmiech. Nie wiem co się ze mną działo, ale wiedziałam, że to nie jest dobry pomysł na myślenie o tym, bo jedyne, na co miałam ochotę to relaks i chwila zapomnienia.

   ****

Leżałam na łóżku, gapiąc się w sufit. Nie wiem, która była godzina, ale nie mogłam zasnąć. W mojej głowie wciąż pojawiały się słowa mojej rodzicielka tak, jakby wyryły się w moim mózgu już na zawsze. Wiedziałam, że moje serce krwawi, a ja czułam się znów tak jak kilka lat temu, to były najgorsze lata mojego życia i nie chce do nich wracać, ani tym bardziej do tego, co działo się ze mną samą po tamtych zdarzeniach, ale jeśli nadal będzie, tak fatalnie, jak teraz wiem, że to wszystko może się powtórzyć. Mam jednak nadzieję, że jak wrócę do Nowego Jorku, znów stanę na nogi, zabiorę się za pracę i zapomnę. Cholera, kogo ja oszukuje? Przecież to będzie tak bardzo trudne...

Poczułam, jak moje ciało zatrzęsło się ze strachu, przerażenia, bólu i ochoty do płaczu, a ja wzięłam drżący oddech i po chwili podskoczyłam, gdy niebo się rozświetliło. Przecież przed chwilą dopiero się rozpogodziło. Wiedziałam, że nie usnę, więc podniosłam się z łóżka, opatulając swoje ciało kołdrą i ruszyłam do drzwi. Położyłam dłoń na klamce i zagryzłam wnętrze policzka, bo co jeśli on śpi? Zrobił dla mnie i tak wystarczająco, a ja mam go jeszcze budzić? Po prostu to zrób, odezwał się jakiś głos z mojej głowy, a ja ruszyłam na korytarz i już po chwili stałam pod odpowiednimi drzwiami. Przygryzłam tym razem wargę i nacisnęłam na klamkę, wchodząc do pomieszczenia. Rozejrzałam się wokół szybko i stwierdziłam, że pokój był bardzo podobny do Justina, tylko miał inne kolory i ustawienie mebli.

- Bella? - usłyszałam i od razu powędrowałam wzrokiem w stronę łóżka. Justin oparty o zagłówek półleżał, a w jednej z rąk był telefon. Jego wzrok prześledził całe moje ciało, a on uśmiechnął się, widząc mój brak pewności siebie. Cóż, coraz bardziej nie podoba mi się fakt, że właśnie tak na niego reaguje. - Nie możesz spać? - zapytał, a w jego brązowych tęczówkach oświetlonych światłem z telefonu, mogłam dostrzec troskę. Kiwnęłam głową, czując się coraz bardziej niezręcznie, ale on tylko się zaśmiał i podniósł kołdrę. - Możesz spać ze mną, ale sądzę, że twoje okrycie nie będzie ci potrzebne, bo się ugotujesz, więc zostaw je na fotelu. - zrobiłam, jak powiedział i ułożyłam swoje ciało na materacu, a on przygryzł mnie pościelą. - Sądzę, że nie gryzę, chyba że chcesz. - poruszył brwiami, a ja się zaśmiałam i przysunęłam bliżej. Moje kolana dotknęły jego, a moje ciało przeszedł dreszcz.

- Słaby podryw, Bieber. - wymamrotałam, powtarzając jego ruch z brwiami. Ten uśmiechnął się niewinnie, a ja popatrzyłam na niego z uniesioną brwią, pokazując mu, że niewierze w jego mimikę twarzy. Zaśmiał się i w ciągu kilku sekund pojawił się nade mną, odrzucając nasze nakrycie. Jego ręce powędrowały od moich ramion na brzuch, a ja jęknęłam cicho, bo były zimne, szorstkie i tak cholernie podniecające. Usłyszał to i przyłożył usta do mojego ucha, całując jego płatek.

- Zemsta jest słodka. - wymruczał, a zaczem zdążyłam cokolwiek, powiedzieć on zaczął mnie łaskotać. Pisnęłam, bo to było tak niespodziewane, jak śnieg w czerwcu, a do tego byłam pewna, że zrobi coś kompletnie innego. Zaczęłam się śmiać, gdy jego place natrafiły na moje czułe punkty i nie mogłam przestać, a jeśli mam być szczera to jeszcze nikomu nie udało się doprowadzić mnie do śmiechu przez łaskotki, bo po prostu robili to za mocno lub za szybko, a jego palce znalazły idealny rytm, były delikatne i cholernie sprawne i ugh, tak pomyślałam również o tym, ile potrafił nimi zrobić, ale nie wincie mnie o to, bo to było takie dobre. Udało mi się kilka razy pomiędzy napadami radości poprosić go o to, by przestał, ale on udawał, że tego nie słyszy. - A co będę z tego miał? - zapytał, gdy po raz któryś prosiłam go o to, a ja wzruszyłam ramionami, gdy tylko mogłam, pokazując mu tym, że może coś wymyślić.

- Zro...bię jutro dddla nas śniaaadani...e? - pokiwał głową na nie, a ja jęknęłam, bo kompletnie nie wiedziałam, co mogę mu zaproponować. Spojrzałam mu w oczy, ale nie złapaliśmy kontaktu wzrokowego, bo jego wzrok był na moich ustach i wtedy, o ironio, wpadłam na najgłupszy w świecie pomysł, ale i tak jak to ja postanowiłam go wykorzystać. - Musisz prz...estać mnniiie łask...otać, by się doowieeedzieć. - zmarszczył brwi, udając zastanowienie, ale po chwili przestał, a ja zakaszlałam i oblizałam wagi. - Zamknij oczy.

- Po co? - zapytał, również przejeżdżając językiem po wargach i uśmiechnął się łobuzersko. - Chcesz, bym nie widział, co robisz? - dodał kolejne pytanie, śmiejąc się, a ja zaprzeczyłam i popatrzyłam na niego proszącym wzrokiem, próbując, pokazując mu, że nie pożałuje. Przynajmniej taką miałam nadzieję, bo co jeśli on nie chce mnie całować, a ja wyjdę na idiotkę? Ach, pieprzyć to i tak gorzej być, nie może. Westchnął i zrobił to po chwili, ale jego ręce leżały po obydwóch stronach mojej głowy, więc i tak za wiele nie mogłabym zrobić. Uniosłam dłoń, wplątując ją w jego włosy i przybliżając swoją twarz do jego. Jego powieki uniosły się, a ja spojrzałam na chwilę w nie i złączyłam nasze usta.

Czułam, jak moje serce niemiłosiernie bije, a ciało przechodzą dreszcze. Zaczęłam delikatnie muskać jego wargi, a gdy po kilku chwilach nie było żadnego odzewu z jego strony, odsunęłam się. Moje policzki przybrały czerwonego koloru, a ja wymamrotałam ciche przeprosiny i ułożyłam obie ręce na jego ramionach, chcąc go przewrócić, bym mogła wyjść, zaczem zrobię z siebie jeszcze większą idiotkę, ale czego ja się właściwie spodziewałam? On był cholerną gwiazdą, światowej sławy piosenkarzem, a ja byłam zwykłą nastolatką.

Chłopak jednak nie odsunął się, a po chwili gwałtownie złączył nasze wargi i wykorzystując mój jęk, dołączył do pocałunku swój język. Jego wargi mocno muskały moje, podczas gdy zaplątałam jedną z nóg na jego biodrze. Pociągnęłam za końcówki jego włosów, a on jęknął seksownie prosto w moje usta, a po chwili oderwał się ode mnie, patrząc mi w oczy.

A ja spuściłam wzrok, bo dalej nie rozumiałam tego, co się ze mną dzieje przy tym chłopaku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro