Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10: Proszę...

Miłość nig­dy nie po­win­na być tajemnicza, po­win­na być słoneczna i ot­warta, by nig­dy nie pozostawiać cieni wątpli­wości, mroków roz­cza­rowań i zmie­rzchu wy­gasających uczuć.

Moje ciało szalało, a oddech uwiązł w gardle. Czułam, jakby moje uszy miały się rozerwać przez straszny, przeraźliwy hałas, którego nie mogłam zidentyfikować. Czułam, jak spadam, przecinając powietrze, które nagle stało się namacalne. Czułam, jakbym mogła go dotknąć, ale też jakby było jakiegoś rodzaju przeszkodą, bo nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Wszystkie moje myśli nagle wyparowały, łącznie ze strachem, który towarzyszył mi na samym początku. Nagle nie byłam już zmartwiona przyszłością, nagle zyskałam nadzieję, że nie może być najgorzej, bo przecież mam dopiero osiemnaście lat i nieważne, jaką decyzją podejmę, będę mogła ją jeszcze zmienić. Czułam, jak moje krew pulsuje, ale nie było to nieprzyjemne, wręcz przeciwnie. Widziałam kolorową ziemię, gdy tylko patrzyłam w dół, która nie zbliżała się bardzo szybko i wtedy nagle wszystko ustąpiło. Moje mięśnie przestały być sztywne, serce przestało walić i zaczęłam jeszcze mocniej cieszyć się chwilą. Czułam, jak spadam, ale było to przyjemne uczucie, bo czułam za sobą obecność Justina i wiedziałam, że miał doświadczenie i nie musiałam się bać. Nieważne jak dziwnie to brzmi, czułam się przy nim bezpiecznie i to właśnie wtedy poczułam się tak jak jeszcze nigdy.

Czułam, że żyje i obiecałam sobie, że zrobię wszystko, by czuć się, tak już zawsze.

   ****

- Podobało Ci się? - młody mężczyzna patrzył na mnie z cieniem uśmiechu na twarzy, gdy natomiast Justin poszedł oddać stroje i załatwić kilka innych rzeczy, obiecując, że wróci za kilkanaście minut. Odwzajemniłam grymas, czując, jak mój brzuch robi kolejnego fikołka, a ja nie mogę wyzbyć się uczucia podekscytowania. Dawno się tak nie czułam i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak rzadko miałam możliwość być szczęśliwa, jak rzadko robiłam cokolwiek, by taka być i jak rzadko przekładam swoje szczęście nad szczęście innych.

- Tak i na pewno wezmę kurs, by móc latać częściej. - odpowiadam po chwili, gdy wybudzam się ze swoich myśli. Jestem pewna tego, co mówię, bo to wspaniałe uczucie być tam w górze, pośród chmur i na chwile móc o wszystkim zapomnieć. Zapisuje w głowie, by potem opowiedzieć o tym Justinowi i zapytać go jak się za to wszystko zabrać, oczywiście wcześniej dziękując mu za ten piękny wieczór. Wyjęłam telefon, sprawdzając godzinę i ze zdziwieniem stwierdziłam, że czas leci cholernie, szybko i jest już po dwudziestej drugiej.

- Tylko lepiej zabierz się za to teraz, bo potem tego nie zrobisz. - podniosłam wzrok na Josha, marszcząc brwi. Zastanawiam się, o czym może mówić, a gdy nic nie wpada mi do głowy, pytam go o to i patrzę na niego, czekając na odpowiedz trzydziestolatka. Brunet przenosi na mnie spojrzenie i wzdycha cicho, a ja już wiem, że musiał z pewnością dużo przejść w swoim życiu. - Tak już po prostu jest. Człowiek odkłada wszystko na potem a potem i tak tego nie robi, bo są inne, wtedy ważniejsze rzeczy. Tak jest na przykład z marzeniami, masz jedno, ale mówisz, że spełnisz je potem, a potem są kolejne.- marszczę brwi na jego słowa, ale nie mam czasu nic powiedzieć, czy poprosić o rozwinięcie tego, bo obok nas pojawia się brązowooki i, gdy mówi, że już możemy iść, oboje żegnamy się z instruktorem, po chwili odchodząc.

Moje myśli są rozbiegane, gdy wsiadamy do auta, a blondyn odpala samochód. Patrzę się bez słowa w przednią szybę, a mój towarzysz pyta, czy wszystko w porządku, ale kiwam tylko głową, opierając głowę o zagłówek. Błądzę myślami, przeklinając te słowa, bo one sprawiają, że czuję się nieswojo i nagle nie jestem już podekscytowana, ale w jakiś sposób przestraszona. W mojej głowie pojawia się wspomnienie sprzed kilku dni, gdy dostałam od taksówkarza karteczkę związaną z uśmiechem.

Potem myślę o słowach mojej siostry i obietnicy, którą złożyłam sobie w chmurach i właśnie wtedy nagle uświadamiam sobie, jak głupia byłam. Chciałam zostawić swoje marzenia, by uszczęśliwić swoją rodzicielkę, która zapewne i tak, by taka nie była, bo ta praca miała być Jasmine. Dopiero teraz siedząc w tym samochodzie, przypominam sobie, że moja siostra wyjechała z domu, bo nasza matka chciała, by to właśnie ona przejęła hotel. Dociera do mnie, że jej nie zależało na moim szczęściu, jak wiele razy mówiła, tylko na przyszłości hotelu. Hotelu, którego tak bardzo nienawidzę, bo nie dość, że odebrał mi rodziców, to teraz sprawi, że będzie jeszcze gorzej.

- Zgadzam się. - mówię po chwili, gdy tylko udaje mi się wydać z siebie głos i nie pozwolić sobie płakać. Nie wiem, dlaczego nagle łzy chcą wypłynąć spod moich powiek, ale staram się to ignorować. Blondyn patrzy na mnie przez chwilę, a w jego tęczówkach widać niezrozumienie, więc wzdycham cicho i zamykam oczy, szukając swojej pewności, która nagle wyparowała. - Zgadzam się na twoją propozycję pracy.

   ****

Wchodzę do mieszkania, gdy zegarek w kuchni wybija godzinę dwudziestą trzecią. Słyszę trzaski naczyń, więc wiem, że moja rodzicielka jest już w domu, co sprawia, że czuję się źle. Zaraz po tym, jak powiedziałam Justinowi o swojej decyzji, ucieszył i obiecał jutro z samego rana zacząć przygotowywać umowę, więc i ja musiałam się zając ułożeniem swoich spraw, bo wiedziałam, że jak dobrze pójdzie to już w przyszłym tygodniu, zacznę. Przygryzłam wargę i zsunęłam ze swoich ramion bluzę od blondyna, którą dał mi wcześniej, mówiąc, że zamarzę w górze. Od razu, gdy tylko o tym pomyślałam, mój żołądek zrobi fikołka, bo to miłe, że obchodziło go moje zdrowie, albo po prostu wiedział, że choroba może sprawić, że zaczęcie pracy u niego się odwlecze, dodała moja podświadomość, ale ignoruję ją, bo moje wyjaśnienie danej sytuacji na pewno bardziej mi się podobało. Zruciłam buty, które były trochę mokre i wstrzymałam oddech, licząc do dziesięciu, zaczem udałam się do kuchni.

- Cześć, mamo. - odezwałam się, opierając ramieniem o futrynę. Próbowałam wyglądać na zrelaksowaną, bo przecież to nie tak, że właśnie planuje zepsuć swoje relacje z rodzicielką. Kobieta podskoczyła na dźwięk mojego głosu i obróciła przodem do mnie, trzymając rękę na piersi. - Przepraszam. - powiedziałam szybko, a gdy już miała zacząć mówić, wzięłam głęboki oddech i podsunęłam sobie krzesło, siadając na nim okrakiem tak, że oparcie było pod moim podbródkiem.

- Co ty sobie do cholery, wyobrażasz? Znikasz po jakimś marnym wyjaśnieniu i nie ma cię cały dzień? Zwariowałaś? Miałam cię za porządną dziewczynę, a ty natomiast zachowujesz się jak jakaś chuliganka. - przewróciłam oczami w momencie, gdy tego nie wiedziała, bo okej miała prawo być zła, ale nazywać mnie chuliganem? Miałam osiemnaście lat i właśnie postanowiłam, że ona nie ma prawa wtrącać się w moje życie tak jak do tej pory. Mam dosyć zakazów, rozkazów i jej niespełnionych marzeń, ponieważ mam swoje, które właśnie teraz mają szansę się spełnić, a ja tego nie przegapię. Nie tym razem. - Nic nie powiesz? Będziesz teraz tak po prostu siedzieć? - krzyknęła, a ja zmarszczyłam brwi, szukając dobrego wyjaśnienia, które może, choć trochę sprawi, że ona zrozumie.

- Mamo, posłuchaj mnie, proszę, od początku do końca i nie przerywaj. - powiedziałam po chwili, patrząc w jej tęczówki. Kiwnęła głową z wieloma wątpliwościami, jak wywnioskowałam z wyrazu jej twarzy. Wiedziałam, że muszę zrobić to delikatnie, gdyż nie chciałem jej skrzywdzić. Nie taki miałam cel, chciałam po prostu spełniać marzenia, a Justin, Jasmine, Ashley i instruktor, którego dzisiaj poznałam, ukazali mi, że postępowałam źle, dostosowując wszystko do matki, bo to było moje życie, moje przemijające dni, których już nie odzyskam. - To dzisiaj, to nie było nic. - zaczęłam, ale zaraz mi przerwano.

- Wiedziałam, po prostu wiedziałam...- podniosła głos, a ja oparłam łokcie o stół za krzesłem i schowałam twarz w dłoniach, bo do cholery, prosiłam ją o coś, a ona nie potrafi nawet mnie wysłuchać. Jak mogłam być tak naiwna, by przez tyle lat jej słuchać?

- Proszę... - zaczęłam, a gdy ona zacisnęła usta w jedną linię, wiedziałam, że mam chwilę, by wszystko wyjaśnić zaczem znów mi przerwie. - Od zawsze pasjonowałam się grafiką i przez ostatnie lata nie zrezygnowałam z tego, a teraz również nie mam zamiaru. Proszę, nie zrozum mnie źle. Kocham cię, mamo, ale nie mogę, pozwolić byś wybierał za mnie, tylko dlatego, że Jasmine nie spełniła twoich marzeń. - uniosłam rękę, by zatrzymać ją, gdy otworzyła usta. - Daj mi skończyć, proszę. Dotąd robiłam zawsze to, co chciałaś, pozwoliłam, byś wybierała mi znajomych, wcześniejszego chłopaka, liceum i miliony innych rzeczy, ale na tym koniec. Mam osiemnaście lat i może to, co teraz robię, jest w jakimś stopniu wobec ciebie niesprawiedliwe, bo mnie wychowałaś, sprawiłaś, że wyszłam na ludzi, ale na tym koniec. Chce zacząć żyć bez twojego nadzoru, chce zacząć spełniać marzenia, bo wystarczająco dużo czasu poświeciłam, spełniając twoje, mamo. Zawsze bałam się tego, że cię zawiodę i to właśnie przez to szłam twoją ścieżką, ale teraz zrozumiałam, że to i tak nie da rezultatu, bo dla ciebie nie będę idealna aż do momentu, gdy TY spełnisz wszystkie swoje marzenia, ale ich jest za dużo.

- Co chcesz mi przez to powiedzieć, młoda damo? - warknęła, a jej twarzy wykrzywiona byłą w grymasie. - Wychowywałam cię przez osiemnaście lat, dzięki mnie miałaś dach nad głową, zapewniłam ci przyszłość, a ty teraz tak po prostu masz to w dupie? Żartujesz sobie ze mnie? Mówisz, że mnie kochasz, a tymczasem wciskasz mi te durnoty? - z każdym słowem podnosiła głos, nie wiedząc, jak bardzo raniła mnie tymi wyrazami. Była moją matką i zapewne żadna córka nie chciałaby usłyszeć tych wszystkich rzeczy od osoby, która była przy niej od dziecka, pomijając oczywiście to, że połowę z tego spędziła w pracy, tak naprawdę to ojciec w dużej mierze się mną zajmował.

- Zrozum, że nie jestem bohaterką jakieś książki czy lalką, której można zaplanować całą przyszłość według własnego, ale. Zrozum, że też mam swoje marzenia oraz że wystarczająco bardzo pozwalam ci kierować swoim życiem wcześniej. Zrozum wreszcie, że chce być SZCZĘŚLIWA! - wykrzyknęłam, a po moim policzku spłynęła łza. - Dostałam się na wymarzone studia, dostałam pracę i nie zamierzam z tego zrezygnować.

- Ale jesteś moją córkę, osobę, z której powinnam być DUMNA! - krzyknęła, a ja czułam, jak mój świat powoli się załamuje i wiedziałam, że kolejne słowa sprawią, że upadnie i nie będzie możliwy do podniesienia i cóż, nie myliłam się. - Ale z ciebie nikt nie mógłby być dumny, przecież ty wszystko niszczysz i psujesz, udowodniłaś to, już robiąc z siebie dziwkę na urodzinach Lintona.

- Ta rozmowa nie ma sensu. - wydukałam ostatkiem sił, wstając gwałtownie od stołu. Nie przejęłam się, gdy krzesło upadło, wywołując straszny huk, a moja rodzicielka krzyczała za mną, po prostu złapałam bluzę Justina i trampki, wybiegając z domu. Nie wiedziałam, sama co robiłam, ale nie mogłam zostać tam dłużej, nie po tym, co powiedziała. Nie potrafiłabym teraz na nią spojrzeć, bo jaka cholerna matka nazywa swoją córkę dziwką? Przecież doskonale wiedziała, że to nie było tak, ale musiała mnie zranić. Wbić nóż prosto w serce, tylko dlatego, że postanowiłam żyć na własną rękę, ale nie było już odwrotu. Ja postanowiłam swoje, a ona musiała to akceptować, nieważne, jakie miałoby mieć to konsekwencje.

Wzięłam głęboki wdech, patrząc na telefon w swojej ręce, który chwyciłam, wybiegając z domu. Nie chciałam wracać do matki, a do Ashley nie mogłam pójść, gdyż co tydzień jeździła do dziadków i właśnie dzisiaj był ten dzień. Moje policzki były już całe czerwone od zimna, a oczy załzawione. Usłyszałam gdzieś za sobą huk i poskoczyłam przestraszona, gdy zobaczyłam, że się błyska. Moje ciało zatrzęsło się od emocji, a ja tak po prostu wybuchłam spazmami płaczu. Nie bałam się burzy, ale to było za wiele na jeden dzień. Nie wiem, ile minęło, gdy tak dusiłam się własnymi łzami, ale po chwili odblokowałam telefon, tak naprawdę sama nie wiedząc, co robię i wystukałam jedyny numer, który wtedy przyszedł mi do głowy.

- Proszę, przyjedz po mnie.

**************************

Mam nadzieję, że stęskniliście się za mną, bo przychodzę do Was z kolejnym rozdziale, który można nazwać przełomowym, gdyż tak naprawdę teraz zacznie się dziać. Poruszamy tu jeden z ważniejszych wątków, więc proszę zwróćcie uwagę na to co mówi matka Izabelli, bo to będzie ważne i jeśli myślicie, że nasza bohaterka zawsze miała kolorowe dzieciństwo cóż to już niedługo poznacie smutną prawdą.

Zaraz zabieram się kolejny rozdział, wiec powinien on się pojawić się dzisiaj lub jutro :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro