Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 31: Mam dobrą wiadomość...

Każdej no­cy myślę o to­bie nim zasnę. Często jed­nak pod­czas bez­gwiez­dnych wie­czorów mam wrażenie, że ktoś po­maga mi od­dychać. I nie wiem już czy to ty, czy anioł twój. Cała reszta sta­je się mil­cze­niem, ciszą, która pozostaje...

Przewracam się na drugi bok, a mój wzrok kieruje się w stronę okna. Promienie słońca oświetlają moją twarz i, mimo że rażą moje oczy, nie odwracam głowy, bo tak bardzo brakuje mi świeżego powietrza.

Dzisiaj mija tydzień.

Tydzień odkąd tutaj trafiłam i wykryto u mnie niewydolność nerek. Jestem załamana i zastanawiam się, jak mogłam być taką idiotką, by wcześniej nie zorientować się, że coś jest nie tak. Przecież nigdy nie byłam aż tak osłabiona i nie zdarzało mi się omdlewać, nawet jeśli omijałam poranny posiłek. Mimo wszystko musiałam przyznać, że ta sytuacja miała też swoje plusy.

Od rozmowy z Justinem wszystko między nami układało się zdecydowanie lepiej, był przy mnie cały czas i, gdyby nie lekarz, który co jakiś czas wyganiał go do domu, zapuściłby tutaj korzenie, mówię wam. Cieszyło mnie to, że się o mnie troszczył, a nie wspomnę nawet o tym jak bardzo byłam szczęśliwa, gdy oznajmił mi, że wszystko, co łączyło go z Xenią, było tylko ustawką.

Byłam głupia, myśląc, że Justin mógłby się mną bawić. On nie był taki, nie należał do takich osób, a ja zawsze o tym wiedziałam, ale strach niszczył mnie od wewnątrz i nie pozwalał logicznie myśleć. Nadal się bałam, to oczywiste, że to uczucie nie wyparowało ot tak, ale przy chłopaku spadało do minimum.

Przy nim czułam się akceptowana i wiedziałam, że on kochał mnie taką, jaką byłam, razem ze wszystkimi wadami, które posiadałam i to było piękne. Wreszcie miałam przy sobie osobę, która nie wymagało ode mnie nie wiadomo czego i wspierała w moich celach najbardziej ze wszystkich.

Natomiast leczenie, które przechodziłam, nie pomagało, a, mimo że lekarze starali się mówić mi, jak najmniej wiedziałam, że jak najszybciej potrzebowałam przeszczepu, którego nie mógł mi ofiarować nikt z bliskich. Jasmine, Justin, Zayn, Jazzy czy nawet Ethan mieli inną grupę krwi, ale nie miałam im tego za złe, bo zdawałam sobie sprawę, że nawet gdyby wszystko się zgadzało, nie zgodziłabym się na operację, bo niosła ona za sobą konsekwencje. Mimo swojego stanu nie mogłam pozwolić, by ktoś mi bliski cierpiał przeze mnie.

Byłam na końcu długiej listy, oczekujących przeszczepu i miałam świadomość, że tak naprawdę mogłam się go nie doczekać. Wszyscy mówili, że trzeba być dobrej myśli i terapia, której mnie poddają w każdej chwili, może zacząć działać, ale ja czułam, że to nie skończy się to bez żadnej tragedii.

Miejmy nadzieje, że tylko wyolbrzymiałam.

– Bello.

Usłyszałam za sobą i prawie spadłam z łóżka, gdy doszło do mnie kogo był to głos. Natychmiast się odwróciłam, ignorując ból, który pojawił się w mojej klatce piersiowej i spojrzałam na swojego ojca, a złość się we mnie zagotowała. Miał nic nie wiedzieć, zastrzegłam, by nikt go nie powiadamiał, ale i tak to zrobili.

Dostrzegłam za jego plecami Jasmine oraz Justina i jeszcze jedną osobę, której nie rozpoznałam i miałam naprawdę wielką ochotę wstać i wykrzyczeć im prosto w twarz, że przesadzili. Wiedziałam, jednak, że to nie miało sensu.

– Czemu nie zadzwoniłaś wcześniej?

– Nie widziałam takiej potrzeby – odpowiedziałam i delikatnie się uśmiechnęłam, gdy ojcowskie usta spotkały się z moim czołem. Brakowało mi tego mimo wszystko, bo jasne było, że ciepła ze strony rodziców nic nigdy nie zastąpi.

– Nic mi takiego nie jest, tatku, więc nie było potrzeby, byś przyjeżdżał. Zapewne w hotelu dużo pracy i tak dalej – dodałam, starając się nie skrzywić na myśl o rodzinnej instytucji. Budynku, który dla niektórych osób nadal był ważniejszy niż ja.

– Kochanie, ty zawsze będziesz ważniejsza – wyszeptał, siadając na krześle obok łóżka. Kiwnęłam głową, a na sercu zrobił mi się cieplej. Nie wiem co bym zrobiła, jakby go zabrakło, podobnie jak mamy. Mimo wszystko kochałam ją, była moją rodzicielką, osobą, która mnie wychowała i przez długi czas była moim autorytetem.

Niestety gdzieś po drodze to wszystko się rozpadło, pomyliłyśmy drogi do szczęścia, ostatecznie dochodząc do obecnego momentu.

Straciłam dużo, ale nie żałowałam tego, bo dzięki temu trafiłam na miłość swojego życia. Dzięki temu poznałam Justina, weszłam w jego świat i zrozumiałam co to miłość, więc czy można chcieć więcej? Dwa miesięcy, tyle wystarczyło, by moje życie wywróciło się do góry nogami.

– Ciesze się, że tutaj jesteś, ale zabije Jasmine za to, że po ciebie zadzwoniła – powiedziałam, śmiejąc się cicho, gdy zobaczyłam, że dziewczyna słysząc swoje imię, delikatnie wychyla się za drzwi i patrzy w naszą stronę.

– Tak o tobie mówię.

Wskazałam na nią palcem, a ta wzruszyła niewinnie ramionami i posłała mi swój słynny, niewinny uśmieszek. Wzruszyła ramionami w ogóle nieprzejęta moją groźbą i wróciła na korytarz, chcąc dać mi zapewne czas bym nacieszyła się obecnością ojca.

– Opowiadaj co tam w domu.

– Dobrze, ale brakuje nam ciebie. Zawsze wprowadzałaś dużo śmiechu i radości, a teraz tak pusto bez ciebie. Wciąż nie mogę uwierzyć, że masz osiemnaście lat i zaraz zaczynasz studia.

Roześmiał się, ściskając moją rękę, a ja wymusiłam uśmiech, bo myśl o studiach zdecydowanie lekko popsuła mi humor. Wiedziałam, że nie było szansy bym zaczęła naukę w przydzielonym terminie, bo nawet gdyby teraz odbył się przeszczep, byłabym zmuszona przynajmniej miesiąc spędzić w domu, a dzisiaj był już siedemnasty sierpnia, czyli połowa miesiąca za nami.

– Mi też brakuje tego wszystkiego, a jak tam Ashley i Alexy? – zapytałam, bo tak naprawdę z obydwoma dziewczynami nie miałam kontaktu od imprezy w moim domu, czyli od kilka tygodni. Było mi smutno z tego powodu, ale wyjeżdżając z Kanady, wiedziałam, że takie będą tego konsekwencje.

Dziewczyny miały swoje życie, którego ja częścią powoli przestawałam być i martwiło mnie to, ale wiedziałam, że taka była kolei rzeczy, a ja nie miałam prawa tego zmieniać.

– Wszystko u nich w porządku, obydwie wyjechały na studia i wynajęły mieszkania. Tyle wiem od ich rodziców.

Wzruszył ramionami, a ja się uśmiechnęłam. Cieszyłam się ich szczęściem, cieszyłam się, że im się układało i miałam nadzieje, że spotkamy się za kilkanaście dni i wszystko sobie nawzajem opowiemy.

Miałam nadzieje, że mimo wszystko będziemy utrzymywać, chociaż sporadyczne kontakty, bo w końcu całe liceum trzymałyśmy się razem i nie chciałabym tego tracić.

– To dobrze.

       ****

Trzymałam rękę Justina, patrząc na ekran jego telefonu. Mój ojciec stwierdził, że przyda mu się chwila odpoczynku, więc razem z Jas i Ethanem pojechali do jej mieszkania, a mi natomiast towarzystwa dotrzymywał blondyn.

Nie rozmawialiśmy, bo wiedzieliśmy, że nie potrzebowaliśmy w tej chwili słów. Oboje byliśmy pogrążeni w swoich myślach i zajęciach. Ja staram się dostrzec nowe detale na jego twarzy, a on przeglądał portale społecznościowe. Wiedziałam, że bawiło go moje zachowanie, ale nic nie mówił i to mnie cieszyło.

Po chwili blondyn schował swój telefon do kieszeni i uniósł spojrzenie na mnie, a ja wiedziałam, że chciałam się teraz do niego przytulić, więc przesunęłam swoje ciało bardziej w lewą stronę. Poklepałam ręką prześcieradło, a on z westchnięciem położył się obok mnie. Bał się, że coś mi zrobi, ale nie byłam z porcelany i nic takiego nie mogło mi się stać. Wtuliłam się w ciało chłopaka, a jego ręka wylądowała na moim plecak, które delikatnie głaskał. Do moich nozdrzy dotarł zapach jego perfum i to sprawiło, że przymknęłam powieki, bo było mi idealnie i nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne.

– Moja mama chce byśmy wpadli do niej na obiad w wolnej chwili – powiedział, patrząc w moją stronę. Kiwnęłam głową, uśmiechając się lekko. Ta wiadomość naprawdę mnie ucieszyło, bo jeśli chciał mnie oficjalnie przedstawić swojej rodzinie to był to poważny krok i moja strachliwa strona coraz bardziej zanikała, a to znaczyło, że byłam na dobrej drodze, by wreszcie do końca stać się sobą.

– Jeśli nie chcesz to powiem jej, że nie mamy czasu czy coś.

Wzruszył ramionami, odwracając wzrok. Czułam, że się stresował i to jeszcze bardziej mnie ucieszyło, wywołując szerszy grymas szczęścia na mojej twarzy.

– Jak tylko stąd wyjdę to z chęcią i tak chciałabym wpaść jeszcze do Kanady przed końcem sierpnia, więc akurat wtedy możemy do niej jechać – powiedziałam, całując policzek blondyna. Kiwnął głową i zdecydowanie moja odpowiedz go zadowoliła.

– Jak myślisz, zaakceptuje mnie? Chciałabym mieć dobre kontakty z twoją rodziną, co prawda miałam okazje już ją poznać, ale tylko kilka minut wtedy rozmawialiśmy.

Wzruszyłam ramionami, bawiąc się sznurkiem od jego bluzy. Wiedziałam, że przed tym spotkaniem będę się stresować do maksimum, skoro już teraz się o to martwiłam, mimo tego, że nawet nie mieliśmy ustalonej daty wspólnego spotkania.

– Głupie pytanie, przecież jesteś wspaniałą dziewczyną, a moja mam polubiła cię już wtedy, w Kanadzie – powiedział, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który wpłynął na moją twarz. Zaśmiał się i, gdy chciał już coś dodać do środka wszedł lekarz, który kiwnął nam głową, widocznie rozpromieniony jakąś rzeczą.

Justin podniósł się z łóżka, a mi cudem udało się powstrzymać jęk niezadowolenia, bo było mi tak wygodnie.

– Nie musi pan, póki co wstawać. Chciałem tylko powiadomić o pewnej rzeczy, a potem za jakąś godzinkę pielęgniarka zabierze panią na badania.

Uśmiechnął się w moją stronę, a ja kiwnęłam głową, zgadzając się z jego słowami. Blondyn po słowach mężczyzny z powrotem zajął miejsce obok mnie, a ja oparłam głowę o jego ramię.

– Mam dobrą wiadomość, znaleźliśmy dawcę, który chce oddać pani nerkę. - powiedział wszystko za jednym razem, a ja zakryłam usta ręką, będąc w szoku. Nie wierzyłam, że naprawdę wszystko tak szybko miało się ułożyć. Jeszcze dzisiejszego ranka martwiłam się, że stanie się jakaś tragedia, a teraz wszystko miało się odbudować.

Miałam przejść przeszczep, a potem o siebie dbać i być szczęśliwa.

– Naprawdę? – zapytałam, nie zważając, że mój głos wydaje się lekko piskliwy. Lekarz pokiwał głową, a ja przetarłam twarz dłońmi, nie dowierzając. Poczułam, jak ręce Justina oplątują moją talię, więc wtuliłam się w niego, a jedna łza spłynęła po moim policzku. To naprawdę była wspaniałą wiadomość i miałam wrażenie, że to tylko sen.

– A kto jest dawcą? – zapytałam, mając mikroskopijną nadzieję, że będę miała szansę podziękować swojemu wybawcy.

– Przykro mi, ale chciał pozostać anonimowy, więc obowiązuje mnie tajemnica lekarska.

Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem, a ja kiwnęłam głową, lekko zawiedziona. Otarłam oczy, starając się powstrzymać łzy, które się do nich cisnęły. Nie chciałam się rozryczeć, bo nie potrzebowałam tego.

– Operacja odbędzie się prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu, jeśli wszystkie badania wyjdą dobrze, więc może się pani przygotowywać. Ja uciekam do innych pacjentów, a do pani wpadnę jeszcze później – dodał, a potem posyłając mi ostatni szczery uśmiech, zniknął za drzwiami. Odwróciłam się do Justina, który wpatrywał się we mnie z troską wypisaną na twarzy, a ja nie mogłam się powstrzymać, by złączyć nasze usta w pocałunku. Powoli muskałam usta chłopaka, wiedząc, że nie powinnam na długo zostawać bez oddechu.

Byłam szczęśliwa i pewna, że teraz wszystko może iść tylko w dobra stronę. Szkoda tylko, że nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam, bo może gdyby umiała przewidywać przyszłość, miałabym szansę naprawić kilka rzeczy w swoim życiu.

***************************************************

Zaczynamy maraton! Rozdziały będą pojawiać się co około godzinę :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro