Rozdział 27: Zabieram cię na kawę...
Miłość jest właśnie taka: mega podstępna. Zakrada się, kiedy na sekundę odwrócisz głowę, żeby sprawdzić, jak fajnie wygląda twój tyłek w nowych dżinsach. Kiedy jesteś zajęta testami sprawdzającymi albo tym, kto pocałował kogo na szesnastce twojej, najlepszej kumpeli. Albo faktem, że nie dostałaś głównej roli w szkolnym musicalu i musisz grać kopciuszka, choć wszyscy wiedzą, że wiedźma to lepsza rola.
Przeklęłam pod nosem, gdy denerwująca muzyczka wydobywająca się z mojego telefonu, ponownie rozniosła się po mojej sypialni. Komu do cholery, zachciało się dobijać do mnie w sobotę z samego rana, bo z tego, co mi się wydaje nie, ma nawet ósmej. Rozumiem dzień roboczy, ale weekend?
Postanowiłam jednak zignorować tę osobę i wtuliłam się w pościel, wcześniej upewniając się, że nie spadnę przypadkiem na podłogę, co zdarzyło mi się już nieraz. Westchnęłam i za trzecim razem, odebrałam telefon, wiedząc, że ten ktoś nie da mi spokoju, gdy tego nie zrobię.
– Izabella? Czy ty wiesz do cholery, która jest godzina? Podpowiem ci, siódma pięćdziesiąt pięć – usłyszałam po drugiej stronie podniesiony głos i, mimo że byłam zaspana, rozpoznałam, że to Jazzy. Była jawnie wkurzona i zdenerwowana, a mnie zaczęło ciekawić, czemu tak jest i co ja mam z tym wspólnego. Przewróciłam oczami i znów uderzyłam twarzą w poduszkę, czekając aż dziewczyna wyjaśni mi po co budziła mnie o tak wczesnej porze.
– Dziewczyno, ty masz przecież za pięć minut spotkanie – warknęła, ale nie zrobiło to na mnie wrażenia.
– Czekaj, jakie spotkanie? – zapytałam, ziewając, ale dopiero po chwili doszedł do mnie sens tego zdania.
– Jakie spotkanie? Jest sobota, szósty sierpnia, a ja do przyszłego tygodnia mam wolne– powiedziałam już dużo bardziej rozbudzonym głosem i wstałam natychmiast z łóżka, prawie się zabijając. Śledząc okienka w kalendarzu i przecierając oczy pięściami, zastanawiałam się, czy przypadkiem o czymś nie zapomniałam, ale nie.
– Może gdybyś sprawdziła maila, to być wiedziała – odpowiedziała, a ja z prędkością światłą chwyciłam laptopa i włączyłam go, siadając na fotelu. Stukałam w obudową paznokciami, denerwując się, a potem przypomniałam sobie, że wczoraj przed snem około godziny dwudziestej czwartej sprawdzałam pocztę, odczytując wszystkie wiadomości, więc nawet jeśli ktoś do mnie napisał, miałam usprawiedliwienie.
– Jeśli nadal zastanawiasz się, o czym mówię to spotkanie, które odbyć miało się za tydzień, zostało przeniesione na dzisiaj i Kate miała cię o tym poinformować przedwczoraj.
– Problem jest tylko taki, że nie dostałam żadnej wiadomości, ani przedwczoraj, ani wczoraj, ani nigdy. Widocznie ktoś postanowił mnie skompromitować – warknęłam, gdy tylko zalogowałam się na swój e-mail i wyskoczyło mi brak nowych wiadomości.
– Tylko tym sposobem skompromitowała się sama – rzuciłam z myślą o Kate, a potem wstałam i wolnym krokiem udałam się do szafy. Rozłączyłam połączenie, informując Jazzy, że będę za kwadrans, a potem wybrałam z szafy czarne spodnie z wysokim stanem i białą, lekko prześwitującą bluzkę w kwiaty. Dobrałam szpilki i marynarkę, gdyby było zimno i po chwili znalazłam się w łazience, gdzie wzięłam szybki, lodowaty wręcz prysznic na rozbudzenie, a potem ubrałam się.
Nie spieszyłam się i doskonale wiedziałam, że nie zdążę w kwadrans, ale jeśli Kate zaczęła tę głupią grę to pokaże jej, że ja też potrafiłam w nią grać. Z mojej strony jednak nikt nie będzie miał ulgi.
****
Spokojnym, ale pewnym krokiem weszłam do firmy, trzymając w ręce torebkę ze wszystkimi dokumentami, których wiedziałam, że będę potrzebować i laptopem. Od progu podleciała do mnie Miranda, czyli dziewczyna z recepcji, która powiadomiła mnie, gdzie odbywa się spotkanie oraz że szef jest wkurzony. Przewróciłam oczami na ostatnie słowo i dziękując, udałam się w stronę windy, gdyż nie uśmiechało mi się wchodzić na jedno z ostatnich piętr w szpilkach.
Poprawiłam spodnie, które okazały się delikatnie za duże i przybrałam delikatny uśmiech na twarz, odpowiadając na kilka dzień dobry, które powiedzieli mi współpracownicy. Byłam już znana w firmie, gdyż krążyło w niej dużo plotek, w których byłam główną bohaterką i cóż, chyba nie muszę mówić, że każda była związana z Justinem. Nie cieszyło mnie to, ale plusem był fakt, że mało kto w firmie latał za Bieberem.
Większość dziewczyn pracowała tutaj z kilkuletnim stażem, więc były one już przyzwyczajone do jego obecności czy samego faktu, że się nimi nie interesuje.
– Dzień dobry. – powiedziałam, otwierając drugie drzwi na korytarzu, które prowadziły do sali konferencyjnej. Wielki okrągły stół stał na środku, a wokół pełno krzeseł, których nie miałam czasu liczyć.
Odchrząknęłam i spojrzałam na zebranych przede mną, ale mój wzrok zatrzymał się na jednej, wyjątkowej osobie, a bicie serca przyspieszyło. Wyglądał idealnie, tak jak zawsze, a kilkudniowy zarost dodawał mu tylko seksapilu. Nie widziałam go dosyć sporo czasu, ale z tego co słyszałam na wyjeździe miał być jeszcze tydzień, więc nie byłam gotowa na spotkanie z nim. Nie po tym wszystkim, ale los lubił płatać mi figle.
– Spotkanie powinno zacząć się ponad godzinę temu – warknął Braun, patrząc na mnie, a ja dopiero teraz wyswobodziłam się ze swoich myśli i spojrzałam na niego, lecz mój wzrok po chwili uciekł do Kathy, która stała obok niego z zadowolonym wyrazem twarzy.
Westchnęłam i posyłając jej złośliwy uśmiech, podeszłam do swojego miejsca i położyłam tam swoje dokumenty.
– Masz nam coś do powiedzenia? – zapytał, patrząc na mnie z uniesioną brwią.
– Od czego, by tu zacząć? – zapytałam, uśmiechając się sarkastycznie i patrząc na Billa, który zmarszczył brwi.
– Może od tego, że nie wiem kiedy to spotkanie miało się odbyć, gdyż ktoś postanowił zataić przede mną ten fakt.Nie próbuj obwiniać mnie za to, że się spóźniłam, bo po pierwsze mój urlop trwa, a po drugie to nie ja wybrałam sobie tę idiotkę jako sekretarkę, która postanowiła, że fajnie będzie mnie skompromitować – dodałam, patrząc na blondynkę, której mina była dużo mniej zadowolona niż wcześniej.
– Chcesz powiedzieć, że Kathy nie poinformowała cię o spotkaniu? – zapytał Bill, a ja kiwnęłam głową i wygodnie usadowiłam się na fotelu, zakładając nogę na nogę.
– Tak, dokładnie to mam na myśli.
– Masz nam coś do powiedzenia? – odezwał się znów, tym razem kierując pytanie do mojej sekretarki.
– Wiesz co, by było, gdybyśmy mieli spotkać się z kimś ważnym? Jesteśmy profesjonalną firmą, a takie numery możesz odstawiać w przedszkolu, a teraz zejdź mi z oczu zanim powiem coś niemiłego. Różniej zdecyduje co z tobą zrobić dodał, a ja uśmiechnęłam się do niej ironicznie i przybiłam sobie w duchu piątkę. Może i byłam wredna, ale ta lalunia na to zasłużyła.
-Ale skoro już tutaj jesteś, możesz mi zrobić kawę. - zatrzymałam ją, gdy stanęła przy drzwiach i spojrzałam w jej oczy z wyższością. Kiwnęła głową, mordując mnie wzrokiem i bez słowa, wyszła z pomieszczenia.
Usłyszałam za sobą czyiś śmiech, a gdy się odwróciłam, napotkałam spojrzenie Zayna, którego wcześniej nie zauważyłam. Uśmiechnął się do mnie, kiwając mi z uznaniem głową i podłączył mój komputer do wielkiego wyświetlacza, który wisiał na ścianie. Czułam na sobie wzrok Justina, a nie mogąc tego dłużej wytrzymać postanowiłam przejść do setna.
– Więc zaczynajmy – odezwałam się, wstając.
– Jesteś przygotowana? – zapytał Braun, patrząc na mnie z zaskoczeniem, a ja kiwnęłam głową, bo zdążyłam przygotować wszystko już kilka dni temu, ale po prostu byłam pewna, że oddam wszystko po powrocie, a nie teraz.
Cóż, jak już mówiłam los lubił płatać mi figle, a ja nieraz się już o tym przekonałam.
****
– I to, by było na tyle – powiedziałam, a potem specjalnym pilocikiem wyłączyłam ekran i po chwili to samo uczyniłam z laptopem. Złożyłam wszystkie swoje notatki na kupkę i prostując się, stanełam przed Billem, który uśmiechnął się do mnie serdecznie, kiwając głową z uznaniem.
Spojrzałam na zegarek i udając, że naprawdę się spieszę. Nie mam już siły przebywać z Justinem w jednym pomieszczeniu i wiem, że to on powinien uciekać przede mną, a nieodwrotnie, ale jego zimne i bezuczuciowe spojrzenie mnie wykańczało.
– Muszę już iść, więc jakiekolwiek poprawki wprowadzimy w poniedziałek, dobrze? – zapytałam, a gdy wszyscy się zgodzili, uśmiechnęłam się delikatnie.
– Myślę, że nie będzie czego poprawiać. Miłej soboty.
Kiwnęłam głową, wychodząc z pomieszczenia, a znajdując się za drzwiami, wzięłam głęboki wdech i przeczesałam włosy ręką. Cieszyłam się, że to spotkanie miałam już za sobą i jedyne, o czym marzyłam to czekolada i dobry film w samotności, czyli nic nowego Moje plany na wieczór przez ostatnie kilkanaście dni były właśnie takie same.
– Izabella! Masz jeszcze chwile?
Usłyszałam za sobą w momencie, w którym miałam już wsiadać do windy, więc zatrzymując się, odwróciłam się w stronę Brauna, który stanął po chwili przede mną. Wyraz jego twarzy jest poważny, więc nie mam odwagi odmówić. Kiwnęłam głową i poprawiłam torebkę na ramieniu, zastanawiając się, o co może chodzić.
–Jeden z ważniejszych pracowników się rozchorował przez co jesteśmy zawaleni robotą i zapewne wiesz, że niedługo zaczynamy kręcić nowy teledysk do piosenki Justina – mówi, a ja przytakuje, nie chcąc zagłębiać się w historię, że jednak nie wiem i nie miałam, kiedy się dowiedzieć, bo prawie od dwóch tygodni nie rozmawiałam z blondynem.
– I skoro ty masz teraz mniej pracy, a Bill jest zachwycony dzisiejszym projektem, to pomyślałem, że mogłabyś zorganizować casting w związku z tym – dodaje, a w momencie, w którym kończy, uchylam usta w szoku, a obok nas staje Zayn, Jazzy i Justin. Cała trójka patrzy to na mnie, to na mężczyznę przede mną i mam ochotę zapaść się pod ziemie, bo wiem, że trudno będzie się z tego wyplątać.
– Scoot, ja się na tym n...ie znam, a w dodatku to nie mo...ja robota i w ostatnim czasie naprawdę nie czuje się za dobrze – wyjąkałam, przeklinając siebie w duchu, że znów jestem zmuszona kłamać, choć może nie do końca, bo moje samopoczucie naprawdę nie jeste dobre i sama nie wiem, którą z ostatnich nocy w całości przespałam.
Zobaczyłam jak brunetka obok zmarszczyła brwi na moje dziwne zachowanie i nie trudno było się domyślić, że razem z mężczyzną nie uwierzyli w moją bajeczkę. Czemu nie mogłam urodzić się z umiejętnościami aktorskimi?
-– Jazzy albo Zayn ci pomogą, a zresztą na dole w gabinecie 102 na biurku powinien być kalendarzyk ze wszystkimi ważnymi telefonami i innym takimi. Jesteś mądrą dziewczyną, poradzisz sobie, a ja obiecuje, że możesz liczyć na podwyżkę.
Zaśmiał się, a potem potarmosił moje włosy i odszedł, niezważająca na to, że chciałam zaprotestować.
– Powodzenia, dziewczyny – krzyknął jeszcze i wszedł do swojego biura, a ja nie zważając na to gdzie jestem, wymamrotałam głośne "kurwa" i przetarłam twarz dłońmi.
– Też kobieta tylko krocze robocze.
Pokręciłam głową na słowa Malika, nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu na jego słowa, ale gdy mój wzrok spotyka się ze wzrokiem Justina, natychmiast on znika. W mojej głowie pojawia się myśl, że powinnam z nim porozmawiać, ale świadomość, że był na wakacjach z inną, a internet aż huczy o ich romansie skutecznie mi to uniemożliwia.
– Będę tak miły i wszystko załatwię, ale musisz się pojawić na castingu – dodaje i ciesze się, że nikt nie widzi napięcia, które buduje się wokół mnie i Justina. Kiwam głową i obdarowuje Zayna uśmiechem, ale doskonale wiem, że nie ma w sobie za grosz szczerości i chłopak niestety też to zauważa, bo kręci głową.
– Zabieram cię na kawę, musisz mi powiedzieć czemu ostatnio, chodzisz jak struta.
– Nie dzisiaj, Zayn. Muszę się położyć, bo jestem niedożycia jak budzą mnie tak wcześnie. Zadzwoń do mnie jak już wszystko przygotujesz albo będziesz potrzebował pomocy – natychmiast reaguje i nie zwracając już uwagi na nic, odwracam się i kieruje do windy, która na szczęście jest na tym samym pietrze i już po chwili jestem w drodze na parter. Opieram głowę o zimną nawierzchnię i głośne westchnięcie ucieka z moich ust.
Mam dosyć, a dopiero pierwsza.
*******************************
DOBRY WIECZÓR, WRÓCIŁAM!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro