Rozdział 3
[poprawione; 19.01.2018]
***
Zrezygnowałam ze słuchawek w drodze powrotnej. Moja dezorientacja zmusiła mnie do korzystania ze wszystkich zmysłów równocześnie, bym bezpiecznie wróciła do domu. Wsłuchiwałam się w tupot swoich jedynych, podstarzałych, czarno-białych vansów, w dźwięki przyjeżdżających obok mnie aut i szelest liści z każdym mocniejszym powiewem przedwiosennego wiatru.
Znajdowałam się już w środkowej części Edge Park, przez który prowadziła droga do mojego domu i od którego zostało mi jeszcze dziesięć minut drogi, kiedy niespodziewanie ktoś zawołał mnie po imieniu.
Nieco zwolniłam, by na spokojnie rozejrzeć się za właścicielem głosu. Na szczęście nie trwało to długo.
Za mną, na oparciu ławki, siedział chłopak - mniej więcej w moim wieku, lub trochę starszy, który trzymając w jednej ręce papierosa, przywoływał mnie drugą. Sceptycznie nastawiona ruszyłam w jego kierunku i przyjrzałam mu się dokładniej.
Miał czarne oczy, do tego stopnia, że nie widziałam granicy między źrenicą a tęczówką. Włosy - przy głowie brązowe - kończyły się ciemnym blondem. Można by rzec, że miał ledwo widoczne ombre. Nonszalancki uśmiech nie opuszczał go ani na chwilę. Musiałam przyznać, że był bardzo przystojny. Jego wygląd dopełniała skórzana kurtka, czarny podkoszulek idealnie podkreślający zbudowaną sylwetkę, ciemne, lekko opinające jego wysportowane nogi jeansy z dziurami na kolanach i czarne trampki za kostkę.
- Usiądź.
Głęboki głos nieznajomego przywrócił mnie na ziemię. Uśmiechnął się przyjaźnie, po czym poklepał dłonią miejsce na oparciu tuż obok siebie.
- Skąd mnie znasz? - zapytałam, pozostając na swoim miejscu.
- Dustin. - Wyciągnął do mnie rękę, olewając moje pytanie, a ja po chwili zdezorientowania podałam mu swoją.
- Więc? - Upomniałam się o odpowiedź.
Zmarszczył brwi, a po chwili wybuchnął głośnym śmiechem, łapiąc się za głowę.
- No tak, chodzimy do tego samego liceum, tyle że jestem w klasie wyżej. - Uspokoił swój śmiech, wracając do mnie wzrokiem. Przez chwilę się wahał nad kolejnymi słowami. - Słyszałem o tobie co nieco...
Kiedy już miałam odejść, poirytowana jedynym powodem, dla którego ktokolwiek mógłby ze mną rozmawiać, Dustin złapał mnie za przedramię i posadził na miejscu, jakie od początku mi sugerował. Byłam tym zbyt zadziwiona, by odpowiednio zareagować. Na przykład ucieczką, gdyby chłopak miał okazać się zboczeńcem. Uwolniłam swoją rękę z jego chwytu, jednak nadal siedziałam na oparciu ławki.
- Ale chciałbym cię poznać osobiście - dokończył, akcentując ostatnie słowo ze śmiesznym wyrazem twarzy, na co na moją twarz sam wkroczył cień uśmiechu
- Nie otwieram się na podejrzanych gości z parku. - Spoglądnęłam na towarzysza, odzyskując z trudem rezon. Ten patrzył na mnie z podniesioną brwią. - W dodatku powinnam być już w domu.
Po tym zdaniu zeszłam z ławki. Wciąż posiadałam spory mętlik w głowie. To nie ulegało zmianie. Miałam tylko wrócić bezpiecznie do domu, a zajmowałam się rozmową z obcym chłopakiem. Upilnowanie samej siebie było dzisiaj niemałym wyzwaniem. Wznowiłam podróż powrotną, gdy za moimi plecami głos Dustina po raz kolejny mnie zatrzymał.
- Jakiej muzyki słuchasz?
~°~
I thought I saw the devil
This morning
Looking in the mirror...
Delikatny, męski śpiew z akompaniamentem klasycznej gitary, pozwolił mi, choć na moment, ogarnąć wewnętrzne roztargnienie. Zamknęłam oczy, pozwalając natłokowi emocji przejąć nade mną kontrolę. Tutaj nic nie wymagało ode mnie większego skupienia, czy też podzielności uwagi.
Byłam tylko ja i moje myśli.
Kiedy wracałam do domu po długiej rozmowie z Dustinem, było już po dwudziestej drugiej. W najbliższym czasie mógłby stać się moim kolegą, albo nawet i przyjacielem. Mieliśmy wiele wspólnych tematów, nie wyśmiewał mnie, kiedy odbiegałam mimowolnie myślami i nie umiałam odpowiedzieć na jego pytania. Obracał wszystko w żart. Był naprawdę miły. Nie naciskał, kiedy nie chciałam zdradzać mu szczegółów z życia. Sam również bujał trochę w obłokach.
Wchodząc do domu, pomyślałam tylko:
Dziękuję Świecie, że czasem dajesz mi nadzieję.
Charakterystyczny dźwięk przychodzącej wiadomości na Facebooku poniósł mnie do laptopa. Miałam zarówno wiadomość jak i powiadomienie. Zaczęłam od tego drugiego.
,,Elvis Hanson zaprosił cię do grona znajomych."
Bez wahania przyjęłam zaproszenie i spojrzałam na skrzynkę wiadomości.
Elvis Hanson (1)
Otworzyłam dymek czatu, by mieć pełen widok na rozmowę.
Elvis Hanson:
Hej, Tiara. Sorry, że tak późno! O której i gdzie robimy ten projekt?
Przez chwilę analizowałam to, co napisał. Musiałam przeczytać pięć razy, zanim dotarł do mnie sens tego zdania. Gdy zobaczyłam, że wiadomość została wysłana jakieś dziesięć minut temu, a ja dalej nie napisałam ani słowa, oprzytomniałam i zajęłam się rozmową.
Tiara Blindway:
Nic się nie stało. Nie za bardzo możemy u mnie, więc jeśli nie masz nic przeciwko, to może u ciebie? Tak około południa?
Gdyby chłopak tylko spojrzał po wejściu do mojego mieszkania w prawo, zobaczyłby żelazne, dwumetrowe drzwi, zamykane przez specjalne blokady, zabezpieczone kodami. Zdecydowanie kontrastowały z całym domem i były po prostu inne.
Tak, zobaczyłby wejście do mojej izolatki.
Stukałam nerwowo paznokciami o blat w oczekiwaniu na odpowiedź. To nie tak, że jakoś mi na tym zależało. Po prostu była to sytuacja stresowa i nieco niezręczna, więc chciałam mieć to już z głowy.
Czy to, co napisałam, miało sens?
Prawdopodobnie.
Spojrzałam na godzinę w rogu ekranu i oczy o mało co nie wyskoczyły mi na wierzch. Była prawie północ.
Elvis Hanson:
Super :) Może przyjechać po ciebie około dwunastej?
Na to nie czekałam dłużej z odpowiedzią.
Tiara Blindway:
Nie trzeba! Poradzę sobie.
Mój dom nie należał do najskromniejszych nieruchomości, ale i nie do najbogatszych. ,,Sława rodzi pieniądz''. Męczące wywiady, plotki na różnych portalach społecznościowych, natrętni paparazzi, którzy tylko czekali na to, bym pojawiła się w okolicach publicznych placówek albo ,,zrobiła aferę''. Bo kto nie wiedział jeszcze o jedynej na świecie dziewczynie chorującej na upośledzenie hormonalne zwane Zespołem Clintida?
I tu tkwił problem - nikt.
Elvis Hanson:
A adres może chcesz?
Uderzyłam się z wyprostowanej dłoni prosto w czoło.
Tiara Blindway:
Jasne, zapomniałam się zapytać.
Przetarłam twarz dłońmi, bo znowu przytłaczało mnie to, że ktoś w niewiedzy uświadamiał mnie o moich pomyłkach. Nawet jeśli był to jakiś nonszalancki dowcip, nie umiałam sobie z tym radzić. Brałam do siebie więcej, niż powinnam. Elvis nie był świadomy tego, jak takie jedno zdanie może mi dopiec. Trochę boli, ale zaraz później przechodzi, i tak w kółko. To jak z igłą - boli tylko wbicie, a potem czuje się tylko dyskomfort.
Elvis Hanson:
Haha, jesteś słodka ;) Pearl 18. Będę spadać, do zobaczenia!
I nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, bo zielona kropka zniknęła, więc Elvis był już nieosiągalny.
Słodka?
Czytałam to słowo nieustannie, aż zmęczenie dało o sobie znać w okolicach pierwszej w nocy. Zatapiając głowę w poduszce, nie mogłam przestać myśleć o tej jednej rzeczy:
Elvis nazwał mnie słodką.
~°~
Ostatni raz obejrzałam się w lustrze i po raz kolejny uśmiechnęłam się do samej siebie. Sobota - jedyny dzień, kiedy byłam sobą. Miałam pełną kontrolę nad ciałem i umysłem. Odpoczynek po tygodniu tortur. Nawet nie ubierałam się jakoś ładnie, tylko dresy, podkoszulek i bluza. Od wczesnego rana robiłam rzeczy, na które wcześniej nie miałam czasu.
Z oczywistych względów.
Naturalnie falowane, w odcieniu kawy, sięgające mi do łopatek włosy po części spięłam, po części zostawiłam rozpuszczone, dodając do tego kilka pasm okalających moją bladą twarz.
Mogłam dostrzec Iskierki zadowolenia w dorównujących kolorytem włosom oczach. Nos miałam niewielki, usta przeciętne, blado-czerwone, a na policzkach widniały słabo widoczne piegi, które skutecznie zakryłam podkładem, tak jak zaczerwienienia i pojedyncze krosty.
Byłam nieco wychudzona i zgarbiona, ale umięśniona. Takie były skutki każdej środy. Rzecz, której u siebie nie znosiłam ponad wszystko inne, to wiele blizn na różnych częściach mojego ciała. Od najmniejszych, milimetrowych na nogach, po długie, grube na plecach. Jednak najbardziej uszkodzone były moje dłonie, które pokryte na knykciach grubymi bliznami ze wstydu chowałam pod bezpalcowymi rękawiczkami.
Efekt furii?
Nie tylko.
~°~
Mahoniowe drzwi dzieliły mnie od Elvisa. Lub raczej jego domu. Po dłuższym unoszeniu złożonej w pięść dłoni, w końcu zapukałam kilkukrotnie, następnie cofając się o krok. Z tego, co zauważyłam, z zewnątrz dom był minimalistyczny, zadbany i z charakterem. Za punkt obserwacji obrałam sobie niewielką roślinę w rogu tarasu.
Uniosłam instynktownie głowę, by moment później ujrzeć wysokiego mężczyznę o brązowych oczach, krótkich, lekko zakręconych włosach i z zadbanym zarostem. Miał mocno zarysowane kontury twarzy. Sylwetka była imponująco zbudowana. Tak, że rękawy jego podkoszulka ledwo wytrzymywały przy bicepsach. Innymi słowy, był czarujący. Musiał mieć nie więcej niż trzydzieści lat.
- Dzień dobry, ja przyszłam do Elvisa.
Przez chwilę lustrował mnie wzrokiem z kamienną twarzą, po czym obrócił głowę do wnętrza domu.
- Młody, ktoś do ciebie! - Jego gruby głos miał lekką chrypę. - Wejdź - rzekł do mnie oschle i nie czekając, wszedł do środka, znikając w czeluściach domu. Niepewnie poszłam w jego ślady.
Drewniane wnętrze, zachowane było w zdecydowanie męskim stylu. Proste, z najważniejszymi rzeczami i drobnym bałaganem. Ze spiralnych, również mahoniowych schodów żwawo zszedł Elvis. Widząc mnie, rzucił mi szeroki uśmiech.
Zanim zdążyłam się chociażby przywitać, zdjął mi płaszcz i powiesił go w przedpokoju. Choć nie lubiłam zbytnio kontaktu fizycznego, doceniłam jego gest. Kiedy uporałam się z tenisówkami, zobaczyłam, że Elvis oglądał moje poczynania, co było trochę krępujące. Wciąż melancholijnie uśmiechnięty, przechylił głowę i powiedział:
- Ładnie wyglądasz.
Uniosłam brwi w zdziwieniu.
- Dzięki - powiedziałam, patrząc krótko na swoje luźne ubrania. - Idziemy? - zapytałam, lekko się uśmiechając i wskazując kciukiem na miejsce, z którego zbiegł.
Chłopak przez chwilę zdawał się być wytrącony z równowagi, ale nie minęła sekunda, a posłał mi spojrzenie z tym samym błyskiem w oczach i skinął głową.
- Idziemy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro