Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Każda lekcja to wbijanie wzroku w książki, z których nie czytałam ani litery. Każda przerwa to zaszywanie się w najdalszej toalecie, by nie pokazywać się mu na oczy. Każda minuta to rozmyślanie nad tym, czemu akurat ja.

Mimo, że w większości ta sytuacja była moją winą, nie leżała ona w całości po mojej stronie. Gdy Vis dowiedział się o moim defekcie, zrobił coś, co połamało mnie na małe kawałeczki, zostawiając tylko szczątki zaufania i tak bardzo niestabilnego.

Co zrobił?

Odwrócił się ode mnie.

Było piątkowe popołudnie. Siedziałam ze swoim słonikiem na środku łóżka w tureckim siadzie, przejeżdżałam koniuszkami palców po każdej jego krawędzi i zatapiałam się w naszych wspomnieniach. Niemal tonęłam - traciłam coraz więcej tlenu. A ja byłam tlenem. Traciłam samą siebie, myśląc o kimś, kto wcale nie był idealny i miał więcej wad, niż się wydawało na początku. Traciłam siebie, myśląc o czymś, co nigdy miało nie wrócić.

Teraz wszystko się zmieniło. 

~°~

Po tej całej akcji nie mogłam już pojechać z Visem na ten niezwykle upragniony koncert.

Cena za kłamstwo?

Tylko jej część.

Ściskałam w dłoni owy bilet, którego nie mogłam dłużej posiadać. Byłby wtedy stratą pieniędzy.

Odważyłam się w końcu zapukać w mahoniowe drzwi, które prawdopodobnie otworzyć miał ten sam mężczyzna, co ostatnio.

Nie myliłam się.

Stanął w progu, a cel, w jakim tu przyszłam, wyparował mi z głowy. Na sobie miał luźne, czarne dresy i bordową koszulę. Nie mogłam się wysłowić, bo jego koszula była rozpięta, a pod nią był tylko muskularny brzuch wywołujący wypieki na moich policzkach.

- Dzień dobry, ja... tylko chciałam oddać to Visowi - Wystawiłam nieśmiało dłoń z biletem, a on ze skupieniem i bez pośpiechu go ode mnie przejął. Starałam się nie mówić głośno, w razie gdyby on znajdował się w mieszkaniu. - Kiedy wracał ze szkoły, wypadł mu z plecaka.

- Dziękuję, przekażę mu.

Jego głos był tak różny od Visa, ale mógłby wywołać ciarki na plecach nie jednej kobiety.

A kiedy spytał, jak się nazywam, uśmiechnęłam się wdzięcznie i odpowiedziałam przed odejściem:

- Wystarczy Szajbuska. Będzie wiedział, o kogo chodzi. 

~°~

Para uciekała z kubka, szybując i rozpływając się w powietrzu, całkowicie później znikając. Roznosiła wokół aromat kawy i przynosiła ukojenie moim zmęczonym zmysłom.

Opierałam się dłońmi o blat, a między nimi znajdował się mój napój. Czerwone światełka na kuchence układały się w godzinę osiemnastą siedemnaście. Nie mogłam się skupić na tym, na czym powinnam. Nie wiedziałam, co będzie między mną, a Visem. Okłamałam go. Dręczyło mnie to cały czas.

Czy to źle, że chciałam być normalna?

Najwidoczniej.

- Co tam, Tiaro? 

Dłoń rodzicielki na moim ramieniu była jak druga porcja kawy. Umiała rozbudzić, kojąc równocześnie.

- Nic, mamo - westchnęłam, ale ona tylko czekała, aż zacznę się jej wyżalać. - Miałam się ciebie pytać, czy mogę pojechać z przyjacielem na koncert mojego ulubionego zespołu, ale pokłóciliśmy się i raczej nici z wypadu.

- Oj, dziecko... Zrezygnujesz z, być może, jedynej okazji, by ich zobaczyć, bo pokłóciłaś się z przyjacielem?

- On się dowiedział, że jestem... - W gardle pojawiła mi się gula, w wyniku czego nie byłam w stanie dokończyć zdania.

- Za każdym razem to ukrywasz i tak to się kończy. Musisz nauczyć się tego, że szczerość to podstawa w przyjaźni i miłości. Jeśli nie będziecie utrzymywać ze sobą kontaktu, to znaczy, że nie był wart twojego czasu. Ale... - Podniosła palec wskazujący do góry i zaakcentowała to słowo. - Ale jeśli mimo to, dalej będziecie się przyjaźnić, znaczy to, że na prawdę mu zależy. Pamiętaj, że on tylko...

- Potrzebuje czasu - przerwałam jej i obróciłam się do niej przodem już zirytowana. - Mówisz tak za każdym razem, mamo. I jak to się zwykle kończy?

Odpowiedziała mi ciszą i wzrokiem na suficie.

- Właśnie. Wszyscy bez wyjątku odchodzili ode mnie, jak od jakiejś zarazy. A czemu w ogóle do mnie przychodzili? Nie mieli pojęcia o istnieniu Szajbuski. Byli wyłączeni ze świata mediów. Nie uważali mnie za inną! Wystarczyło się czegoś dopatrzeć, by odkryli prawdę i później zostawili mnie samą! - podniosłam głos tylko trochę, choć chciałam wydrzeć się na cały dom. To w końcu moja matka.

- Powinnaś wierzyć, że tym razem będzie inaczej.

Problem był jeden. Nie miałam sił, by wierzyć.

~°~

Dzwoniący telefon wybudził mnie z drzemki uciętej na stosie nieodrobionych prac i zadań. Sięgnęłam ręką w stronę dochodzącego dźwięku i spojrzałam na wyświetlacz urządzenia.

Vis.

Spięłam wszystkie mięśnie i próbowałam opanować huragan emocji, jaki mną targał.

- Halo?

- Spotkamy się? - zapytał jakby chłodno, ale i z niepokojem.

Proste, bezpośrednie pytanie, a trudno było o prostą odpowiedź.

- Um, tak, a gdzie?

Nie wiedzieć czemu, mój głos się zatrząsł. Musiałam zapamiętać wszystko, zanim znów nadejdzie rozkojarzenie, a słowa umkną w niepamięć.

- Moglibyśmy na Placu Głównym, bardziej od mojej strony?

Było to miejsce, gdzie wyjaśnialiśmy sobie awanturę z ratowaniem opinii.

- Okej. Za dziesięć minut może być?

Teraz wiedziałam, z jakiego powodu to drżenie - ze stresu.

- Jasne, do zobaczenia - powiedział beznamiętnie i zakończył połączenie.

Wzdrygnęłam się, ale w tej chwili jedyne, czego było mi trzeba, to odwaga i pokora.

~°~

Dziesięć minut później siedziałam na jednej z ławek oddalonych od pomnika niejakiej pisarki - której nigdy nie pamiętam imienia - mniej więcej o pięć metrów, na Placu Głównym Edge. Słońce zachodziło, wydłużając wszystkie cienie z sekundy na sekundę. Delikatny, ciepły powiew wiatru, dźwięk ruszających się liści drzew, ćwierkanie ptaków i niemal niesłyszalny szum ulicy dawały mi poczucie braku balastu, jakim było moje dotychczasowe życie. Przez krótką chwilę, która umknęła tak szybko, jak nadeszła, czułam, że nie miałam żadnych trosk i zmartwień.

Tylko ja i przyszłość.

- Hej.

Spojrzałam na Visa stojącego tuż obok z rękami w kieszeniach i wzrokiem rozbieganym tak, jak ostatnim razem.

- Cześć. - Podniosłam się ze swojego miejsca i otrzepałam z niewidzialnego kurzu, co pomogło mi rozładować jakkolwiek stres.

- Posłuchaj mnie, ja...

- Nie, Vis, teraz to ja mam więcej do tłumaczenia, a tym bardziej do wyjaśniania. - Wystawiłam rękę do przodu, by mu przerwać, dając mu do zrozumienia, że tym razem będzie inaczej.

Westchnął i usiadł na ławce, co również zrobiłam.

- Pewnie zdążyłeś już sprawdzić, z kim masz do czynienia.

Nie zaprzeczył. 

- Tak myślałam. - Zapatrzyłam się w pomnik, a słowa, jakby napisane wcześniej w mojej głowie i gotowe do wypowiedzenia, uchodziły z moich ust. - Nie mówiłam ci tego, bo chciałam...

- Normalnie żyć, wiem o tym - odezwał się nagle, zdejmując ze mnie jakąś część ciężaru, który dźwigałam od wczoraj. Kiedy spojrzałam mu w oczy, jego chłód gdzieś wyparował. - Nie mówię, że to, co zrobiłaś, było odpowiednie, ale rozumiem twój cel. Wiesz, że tak niczego nie osiągniesz?

- Wiem, ale to trudniejsze, niż sądzisz. - Tym razem to ja westchnęłam, opierając głowę o ławkę i patrząc na pomarańczowe już niebo. - Mi wszystko przychodzi z trudem, nie to co reszcie. Tego nie wyczytałeś?

Zacisnęła mu się szczęka, a stalowy wzrok utkwił w płytkach chodnika. Jego klatka unosiła się mozolnie pod ciemnozieloną koszulką. Widziałam, że walczył sam ze sobą.

Nad czym?

Nie miałam bladego pojęcia.

Zaczął wyjmować coś z kieszeni swoich czarnych dżinsów.

To był bilet.

- Wiesz, co? - Wyciągnął bilet w moją stronę. - Zapomnijmy o tej sprawie i jedźmy na ten pieprzony koncert.

Zdziwienie, jakie odczułam, to mało powiedziane.

- Co? Dlaczego? - zapytałam, gdy opuściło mnie odrętwienie. Dalej jednak nie wzięłam biletu.

- Pomogę ci.

Wepchnął mi bilet do ręki, ale nie zabrał dłoni. Chwile się wahał, by moment później złapać na moją dłoń i spleść nasze palce razem. Przeszły mnie przyjemne ciarki.

- W... W czym?

- Pomogę ci się wyleczyć. 

⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐

1243 słowa. Standardzik ;D

Dziękuję najpierw za wbicie kolejnych 89 wejść, co dało w sumie ponad 700!!!

Sztosik! <3

Teraz dziękuję za 109 wyświetleń na prologu. To naprawdę wiele dla mnie znaczy! ☺

Rozdział w sobotę, ale następnego nie dodam w czwartek, a w kolejną sobotę, ponieważ mam od poniedziałku do środy wycieczkę, więc nie mam kiedy tego pisać.

Przepraszam i dziękuję,

~ May Forgotten

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro