𝚔𝚘𝚜𝚊
⚠️ Trigger warning dla osób wrażliwych, jeśli jesteście wrażliwi, pomińcie wizytę Kaori u Sasoriego
To była jedna z trudniejszych walk, w której brał udział Sasori. Odniósł wiele obrażeń wymagających leczenia, jednak osiągnął swój cel. Jak gdyby nigdy nic wracał do pracowni, trzymając w kieszeni zwój z makabryczną zawartością. Doskonale zdawał sobie sprawę, że zniknięcie Kazekage wywoła spore zamieszanie nie tylko w kraju, ale i na świecie. W tej chwili musiał zrealizować swoje ambicje i stworzyć coś, czego ludzkie oko nigdy wcześniej nie widziało.
Gdy tylko znalazł się w swojej pracowni, oczyścił swoje rany i rozpoczął prace nad transformacją ciała Kazekage w marionetkę. Był dokładny i precyzyjny w swoich działaniach i postępował według własnych notatek. To wszystko sprawiało wrażenie snu, niż rzeczywistości.
Z samego rana ktoś dobijał się do drzwi Nanase, która była nieobecna w domu. Huk narastał i w końcu wybudził Suijina ze snu. Chłopak niechętnie wstał z łóżka i ciężkim krokiem ruszył w kierunku drzwi.
- Co się dzieje? - przetarł wciąż zaspane oczy.
- Ileż można czekać? Mogę wejść?
- Skoro się tak dobijałaś to pewnie coś się stało - przesunął się, by ją wpuścić.
Dwójka przeszła do jadalni. Suijin miał złe przeczucia co do powodu wizyty dziewczyny. Gdyby nie to, że Kaori spała w najlepsze tuż obok, pomyślałby że chodzi o nią.
- Sytuacja jest bardzo poważna, tyle słowem wstępu.
- W takim razie słucham.
- Kazekage zaginął. Wszyscy shinobi od chunnina w górę mają się zjawić w sali głównej, by wysłuchać poleceń.
- Kaori o tym wie? - skłamał, by sprawdzić reakcję Riny na wspomnienie o Kaori.
- Chyba cię coś boli że wejdę do tej jaskini smoka. Idź ją powiadomić, masz większe szanse na przeżycie - ożywiła się.
- Sama idź. Śpi na górze.
- He? - została zbita z tropu.
- Miała napiętą sytuację w domu, więc chwilowo przeniosła się do mnie.
- To dlatego jacyś faceci byli u mnie i jej szukali. Dobra, nieważne. Już lecę ją obudzić.
Szybko pobiegła na górę. Dzięki wyczuciu chakry Kaori, wiedziała w którym pokoju się znajduje. Po cichu otworzyła drzwi i weszła do środka. Azai spała w najlepsze opatulona kołdrą po czubek nosa. Rina przykucnęła tuż przed dziewczyną i zaczęła szczypać ją po policzkach.
- Wstawaj słońce - oparła podbródek o dłoń i przyglądała się grymasom na twarzy na wpół śpiącej dziewczyny.
- Suijin daj mi spać, noc jest.
- Czy ja brzmię dla ciebie jak facet?! - oburzyła się rudowłosa.
- Nanase-san, ja chcę spać.
- Głąbie to ja, Rina - wyprostowała się.
- Rina? Co ty tu robisz?!
- W wiosce panuje jeden wielki burdel, bo Kazekage przepadł jak kamień w wodę. Mamy się zjawić, by dostać polecenia.
- Proszę?
- Rusz zad. Spotkamy się na miejscu, śpiąca królewno.
Suijin przyglądał się tej dwójce z bezpiecznej odległości, a w jego głowie pojawiła się pewna hipoteza, która być może wkrótce się potwierdzi, lub nie.
Kaori wiedziała, że Sasori stroni od kontaktów międzyludzkich, więc poczuła się w obowiązku, by go powiadomić. Gdy tylko przywdziała strój shinobi i wzięła coś do zjedzenia, ruszyła do jego pracowni. Nie chciała mu przeszkadzać i niepotrzebnie marnować czas na otwarcie jej drzwi z więc po cichu weszła do pomieszczenia. Tego co zastała, w życiu nie przypuszczała.
- Sasori, czy to jest Kazekage?! - jej głos wystraszył chłopaka.
- Kaori nie powinno cię tu być.
- Czyli to ty za tym wszystkim stoisz... Na cholerę ci to było, wiesz co to dla ciebie oznacza, prawda?
- Tak, wiem - otarł zakrwawione ręce szmatką.
- Co zamierzasz z nim zrobić?
- Zrobię z niego ludzką marionetkę. Co ty zamierzasz zrobić?
- Wiesz, że powinnam na ciebie donieść? - głos jej drżał.
- Wiem.
- Nie zrobię tego. Nie potrafię - podeszła do niego i po prostu go przytuliła.
- Rób, co uważasz za słuszne. Ja i tak przypieczętowałem swój los, zdawałem sobie z tego sprawę.
- Zamierzasz iść na to całe spotkanie?
- Pójdę, żeby nie wzbudzać podejrzeń.
- Weź schowaj gdzieś tego trupa. Zawsze może wejść tu ktoś inny i wpadniesz - odsunęła się od chłopaka i spojrzała na pokryte krwią ciało głowy wioski.
- Nikt poza tobą nie wchodzi tu jak do siebie - mimo to, ponownie zapieczętował zwłoki, jednak na blacie i ścianach wciąż znajdowała się krew, a w pomieszczeniu czuć było słodkawy zapach mięsa i duszącą woń kurzu i drewna.
- Nie mamy już za wiele czasu - Kaori pomogła mu sprzątać pracownię.
- Dlaczego mi pomagasz?
- Zacznijmy od tego, że nie popieram zabijania, ale mam przeczucie że to, co teraz zrobiłeś, może w przyszłości komuś pomóc, poprawić życie, taki można powiedzieć że paradoks.
Jakiś czas później Kaori i Sasori pojawili się w sali głównej. Niestety spóźnili się kilkanaście minut, czym skupili na sobie uwagę niektórych osób. W tym momencie trwał monolog jakiejś chodzącej skamieliny o tym jak poważna jest to sytuacja i możliwe scenariusze. W międzyczasie między zgromadzonymi krążyli shinobi, którzy każdemu wręczali indywidualny plan działania. Kaori otrzymała przydział do drużyny, w której kapitanem był niejaki Haruka. Ktokolwiek to był i czego by nie osiągnął, Kaori nie znała tego człowieka. Pocieszeniem było dla niej, że wicekapitanem oddziału była Rina, a w sam jego skład wchodził również Sasori. Niestety na liście nie mogła odnaleźć Suijina i Ryujina. Przybliżyła się bliżej Sasoriego, by nikt wokół nie słyszał ich rozmowy.
- Idę poszukać Suijina, bo nie wiem kiedy i czy w ogóle go jeszcze zobaczę. Możesz być spokojny, bo nie powiem mu o niczym - na jej krótki monolog, Sasori po prostu kiwnął głową.
Kaori była poniżej przeciętnego wzrostu, przez co często ktoś gniótł ją w tłumie bądź popychał. Na szczęście z przodu znalazła Suijina.
- Jakie masz zadanie siostrzyczko?
- Przeszukiwanie lasów między Konohą i Suną, mało ciekawe zajęcie.
- Nie masz tak źle. Mi przypadło Kirigakure, czyli gorzej być nie mogło - westchnął.
- Nie zostań tam dawcą krwi - zaśmiała się.
- A ty uważaj żebyś nie skończyła jako czubek na jakiejś choince, chociaż ty już jesteś czubkiem.
- Co powiedziałeś?
- Nic. Przez myśl o tym krwawym zadupiu, aż poczułem zapach krwi - Kaori pobladła na te słowa - Dobrze się czujesz? Nie chcesz wyjść na zewnątrz?
- Nie, po prostu nie przepadam za widokiem krwi. Chciałabym się już teraz z tobą pożegnać, bo wracam do domu. Jestem ci wdzięczna za schronienie.
- Po co tam idziesz?
- Nie mam przy sobie niczego co biorę na misję - wtuliła się w niego.
- Mam nadzieję, że przeżyjemy to.
- Uważaj na siebie i nie trać więcej kończyn - parsknęła śmiechem.
- Ty też.
Kaori po czasie przerwy zamierzała wrócić do domu. Nie wiedziała na co się pisze, jednak ta wizyta była potrzebna. Chciała za wszelką cenę uniknąć matki i ojczyma i wejść niezauważona do domu. To się jednak nie powiodło, gdyż jej matka czekała na nią w przedpokoju.
- Czy mogę wiedzieć gdzie się szlajasz?! - gdy tylko zobaczyła córkę, zaczęła na nią krzyczeć.
- Czy kiedykolwiek ciebie to interesowało? Dla ciebie to mogłabym być zjadana przez dzikie zwierzęta na pustyni. Byłoby ci zdecydowanie lepiej - odpowiedziała z wielkim żalem w głowie.
- Wyobraź sobie co przeżywałam, kiedy jacyś mężczyźni rano pojawili się w naszym domu bo cię szukali.
- Też umiem udawać, że na kimś mi zależy.
- Ty i ten dziwoląg macie coś wspólnego z zniknięciem Kazekage? - Yami zapytała całkiem poważnie.
- Nic, jednak muszę wyruszyć na misję poszukiwawczą.
- Nigdzie nie idziesz.
- Nie mogę zaniedbać czegoś tak poważnego, zrozum to.
- Zaniedbujesz swoje obowiązki rodzinne - zaakcentowała ostatnie słowo.
- Mam gdzieś tą mafię, którą nazywasz rodziną! Gardzę tym wszystkim.
- Jak możesz tak mówić?! - Kaori spodziewała się, że matka ją spoliczkuje, jednak kobieta przytuliła ją. Ona jednak nie zdecydowała się na odwzajemnienie gestu.
- Zmieniłaś bicie na dźganie sztyletem? - prychnęła.
- Nie mogłabym zabić mojego dziecka - odsunęła się od córki, tylko by skupić wzrok na jej dłoniach - Co to jest?!
- Pobrudziłam się - nieudolnie próbowała wyrwać się matce.
- Kaori to jest krew.
- No wiesz skąd ta krew - speszyła się - Nie miałam gdzie umyć rąk.
- Kaori ta krew jest za jasna. Odpowiedz mi szczerze, zabiłaś kogoś?
- Nie - nerwowo bawiła się skórką przy paznokciu i spuściła wzrok.
- Czyli miałam rację - ścisnęła jej twarz, by Kaori na nią spojrzała - Zamordowałaś kazekage - prychnęła z niedowierzaniem.
- To nie ja, przysięgam!
- Dobrze ukryłaś trupa?
- Ile razy mam mówić, że to nie ja?
- Dopilnuj, żebyś nie była w to zamieszana. Nasza rodzina byłaby wtedy skończona.
- To ty masz tego dopilnować, matko. Zawsze mogę dopilnować, żeby spotkał cię ten sam los co Kazekage.
- Czyli wiesz co się z nim stało? - półuśmiech pojawił się na jej twarzy.
- Nie twój interes, matko - rzuciła i odeszła w kierunku swojego pokoju.
- Na misję i tak nie pójdziesz, siedzisz w domu.
Yami była zaskoczona zachowaniem córki. W jej mniemaniu Kaori była za słaba fizycznie i psychicznie, by zabić kogoś tak wielkiego. Zdawała sobie sprawę, że ona wie więcej, niż przyznaje i chętnie poznałaby szczegóły tego zaginięcia.
Kaori rzetelnie przygotowywała się do misji, wliczając w to pakowanie się, zjedzenie obiadokolacji, przygotowanie trucizn oraz drzemkę. Zdawała sobie sprawę, że jej matka nie puści jej po dobroci, więc musiała porządnie się przygotować.
Późnym wieczorem zrobiła warkocza z swoich włosów i wzięła do ręki nożyczki, z którymi poszła do łazienki na górze. Przed wyjściem przydała jej się mała zmiana wizerunku. Pierwszy raz w życiu ścięła swoje włosy. Z długich do kolan włosów pozostały jej włosy ścięte na męsko. Była zadowolona z siebie i ciekawiła ją reakcja pozostałych. Czuła się dużo razy lżejsza i z satysfakcją patrzyła na warkocz leżący na kafelkach pośród krótszych kosmyków. Założyła kaptur na głowę i po cichu wróciła się po plecak do pokoju. Niestety, gdy już miała schodzić na dół, zatrzymała ją matka.
- Czy do ciebie nie dociera, że zostajesz w domu?
- Mam robotę do wykonania. Jak dobrze pójdzie, to może mnie już więcej nie zobaczysz.
- Zdejmij ten kaptur jak do mnie mówisz.
- Podoba ci się? - z zadowoleniem zdjęła nakrycie.
- Jak ty wyglądasz?! Wiedziałam, że Rina ma na ciebie zły wpływ! Co, już kobiecość się znudziła i chcesz być męska?! - zaczęła ją szarpać w kierunku jej pokoju.
- Puść mnie! Tak mi wygodniej! - zaczęła się wyrywać.
- Nie wierzę, że jesteś moim pomiotem. Brzydzę się tobą, żałuje, że się urodziłaś! - wykrzyczała.
- Uwierz mi, nie tylko ty.
Szamotaninę przerwało nieoczekiwane zdarzenie. Kaori użyła za dużo siły, przez co Yami straciła równowagę i runęła ze schodów. Widok poturbowanej i nieprzytomnej matki nie zrobił na niej wrażenia. Powoli zaczęła schodzić na dół i przykucnęła przy Yami. Jej nieskazitelna cera była poturbowana, a nad jej prawą brwią pojawiło się rozcięcie, które mocno krwawiło. Kaori przewróciła matkę na plecy, nie zważając na potencjalne złamania. Zaczęła dialog do jej brzucha.
- Wybacz, jeśli przypadkowo wysłałam cię w zaświaty. Wiedz jednak, że chroniłabym cię jak tylko bym mogła. Liczę, że spoglądając na mnie, będziesz czuć dumę ze swojej starszej siostrzyczki - uśmiechnęła się i wyszła z domu.
Na świeżym powietrzu, Kaori uświadomiła sobie, co tak naprawdę zrobiła. Zachciało jej się płakać i to tak porządnie. Całą drogę szła zasmarkana i ledwie widziała przez łzy, lecz przed miejscem zbiórki doprowadziła się do stanu przyzwoitości. Na miejscu pierwszą osobą, która do niej podeszła, była Rina.
- Kaori, co to za zmiana? - ruda nie wiedziała, co ma powiedzieć.
- Czasem warto - uśmiechnęła się.
- Brałaś coś? - Rina przyjrzała się oczom Kaori, które były mocno zaczerwienione.
- Nie, piasek wpadł mi do oka. To nic takiego.
- Nie chcesz iść do medyka? - położyła dłonie na jej ramionach.
- Nie - pokręciła głową.
- Coś się dzieje? - podszedł do nich wysoki mężczyzna.
- Nic. Kaori poznaj Harukę, kapitana oddziału i zarazem mojego dawnego kolegę z drużyny.
Haruka nie wywarł specjalnego wrażenia na Kaori. Ot zwykły szatyn z włosami sięgającymi uszu i mocnymi rysami twarzy. Z niewiadomych przyczyn wzbudzał w niej respekt i wiedziała, że lepiej nie powinna wychodzić poza szereg w jego obecności. On w pierwszej chwili pomyślał, że to jakiś wątły chłopaczek, który ledwo został wypuszczony po długim pobycie w szpitalu, by pełnić funkcję zapchajdziury. Od Riny wiedział, że ta niepozorna dziewczyna jest dość groźna. Chciał to sprawdzić na własnej skórze.
- Miło mi cię poznać, niemiło że w takich okolicznościach - uścisnęła jego dłoń.
- Nie przeszkadzajcie sobie - rzucił i poszedł dalej.
- To ten sadysta i materialista w jednym? - zapytała Kaori.
- Tak. Staraj się go nie prowokować do kłótni. Nie będę zawsze przy tobie żeby stanąć w twojej obronie.
- Poradzę sobie. Sasori już jest? - nigdzie nie mogła wypatrzeć marionetkarza
- Był tu najwcześniej. Trzyma się na uboczu pewnie.
- Zaraz wracam - Kaori zaczęła wodzić za nim wzrokiem, aż wypatrzyła chłopaka opierającego się o kamień.
- Pozbyłeś się tego trupa?
- Dokończyłem swoje dzieło. Jestem z niego zadowolony.
- Wiesz, że jak zostawisz puzzle z kazekage luzem to zacznie śmierdzieć i zalęgnie się robactwo?
- Zadbałem o to.
- To dobrze. Co za ironia, bierzemy udział w akcji poszukiwawczej osoby, którą załatwiłeś - prychnęła.
- A ty zacierałaś ślady - wytknął jej ten szczegół.
- Wyobraź sobie, że moja matka myśli, że to ja go załatwiłam - Sasori prychnął na te słowa.
- Interesujące. Pokłada w tobie wielkie nadzieje. Odbierz to za komplement.
- Dzięki - mruknęła - Zamierzasz tu wrócić?
- Zależy od okoliczności.
- Nawet jeśli wiesz... Zostaniesz międzynarodowym przestępcą, to wiedz że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dzięki.
Tak oto rozpoczęła się ironiczna misja, w trakcie której wiele się wydarzy. Nie będę spojlerować w podsumowaniu, historia nabierze różnych obrotów.
Ogłoszenia parafialne
Witam serdecznie wszystkie bezbożniki w tą randomową porę. Większość z was jest tutaj z mojego ff Kakashi x Reader. Zapraszam was już w walę w tynki o nieznanej godzinie na premierę obiecanego przed rokiem specjała, więc stay tuned.
Małe info dotyczące tego ff - tak wiem, że wydarzenia w książce nie idą zgodnie z tym co działo się w anime i mandze, ale jak pisałam w pierwszym rozdziale, nie będę szła zgodnie z wydarzeniami i chcę stworzyć coś bardziej unikalnego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro