𝚔𝚘𝚘𝚙𝚎𝚛𝚊𝚌𝚓𝚊
Kaori udało się niepostrzeżenie wejść do pokoju przez okno. Sądząc po stanie jej pokoju, nikt nie zorientował się, że tak naprawdę jest poza domem. Szybko przebrała się w koszulę nocną i położyła się w łóżku, jednakże z nadmiaru emocji miała trudności z zaśnięciem. Miała nadzieję, że rano nie będzie musiała zmagać się z konsekwencjami swojej "ucieczki".
Yami wstawała najszybciej z domowników. Gdy przechodziła obok pokoju córki, to w oknie obok spostrzegła niecodzienny przedmiot. W pierwszej chwili pomyślała, że ma omamy, jednak po chwili zawahania postanowiła otworzyć okno. Okazało się, że niewielkich rozmiarów marionetka nie była złudzeniem. Z należytą ostrożnością otworzyła zapieczętowany rulonik, na którym ktoś średnio starannym pismem zapisał wiadomość. Początkowo myślała, że to jakiś żart, ale oświeciło ją - jej córka ukrywała coś za jej plecami! Nadawcą wiadomości była osoba, której imię zaczynało się na literę S. Połączyła kropki i doszła do wniosku, że Suijin z drużyny Kaori w ramach wdzięczności zaprosił ją na randkę. Wiedziała, że chłopak pochodził z bogatej rodziny. Umysł nastawiony na zyski, wypatrzył w tym idealną okazję na wzbogacenie się i wzrost prestiżu rodziny. Chociaż raz postanowiła zadziałać na korzyść córki.
Kobieta stwierdziła, że nieco zmodyfikuje swoją poranną rutynę. Z impetem weszła do pokoju Kaori.
- W tej chwili wstawaj! Nawet nie udawaj, że nie masz mi nic do powiedzenia - zaczęła szarpać za kołdrę, by rozbudzić córkę.
- Co proszę? - Azai ledwo kontaktowała. Domyśliła się jednak, o co może chodzić matce.
- Nie rób ze mnie idiotki! Myślałaś, że utrzymasz to w tajemnicy?
- Przepraszam matko, już ci wszystko wyjaśnię! To wszystko to jedno wielkie nieporozumienie!
- Jakie nieporozumienie? Wiesz jak się ustawić dzieciaku, zawsze wiedziałam że coś z ciebie będzie.
- Co masz na myśli?
- Porozmawiam z rodziną Suijina, żeby jak najszybciej zorganizować wasz ślub. Nasz klan będzie jeszcze bardziej bogaty, wiesz?
- Co proszę? Ja nie chcę wychodzić za mąż za tego głupka i pewnie z wzajemnością - zacisnęła dłonie na pościeli.
- To w takim razie co to za tajemnicze schadzki? - jej spojrzenie spoważniało.
- Jakie schadzki? Nie rozumiem o co chodzi.
- Dostałaś wiadomość od tajemniczej osoby o inicjale S z zamiarem ukrytego przed wszystkimi spotkania. Co to ma znaczyć?! - złapała ją za poły koszulki.
- Nie mogę nic powiedzieć.
- Mów, albo nigdzie nie pójdziesz. Ukrywasz coś przede mną.
- Naprawdę nie mogę zdradzić czegokolwiek, to moja misja.
- To powiedz chociaż kim jest ta osoba - puściła córkę.
- To shinobi, z którym mam misję, nikt godny uwagi.
- Chcę wiedzieć z jaką miernotą się zadajesz.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, nie mogę zdradzać takich tajemnic.
- Czy to skłoni cię do mówienia? - wyjęła ampułkę z kieszeni i pokazała ją córce. Kaori doskonale wiedziała co to jest i głośno przełknęła ślinę.
- Mogę zdradzić tylko tyle, że jest całkiem dobrym marionetkarzem.
- Niech zgadnę, wnuczek tej starej ropuchy, która kręci się wokół kazekage? - spojrzała się zgorszona na dziecko.
- Nie mogę nic więcej powiedzieć.
- Podobno robi silne trucizny. Weź od niego jakieś receptury, a jak nie będzie chciał współpracować to otruj, zrozumiano?
- Mamo! - oburzyła się.
- Lepiej ty jego, niż on ciebie. Mniejszy wstyd przyniesiesz rodzinie, chociaż wkrótce już nie będziesz się liczyć, więc wszystko jedno - jeszcze raz rzuciła przelotnie spojrzeniem na córkę, po czym wyszła z jej pokoju.
Kaori mogła chwilowo odetchnąć z ulgą. Nie wiedziała jednak co czeka ją na spotkaniu z Sasorim. Miała nadzieję, że ich współpraca przebiegnie bez żadnych dodatkowych komplikacji, a ich drogi ponownie się rozejdą na bliżej nieokreślony czas. Co prawda była do niego neutralnie nastawiona, lecz ich misja nie napawała jej optymizmem. Nie wiedziała nawet gdzie i kiedy przyjść. Zerwała się z łóżka i pobiegła za matką.
- Czego chcesz?
- Mogłabym zobaczyć wiadomość?
- Rozważę to.
- Może tak naprawdę to znowu kolejna twoja intryga i tak naprawdę nie dostałam żadnej wiadomości? - uniosła głos.
- Nie tym tonem do mnie. Ten jeden raz ci odpuszczę, jednak nie myśl, że tak będzie już zawsze.
- Z czym znowu? - obleciał ją strach, wiedząc do czego ta kobieta potrafiła być zdolna.
- Wiesz, jeśli chcesz zranić lub zniszczyć faceta, to celujesz w kobiety w jego życiu - z zainteresowaniem zaczęła przyglądać się swoim pomalowanym na bordowo paznokciom.
- Nie rozumiem o co ci chodzi, gadasz od rzeczy. Daj mi wiadomość.
- Jeśli nie spełnisz moich oczekiwań co do tego dziwoląga, to wiedz że nie cofnę się przed tym, żeby stała ci się krzywda.
- Mam to gdzieś. W tej chwili chcę zobaczyć to, co napisał, albo...
- Albo co? - prychnęła z kpiącym uśmiechem na ustach.
- Albo pożegnasz się z czymś ważnym dla ciebie - dodała niepewnie, a matka wybuchła histerycznym śmiechem.
- Ciekawe co niby jest twoim zdaniem takie ważne dla mnie, jestem ostatnią osobą, która płakałaby za tobą.
- Nie miałam na myśli siebie - mówiąc to, wyjęła z rękawa kunai i przystawiła go do brzucha rodzicielki.
- Zaskoczyłaś mnie - wręczyła jej marionetkę z wiadomością i odeszła.
- Nie mogę uwierzyć, że byłam zdolna posunąć się do takich rzeczy - spoglądała na drżące z emocji dłonie. Mimo, że była kunoichi, nigdy nie odebrała nikomu życia, zawsze robili to towarzyszący jej shinobi.
Odwinęła rulonik. Spotkanie było zaplanowane na godzinę ósmą rano. Rzuciła okiem na stojący w kącie zegar, by sprawdzić ile zostało jej czasu. Z przerażeniem odkryła, że zostało jej mniej niż pół godziny na przygotowanie się i dotarcie do pracowni. Nie chciała myśleć jakie kazanie dostanie od Sasoriego za spóźnienie, oraz o której podrzucił marionetkę do jej okna.
Szybko przebrała się, jednak nie miała czasu, by zjeść śniadanie. W drodze do Sasoriego, wspomogła swoje stopy chakrą, by dotrzeć jeszcze szybciej. Modliła się, by się nie spóźnić. Przed wejściem do pracowni Sasoriego unormowała oddech, by nie myślał, że jest spóźnialska i robi wszystko na ostatnią chwilę. Wiedziała, że jest spodziewanym gościem, więc weszła bez pukania.
- Spóźniłaś się dwadzieścia cztery sekundy, możesz iść. Nienawidzę czekać - mruknął Sasori, gdy tylko usłyszał, że Kaori stoi za nim.
- Ciebie też miło widzieć, wiesz? - prychnęła.
- Jak już mówiłem ostatnio, przydasz mi się, a raczej twoja wiedza.
- To miłe uczucie, kiedy mogę się poczuć przydatna - wymusiła uśmiech.
- Nie schlebiaj sobie. Byłabyś bezużyteczną marionetką. Interesuje mnie tylko to, co masz w głowie na temat trucizn.
- Skąd masz pewność, że cię nie otruje za te słowa?
- Otrułabyś za mówienie prawdy? Nadawałabyś się na polityka. Poza tym nie wyglądasz na taką, która byłaby w stanie kogoś otruć, przynajmniej ze skutkiem śmiertelnym. Podobno masz za słabą psychikę na to.
Sasori nie miał pojęcia, że Kaori zbliża się do niego ze sztyletem w dłoni. Dopiero gdy poczuł, że stoi za nim i przy jego szyi jest broń, zorientował się do czego doprowadził.
- Wciąż jesteś tego taki pewien?
- Jakbyś mnie zabiła, to wina ewidentnie wskazywałaby na ciebie - wykorzystał jej nieuwagę i użył marionetki, by ją obezwładnić.
- I vice versa - próbowała ukryć szok na swojej twarzy.
- Przejdźmy do konkretów - Sasori zaczął szukać czegoś w szafce.
- Uwolnij mnie z tej kukły, to pogadamy.
- Jest to nieopłacalne. Opowiem ci, co wiem, a potem się zobaczy - wyjął z szafki stos kartek.
- Nie będę tego potrzebowała.
- To kopie raportów z sekcji zwłok otrutych. Nie musisz mi ich zwracać - skinieniem palca uwolnił ją z marionetki.
- Masz jakieś próbki?
- Mam, muszę tylko to znaleźć - przyglądał się regałowi z rozmaitymi fiolkami.
- Co udało ci się ustalić?
- Trucizna w jakiś sposób jest wstrzykiwana do organizmu i sieje w nim spustoszenie. Wszystkie ofiary miały mózg o purpurowym zabarwieniu i podobno ta substancja wprowadzała też jakieś drastyczne zmiany w pniu mózgu.
- Wiadomo cokolwiek o składzie tego czegoś?
- Nie ustaliłem nic, poza tym że do stworzenia tej trucizny nie zostało użyte cokolwiek, co można znaleźć na terenie naszego kraju - podał jej fiolkę z intensywnie niebieskim płynem wewnątrz.
- To wygląda co najmniej niepokojąco i... nienaturalnie - przyjrzała się substancji.
- Co masz na myśli?
- Widziałeś kiedyś coś o takiej barwie?
- Dawno temu widziałem coś podobnego, będąc na misji.
- Co to było? Roślina?
- Przypadkowy kwiatek, aczkolwiek widzę inne podobieństwo.
- Jakie?
- Ten kolor jest łudząco podobny do twoich tęczówek.
- Aha? I co to zmienia w całej sprawie?
- Nic. Kiedy byłem młodszy, myślałem że jesteś marionetką, właśnie przez te oczy.
- Nie mów już nic więcej. Na kiedy potrzebujesz czegokolwiek o tej substancji?
- Jak najszybciej się da.
- Wiesz, że to będzie trochę kosztować. Wiem, że twoja babka jest wysoko postawiona, no i masz fory u kazekage.
- O ile uda ci się ruszyć całą sprawę dalej.
- Może być. Zastanawiam się co myślisz o tej sprawie.
- A co mam myśleć? Misja jak misja.
- No nie wiem, że to pretekst do wojny, lub osłabienie naszej wioski?
- Nie zastanawiałem się nad tym - wziął do ręki marionetkową dłoń oraz śrubokręt.
- Rozumiem. Pracujesz obecnie nad jakąś lalką? - zwróciła uwagę na jego nowe zajęcie.
- Jak widać - mruknął, dając do zrozumienia, że nie ma ochoty na dalsze konwersowanie.
- Jestem pewna, że twoje starania się opłacą i kiedyś twoje prace będą miały niesamowitą wartość. Domyślam się, że nie chcesz żebym tutaj była. Gdy tylko coś ustalę, to dam ci znać.
- Dobrze - spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Do zobaczenia - rzuciła szybko i udała się do wyjścia.
Gdy szła ulicami Suny, ściskała mocno w kieszeni fiolkę. Miała wrażenie, że każdy przechodzień chce jej substancję odebrać i użyć przeciwko niewinnym cywilom. Nie mogła ufać nikomu, nawet sobie. Nagle, poczuła jak ktoś skacze jej na plecy. Upewniła się, że fiolka jest bezpieczna i jedną ręką zrzuciła "ciężar" z swoich pleców.
- Ej! Za co to? - Rina spojrzała się na nią z ziemi.
- Przepraszam, myślałam że ktoś mnie zaatakował. Wybierasz się na misję?
- Bardziej nazwałabym to pracą, niż misją - otrzepała swoje ubranie z piasku.
- W sumie to nawet nie wiem co robisz w życiu, opowiadaj.
- Raz na jakiś czas chodzę na misje, ale zazwyczaj pilnuje granic.
- W takim, razie uważaj na siebie - Kaori poczuła lekki stres.
- Każde zajęcie w świecie shinobi jest niebezpieczne. Nieważne jak bardzo będę ostrożna, nigdy nie wiem czy wrócę do domu i Miętówki.
- Nie słyszałaś o plotkach?
- Co masz na myśli?
- Ktoś skutecznie likwiduje strażników, nie wiedziałaś o tym?
- A słyszałam coś o tym, na szczęście to nie moja część granic, mogę być jeszcze spokojna.
- Śmierć od tej trucizny do najlżejszych nie należy - Azai wzruszyła ramionami.
- Skąd wiesz?
- Z plotek. Kazekage rzekomo nie podejmuje wystarczających działań, więc mieszkańcy chcą wziąć sprawy w swoje ręce.
- Widzę, że arystokracja jest jak osiedlowe źródło informacji.
- Czy ja wiem?
- Chyba, że preferujesz wersję, że arystokracja dodaje prawdy w plotkach?
- Zmierzasz do tego, że ktoś z wyższych sfer może mieć z tym coś wspólnego?
- Obecnie nie można potwierdzić, ani zaprzeczyć niczemu, zgodzisz się ze mną?
- To może być ktokolwiek, nawet spoza wioski. Nie zakładaj pochopnych wniosków, Rina.
- Tu chyba się rozstajemy? - nim się obejrzały, znalazły się w pobliżu domu Azai.
- Na to wygląda.
- Jak już mówiłam, uważaj na siebie, proszę.
- No dobrze - prychnęła.
- Leć, bo się spóźnisz - Kaori zaczęła stawiać niewielkie kroku do tyłu.
- Jeszcze jedno - podeszła do blondynki i lekko ją objęła - No to teraz mogę iść, do kiedyś tam! - pomachała jej i ruszyła w kierunku miejsca pracy.
- I tak wiem, że chciałaś zmacać co mam w kieszeni - mruknęła Azai sama do siebie.
Odwróciła się, by iść w kierunku domu. Wtedy też spostrzegła, że przy jednym z okien stoi jej matka. Sądząc po jej wyrazie twarzy, była wściekła. Kaori tym razem nie obawiała się "konsekwencji" jakie mogły ją spotkać ze strony matki po przypadkowym spotkaniu z dawną przyjaciółką. Zaczęła iść jeszcze pewniej i przygotowywała się mentalnie na cyrk, jaki miał się rozpocząć.
Wściekła jak osa Yami już wyczekiwała swojej córki w przedpokoju. Nienawidziła, gdy ta ją oszukiwała. Nie mogła znieść, że jej córka zadaje się z kimś takim.
- A więc ta wywłoka to Sasori? - wycedziła, gdy córka weszła do domu.
- Też cię miło widzieć, matko.
- Odpowiedz mi na moje pytanie! - szarpnęła ją za włosy.
- Spotkałam Rinę przypadkiem, naprawdę!
- Nie wierzę ci! - odepchnęła córkę, by ta poleciała z hukiem na podłogę.
- Uważaj trochę - Kaori przeraziła cię.
- Prędzej uważałabym na moje filiżanki, niż na takie ścierwo jak ty. Nawet mi żal śliny, by splunąć na ciebie.
- Prawie zabiłaś nas wszystkich.
- Masz na myśli ciebie i twoich milion osobowości? Nikt by nie płakał.
- Nie. Wybiłabyś wszystkich w tym domu - ostrożnie wyjęła fiolkę z kieszeni i odetchnęła z ulgą - szkło było całe.
- Co to za ścieki?
- To trucizna. Mam się zająć rozszyfrowaniem jej składu. To sprawa wagi państwowej.
- Zabieram ci to. Nie będziemy trzymać w tym domu takich rzeczy! - Yami pospiesznie wyszła z domu.
- Nie mogę zawalić tak ważnego zadania - Kaori rozpoczęła pościg za matką.
Witam serdecznie wszystkie bezbożniki, dawno mnie tutaj nie było i mam nadzieję, że ktoś jeszcze tu o mnie pamięta XD. Przez ostatni czas cierpiałam na brak weny i czasu, ale liczę że już tak długich przerw nie będzie. Wkrótce także dodam poprawione rozdziały do We will meet someday. Życzę dobrego samopoczucia kochani <33
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro