Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝚔𝚘𝚘𝚙𝚎𝚛𝚊𝚌𝚓𝚊

Kaori udało się niepostrzeżenie wejść do pokoju przez okno. Sądząc po stanie jej pokoju, nikt nie zorientował się, że tak naprawdę jest poza domem. Szybko przebrała się w koszulę nocną i położyła się w łóżku, jednakże z nadmiaru emocji miała trudności z zaśnięciem. Miała nadzieję, że rano nie będzie musiała zmagać się z konsekwencjami swojej "ucieczki".

Yami wstawała najszybciej z domowników. Gdy przechodziła obok pokoju córki, to w oknie obok spostrzegła niecodzienny przedmiot. W pierwszej chwili pomyślała, że ma omamy, jednak po chwili zawahania postanowiła otworzyć okno. Okazało się, że niewielkich rozmiarów marionetka nie była złudzeniem. Z należytą ostrożnością otworzyła zapieczętowany rulonik, na którym ktoś średnio starannym pismem zapisał wiadomość. Początkowo myślała, że to jakiś żart, ale oświeciło ją - jej córka ukrywała coś za jej plecami! Nadawcą wiadomości była osoba, której imię zaczynało się na literę S. Połączyła kropki i doszła do wniosku, że Suijin z drużyny Kaori w ramach wdzięczności zaprosił ją na randkę. Wiedziała, że chłopak pochodził z bogatej rodziny. Umysł nastawiony na zyski, wypatrzył w tym idealną okazję na wzbogacenie się i wzrost prestiżu rodziny. Chociaż raz postanowiła zadziałać na korzyść córki.

Kobieta stwierdziła, że nieco zmodyfikuje swoją poranną rutynę. Z impetem weszła do pokoju Kaori.

- W tej chwili wstawaj! Nawet nie udawaj, że nie masz mi nic do powiedzenia - zaczęła szarpać za kołdrę, by rozbudzić córkę.

- Co proszę? - Azai ledwo kontaktowała. Domyśliła się jednak, o co może chodzić matce.

- Nie rób ze mnie idiotki! Myślałaś, że utrzymasz to w tajemnicy?

- Przepraszam matko, już ci wszystko wyjaśnię! To wszystko to jedno wielkie nieporozumienie!

- Jakie nieporozumienie? Wiesz jak się ustawić dzieciaku, zawsze wiedziałam że coś z ciebie będzie.

- Co masz na myśli?

- Porozmawiam z rodziną Suijina, żeby jak najszybciej zorganizować wasz ślub. Nasz klan będzie jeszcze bardziej bogaty, wiesz?

- Co proszę? Ja nie chcę wychodzić za mąż za tego głupka i pewnie z wzajemnością - zacisnęła dłonie na pościeli.

- To w takim razie co to za tajemnicze schadzki? - jej spojrzenie spoważniało.

- Jakie schadzki? Nie rozumiem o co chodzi.

- Dostałaś wiadomość od tajemniczej osoby o inicjale S z zamiarem ukrytego przed wszystkimi spotkania. Co to ma znaczyć?! - złapała ją za poły koszulki.

- Nie mogę nic powiedzieć.

- Mów, albo nigdzie nie pójdziesz. Ukrywasz coś przede mną.

- Naprawdę nie mogę zdradzić czegokolwiek, to moja misja.

- To powiedz chociaż kim jest ta osoba - puściła córkę.

- To shinobi, z którym mam misję, nikt godny uwagi.

- Chcę wiedzieć z jaką miernotą się zadajesz.

- Nie wiem czy to dobry pomysł, nie mogę zdradzać takich tajemnic.

- Czy to skłoni cię do mówienia? - wyjęła ampułkę z kieszeni i pokazała ją córce. Kaori doskonale wiedziała co to jest i głośno przełknęła ślinę.

- Mogę zdradzić tylko tyle, że jest całkiem dobrym marionetkarzem.

- Niech zgadnę, wnuczek tej starej ropuchy, która kręci się wokół kazekage? - spojrzała się zgorszona na dziecko.

- Nie mogę nic więcej powiedzieć.

- Podobno robi silne trucizny. Weź od niego jakieś receptury, a jak nie będzie chciał współpracować to otruj, zrozumiano?

- Mamo! - oburzyła się.

- Lepiej ty jego, niż on ciebie. Mniejszy wstyd przyniesiesz rodzinie, chociaż wkrótce już nie będziesz się liczyć, więc wszystko jedno - jeszcze raz rzuciła przelotnie spojrzeniem na córkę, po czym wyszła z jej pokoju.

Kaori mogła chwilowo odetchnąć z ulgą. Nie wiedziała jednak co czeka ją na spotkaniu z Sasorim. Miała nadzieję, że ich współpraca przebiegnie bez żadnych dodatkowych komplikacji, a ich drogi ponownie się rozejdą na bliżej nieokreślony czas. Co prawda była do niego neutralnie nastawiona, lecz ich misja nie napawała jej optymizmem. Nie wiedziała nawet gdzie i kiedy przyjść. Zerwała się z łóżka i pobiegła za matką.

- Czego chcesz?

- Mogłabym zobaczyć wiadomość?

- Rozważę to. 

- Może tak naprawdę to znowu kolejna twoja intryga i tak naprawdę nie dostałam żadnej wiadomości? - uniosła głos.

- Nie tym tonem do mnie. Ten jeden raz ci odpuszczę, jednak nie myśl, że tak będzie już zawsze.

- Z czym znowu? - obleciał ją strach, wiedząc do czego ta kobieta potrafiła być zdolna.

- Wiesz, jeśli chcesz zranić lub zniszczyć faceta, to celujesz w kobiety w jego życiu - z zainteresowaniem zaczęła przyglądać się swoim pomalowanym na bordowo paznokciom.

- Nie rozumiem o co ci chodzi, gadasz od rzeczy. Daj mi wiadomość.

- Jeśli nie spełnisz moich oczekiwań co do tego dziwoląga, to wiedz że nie cofnę się przed tym, żeby stała ci się krzywda.

- Mam to gdzieś. W tej chwili chcę zobaczyć to, co napisał, albo...

- Albo co? - prychnęła z kpiącym uśmiechem na ustach.

- Albo pożegnasz się z czymś ważnym dla ciebie - dodała niepewnie, a matka wybuchła histerycznym śmiechem.

- Ciekawe co niby jest twoim zdaniem takie ważne dla mnie, jestem ostatnią osobą, która płakałaby za tobą.

- Nie miałam na myśli siebie - mówiąc to, wyjęła z rękawa kunai i przystawiła go do brzucha rodzicielki.

- Zaskoczyłaś mnie - wręczyła jej marionetkę z wiadomością i odeszła.

- Nie mogę uwierzyć, że byłam zdolna posunąć się do takich rzeczy - spoglądała na drżące z emocji dłonie. Mimo, że była kunoichi, nigdy nie odebrała nikomu życia, zawsze robili to towarzyszący jej shinobi.

Odwinęła rulonik. Spotkanie było zaplanowane na godzinę ósmą rano. Rzuciła okiem na stojący w kącie zegar, by sprawdzić ile zostało jej czasu.  Z przerażeniem odkryła, że zostało jej mniej niż pół godziny na przygotowanie się i dotarcie do pracowni. Nie chciała myśleć jakie kazanie dostanie od Sasoriego za spóźnienie, oraz o której podrzucił marionetkę do jej okna.

Szybko przebrała się, jednak nie miała czasu, by zjeść śniadanie. W drodze do Sasoriego, wspomogła swoje stopy chakrą, by dotrzeć jeszcze szybciej. Modliła się, by się nie spóźnić. Przed wejściem do pracowni Sasoriego unormowała oddech, by nie myślał, że jest spóźnialska i robi wszystko na ostatnią chwilę. Wiedziała, że jest spodziewanym gościem, więc weszła bez pukania.

- Spóźniłaś się dwadzieścia cztery sekundy, możesz iść. Nienawidzę czekać - mruknął Sasori, gdy tylko usłyszał, że Kaori stoi za nim.

- Ciebie też miło widzieć, wiesz? - prychnęła.

- Jak już mówiłem ostatnio, przydasz mi się, a raczej twoja wiedza.

- To miłe uczucie, kiedy mogę się poczuć przydatna - wymusiła uśmiech.

- Nie schlebiaj sobie. Byłabyś bezużyteczną marionetką. Interesuje mnie tylko to, co masz w głowie na temat trucizn.

- Skąd masz pewność, że cię nie otruje za te słowa?

- Otrułabyś za mówienie prawdy? Nadawałabyś się na polityka. Poza tym nie wyglądasz na taką, która byłaby w stanie kogoś otruć, przynajmniej ze skutkiem śmiertelnym. Podobno masz za słabą psychikę na to.

Sasori nie miał pojęcia, że Kaori zbliża się do niego ze sztyletem w dłoni. Dopiero gdy poczuł, że stoi za nim i przy jego szyi jest broń, zorientował się do czego doprowadził.

- Wciąż jesteś tego taki pewien?

- Jakbyś mnie zabiła, to wina ewidentnie wskazywałaby na ciebie - wykorzystał jej nieuwagę i użył marionetki, by ją obezwładnić.

- I vice versa - próbowała ukryć szok na swojej twarzy.

- Przejdźmy do konkretów - Sasori zaczął szukać czegoś w szafce.

- Uwolnij mnie z tej kukły, to pogadamy.

- Jest to nieopłacalne. Opowiem ci, co wiem, a potem się zobaczy - wyjął z szafki stos kartek.

- Nie będę tego potrzebowała.

- To kopie raportów z sekcji zwłok otrutych. Nie musisz mi ich zwracać - skinieniem palca uwolnił ją z marionetki.

- Masz jakieś próbki?

- Mam, muszę tylko to znaleźć - przyglądał się regałowi z rozmaitymi fiolkami.

- Co udało ci się ustalić?

- Trucizna w jakiś sposób jest wstrzykiwana do organizmu i sieje w nim spustoszenie. Wszystkie ofiary miały mózg o purpurowym zabarwieniu i podobno ta substancja wprowadzała też jakieś drastyczne zmiany w pniu mózgu.

- Wiadomo cokolwiek o składzie tego czegoś?

- Nie ustaliłem nic, poza tym że do stworzenia tej trucizny nie zostało użyte cokolwiek, co można znaleźć na terenie naszego kraju - podał jej fiolkę z intensywnie niebieskim płynem wewnątrz.

- To wygląda co najmniej niepokojąco i... nienaturalnie - przyjrzała się substancji.

- Co masz na myśli?

- Widziałeś kiedyś coś o takiej barwie?

- Dawno temu widziałem coś podobnego, będąc na misji.

- Co to było? Roślina?

- Przypadkowy kwiatek, aczkolwiek widzę inne podobieństwo.

- Jakie?

- Ten kolor jest łudząco podobny do twoich tęczówek.

- Aha? I co to zmienia w całej sprawie?

- Nic. Kiedy byłem młodszy, myślałem że jesteś marionetką, właśnie przez te oczy.

- Nie mów już nic więcej. Na kiedy potrzebujesz czegokolwiek o tej substancji?

- Jak najszybciej się da.

- Wiesz, że to będzie trochę kosztować. Wiem, że twoja babka jest wysoko postawiona, no i masz fory u kazekage.

- O ile uda ci się ruszyć całą sprawę dalej.

- Może być. Zastanawiam się co myślisz o tej sprawie.

- A co mam myśleć? Misja jak misja.

- No nie wiem, że to pretekst do wojny, lub osłabienie naszej wioski?

- Nie zastanawiałem się nad tym - wziął do ręki marionetkową dłoń oraz śrubokręt.

- Rozumiem. Pracujesz obecnie nad jakąś lalką? - zwróciła uwagę na jego nowe zajęcie.

- Jak widać - mruknął, dając do zrozumienia, że nie ma ochoty na dalsze konwersowanie.

- Jestem pewna, że twoje starania się opłacą i kiedyś twoje prace będą miały niesamowitą wartość. Domyślam się, że nie chcesz żebym tutaj była. Gdy tylko coś ustalę, to dam ci znać.

- Dobrze - spojrzał na nią z zaciekawieniem.

- Do zobaczenia - rzuciła szybko i udała się do wyjścia.

Gdy szła ulicami Suny, ściskała mocno w kieszeni fiolkę. Miała wrażenie, że każdy przechodzień chce jej substancję odebrać i użyć przeciwko niewinnym cywilom. Nie mogła ufać nikomu, nawet sobie. Nagle, poczuła jak ktoś skacze jej na plecy. Upewniła się, że fiolka jest bezpieczna i jedną ręką zrzuciła "ciężar" z swoich pleców.

- Ej! Za co to? - Rina spojrzała się na nią z ziemi.

- Przepraszam, myślałam że ktoś mnie zaatakował. Wybierasz się na misję?

- Bardziej nazwałabym to pracą, niż misją - otrzepała swoje ubranie z piasku.

- W sumie to nawet nie wiem co robisz w życiu, opowiadaj.

- Raz na jakiś czas chodzę na misje, ale zazwyczaj pilnuje granic.

- W takim, razie uważaj na siebie - Kaori poczuła lekki stres.

- Każde zajęcie w świecie shinobi jest niebezpieczne. Nieważne jak bardzo będę ostrożna, nigdy nie wiem czy wrócę do domu i Miętówki.

- Nie słyszałaś o plotkach?

- Co masz na myśli?

- Ktoś skutecznie likwiduje strażników, nie wiedziałaś o tym?

- A słyszałam coś o tym, na szczęście to nie moja część granic, mogę być jeszcze spokojna.

- Śmierć od tej trucizny do najlżejszych nie należy - Azai wzruszyła ramionami.

- Skąd wiesz?

- Z plotek. Kazekage rzekomo nie podejmuje wystarczających działań, więc mieszkańcy chcą wziąć sprawy w swoje ręce.

- Widzę, że arystokracja jest jak osiedlowe źródło informacji.

- Czy ja wiem?

- Chyba, że preferujesz wersję, że arystokracja dodaje prawdy w plotkach?

- Zmierzasz do tego, że ktoś z wyższych sfer może mieć z tym coś wspólnego?

- Obecnie nie można potwierdzić, ani zaprzeczyć niczemu, zgodzisz się ze mną?

- To może być ktokolwiek, nawet spoza wioski. Nie zakładaj pochopnych wniosków, Rina.

- Tu chyba się rozstajemy? - nim się obejrzały, znalazły się w pobliżu domu Azai.

- Na to wygląda.

- Jak już mówiłam, uważaj na siebie, proszę.

- No dobrze - prychnęła.

- Leć, bo się spóźnisz - Kaori zaczęła stawiać niewielkie kroku do tyłu.

- Jeszcze jedno - podeszła do blondynki i lekko ją objęła - No to teraz mogę iść, do kiedyś tam! - pomachała jej i ruszyła w kierunku miejsca pracy.

- I tak wiem, że chciałaś zmacać co mam w kieszeni - mruknęła Azai sama do siebie.

Odwróciła się, by iść w kierunku domu. Wtedy też spostrzegła, że przy jednym z okien stoi jej matka. Sądząc po jej wyrazie twarzy, była wściekła. Kaori tym razem nie obawiała się "konsekwencji" jakie mogły ją spotkać ze strony matki po przypadkowym spotkaniu z dawną przyjaciółką. Zaczęła iść jeszcze pewniej i przygotowywała się mentalnie na cyrk, jaki miał się rozpocząć.

Wściekła jak osa Yami już wyczekiwała swojej córki w przedpokoju. Nienawidziła, gdy ta ją oszukiwała. Nie mogła znieść, że jej córka zadaje się z kimś takim.

- A więc ta wywłoka to Sasori? - wycedziła, gdy córka weszła do domu.

- Też cię miło widzieć, matko.

- Odpowiedz mi na moje pytanie! - szarpnęła ją za włosy.

- Spotkałam Rinę przypadkiem, naprawdę!

- Nie wierzę ci! - odepchnęła córkę, by ta poleciała z hukiem na podłogę.

- Uważaj trochę - Kaori przeraziła cię.

- Prędzej uważałabym na moje filiżanki, niż na takie ścierwo jak ty. Nawet mi żal śliny, by splunąć na ciebie.

- Prawie zabiłaś nas wszystkich.

- Masz na myśli ciebie i twoich milion osobowości? Nikt by nie płakał.

- Nie. Wybiłabyś wszystkich w tym domu - ostrożnie wyjęła fiolkę z kieszeni i odetchnęła z ulgą - szkło było całe.

- Co to za ścieki?

- To trucizna. Mam się zająć rozszyfrowaniem jej składu. To sprawa wagi państwowej.

- Zabieram ci to. Nie będziemy trzymać w tym domu takich rzeczy! - Yami pospiesznie wyszła z domu.

- Nie mogę zawalić tak ważnego zadania - Kaori rozpoczęła pościg za matką.

Witam serdecznie wszystkie bezbożniki, dawno mnie tutaj nie było i mam nadzieję, że ktoś jeszcze tu o mnie pamięta XD. Przez ostatni czas cierpiałam na brak weny i czasu, ale liczę że już tak długich przerw nie będzie. Wkrótce także dodam poprawione rozdziały do We will meet someday. Życzę dobrego samopoczucia kochani <33

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro