They say it's what you make | 25
a gdyby tak...
...
Krew była wszędzie.
Krew należąca do Taehyunga, który wykrwawiał się w wiotkich ramionach wampira.
- Wytrzymaj, złotko. W-Wytrzymaj jeszcze trochę... - szeptał mu do ucha, chociaż wiedział, że chłopak go nie usłyszy. Odkąd stracił przytomność, liczyły się już tylko sekundy, a te upływały bezpowrotnie wraz z kolejną kroplą krwi przesiąkającą przez jego ubranie.
Gdy wpadł do kliniki, skóra człowieka była sina. Nawet jemu ciężko usłyszeć było serce chłopaka. Jego tętno słabło, oddech zanikał, ciało krążyło między walką, a zbliżającym się końcem. Między czernią, a bielą. Życiem, a śmiercią.
- J-Jungkook, co ty...
- Chan, nie czas teraz na rozmowę. Musisz mi pomóc. Proszę, uratuj go. - Wskazał na przyciśniętego do swoich ramion Taehyunga. - Zaatakowały nas wampiry, nie mieliśmy się jak bronić, proszę...
Widząc to, lekarz od razu zmienił swoją postawę i klnąc pod nosem, zawołał jednego z dyżurujących na sali chirurgów.
- Lee, powiadom resztę! Mamy nagły wypadek. - Podwinął rękawy lekarskiego fartucha, a pielęgniarze prędko przetransportowali chłopaka na szpitalny wózek, którym udali się na operacyjną salę.
- Musisz tu zaczekać. A po wszystkim masz mi powiedzieć, co się stało! - Zmierzył go wzrokiem i zniknął na zamkniętym dla oka odwiedzających oddziale.
Jungkook nabrał powietrza w płuca, krążąc po białym i sterylnym korytarzu. Jego ręce pokryte zaschniętą krwią, drżały z nerwów, a serce odzywało się tak szybko, jakby miało zaraz wyskoczyć mu z piersi.
Dopiero teraz dotarło do niego, jakim był idiotą, pozwalając Taehyungowi na towarzyszenie im w misji. Gdyby wiedział, że to Namjoon od siedział im na ogonie, nie wypuściłby go nawet poza próg pokoju w ich Seulskim domu.
Nie podejrzewał, że się spotkają. Po tym, jak wampir zlecił zabójstwo jego ojca, a przy tym odebrał mu także matkę. Jak pozbawił ich klanu przywódcy, a Jungkook był za młody, by udźwignąć władzę... Po prostu nie sądził, że zdoła mu jeszcze kogoś zabrać.
W duchu dziękował losu, że w mieście znajdował się zaprzyjaźniony człowiek, bo gdyby parę lat temu nie trafił przypadkiem na Chana, to za wtargnięcie do kliniki śmiertelników czekałyby problemy z prawem.
Ostatnią deską ratunku zostałaby wtedy przemiana Taehyunga w wampira, a Jungkook naprawdę nie chciał robić tego bez jego wiedzy. Nawet jeśli Yoongi postąpił tak w przeszłości z Jiminem, był bardziej doświadczony. Wiedział jak się nim zaopiekować, w końcu sama przemiana nie gwarantowała, że człowiek przeżyje. Nie dało się uniknąć cierpienia i zwierzęcego głodu. Napadów agresji, wysokiej gorączki, aż w końcu... Momentu umierania. Każdy człowiek umierał, zanim zostawał wampirem, ale nie każdy budził się z przemiany żywy.
Po godzinie, a być może dwóch, czuwania, lekarz wyszedł z sali prosto do miejsca, w którym siedział podenerwowany Jungkook.
Wampir błyskawicznie podniósł się z krzesła, czekając na jego wieści.
- Jego stan jest stabilny, jednak minie trochę czasu zanim dojdzie do siebie.
- Całe szczęście - odetchnął z ulgą, pozwalając, żeby część stresu opuściła jego ciało.
- Ale - wtrącił starszy. - Nie mogę go tu zatrzymać, Jeon. Jeśli ktoś się o tym dowie, jeden z nas może mieć poważne kłopoty, sam rozumiesz. - Posłał mu znaczące spojrzenie, zanim wampir pokiwał głową.
- Zabiorę go do hotelu, tam będzie bezpieczny.
- Przekażę wam leki i bandaże. W razie gdyby działo się coś niepokojącego, zadzwoń do mnie - dodał i dał mu znak, żeby przeszedł z nim do jego gabinetu. Zamknął drzwi i oparł się o biurko. - A teraz powiedz mi jak do tego doszło.
Jungkook westchnął, jednak zanim udzielił odpowiedzi na to pytanie, otworzył drzwi do niewielkiej łazienki ukrytej w pomieszczeniu i wyczyścił swoje ręce ze śladów krwi. Jego bluza musiała wylądować w koszu.
- Namjoon wrócił do miasta. Jeszcze nie wiem czego od nas chce.
- Potrzebujecie pomocy? Powiadomię Kihyuna.
- Nie chcę narażać innych klanów na niebezpieczeństwo - powiedział średnio przekonany do jego pomysłu. Lekarz nie chciał jednak przyjąć odmowy, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Ocaliłeś naszą rodzinę, więc czas ci się za to odwdzięczyć. - Wciąż pamiętał dzień, w którym Jungkook uratował jego niegdyś chorego na białaczkę brata. Pomimo, że nie było szans, by wrócił do swojej ludzkiej formy, cieszył się, bo nadal mogli być razem, z gwarancją, że nie rozdzieli ich żadna choroba. Od kiedy Kihyun objął władzę na południowych granicach, klan zyskał na sile, zwiększając ich bezpieczeństwo.
Bo każdy miał swoje przeznaczenie.
...
O północy byli gotowi.
Jungkook stał na straży, na dachu piętrowego budynku i obserwował teren znajdującej się naprzeciwko opuszczonej fabryki.
- Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, a oni dalej chowają się po piwnicach. Myślicie, że mają tam centralne ogrzewanie? - zagadał Hoseok, zerkając to na Jungkooka, to na Yoongiego, któremu raczej daleko było do żartów, na myśl o tym w jakich warunkach trzymają jego ukochanego.
- Lepiej skup się na zadaniu - skarcił go przywódca, rozglądając się po otoczeniu. - Jak tylko zobaczycie, że wychodzą ze środka, szukacie dziewczynki i Jimina. Kihyun obiecał, że ich zajmie, ale trzeba się sprężać - poinformował ich i paru innych wampirów z jego klanu. Reszta pilnowała domu w Seulu i Taehyunga w hotelu. Cieszył się, że drugi klan zaoferował im swoją pomoc, bo to zwiększało ich szansę na wygraną.
- Szczury opuściły gniazdo. Powtarzam, szczury opuściły...
- Aż tak nie możesz doczekać się walki? - uciął go Yoongi, na co ten wzruszył ramionami.
- Dawno nie miałem okazji się na czymś powyżywać.
I polecieli, przecinając powietrze prosto w kierunku fabryki.
Jungkook nie poruszył się ze swojego miejsca o milimetr. Mógł bez problemu stwierdzić, że ktoś czekał za nim, a donośny śmiech tylko potwierdził jego domysły.
- Brawo! Jeon Jungkook znowu przychodzi na ratunek! - Znajdujący się za jego plecami Namjoon zaklaskał w dłonie.
- Zostałeś, żeby nam kibicować? - Kook obrócił się w jego stronę.
- Naprawdę myślisz, że odniesiesz tu jakieś zwycięstwo? A może chcesz skończyć jak swój ojciec?
Spiął się na zadane mu pytanie, a Namjoon uśmiechnął się z zadowoleniem.
Wiedział gdzie uderzyć, by zabolało.
Gdyby chociaż miał z kim konkurować, bo co jak co, Jungkook był dla niego tylko niegroźną pijawką, od którego dzieliły go setki lat i spore doświadczenie. Jedyne co mógł mu sobą zaprezentować, to zawyżone ego i wiarę w cuda.
- Zabawne, jesteś dokładnie taki sam jak on - skomentował, wskazując dłońmi na swoje ciało. - No dalej, wyżyj się, spełnij swoje słodkie pragnienie!
- To ty chcesz wojny, nie ja - przerwał mu młodszy, robiąc krok do przodu. - Od początku ci na niej zależało. Na robieniu z siebie potwora i ranieniu bezbronnych ludzi.
- Ranieniu bezbronnych ludzi, co ty nie powiesz - prychnął. - I mówi mi to dzieciak, który w szale zamordował człowieka. Co, wieści szybko się rozchodzą? - zapytał, widząc jak ten pobladł ze strachu. Nie na długo.
Całe jego ciało napięło się gotowe do ataku i rzuciło na drugiego wampira, prosto na znajdujący się parę metrów pod nimi budynek.
- Twoja śmierć rozejdzie się jeszcze szybciej - oznajmił, popychając ciało Namjoona na przeciwległą ścianę. Uderzył w nią z impetem, krusząc kawałek tynku.
Nie było możliwości ucieczki.
Tę walkę mogła wygrać tylko jedna osoba, więc Jungkook nie próbował dłużej tłamsić swojego gniewu, a każdą złość odreagowywał uderzeniami w klatkę piersiową wampira.
Przez moment wierzył, że uda mu się to wygrać, kiedy ogłuszony wampir nie był w stanie się przed nim wybronić.
Gdy jednak Jungkook po raz kolejny szykował się do ataku, Namjoon przewidział jego ruch, wykonując unik, a następnie ciskając wampirem o stos drewnianych palet.
Bolało.
Jungkook z trudem wygrzebał się spod sterty drewna, lecz nim zdołał podnieść się na równe nogi, Namjoon złapał go za fraki i rzucił o kolejną ścianę. Powodując jeszcze większy ból, który sparaliżował jego ciało. Bądź co bądź, żaden z nich nie był niepokonany i miał granicę wytrzymałości.
Starszy podszedł wolnym krokiem do ledwo kontaktującego ze światem Jeona. Pochylił się nad jego ciałem i zacisnął dłonie na szyi.
- Ostatnie słowa? - zapytał, dostrzegając zawahanie w jego oczach. Bezskutecznie starał się mu uciec, ale palce wbijały się coraz mocniej i mocniej, hamując dopływ tlenu.
- Pierdol się.
Wampir roześmiał się w odpowiedzi na jego zachrypnięty głos.
- Będzie brakować mi naszych wspólnych żarcików. Miło było cię poznać, Jungkook.
- Ciebie również - wychrypiał i zanim Namjoon zdołał zareagować, uderzył w jedną z belek, naruszając słabą konstrukcję ściany, a zaskoczony wampir runął w przepaść wraz z wszystkim, co było nad jego głową.
Aż wszystko dookoła spowiła głucha cisza.
Teraz jesteś bezpieczny, Taehyung.
Jeon zaczerpnął swobodnego wdechu, spoglądając w dół na zawalony gruz, pod którym złowrogi krwiopijca zakończył swój ciężki żywot. Mimo że zawsze był przeciwny śmierci, brunet nie pozostawiał mu wyboru. Zbyt wiele rzeczy uszło mu płazem.
Wyszedł na zewnątrz, otrzepując swoje spodnie z pyłu.
- Jungkook, znaleźliśmy ich i... O cholera, jesteś cały?! - Hoseok stanął w połowie drogi, dostrzegając wyłaniającego się z budynku, lekko kuśtykającego na prawą nogę Jungkooka.
Przywódca uspokoił go, wskazując na swój splamiony krwią płaszcz.
- To nic. Musiałem wyjaśnić sobie pewne sprawy z Namjoonem - wyjaśnił pokrótce, a szatyn, słysząc ton jego głosu, zaniemówił.
- Nie... Nie mów mi, że...
- Idźmy już. Najwyższy czas wrócić do domu. - Odciągnął go za ramię, w stronę pozostałych.
Tej noc zasłużyli na porządny odpoczynek.
...
yup, cofamy się w czasie
ale bez obaw, jesteście coraz bliżej poznania odpowiedzi!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro