Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

And the saints we see | 02

Podążyli za źródłem niezidentyfikowanego dźwięku prosto przez drzwi zaciemnionego pokoju, w którym urzędowało kilku ludzi z klanu. Oni też nadstawili uszu, kłaniając się swojemu przywódcy na przywitanie. Jungkook nie zamierzał jednak wdawać się teraz w dyskusje. Chciał jak najszybciej zlokalizować źródło hałasu i w miarę potrzeby ukarać odpowiedzialne za to osoby.

Przeciął pomieszczenie w drodze do zamkniętego biura, za którymi drzwiami rozgrywał się istny terror. Bo oto dwójka młodych wampirów ścigała się po pokoju, rzucając w siebie nie tylko przekleństwami, ale i starymi, niezwykle cennymi zbiorami ksiąg, z których wampiry przez lata czerpały wiedzę o swoich przodkach, sposobach leczenia groźnych infekcji i faktach na temat wampiryzmu.

To nic, że Jungkook w ciągu swojego kilkuset letniego życia nie zdołał wysiedzieć choćby minuty na przeczytanie jednej strony encyklopedii i przypomnienie sobie podstaw z zakresu łaciny. Nikt nie mógł przewidzieć, kiedy okażą się im potrzebne.

Ale para szamoczących się między sobą awanturników nie zdawała sobie z tego sprawy. Dopiero stanowczy głos dowódcy zdołał uchronić ich przed kolejnym nieszczęściem i rozbiciem starożytnego wazonu, który kilka wieków wcześniej Jungkook ukradł z pałacu cesarskiej pary w Japonii, gdzie pełnił służbę wartownika.

- Możecie mi uprzejmie wyjaśnić co się tu wyprawia? Dlaczego rozwalacie się po moim biurze? - Popatrzył wściekłym wzrokiem na stojące w bezruchu wampiry.

Nie lubił, gdy ktoś dotykał jego rzeczy bez pytania, a już kompletnie nie znosił, kiedy naruszano jego prywatność. Dostęp do biura był dozwolony do wglądu innych tylko na czas zebrań i w obecności Jungkooka.

- Jego zapytaj. To on nie potrafi utrzymać nerwów na wodzy. Wydaje mu się, że jest tu panem i władcą - zabrał głos wampir o miedzianych włosach.

- Jakbyś już zapomniał, pod nieobecność Jungkooka to ja wydaję rozkazy. I moim zadaniem jest zwrócić ci uwagę, jeśli widzę, że robisz coś źle - odparował mu miętowowłosy.

- Migdalenie się ze swoim chłopaczkiem w czasie warty też traktujesz jako zadanie?

- Niech ja cię tylko dorwę! - zagroził mu, gotów rzucić się do kolejnego ataku.

Na szczęście Jungkook w samą porę dotarł na środek pobojowiska, żeby rozdzielić syczące na siebie wampiry. Czasami przypominali mu starcie dwóch kotów.

- Mam dosyć waszej dziecinady. Hobi, wracaj do siebie i przygotuj się do zmiany - oznajmił, po czym odwrócił się do drugiego wampira. - Yoongi, ty idziesz ze mną. Musimy pogadać. - Opuścili biuro, ruszając długim i ozdobionym licznymi obrazami korytarzem.

Ich obecny dom przypominał fortecę. Wolał nie liczyć ile mieli w niej pokojów, a ile podziemnych lochów, ale miało to też swoje plusy. Dzięki temu bez przeszkód odnalazł wolny pokój, z dala od ciekawskich uszu towarzyszy. Zamknął drzwi i zrównał spojrzenie ze stojącym przed nim chłopakiem.

- Może ostatnim razem nie wyjaśniłem się dostatecznie jasno, ale nie będę tolerować żadnych kłótni w naszym klanie - wytłumaczył chłodnym tonem, na co Yoongi skrzyżował ramiona na piersi.

- Nie pozwolę, żeby obrażał Jimina - odparł szorstko.

- Nie mówię, że masz mu na cokolwiek pozwalać! Po prostu nie dawaj się sprowokować! Jesteś moim zastępcą i wybrałem cię na niego, żebyś pilnował porządku. Nie chcę słuchać jak pod moją nieobecność wszczynasz bójki z Hoseokiem. - Tymi bójkami żył już ich cały klan. Sprzeczki między Yoongim, a Hobim odbywały się na porządku dziennym od dobrych kilkudziesięciu lat.

Ale wszystko miało swoje granice.

- Tu nie chodzi tylko o niego, Jungkook! - obruszył się starszy. - Posłuchaj. Wiem, że te całe dowodzenie nadal jest dla ciebie czymś nowym. Że potrzebujesz czasu, żeby się z tym oswoić. Musisz przyzwyczaić się do swojej roli i do rządzenia klanem. Ja to wszystko rozumiem! Ale nie możesz w nieskończoność od tego uciekać i zostawiać nas na pastwę losu! Twój ojciec chciałby, żebyś...

- Nawet nie zaczynaj, Min - ostrzegł go i nie zamierzał się powtarzać.

Na wzmiance o ojcu momentalnie pogorszył mu się humor. Bez słowa wyszedł z pomieszczenia, kierując się prosto do swojej sypialni. Zaszył się w najciemniejszym kącie pokoju, zamknął oczy i pozwolił karmić swoje myśli ciszą.

Starał się. Naprawdę się starał i robił w co w jego mocy, by sprawdzić się w roli dowódcy. Wiedział, że jego ojciec zawsze chciał go na swoim miejscu, gdy więc nieszczęśliwie zginął w walce z wrogim klanem, dla wszystkich stało się oczywiste, kto przejmie jego rządy.

Największy buntownik klanu, Jeon Jungkook.

Zmiana trybu życia okazała się dla niego trudniejsza niż przypuszczał. Kiedy klanem rządził ojciec, nie musiał dbać o częste wstawianie się w domu, ale jako dowódca każdy wymagał od niego działania. Podejmowania ważnych decyzji, do których jemu brakowało doświadczenia.

Wieczorem, gdy poczuł się już nieco lepiej, zszedł na "kolację" do ich prowizorycznej jadalni. Część klanu siedziała w salonie i odpoczywała po nocnych zmianach, inni szykowali się do pracy albo zajmowali się domowymi obowiązkami. Tego dnia w ich w okolicy było naprawdę spokojnie.

I tylko słodki zapach unoszący się w powietrzu zwiastował coś złego.

Yoongi jako pierwszy poruszył się niespokojnie na swoim siedzeniu.

- Też to czujesz? - Wymienili zdenerwowane spojrzenia.

Świeża krew.

W ich pobliżu kręcił się jakiś obcy człowiek.

- Lepiej pójdę to sprawdzić, a ty pilnuj chłopaków, żeby nie zrobili niczego głupiego - oznajmił i wyszedł szybko z domu. Na dworze było już ciemno. Księżyc świecił w pełni, a to tylko zwiększało aktywność wampirów, pobudzając ich wewnętrzne instynkty.

Mimo że przez lata w ich naturze wiele się zmieniło i coraz rzadziej dochodziło do ataków na ludzi, nadal istniało ryzyko, że któryś z nich okaże się zbyt słaby, by oprzeć się pokusie.

Tym razem zdążył na czas.

Ruszył pewnym siebie krokiem w stronę wartownika. Jego wzrok od razu przykuła drobna postać uwięziona w ramionach większego od siebie mężczyzny.

Gdy tylko się do nich zbliżył, a spod czarnego kaptura bluzy, zauważył też spoglądające na niego brązowe ślepia i rozwiane blond włosy, stało się dla niego jasne z kim ma do czynienia. Nie rozumiał tylko dlaczego.

- Co robisz? - Zatrzymał wyższego od siebie bruneta, w międzyczasie przyglądając się przestraszonemu Taehyungowi. Właśnie dlatego ludzie powinni trzymać się od nich z daleka. Bo gdy tylko naruszali strefę, wampiry automatycznie nadawały sobie prawo do ich własności.

- Wkroczył na nasz teren. Zabieram go na przesłuchanie.

- Zostaw go. - Jungkook kolejny raz zagrodził mu drogę. To on rządził klanem i to on nadawał sobie prawo do zajmowania się ludźmi, którzy przekroczą ich granicę.

- Ale...

- Powiedziałem, zostaw. Sam się nim zajmę. A ty zrób sobie chwilę przerwy - warknął i zmusił wartownika do puszczenia zdobyczy. Ten jednak dalej trwał w bezruchu, przyglądając się Jungkookowi z miną zbitego psa.

- Jestem na warcie.

- To idź sprawdzić, czy nie ma cię na zapleczu - prychnął, ostatecznie posyłając młodego wampira do diabła. Dopiero, gdy upewnił się, że są sami podszedł do Taehyunga ze złością wymalowaną na twarzy. Nie zamierzał udawać, że obecność chłopaka nie wyprowadziła go z równowagi.

- Naprawdę lubisz igrać ze śmiercią - mruknął, a blondyn wzdrygnął się, czując na swojej twarzy jego ciepły dotyk. - Co tutaj robisz?

- S-szukałem cię.

- Mnie?

- P-powiedziałeś, że masz u mnie dług. - Odważył się podnieść wzrok na wampira, który parsknął śmiechem.

- Żartujesz sobie, prawda? - Spojrzał na niego z niedowierzaniem. - Minęło, ile? Pół dnia od kiedy się widzieliśmy? A ty przychodzisz, żeby odebrać "swój dług". Szybki jesteś. I odważny. Chociaż musisz się jeszcze sporo nauczyć o zasadach panujących w świecie wampirów. A zasada numer jeden brzmi - nie drażnij wampira na jego własnym terytorium. I nie przypominaj mu o zwróceniu długu. - Dotknął gładkiej twarzyczki chłopca, wypalając wzrokiem dziurę w jego przełyku.

Dlatego tym bardziej zdziwił się, gdy po chwili usłyszał z jego ust odpowiedź.

- To już dwie zasady - zauważył słusznie.

- Trzy, nie wymądrzaj się! - podniósł głos, zaciskając mocno zęby. - To, że cię jeszcze nie ugryzłem, nie oznacza, że nie mogę tego zmienić. A uprzedzam cię, nie jestem delikatny... - szepnął mu na ucho i oblizał prowokująco wargi. - To jak będzie, dogadamy się?

Chłopak skinął głową na jego pytanie.

- Właź do środka, tylko nie waż się odzywać. I skończ już z tymi tajnikami medycyny naturalnej. Capiesz czosnkiem na kilometr.

...

Są tu jakieś nocne marki? :>

Dobranoc i miłego dnia xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro