Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

What is your name? | 05

...

— Hyori, widziałaś gdzieś mój żel do włosów?! — Darł się wniebogłosy Taehyung o siódmej wieczorem, szykując się na zaplanowany kilka dni przedtem bankiet. — Hyori!

Wyszedł z łazienki w poszukiwaniu młodszej siostry, która miała tendencję nie tylko do podkradania jego za dużych koszul w kratę, ale także kosmetyków i maszynek do golenia. Mimo że, od kiedy skończyła szesnaście lat, rozpoczęła pracę dorywczą w bibliotece i zarabiała własne pieniądze na utrzymanie, to nadal wolała korzystać z rzeczy brata bez poczucia winy.

— Mówiłeś coś, stary? — Zdjęła słuchawkę z prawego ucha, by usłyszeć co miał jej takiego do powiedzenia, podczas gdy opuszkami palców wklepywała korektor pod oczy.

Taehyung zmarszczył brwi, dostrzegając znajomą tubkę przy jej toaletce.

— Podaj mi mój żel do włosów. No szybciej, zaraz wychodzę! — Wyciągnął rękę w jej stronę, a siostra podrzuciła mu wspomniany produkt do ręki.

— Następnym razem kup dwa. Dobrze rozczesuje mi się po nim brwi — stwierdziła, przyglądając się swoim doklejanym rzęsom w podświetlanym lustrze.

— A ty dokąd się znowu wybierasz, młoda, co? — Brat zlustrował ją wzrokiem od góry do dołu i zaczął nakładać żel na włosy, korzystając z jej ogromnego lustra zawieszonego na ścianie, przy którym nastolatka często robiła sobie zdjęcia i wysyłała je do wybranków swojego serca.

Nie potrafił dopuścić do siebie myśli o jej dorastaniu. Wydawało się, że kiedy Hyori dojrzeje, nie będzie musiał się nią aż tyle opiekować, a wyszło zupełnie na odwrót. Teraz gdy podrosła, wokół niej roiło się od podejrzanych znajomych, chłopaków i niebezpieczeństw. Jak na złość, nastolatka coraz częściej wybierała spędzanie czasu poza domem, co też znacznie utrudniało mu nad nią kontrolę. Nie chciał żeby nastolatce stała się jej krzywda albo wpadła w kłopoty.

— Spokojna twoja rozczochrana, stary. — Machnęła na niego ręką. — Idę na osiemnastkę Lisy.

— Ile razy mam ci powtarzać, żebyś przestała mnie tak nazywać? Nie jestem twoim starym!

— Nie? — Odwróciła się zdziwiona. — Zastanówmy się... Wołasz na mnie młoda, wydajesz mi rozkazy i mówisz, że " mam się ciebie słuchać, dopóki mieszkam pod twoim dachem" No stary jak malowany! Brakuje tylko, żebyś wyszedł po mleko i nigdy nie wrócił. A właśnie, gdzie znowu wychodzisz?

— Do pracy? — Naśladował ton jej głosu, przyglądając się swoim świeżo wypastowanym butom. — Mówiłem ci już, prowadzę dochodzenie.

— Skoro tak to teraz nazywasz — bąknęła pod nosem, nachylając się nad lusterkiem, by przypudrować nos. — A przedstawisz mi go kiedyś?

— Kogo znowu? — Spojrzał na nią znad telefonu, na którym Lu informował go, że zjawi się pod jego domem w ciągu kilku minut.

— No tego, dla którego się tak stroisz. Na wasze "dochodzenie" — kontynuowała rozmowę, ale on pokręcił głową na jej mylne domysły.

— Z nikim się nie umawiam, Hyori. To tylko część mojej pracy. Będę uczestniczył w pewnym bankiecie i muszę dopasować się do otoczenia — powiedział, a ich rozmowę przerwał dźwięk dzwonka do drzwi.

— I żeby dopasować się do otoczenia, znalazłeś sobie chłopaka? — spytała go w taki sposób, jakby właśnie nakryła Taehyunga na romansie. Podniosła się z krzesła, by otworzyć drzwi, jednak starszy brat stanął jej na drodze.

— Nie twój interes — syknął, opierając ramię na futrynie drzwi. — Jak będziesz wychodzić, upewnij się, że zamknęłaś dobrze drzwi. Gdyby coś się działo, jestem pod telefonem. — I to mówiąc, sięgnął po klucze leżące na komodzie, i wyszedł z domu.

Opierający się o murek domu Luhan, wyprostował się na jego widok. Poprawił opinający ciało granatowy garnitur, pogwizdując.

— No no Tae, wyglądasz dziś obłędnie. — Stuknął go przyjacielsko w ramię, a niebiesko-włosy poprawił włosy i z satysfakcją przyjął jego komplement. Pracował na swój wygląd od dobrych czterech lat, a siłownia stała się jego drugim domem, więc to oczywiste, że liczył, że znajomi zauważą jego ciężkie starania.

— Myślisz, że mu się spodobam? — zapytał, gdy zbliżali się do okazałej wilii wyrastającej przed ich drobnymi ciałami. Oczywiście, że robiła na Taehyungu wrażenie, jednak bardziej od wszystkiego, liczyło się dla niego dopełnienie jego misji. Samą wyprawę do klanu, traktował jako śledztwo, aniżeli zabawę. Nawet jeśli towarzyszący mu przez całą drogę Luhan, zdawał się naprawdę sympatyczną osobą, to nie wyobrażał sobie przyjaźni z wampirami. Nie, po tym co przed laty wyprawiły jego rodzinie.

— Nie musisz się o to martwić, Tae — uspokoił go na duchu i uśmiechnął na widok jego wpółotwartwej z wrażenia twarzy. — Wspomnienia wracają, co? — Byli już na ostatnim schodku przed wejściem do rezydencji, gdy wampir podał mu do rąk czarną maskę.

— Motywem przewodnim jest bal maskowy — dodał, spotykając się z konsternacją w oczach. — Może to i dobrze, bo nie chcemy, żebyś zwrócił na siebie zbytnią uwagę. Co i tak nie idzie ci zbyt dobrze... Powiedz, co strzeliło ci do głowy, by przefarbować się na niebiesko?

— Niebieski to mój ulubiony kolor. — Detektyw wzruszył ramionami i po zawiązaniu maski wszedł do środka, omijając napakowanych wampirów strzegących wejścia.

Nie bez powodu okna wilii były pozamykane; w środku panowała całkowita dyskrecja. W pomieszczeniu jedyne światło dostarczały zawieszone na ścianach starodawne, woskowe świece. Każdy gość ubrany był w odświętny, czarny strój, a jego twarz skrywała tajemnicza maska. Jednak to, co najbardziej wzbudziło zaskoczenie w oczach Tae, była postać mężczyzny odwróconego do niego plecami, z wystającym z tyłu puchatym ogonem, który kołysał się podczas konwersacji. Zdecydowanie nie należał on do wampira.

— Daj mi sekundę, muszę poszukać Jimina — wytłumaczył Luhan, na co człowiek skinął głową, bo coś w jego głowie mówiło mu, że musi natychmiast zaczerpnąć powietrza, z dala od tych wszystkich gości.

— Idź, a ja w tym czasie skorzystam z toalety — zgodził się i pomaszerował w stronę wąskiego korytarza, za którym jak, wydawało mu się, mogła skrywać się toaleta. Kiedy już zamknął się od środka w pomieszczeniu, jego całe ciało zaczęło zwijać się w niekontrolowanym bólu brzucha.

Musiał działać szybko.

— Tylko nie to — szepnął, a nagły głos wzbudził jego czujność.

— Wszystko z tobą w porządku, przystojniaku? — Siedzący na brzegu wanny chłopak, wyszczerzył się w jego stronę i jak na zaproszenie do rozmowy, uniósł butelkę tequili do góry, której zawartość została już solidnie opróżniona. — Mogę cię poratować.

— Jesteś człowiekiem — uświadomił sobie nagle Tae, a chłopak popatrzył na niego z konsternacją w oczach. Był zbyt pijany, żeby zrozumieć, co do niego mówił, ani by zareagować gdy detektyw przycisnął nos do jego szyi. — Obiecuję, że to potrwa tylko chwilę — powiedział cicho i zanim jego kompan zdołał jakkolwiek zaprotestować, obnażył kły i wbił się nimi w tętnicę pulsującą na jego szyi. Tylko na chwilę. Na kilkanaście sekund, by zasmakować krwi, ale także okiełznać szalejącego w jego umyśle potwora.

Bo tak nazywał obcy dla niego podmiot, który od czterech lat co kilka dni brał górę nad jego ludzkim ciałem i zmuszał go do robienia rzeczy, które nie śniły mu się nawet w jego najgorszych koszmarach. Nie potrafił zrozumieć dlaczego.

...

Niespełna trzy dni od wypuszczenia Taehyunga ze szpitala, ludzie siedzący wokół niego na przerwie w pracy, zaczęli pachnieć inaczej. Apetyczniej. Kusząco. Jak świeżo wysmażone frytki, ale wciąż lepiej.

Z niezidentyfikowanym uczuciem, wpatrywał się na kolegę jedzącego wegetariańskiego hamburgera. Na opalone ramiona, które opinała pracownicza koszulka z krótkimi rękawkami. Na niebiesko-fioletowe żyły, pulsujące seksownie pod skórą. Na krew która głośno przetaczała się w jego ciele. Bardziej jak nigdy, Taehyung zapragnął jej zasmakować.

— Wszystko w porządku, Tae? — Zamrugał oczami, a kiedy zdał sobie sprawę z tego, jak przerażające stały się nagle jego myśli, uciekł do łazienki.

Z trzęsącymi rękoma, podszedł do małej umywalki i uniósł wzrok, by przypatrzeć się sobie w lustrze. I wtedy po raz pierwszy zauważył, jak obcy stał się dla niego wyraz jego twarzy. Najbardziej przerażające były jednak kły, które zdawały się wyrastać poza swoją naturalną skalę. Kolor brązowych tęczówek skrywały ogromne, czarne źrenice, a całe ciało ogarnął niepokojący chłód. Ale nie taki, jak dopadał go z braku cukru we krwi albo zmiany ciśnienia.

Był to chłód na tyle potężny, że Taehyung czuł się martwy.

A jedynym sposobem na przywrócenie jego poprzedniego stanu, była świeża krew.

Krew, którą skosztował po raz pierwszy, należała do przechodnia na ulicy. Po tym jak udało mu się uciec z pracowniczej łazienki, Taehyung zabrał swoje rzeczy i nie mówiąc nikomu, opuścił restaurację bocznym wyjściem. Czuł, że jego atak przybywał na sile, a nie mógł pozwolić sobie na skrzywdzenie swoich przyjaciół.

Na dworze był już wieczór, co znacznie ułatwiło mu ucieczkę z centrum miasta.

Czuł się jak chodzące zombie.

Jak w jednym z filmów, w których ugryziony przez umarlaka bohater, przemienia się w potwora. Nie potrafił zahamować procesu, co chwila uderzając się dłonią w głowę, jakby w nadziei, że to powstrzyma go od słyszenia głosów w głowie. Ale uczucie ogarniającego go głodu i wycieńczenia, było silniejsze.

Aż spotkał na swojej drodze imprezowicza, który w bocznej alejce załatwiał swoją potrzebę. Na widok Taehyunga zaśmiał się i odpowiedział coś niezrozumiałego. Nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa, w jakim się znalazł. Sytuacja była na tyle poważna, że Tae przestał się kontrolować i pomimo głosu rozsądku, rzucił się na mężczyznę, a następnie zaczął zatapiać zęby w jego skórze. Ten nie odmawiał mu jednak czułości. W związku z użytym wcześniej alkoholem, czynność tę traktował jak przyjemność.

Gdy Taehyung oderwał się w końcu od swojej ofiary i wytarł ubrudzoną krwią twarz, jego myśli powróciły do ładu, a jednocześnie uświadomiły mu, co zrobił. Strach, pomieszany z obrzydzeniem i zawodem przetaczał się przez jego umyśle.

Nie był w stanie zrozumieć, co stało się z jego ciałem.

Tuż po napiciu się krwi, wszelki objaw wampiryzmu opuścił jego ciało i znowu był sobą.

Miesiące mijały, a Taehyung każdego dnia próbował znaleźć odpowiedź na pytanie, kim był.

Musiało istnieć jakieś dobre wyjaśnienie na to, dlaczego wampiry wciąż brały go za człowieka, a ludzie za śmiertelnika. Dlaczego jego ciało goiło się w mgnieniu oka i był w stanie skoczyć z budynku, nie robiąc sobie przy tym krzywdy, a jednocześnie nie był w stanie wytropić wampirów, ani nie miał super wytrenowanego zmysłu.

A może był potępiony?

...

Oderwał się od chłopaka, który przez utratę sporej dawki krwi, stracił przytomność, więc Taehyung położył go na kanapie przed wejściem do toalety. Przepłukał twarz i przyjrzał się ponownie dłoniom, by upewnić, że nie zostawił żadnych śladów. Nie mógł pozwolić, żeby jego tajemnica się wydała.

Gdyby wampiry zrozumiały, że jest jednym z nich, nie mógłby wrócić do domu. Jego kariera, siostra, a także cała przyszłość stanęłaby pod znakiem zapytania. Dlatego obiecał sobie, że dopóki nie odnajdzie powodu swojej przemiany, będzie korzystał z nabytych cech, aby pomóc w śledztwie i łapaniu przestępców.

— Tae, tu jesteś! — Wzdrygnął się, gdy po powrocie do pomieszczenia, Luhan złapał go za ramię.

— To miejsce jest większe niż się spodziewałem — przyznał się, drapiąc się ze zdenerwowania po głowie, wiedząc, że muszą prędko przenieść się w inne miejsce. W innym razie, ktoś zwróciłby uwagę na nieprzytomnego chłopaczka i rozpoczął poszukiwania sprawcy.

— Chodź na górę, Jungkook już na ciebie czeka. — Luhan jakby czytając w jego myślach, położył dłoń na jego plecach, prowadzając go na pierwsze piętro.

Ta willa musiała być naprawdę ogromna, bo stracił poczucie przez ile korytarzy przeszli, zanim wampir ogłosił, że dotarli na miejsce. Nacisnął na klamkę i puścił go przodem do ogromnej biblioteki, w której każda półka na książki była na tyle wysoka, że posiadała osobną drabinę do wspięcia się po literaturę. Czy Taehyung już tu kiedyś był? Naprawdę nie potrafił sobie przypomnieć.

— To co to za niespodzianka? — Obaj obrócili się za źródłem dźwięku.

— Możesz już zdjąć maskę — szepnął mu na ucho Luhan, gdy rudowłosy wampir podszedł z zaciekawieniem w ich stronę. Sekunda wystarczyła, by po zdjęciu maski, jego twarz uległa drastycznej zmianie, a usta rozwarły się w szerokim uśmiechu.

— Taehyung! — Zimno-skóry rzucił się w jego ramiona, nim ten zdołał zareagować. — O Boże, to cud! Ty naprawdę do nas wróciłeś! — Schował głowę w ramionach Taehyunga, próbując powstrzymać się przed płaczem. — Poczekaj tylko, aż Jungkook się dowie. Straci dla ciebie głowę! A no właśnie, gdzie on jest?

— Powiedział, że ma spotkanie z wieszdobrzekim. — odchrząknął ktoś za nim, którego człowiek również nie rozpoznawał, ale nie dał tego po sobie poznać. Uważnie wsłuchiwał się w konwersację, by odróżnić ich imiona. Rudowłosy miał na imię Jimin, a szatyn w okularach i czerwonej opasce na czole, Yoongi.

— Nie szkodzi, Yoongi. — Jimin machnął dłonią w odpowiedzi. — Póki co Tae może posiedzieć ze mną w pokoju — oznajmił i wyszczerzył się do stojącego w bezruchu przyziemnego. — Mam ci tyle do opowiedzenia! Lepiej zapnij pasy!

Detektyw uśmiechnął się słabo.

Zignorował wibrujące w kieszeni spodni połączenie od Boguma, który mógł poczekać z wiadomościami. Taehyung nie mógł.

Schwytanie dowódcy klanu musiało odbyć się jeszcze tego wieczoru.



...

Co tu się wydarzyło, moi drodzy Oo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro