Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☕Randka☕

Obudziły mnie czyjeś kroki. Otworzyłem oczy i zobaczyłem wielką szybę w naszym salonie. Zasnąłem na kanapie? Znowu?

-Co ty tu robisz?- zdziwił się Jake.

-Robię design na wiertarkę udarową, nie widać?- odparłem, przeciągając się. Chłopak zaśmiał się i rzucił na kanapę marynarkę i krawat.

-Jestem padnięty. Została nam jeszcze kawa?- spytał, zaglądając do szafki.

-Ta, jakaś powinna by...- zacząłem. Przypomniał mi sie wczorajszy wieczór, przez co się zamknąłem.

-Oh, jest. Wypiję szybko i idę spać. Podobno to działa...- powiedział.

-Jak było w pracy? Czemu tak nagle cię ściągnęli?- spytałem, podchodząc do niego.

Spojrzał na mnie zdziwiony. Miał wory pod oczami, rozwalone włosy i zmiętoloną koszulę.

-Nudy jak zwykle. Jakiś projekt trochę nie wypalił i...- zaczął.

-I dziura sama się nie załatała?- spytałem. Wytrzeszczył na mnie oczy.

-Jaka dziura?- zdziwił się.

-A staruszek nie pozwolił być górą?- dodałem. Chłopak westchnął.

-Skąd o tym wiesz? Śledziłeś mnie, znajomy ci powiedział?- spytał.

-To pierwsze. Jake, to... to co robisz jest złe.- zacząłem. Pokiwał głowę.

-Tak, wiem o tym.- odparł.

-To się źle odbije na twoim zdrowiu.- dodałem. Pokiwał głowę -Jest wiele innych prac. Nie musisz zarabiać własnym... ciałem.- powiedziałem.

-Ta... Co? Chwila, o czym ty teraz mówisz?- spytał zmieszany.

-O twoim zawodzie.- odparłem zaskoczony.

Chwilę patrzyliśmy na siebie, wymieniając myśli. Patrzył na mnie szczerze zaskoczony. Oooł...!

-Naprawdę myślałeś, że ja...?- zaczął.

-No trochę, ale ty nie...?

-Nie. Oh, Tony, ty głąbie...- mruknął.

-No to jak nie jesteś prostytutką, to kim?!- krzyknąłem. Westchnął ciężko.

-To... trochę specyficzny zawód. Coś w rodzaju hosta. Ludzie wynajmują mnie, żebym im towarzyszył.- wyjaśnił. Aaaa... chwila!

-Ale... to co ty wczoraj robiłeś?!- krzyknąłem.

-Grałem w pokera na spotkaniu seniorów.- odparł.

-Czyli bycie górę...?-

-Chodziło o wygraną. Mój klient jest bardzo dobrym graczem.- odparł spokojnie.

-A to klepnięcie?- spytałem. Chwilę się zamyślił.

-A, to. Chodziło o mój portfel, który miałem w tylnej kieszeni. Zresztą jak zawsze.- dodał, jakby z wyrzutem, że o tym nie pamiętam.

-A dziura?

-Wmawiam im, że mam problemy z pieniędzmi, dziurę w budżecie. Dzięki temu więcej płacą. Szczególnie bogaci wdowcy.- odparł. Aaaa... To o to chodziło.

-A... haha... Ale przyznaj, że to brzmiało jak rozmowa o se...- zacząłem.

-Nie brzmiało.- przerwał mi, ale uśmiechnął się.

Wziął kawę i poszedł do swojego pokoju. Uff... Przynajmniej jeden problem z głowy. Naprawdę się o to martwiłem. Teraz zostało tylko moje zachowanie.

Wczoraj wieczorem trochę myślałem na ten temat. I... zaczynam się bać o moją orientację. Nie chcę być gejem! Zawsze pociągały mnie dziewczyny! Znaczy, nigdy do niczego nie dochodziło, ale...! Zadzwonił mój telefon. Szybko odebrałem.

-Halo?- mruknąłem.

-Witaj, mały. Co powiesz na małe spotkanie?- spytał Johnny.

-Chętnie.- odparłem bez zastanowienia.

Muszę się sprawdzić. Czy... czy jestem gejem. On na pewno mi pomoże. Jest przecież taki miły... I to wszystko przez niego! Gdyby wczoraj nie pojawił się w moim życiu to... to może nie wpadłby mi w oko!

-Szybka decyzja. Co powiesz na kolację? Przyjadę po ciebie o dwudziestej.- powiedział.

-Okej. Muszę się wystroić w najlepszą sukienkę?- zaśmiałem się.

-No może aż tak się nie pokazuj. Koronka pod garniturem wystarczy. Do później, mały.- powiedział poważnie i rozłączył się.

To było straszne! Ale cóż, pójdę tam. Ale nie będę mówił Jake'owi. Coś za coś!

~*°*~

Wieczorem stałem w salonie i przeglądałem się w lustrze. Mój granatowy garnitur nie był jakiejś cudnej jakości, ale i tak niezły.

-Randka?- spytał Jake, opierając się o poręcz na schodach.

-Nie no, co ty, jadę do pracy.- odparłem z małą sugestią.

-Okej, rozumiem. Baw się dobrze.- odparł szczerze. Uśmiechnąłem się.

-Od jutra żadnych tajemnic.- powiedziałem. Kiwnął głową i uśmiechnął się.

-Jasne. Cześć.- odpowiedział, machając mi.

Odmachałem mu i wyszedłem. Zjechałem windą, żeby niepotrzebnie nie męczyć się ze schodami. Przed budynkiem czekał na mnie Johnny.

Miał na sobie czarny ganitur. Od razu rozpoznałem, że jest z tej samej firmy, co ciuchy Jake'a. Podszedł do mnie i dał mi całusa w policzek.

-Witaj, mały.- powiedział.

-Hej.- odparłem, starając się nie zwracać uwagi na ten gest.

Otworzył mi drzwi. Znowu. Wsiadłem do środka. Pojechaliśmy do jakieś mega drogiej knajpy.

-Moja wypłata tego nie wytrzyma.- jęknąłem.

-Spokojnie. Ja zapraszałem, ja płacę.- odparł i wyszedł z auta.

Poszliśmy do restauracji i usiedliśmy przy stoliku gdzieś z boku pomieszczenia. Chciałem zamówić tylko semifreddo, ale Johnny mi zabronił.

-To jest deser. A my jesteśmy na kolacji. Poprosimy dwa razy udziec indyka w sosie grzybowym. Do tego... może Brut Reserve? Sam nie wiem, niech kucharz sam zdecyduje. No i semifreddo na deser.- powiedział, patrząc na kelnera, który tylko kiwnął głową. Poczekałem, aż odejdzie.

-Johnny. Ty wiesz, jak drogie jest to wino, tak?- spytałem. Pokiwał głową.

-Wiem, to moje ulubione.- odparł z uśmiechem.

Westchnąłem. Chyba jest tak samo uparty, jak Jake. Może przez to go polubiłem?

Kolacja mijała nam w przyjemnej atmosferze. Dowiedziałem się, że mężczyzna ma dosyć bogatą rodzinę, która go utrzymuje, a pracuje tylko dla zabawy. Ja zaś opowiedziałem mu o moim małym problemie.

-I martwisz się, że... możesz mieć inną orientację? I to dzięki mnie?- spytał, chichocząc. Pokiwałem głową. Westchnął.

-Nie wiem, co mam ci poradzić. Sprawdzać pewnie tego nie chcesz, prawda?- spytał.

Od razu pokręciłem głową, czerwieniąc się. Bez większego problemu domyśliłem się, o co mu chodzi.

-Okej. A skąd to ci się wzięło? Od dawna tak czujesz?- spytał.

-Nie wiem. Wydawało mi się, że... że podobają mi się dziewczyny, jednak nigdy żadnej nie podrywałem ani nic. Ale ostatnio... najpierw pojawiłeś się ty i od razu mnie... zaciekawiłeś. A potem, w samochodzie prawie pocałowałem Jake'a.- mruknąłem. Pokiwał głową.

-Szybki jesteś. Nic ci na to nie poradzę. Sam musisz to wyczuć.- odparł, wzruszając ramionami.

-A ty...? Jesteś...?- zacząłem, a on prychnął śmiechem.

-Myślałem, że od razu zauważyłeś. Tak, też zaliczam się do tych ,,zboków i pedałów". Chociaż czasem zaliczę jakąś niewinną dziewoję.- zaśmiał się.

-Dlatego mnie podrywasz?- spytałem. Wzruszył ramionami.

-Można tak powiedzieć. Jesteś słodki, podobasz mi się.- wyjaśnił, patrząc mi w oczy. Spuściłem wzrok.

-Nie musisz odpowiadać. Rozumiem, że jesteś zmieszany.- powiedział.

-Dzięki. Chyba powinienem się zbierać, bo Jake będzie się martwił.- powiedziałem. Mężczyzna kiwnął głową.

-Odwiozę cię.- powiedział. Zapłacił rachunek i wyszliśmy. Wsiedliśmy do samochodu.

-Od dawna znasz się z Jake'iem?- spytał Johnny. Kiwnąłem głową.

-Od liceum.- odparłem.

-I zawsze był taki... jak pies obronny?- spytał.

-Z reguły jest wstydliwy i wystraszony.- zaśmiałem się.

Do końca drogi rozmawialiśmy o pierdołach. Aż Johnny zatrzymał się przed budynkiem.

-Ten wieczór był niesamowity. Do zobaczenia.- szepnął i dał mi krótkiego całusa w policzek. Uśmiechnąłem się.

-Do następnego razu.- powiedziałem i wysiadłem.

Wszedłem do mieszkania jak najciszej, ale usłyszałem ciche chrapanie w salonie. Poszedłem tam i zastałem Jake'a na kanapie.

Zaśmiałem się cicho i przykryłem go kocem. Zamruczał coś pod nosem i schował głowę pod ciepły materiał. Jest taki uroczy... Pocałowałem go w czoło i poszedłem na górę. Chyba pora iść spać... Tak, spaliłem buraka, ciekawskie mendy!






























Jeśli rozdział ci się podobał lub chcesz wywołać u mnie uśmiech, zostaw gwiazdkę lub komentarz. Dzięki! ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro