☕Randka☕
Obudziły mnie czyjeś kroki. Otworzyłem oczy i zobaczyłem wielką szybę w naszym salonie. Zasnąłem na kanapie? Znowu?
-Co ty tu robisz?- zdziwił się Jake.
-Robię design na wiertarkę udarową, nie widać?- odparłem, przeciągając się. Chłopak zaśmiał się i rzucił na kanapę marynarkę i krawat.
-Jestem padnięty. Została nam jeszcze kawa?- spytał, zaglądając do szafki.
-Ta, jakaś powinna by...- zacząłem. Przypomniał mi sie wczorajszy wieczór, przez co się zamknąłem.
-Oh, jest. Wypiję szybko i idę spać. Podobno to działa...- powiedział.
-Jak było w pracy? Czemu tak nagle cię ściągnęli?- spytałem, podchodząc do niego.
Spojrzał na mnie zdziwiony. Miał wory pod oczami, rozwalone włosy i zmiętoloną koszulę.
-Nudy jak zwykle. Jakiś projekt trochę nie wypalił i...- zaczął.
-I dziura sama się nie załatała?- spytałem. Wytrzeszczył na mnie oczy.
-Jaka dziura?- zdziwił się.
-A staruszek nie pozwolił być górą?- dodałem. Chłopak westchnął.
-Skąd o tym wiesz? Śledziłeś mnie, znajomy ci powiedział?- spytał.
-To pierwsze. Jake, to... to co robisz jest złe.- zacząłem. Pokiwał głowę.
-Tak, wiem o tym.- odparł.
-To się źle odbije na twoim zdrowiu.- dodałem. Pokiwał głowę -Jest wiele innych prac. Nie musisz zarabiać własnym... ciałem.- powiedziałem.
-Ta... Co? Chwila, o czym ty teraz mówisz?- spytał zmieszany.
-O twoim zawodzie.- odparłem zaskoczony.
Chwilę patrzyliśmy na siebie, wymieniając myśli. Patrzył na mnie szczerze zaskoczony. Oooł...!
-Naprawdę myślałeś, że ja...?- zaczął.
-No trochę, ale ty nie...?
-Nie. Oh, Tony, ty głąbie...- mruknął.
-No to jak nie jesteś prostytutką, to kim?!- krzyknąłem. Westchnął ciężko.
-To... trochę specyficzny zawód. Coś w rodzaju hosta. Ludzie wynajmują mnie, żebym im towarzyszył.- wyjaśnił. Aaaa... chwila!
-Ale... to co ty wczoraj robiłeś?!- krzyknąłem.
-Grałem w pokera na spotkaniu seniorów.- odparł.
-Czyli bycie górę...?-
-Chodziło o wygraną. Mój klient jest bardzo dobrym graczem.- odparł spokojnie.
-A to klepnięcie?- spytałem. Chwilę się zamyślił.
-A, to. Chodziło o mój portfel, który miałem w tylnej kieszeni. Zresztą jak zawsze.- dodał, jakby z wyrzutem, że o tym nie pamiętam.
-A dziura?
-Wmawiam im, że mam problemy z pieniędzmi, dziurę w budżecie. Dzięki temu więcej płacą. Szczególnie bogaci wdowcy.- odparł. Aaaa... To o to chodziło.
-A... haha... Ale przyznaj, że to brzmiało jak rozmowa o se...- zacząłem.
-Nie brzmiało.- przerwał mi, ale uśmiechnął się.
Wziął kawę i poszedł do swojego pokoju. Uff... Przynajmniej jeden problem z głowy. Naprawdę się o to martwiłem. Teraz zostało tylko moje zachowanie.
Wczoraj wieczorem trochę myślałem na ten temat. I... zaczynam się bać o moją orientację. Nie chcę być gejem! Zawsze pociągały mnie dziewczyny! Znaczy, nigdy do niczego nie dochodziło, ale...! Zadzwonił mój telefon. Szybko odebrałem.
-Halo?- mruknąłem.
-Witaj, mały. Co powiesz na małe spotkanie?- spytał Johnny.
-Chętnie.- odparłem bez zastanowienia.
Muszę się sprawdzić. Czy... czy jestem gejem. On na pewno mi pomoże. Jest przecież taki miły... I to wszystko przez niego! Gdyby wczoraj nie pojawił się w moim życiu to... to może nie wpadłby mi w oko!
-Szybka decyzja. Co powiesz na kolację? Przyjadę po ciebie o dwudziestej.- powiedział.
-Okej. Muszę się wystroić w najlepszą sukienkę?- zaśmiałem się.
-No może aż tak się nie pokazuj. Koronka pod garniturem wystarczy. Do później, mały.- powiedział poważnie i rozłączył się.
To było straszne! Ale cóż, pójdę tam. Ale nie będę mówił Jake'owi. Coś za coś!
~*°*~
Wieczorem stałem w salonie i przeglądałem się w lustrze. Mój granatowy garnitur nie był jakiejś cudnej jakości, ale i tak niezły.
-Randka?- spytał Jake, opierając się o poręcz na schodach.
-Nie no, co ty, jadę do pracy.- odparłem z małą sugestią.
-Okej, rozumiem. Baw się dobrze.- odparł szczerze. Uśmiechnąłem się.
-Od jutra żadnych tajemnic.- powiedziałem. Kiwnął głową i uśmiechnął się.
-Jasne. Cześć.- odpowiedział, machając mi.
Odmachałem mu i wyszedłem. Zjechałem windą, żeby niepotrzebnie nie męczyć się ze schodami. Przed budynkiem czekał na mnie Johnny.
Miał na sobie czarny ganitur. Od razu rozpoznałem, że jest z tej samej firmy, co ciuchy Jake'a. Podszedł do mnie i dał mi całusa w policzek.
-Witaj, mały.- powiedział.
-Hej.- odparłem, starając się nie zwracać uwagi na ten gest.
Otworzył mi drzwi. Znowu. Wsiadłem do środka. Pojechaliśmy do jakieś mega drogiej knajpy.
-Moja wypłata tego nie wytrzyma.- jęknąłem.
-Spokojnie. Ja zapraszałem, ja płacę.- odparł i wyszedł z auta.
Poszliśmy do restauracji i usiedliśmy przy stoliku gdzieś z boku pomieszczenia. Chciałem zamówić tylko semifreddo, ale Johnny mi zabronił.
-To jest deser. A my jesteśmy na kolacji. Poprosimy dwa razy udziec indyka w sosie grzybowym. Do tego... może Brut Reserve? Sam nie wiem, niech kucharz sam zdecyduje. No i semifreddo na deser.- powiedział, patrząc na kelnera, który tylko kiwnął głową. Poczekałem, aż odejdzie.
-Johnny. Ty wiesz, jak drogie jest to wino, tak?- spytałem. Pokiwał głową.
-Wiem, to moje ulubione.- odparł z uśmiechem.
Westchnąłem. Chyba jest tak samo uparty, jak Jake. Może przez to go polubiłem?
Kolacja mijała nam w przyjemnej atmosferze. Dowiedziałem się, że mężczyzna ma dosyć bogatą rodzinę, która go utrzymuje, a pracuje tylko dla zabawy. Ja zaś opowiedziałem mu o moim małym problemie.
-I martwisz się, że... możesz mieć inną orientację? I to dzięki mnie?- spytał, chichocząc. Pokiwałem głową. Westchnął.
-Nie wiem, co mam ci poradzić. Sprawdzać pewnie tego nie chcesz, prawda?- spytał.
Od razu pokręciłem głową, czerwieniąc się. Bez większego problemu domyśliłem się, o co mu chodzi.
-Okej. A skąd to ci się wzięło? Od dawna tak czujesz?- spytał.
-Nie wiem. Wydawało mi się, że... że podobają mi się dziewczyny, jednak nigdy żadnej nie podrywałem ani nic. Ale ostatnio... najpierw pojawiłeś się ty i od razu mnie... zaciekawiłeś. A potem, w samochodzie prawie pocałowałem Jake'a.- mruknąłem. Pokiwał głową.
-Szybki jesteś. Nic ci na to nie poradzę. Sam musisz to wyczuć.- odparł, wzruszając ramionami.
-A ty...? Jesteś...?- zacząłem, a on prychnął śmiechem.
-Myślałem, że od razu zauważyłeś. Tak, też zaliczam się do tych ,,zboków i pedałów". Chociaż czasem zaliczę jakąś niewinną dziewoję.- zaśmiał się.
-Dlatego mnie podrywasz?- spytałem. Wzruszył ramionami.
-Można tak powiedzieć. Jesteś słodki, podobasz mi się.- wyjaśnił, patrząc mi w oczy. Spuściłem wzrok.
-Nie musisz odpowiadać. Rozumiem, że jesteś zmieszany.- powiedział.
-Dzięki. Chyba powinienem się zbierać, bo Jake będzie się martwił.- powiedziałem. Mężczyzna kiwnął głową.
-Odwiozę cię.- powiedział. Zapłacił rachunek i wyszliśmy. Wsiedliśmy do samochodu.
-Od dawna znasz się z Jake'iem?- spytał Johnny. Kiwnąłem głową.
-Od liceum.- odparłem.
-I zawsze był taki... jak pies obronny?- spytał.
-Z reguły jest wstydliwy i wystraszony.- zaśmiałem się.
Do końca drogi rozmawialiśmy o pierdołach. Aż Johnny zatrzymał się przed budynkiem.
-Ten wieczór był niesamowity. Do zobaczenia.- szepnął i dał mi krótkiego całusa w policzek. Uśmiechnąłem się.
-Do następnego razu.- powiedziałem i wysiadłem.
Wszedłem do mieszkania jak najciszej, ale usłyszałem ciche chrapanie w salonie. Poszedłem tam i zastałem Jake'a na kanapie.
Zaśmiałem się cicho i przykryłem go kocem. Zamruczał coś pod nosem i schował głowę pod ciepły materiał. Jest taki uroczy... Pocałowałem go w czoło i poszedłem na górę. Chyba pora iść spać... Tak, spaliłem buraka, ciekawskie mendy!
Jeśli rozdział ci się podobał lub chcesz wywołać u mnie uśmiech, zostaw gwiazdkę lub komentarz. Dzięki! ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro