Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Zapach malin

970 r.

Wyczuwał przemożny strach zmieszany z niezrozumiałą dla niego nutą szczęścia. Obserwował w milczeniu, jak szmaragdowe oczy Damroki stają się większe od nasiona bobu. Jej jasna skóra przybrała kolor soczystej zieleni i gdyby nie biała sukienka, mogła się zlać z bujną roślinnością, jaka porastała Krakowską Ziemię.

Dadźbóg [1] leniwie wlókł się po nieboskłonie. Wykonał ostatnią tego dnia wędrówkę, a jego promienie oświeciły błyszczące od potu lica niedawnej Wiślanki. Ta zgarbiła się, jakby syn Swaróga [2] przyłapał ją na gorącym uczynku. Z przestrachem rozejrzała się wokół, przełykając głośno ślinę. Jej spojrzenie wodziło po starych chatach. Prześlizgnęło się po dobrze znanych budynkach i spoczęło w miejscu, gdzie jeszcze nie tak dawno stał pomnik ich boga. Teraz był tam krzyż, a ona nie potrafiła nie skrzywić się na samą myśl o nim.

Ten gest nie umknął uwadze dwójce milczących obserwatorów. Na ich posągowych obliczach wykwitł ten sam wyraz, lecz jego źródło było zgoła inne.

Damroka zaś odwróciła wzrok od krzyża. Teraz to Chors [3] oświetlał jej drogę. Nocna gwiazda zdradzała jej obecność. Plamy szkarłatu również podążały za dziewczyną niczym najgorszy bies [4] zesłany przez Welesa [5]. Poły sukni przepotwarzyły się w pędzel mało wprawionego artysty, który kreślił krwawe ślady na nierównym gruncie.

Przystanęła. Dyszała ciężko z wysiłku, ale to tu. To tu i nic innego więcej się nie liczy. Zaraz go zobaczy. Skażone krwią dłonie zamoczyła w rzece, ostrożnie tak, aby nie kusić topielców. Błękitna toń zmieniła barwę na szkarłat. Plamy zbrodni zabrał ze sobą prąd rzeki.

Okoliczne ptaki zdawały się cichnąć, czekając w napięciu na dalszy ciąg wydarzeń. Nawet Strzybóg [6] już nie rwał dziko rosnącego owsa z taką mocą.

— To już?

Zniecierpliwione pytanie nie spotkało się z najmniejszą reakcją towarzysza. Areal stał i w skupieniu patrzył przed siebie — doskonale wiedząc, co ma się zdarzyć.

— C-co się stało?

Uwaga Aniołów na nowo skupiła się na ludziach. Znajoma sylwetka wyłoniła się z objęć mroku. Rozłożył on ręce jak do uścisku. Wysoki młodzieniec wodził spojrzeniem po ciele Damroki aż w końcu to dostrzegł.

— Jesteś rana? — zapytał, ale ona milczała.

— Zrobiłam to, o co prosiłeś — wydukała nieśmiało.

Konsternacja malująca się na szczupłej twarzy szybko ustąpiła miejsca zrozumieniu. Szare oczy błysnęły refleksyjnie. Zagościł w nich szok, ale nie strach. Nie lęk, nic co było można ujrzeć w oczach dziewczyny. Dziewczyny, która z gorzkimi łzami w ustach łkała kolejne zapewnienia o swej dozgonnej miłości.

Te same, jakie wielokrotnie słyszała z jego ust. I te same słodkie słówka słyszała także Nawojka, ale w to Damroka nie chciała uwierzyć aż dotąd.

Najpierw był płacz. Cichy szept, piękna obietnica. Areal odwrócił wzrok, a stojący u jego boku Mareal uczynił to samo. Następnie był szok, niedowierzanie, a potem przeraźliwy krzyk, mącący panującą wokół ciszę. To była chwila. Jedna, druga i dwie dusze za wcześnie opuściły ten świat.

— Teraz tak — odparł wyższy z nich beznamiętnym tonem. — To już.

Błękitne tęczówki na moment spoczęły na nieruchomej sylwetce. Duch Nawojki już dawno opuścił Ziemię. Mimo to Anioł wciąż wyczuwał jej obecność.

Drobne ciało, wykrzywione pod nienaturalnym kątem widniało mu przed oczyma, gdy tylko przymknął powieki. Pamiątka po niechlubnym czynie starszej siostry nadal znajdowała się w sypialni, zakryta przesiąkłą od krwi pierzyną. Dobrze wiedział, że to kwestia godzin. Góra dnia, jak ktoś w końcu poczuje smród gnijącego ciała.

— Nigdy nie zrozumiem ludzi.

Areal spojrzał na Anioła Stróża. Mareal z ponurym wyrazem twarzy obserwował scenę przed nimi. Zawód i porażka malowały się w obsydianowych tęczówkach opiekuna, gdy jego podopieczna miotała się na wszystkie strony, nie wiedząc co ze sobą począć. Jej dusza wciąż lawirowała między swoim truchłem a tym oprawcy, lecz jego ducha nie było tu od dawna — długo przed tym, zanim wydał z siebie ostatnie tchnienie.

— Mam wrażenie — westchnął ciężko Areal — że niekiedy nawet sam Bóg ich nie rozumie.

— To bardzo możliwe — przytaknął kąśliwie mężczyzna, zasłaniając nos rękawem białej szaty. — Ten zapach...

— Maliny — odparł ochoczo, jakby wcale nie był świadkiem masakry. — Strasznie słodkie, ale dobre. Rosną tu dziko — dodał Anioł z przekornym uśmiechem.

Zmrużył powieki. Grupka dorosłych ludzi zmierzała w ich kierunku. Na pociągłej twarzy wykwitło współczucie. Odwrócił się plecami i tylko skowyt wilka pobrzmiewał mu w uszach.

— I cuchnące — burknął Mareal w odpowiedzi. On również odwrócił wzrok. Nic więcej przecież nie mógł zrobić. Westchnął z rezygnacją, garbiąc się pod ciężarem winy.

Krzyk matki wypełnił uszy Aniołów. Pełen zawodu, sprawił, że Areal na te kilka ulotnych sekund był w stanie zrozumieć ludzki gatunek.

~*~

Mimo swej martwoty wciąż trzymała się za podbrzusze. Drżącymi dłońmi, kurczowo ściskała narzędzie zbrodni. W powietrzu wciąż unosił się zapach malin. Słodki niemal mdlący. Mamił zmysły byłej Wiślanki [7], co z szeroko rozwartymi oczyma patrzyła na postać Areala. Na twarzy Anioła zawitał cień dobrodusznego uśmiechu. Wyciągnął ku niej dłoń, a ta wzdrygnąwszy się, cofnęła. Rąbek długiej sukni podwinął się, Damroka straciła równowagę.

Areal stał. Stał i patrzył, jak owa istota miota się w panicznym przerażeniu. Niedowierzanie wykrzywiało piegowatą twarz. Gorzkie łzy plamiły zakrwawioną tkaninę. Smukłe palce ciaśniej objęły rączkę zardzewiałej broni, acz ta już dawno znikła. Dostrzegłszy to, rudowłosa wciągnęła z sykiem powietrze, mamrocząc pod nosem słowa pogańskiej modlitwy.

Anioł skrzywił się z niesmakiem, ale mimo to wciąż czekał cierpliwie.

— Nie bój się — rzekł miękko, gdy kolejne minuty ciszy dawały mu się we znaki. — Nie zrobię ci krzywdy.

Wystarczająco sama się skrzywdziłaś — przeszło mu przez myśl, gdy na niego spojrzała. Zielone oczy pełne bólu sprawiły, że łzy zawitały i w jego.

— K-kim jesteś? — wydukała cicho.

Łzy nadal kreśliły ślady na jej polikach. Drżała na całym ciele ni to z zimna czy strachu. Co rusz rozluźniała i zaciskała dłonie umorusane jej własną krwią i nie tylko.

— Ja... — urwała gwałtownie. Spuściła wzrok. Całą swoją uwagę skupiła na kwiatach wyszytych na materiale. — Na Peruna [8]! — zaklęła, kręcąc w zaprzeczeniu głową. — To nie Nawii... — mruczała sama do siebie, a każde słowo, sylaba skalane było przemożnym strachem.

Areal milczał. Chciał, aby to ona zrozumiała los, jaki sama sobie zgotowała. Jego słowa były warte tyle, co bezpłodne nasiona. To ona musiała dojrzeć ukrytą dotąd prawdę.

— G-gdzie ja jestem? — pytała, brzmiąc przy tym, jak małe dziecko. Żałość ścisnęła ją za gardło. Brakowało jej tchu i chociaż nie żyła, dusiła się.

Areal przez te tysiące lat obserwował liczne upadki człowieka — nie tylko jego — i zawsze czuł to samo. Współczucie i żal goryczy na widok czegoś, co dało się uniknąć.

Dziewczyna przed sobą miała wiele pięknych lat, a teraz zabrała je do grobu.

Westchnął, chcąc odegnać od siebie niechciane myśli. To nie był czas i miejsce na tego typu rozważania. Zerknął na Damrokę, która wciąż wpatrywała się w ten sam punkt.

— Nie bój się — powtórzył, kucając naprzeciw niej. — Już jesteś bezpieczna — zapewnił gorliwie i ponownie wyciągnął w jej kierunku dłoń, smukłą niemal przezroczystą. Szybko ją jednak zabrał, gdy ta nie odwzajemniła gestu. — Jestem Anioł Areal i opiekuję się takimi jak ty.

Jedną z rzeczy, za jakimi nigdy nie przepadał była właśnie cisza. Od zawsze wydawała mu się przygnębiająca i pusta. Czuł do niej nad wyraz ogromną niechęć. O wiele bardziej wolał dźwięki muzyki, zwłaszcza tej za czasów antycznej Grecji. Na samo wspomnienie dźwięki harfy owładnęły jego zmysłami.

Teraz jednak nie pora była na wspominki dawnych lat. Myślami wrócił do białego pokoju — ponownie przywracając się do porządku — i rudowłosej niewiasty, która przyglądała mu się nieufnie. Mlasnął językiem, mało elegancko. Westchnąwszy ciężko, przerwał dojmującą ciszę:

— Kojarzysz chrześcijan? Oczywiście, że kojarzysz — odpowiedział sam sobie — Bogusławo — chrześcijańskie imię Damroki w ustach Anioła brzmiało nienaturalnie. Niezręcznie jakby język nie chciał współpracować przy wypowiadaniu kilku liter.

W odpowiedzi skinęła głową, na co oczy Areal zaiskrzyły się radośnie. Wydatne usta ułożyły w szerokim uśmiechu. Ciemne brwi zmarszczyły się w zamyśleniu, dumając nad usłyszaną nowiną. Anioł jedynie odetchnął w duchu, a szeroki uśmiech nie stępował z jego oblicza.

Mogło być gorzej — pomyślał, przypominając sobie inne rozmowy toczące się w tym pomieszczeniu. Pamiętał ten szok w oczach tych wszystkich dusz na wieść, że wszystko, w co dotąd wierzyli, było wierutnym kłamstwem. Czuł ich cierpienie i rozpacz, lecz teraz jedyne co odczuwał to smutek, jaki przepełniał dziewczynę.

— Jestem w piekle? — spytała niepewnie. Jej głos drżał lekko od przelanych łez. — Za to... — urwała, przełykając rosnącą w gardle gulę — zrobiłam. Co ja zrobiłam? — pytanie zawisło w powietrzu, ale Areal nie zamierzał udzielać na nie odpowiedzi, a Damroka nie chciała tak naprawdę jej usłyszeć.

— Nie i tak — odparł, wzruszając przy tym ramionami. — Wiesz co to czyściec?

Niemrawo pokręciła głową na nie. Areal westchnął. Gestem pełnego niezadowolenie przetarł twarz, zahaczając palcami o kędzierzawe kosmyki.

— No dobrze — sapnął ciężko. — Pozwól, że zabiorę cię na małą wycieczkę — rzekł i nie czekając na reakcję dziewczyny, klasnął w dłonie.

~*~

Znajdowali się trzy dni drogi od jej rodzinnego miasta, ale mimo to rozpoznała okolicę. Areal machnął ręką jakby od niechcenia.

— Czyściec to niebyt — podjął Anioł, gdy dziewczyna z dziecięcą wręcz ciekawością przyglądała się każdemu źdźble trawy, kamieniowi i innym cudom natury, które dopiero teraz zdołała się dostrzegać. — Piekło jest miejscem, gdzie twą duszę trawi żar ognia. Ognia będącego dziecię wszystkiego, co złe.

Usiadł na ziemi nieopodal Damroki. Wyciągnął nogi przed siebie. Ręce założył za głowę i oparł o kamień wielkości rosłego prosiaka. Był zrelaksowany, co w połączeniu z ciężkim tematem dawało groteskowy efekt. A rozciągający się wzdłuż i wszerz uśmiech Areala tylko pogłębiał owo wrażenie.

— Wiesz co to niebo, tak?

Wykręcił się do tytułu. Damroka szklistymi oczami wpatrywała się w błękitną taflę kałuży. Na dźwięk pytania poruszyła się nieznacznie, a to Anioł uznał za odpowiedź twierdzącą.

— A więc jest czymś zupełnie innym. To miejsce tak piękne... — rozmarzył się — że to jest niczym. — Zamaszystym gestem wskazała na polny krajobraz przed nimi. — Wasze bitewki — prychnął — nie mają znaczenia. To przeciwieństwo wszystkiego, co złe — mówił z coraz większą ekstazą w głosie. — Rozumiesz?

Rudowłosa nieśmiało przytaknęła. Już nie patrzyła na własne odbicie. Teraz w zaciekawieniu patrzyła na Areala. Zaintrygowana przekręciła głowę w bok. W szmaragdowych tęczówkach tlił się strach. Na bladym licu malowało się powolne zrozumienie.

— Czyściec — kontynuował podjęty wcześniej wątek, a jego entuzjazm stopniowo opadał — to miejsce bliźniacze do nieba i piekła. Jest niebytem. Dusza nie czuje nic. Ni smutku, ni szczęścia. Nie kocha, ale też nienawidzi. Niby jest, ale jej nie ma, bo kim jest istota żywa bez tego co ją definiuje? — jego słowa poniósł wiatr, litery nasiąknięte niepewnością echem niosły się po polach i jeziorach.

Damroka poruszyła się niepewnie w swoim miejscu. Cienkie usta ułożyły się jakby do odpowiedzi, ale żaden dźwięk nie ujrzał światła dziennego.

— Czyli ten etap mamy za sobą — szepnął bardziej sam do siebie niż do niej.

Nagle wstał. Otrzepał się z niewidzialnego pyłu. Powaga, która chwilę temu gościła w błękitnych tęczówkach znikła. Za to radosne ogniki żywo tańczyły w jego oczach.

Klasnął w dłonie i zniknęli oboje.

~*~

Na powrót znaleźli się w jego gabinecie. Biały pokój stał się nagle przytłaczający. Puste kąty nie były w stanie konkurować z widokiem pól zapierających dech w piersiach. Areal westchnął tęsknie. Gestem wskazał dziewczynie na proste białe krzesło, a sam oparł się o przód misternie zdobionego biurka.

— To, co zrobiłaś, jest — zaczął z karcącą nutą w głosie — najcięższym grzechem, ale — wskazał na nią palcem — szczerze tego żałujesz. Żal jest piękną emocją, mającą wiele oblicz. Jedno pchnie cię ku złemu. — Posłał jej znaczące spojrzenie. — Co się zresztą stało — dodał cichym szeptem — ale może również wskazać drogę ku poprawie. I to też się stało, dlatego jesteś tu — objął rękoma, wnętrze swojego gabinetu — a nie tam — czubkiem buta stuknął w podłogę.

— Czyli gdzie? — z ust dziewczyny padło pytanie, które wprawiło anioła w niemałe zdumienie.

Areal sapnął ciężko, w roztargnieniu drapiąc się za kark.

— Czyśćcu. Pamiętasz? Mówiłem — westchnął poirytowany. — Widzisz, dusze potępione idą do piekła, a tam nie czeka je już nic dobrego. A czym ono jest, już wiesz. — Popatrzył na nią z nadzieją.

Na jego twarzy zagościł cień. Błękit oczu spochmurniał, a z ust zniknął radosny wyraz.

— Ludzie, którzy żyli wedle Bożych przykazań, mogą przekroczyć niebiańskie wrota. A ci, którzy się do nich nie stosowali, tego prawa nie dostąpią. Jednak jest jeszcze trzecia grupa. — Przy przedostatnim wypowiadanym słowie zademonstrował ową liczbę na palcach. — Ale to już wiesz? — zapytał z nadzieją. — Widzisz... czyściec dzieli się jeszcze na jedną kategorię. Twoją.

Naprawdę nie chciał spędzić całego stulecia na tłumaczeniu jednego i tego samego, a niestety kilka takich stuleci miał już za sobą. Kolejne nie były mu w smak. Zerknął pytająco na rudowłosą, ale ta nie zareagowała, co uznał za tak.

— Ja sam lubię ich nazywać niejednoznacznymi, gdyż tak naprawdę niewiele brakowało — rozpostarł szeroko ręce — a mogli trafić w jedno z wcześniej wymienionych przeze mnie miejsc. Istnieją też lepsze określenia — zamyślił się — bardziej formalne.

— Jakie?

Areal ucieszył się, słysząc ostrożną ciekawość w głosie nowej podopiecznej. Przyglądała mu się uważnie, śledząc każdy, choćby najdrobniejszy gest Anioła, a to nie lada mu schlebiało.

— Anima — odpowiedział — ale jest tego znacznie więcej. Anioł Dusz — począł wymieniać na palcach — Dusza Czyśćcowa oraz Sumienie.

Brew Damroki powędrowała do góry w geście zdziwienia. W szmaragdowych tęczówkach mógł dostrzec lęk, ale też fascynację. Wciąż kuląc się na swoim miejscu, przekrzywiła głowę w bok, w milczeniu analizując to, co usłyszała.


~*~

[1] Daźbóg — Bóstwo pochodzące z mitologii Słowiańskiej. Zależnie od źródeł istnieje kilka wersji, kim jest bóg. Synem Swaroga (bóg ognia i kowalstwa), lub Daźbóg to samo co Swarożyc (syn Swaroga, bóg ognia) albo samym Swarogiem. Był bogiem dostatku i słońca.

[2] Swaróg — Słowiański bóg ognia niebieskiego i Słońca. Twórca ciał niebieskich.

[3] Chors — Wschodniosłowiański bóg. Pan nocy. Jego atrybutem jest księżyc, przemierza niebo nocą, tak jak Daźbóg robi to w dzień.

[4] Bies — Jest to określenie na prasłowiańskiego ducha. Znaczy tyle, co demon.

[5] Weles — Można go przyrównać do greckiego Hadesa. Jest panem podziemi. Jest jednym z naczelnych bóstw, zaraz po Perunie (najważniejszy bóg w słowiańskim panteonie), który jest jego rywalem (walka dobra ze złem). Pan zaświatów zasiadający w korzeniach drzewa Kosmicznego.

[6] Strzybóg — Bóg wiatru. Występował w wierzeniach wschodnich Słowian.

[7] Wyślanki — Od plemienia (zachodniosłowiańskie) Wiślan. Zamieszkiwało ono dorzecze górnej Wisły.

[8] Perun — Odpowiednik greckiego Zeusa bądź Rzymskiego Jowisza. Do jego atrybutów należał między innymi orzeł, piorun, dąb i topór.

Wiele słowiańskich wierzeń tak naprawdę zależy od regionu, gdyż nie były one jednolite. Ja je trochę ze sobą zmieszałam, według własnych potrzeb.

Pisząc ten rozdział, głównie opierałam się na dwóch źródłach, czyli podcaście, który można znaleźć na Empik Go pt. „Słowiańskie Demony", autorstwa Michała Kuźniara oraz książki „Mitologia słowiańska", Jakuba Wrony i Mateusza Wrony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro