Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

* 2 *

Jin POV

Hyung, przepraszam, ale ja już tak nie mogę...

Zbiegałem po schodach, gdyż winda za długo nie przyjeżdżała. Po drodze zawiadomiłem chłopaków, którzy również jak oparzeni opuścili swoje mieszkania.

To przeze mnie moja siostra jest w takim stanie. Czuję się jakbym sam wypchnął ją pod ten samochód...

Jakby coś mnie goniło dopadłem samochodu, ruszyłem z piskiem opon i nieostrożnie, bez zastanowienia włączyłem są do ruchu, przez co zostałem wytrąbiony przez innych, niezadowolonych kierowców. A może to było na chłopaków?

Wiesz co zrobili moi rodzice? Dlaczego nie poszedłem dzisiaj do YoonHee, mimo że bardzo tego chciałem? Bo i tak by mnie nie wpuścili. Rodzice zabronili mnie do mniej wpuszczać. Każdy lekarz czy pielęgniarka by mi na to pozwoliła, bo wiedzą jak kocham YoonHee. Ale to moi rodzice są jej opiekunami, a pracownicy szpitala muszą słuchać się ich poleceń. Jak oni mogli mi to zrobić? Przecież wiedzą ile to dla mnie znaczy. Hyung, ja chcę zobaczyć moją siostrę, ale nie mogę. Nic nie mogę zrobić. Mam już dość tej bezsilności...

Jechałem z prędkością trzy razy większą niż dozwolona. Przed oczami wciąż miałem słowa YoonGi'ego, napisane jego koślawym pismem, wielokrotnie skreślane, poprawiane, gdzieniegdzie rozmazane od łez, na wymiętej kartce.

Skoro nie mogę nic zrobić dla mojej kochanej siostrzyczki, przynajmniej ulżę rodzicom i reszcie świata, uwalniając ich od tak bezużytecznego i żałosnego człowieka jak ja...

Zmieniałem pasy ruchy nie rozglądając się i zajeżdżając innym drogę. Światła nie miały najmniejszego znaczenia, mógłbym w tym momencie uchodzić za daltonistę. Jedyne co się teraz liczyło, to jak najszybciej dotrzeć do YoonGi'ego, zanim będzie za późno.

Jako, że pewnie nikt po mnie nie zapłacze, hyung proszę cię, chociaż ty uroń łzę i powiedz o mnie dobre słowo. Potem również możesz o mnie zapomnieć. Powinienem zniknąć niezauważony przez nikogo i nie sprawiać problemu, ale jednak chciałbym żeby ktoś znalazł moje ciało. Jeśli taki śmieć jak ja może chcieć i prosić o cokolwiek. Zamierzam dokonać swojego żywota nad rzeką Han. W niej spektakularny sposób niż skakanie z mostu, zwróciło by to uwagę innych. Jednak nie wykluczone, że mojego ciała trzeba będzie szukać w wodzie...

- Coś ty wymyślił YoonGi? Obiecuję ci mój drogi, że tak czy inaczej nie dożyjesz jutra. Jak cię tylko znajdę sam cię zatłukę. Wytrwaj tylko do tej chwili. – uderzyłem kilka razy w kierownicę z bezsilności.

Hyung, zawsze będę cię kochać. Chwile spędzone z tobą, były najszczęśliwszymi w moim życiu. Będę nad tobą czuwał...

Żegnaj hyung.

Twój Yoon-Gi.

Zatrzymałem się gwałtownie na poboczu, przed wjazdem na most z jednej strony, zaś reszta pojechała na drugi koniec. Skoro nie zamierzał skakać, pewnie jest gdzieś na brzegu. Cholera jak ja mam go znaleźć? Zszedłem zboczem na piaszczysty teren przy rzece. I zacząłem biec wzdłuż brzegu. Musi gdzieś tu być. Rozglądałem się uważnie, co było trudne w ciemnościach nocy.

Powoli traciłem nadzieję i słyszałem już nawoływania chłopaków, którzy sprawdzali teren od drugiej strony, gdy zobaczyłem jak fale rozbijają się o coś leżącego na brzegu. Przyśpieszyłem kroku, choć mięśnie się buntowały i piekły żywym ogniem od biegu.

Dopadłem nieruchomego ciała YoonGi'ego. Leżał na brzuchu, twarzą w wodzie. Odciągnąłem go od rzeki, odwróciłem i ułożyłem na suchym pisku. Sprawdziłem jego oddech, którego nie wyczułem i rozpocząłem udzielanie pierwszej pomocy.

Nie wiem razy powtórzyłem CPR, kiedy przybiegli chłopaki. Od razu zawiadomili pogotowie i zmienili omdlewającego z wysiłku mnie przy uciskaniu klatki piersiowej i sztucznym oddychaniu. Patrzyłem pełen grozy jak NamJoon i JungKook próbują przywrócić YoonGi'ego do życia.

Przyjechała karetka i specjaliści zajęli się chłopakiem. Użyli defibrylatora i przywrócili jego sercu rytm. Ułożyli go na noszach, po czym umieścili w ambulansie. Ruszyli na sygnale i z zawrotną prędkością do szpitala, a my naszymi pojazdami za nimi. Zabrali go, jak się okazało, do tego samego szpitala, w którym była YoonHee.

Po pewnym czasie, który wydawał mi się wiecznością, wyszedł do nas lekarz. Powiedział, że YoonGi nałykał się psychotropów, które popił dużą ilością alkoholu. Teraz już wiem co miał w plecaku. I jakby tego było mało, aby mieć mniejszą szansę na odratowanie, postanowił się utopić.

Na jego nieszczęście, ja za szybko znalazłem list i dotarłem do niego, oraz leki ścięły go z nóg zanim wszedł zbyt daleko do wody.

Zrobili mu płukanie żołądka, podali elektrolity, ustabilizowali pracę serca, a teraz każą czekać aż się obudzi. Dopiero wtedy będziemy mogli być na 100% pewni, że nic mu nie jest.


YoonGi POV

Powoli otwierałem oczy, nie mogłem przywyknąć do oślepiającego światła. I tak już nieznośny ból głowy, potęgowało to wkurzające pikanie. Co się do diabła stało?

- Budzi się. – usłyszałem czyjś szept – YoonGi? – ktoś dotknął mojego policzka.

Po sposobie w jaki to robił, domyśliłem się kto to. Znałem te czułe gesty i ciepło dłoni tej wyjątkowej osoby.

Ponownie spróbowałem otworzyć oczy. Tym razem było łatwiej. Spojrzałem w zmartwione oczy Jin'a. Uśmiechnął się delikatnie, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Również chciałbym się uśmiechnąć, ale od tak dawna tego nie robiłem, że mięśnie twarzy nie chciały mnie posłuchać. Dlatego też moja twarz pozostała obojętna.

- Hyung, jak się czujesz? – usłyszałem JiMin'a.

Spojrzałem w jego kierunku. Byli tam wszyscy i każdy z nich miał taki sam, zmartwiony wyraz twarzy oraz czekał na moją reakcję, której ostatecznie się nie doczekali.

Ogarnąłem wzrokiem otoczenie. Byliśmy w pomieszczeniu o ohydnie zielonych ścianach, z kilkoma łóżkami i masą pikającej i szumiącej aparatury. No pięknie, znienawidzony przeze mnie szpital. Chyba nie tu powinienem być.

Przecież wszystko dokładnie przygotowałem. Leki uspokajające i alkohol miały zadziałać szybko i nieodwracalnie. Ale dla wszelkiej pewności, miałem wejść do wody i się utopić. Napisałem list pożegnalny, który Jin miał znaleźć dostatecznie późno, aby znaleźć już tylko moje zwłoki. Chciałem umrzeć, jednak przerażało mnie to, że nikt mnie nie znajdzie i już na zawsze zostanę w rzece jako pokarm dla rybek.

Co poszło nie tak? Powinienem smażyć się w piekle, a nie budzić w okropnym szpitalu. Choć to chyba było gorsze.

- YoonGi. – Jin ponownie się odezwał – Jak się czujesz?

Trzymał mnie za rękę. Nie wiedziałem jak mu odpowiedzieć, więc tylko ścisnąłem mocniej jego dłoń

- Nie wiem co ci strzeliło do głowy, ale już wszystko dobrze. Poradzimy sobie z tym. - nie puszczał mojej dłoni i ponownie delikatnie dotknął mojego policzka.

Nagle atmosfera w pokoju się zmieniła. Zgęstniała i wszyscy zrobili się drażliwi. Do pomieszczenia weszli moi rodzice. Chłopaki się z nimi przywitali i stanęli po jednej stronie łóżka, umożliwiając rodzicom podejście do mnie. Staruszkowie nie byli przyjaźnie nastawieni. Przez chwilę łudziłem się, że może ta sytuacja na nich wpłynęła i coś się zmieni. Jednak ich gniew w stosunku do mnie się tylko zwiększył. Czy to nawet możliwe?

- Coś ty sobie myślał, smarkaczu?! – warknął na przywitanie ojciec – Mało problemów mamy przez ciebie?

- YoonGi, nie powinieneś się tak zachowywać, kiedy twoja siostra jest wciąż nieprzytomna. – dodała matka.

W gardle miałem pustynię i nie byłem pewny czy wydam z siebie jakiś dźwięk, ale chyba powinienem im odpowiedzieć.

- Chciałem tylko wszystkim ulżyć. Nic nie mogłem zrobić, więc... - powiedziałem smutno, nie patrząc na nich.

- Och, proszę cię! – prychnął ojciec – To fakt, że jesteś bezużyteczny, ale musisz żyć. Przynajmniej do czasu, aż obudzi się twoja siostra i będziesz mógł prosić ją o wybaczenie. – powiedział ojciec, z każdym słowem przybliżając się niebezpiecznie do mnie.

- Nawet mnie do niej nie dopuszczacie. Obwiniacie o wszystko i wyzywacie. Też jest mi ciężko. A wy nawet tego nie zauważacie.

- Nie masz prawa mówić, że jest ci ciężko, gnojku. To wszystko twoja wina. Zasłużyłeś na jeszcze większe cierpienie.

- Tato...

- Zamilcz. Najlepiej na zawsze. Za każdym razem jak otwierasz usta gadasz głupoty i sprawiasz problemy. – ojciec patrzył na mnie morderczym spojrzeniem i złapał za przód mojej koszuli szpitalnej, unosząc mnie do góry – Masz żyć, tak jakbyś nie żył. Cicho i bezproblemowo. – puścił mnie tak nagle, aż się odbiłem od mało sprężystego materacu.

- .... – chciałem coś powiedzieć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z mojego gardła.

- Co pan wyrabia?! – oburzył się NamJoon.

- Tak nie można, to pana syn. – zawtórował mu Tae.

- Nie wasza sprawa. Nie wtrącajcie się. – warknął ojciec do chłopaków – Idziemy stąd. Córka na nas czeka. – powiedział ojciec do matki i pociągnął w stronę wyjścia.

- Co to miało być? – westchnął JungKook.

Wszyscy odetchnęli pełną piersią, jakby przez cały czas obecności moich rodziców, bali się oddychać.

Skuliłem się na łóżku. Bolało mnie całe ciało, choć był to bardziej ból psychiczny niż fizyczny. Zamknąłem oczy. Czułem, że zaraz się rozpłaczę, a mimo to łzy nie popłynęły. Łkałem w duchu, moja dusza tonęła w morzu, niewypłakanych łez.

- YoonGi? – Jin ponownie do mnie szeptał. Szukał jakiegoś dostępu do mnie. – YoonGi, wszystko będzie dobrze.

Usiadł na moim łóżku i wziął mnie w objęcia. W te znane mi ramiona, w których czułem się bezpiecznie. Nie wierzyłem, że wszystko się ułoży. W moim sercu nie pozostało żadne, choćby najmniejsze ziarenko nadziei.

Dlategochciałem zniknąć... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro