36
*JUNGKOOK POV*
Następnego dnia tak jak ustalałem z Jiminem zadzwoniłem do szkoły i poprosiłem o numer matki pobitego przez Jimina ucznia, żeby z nią pogadać. Po namowach z mojej strony dyrektora otrzymałem numer, na który zaraz zadzwoniłem. Podczas rozmowy z kobietą udawałem takiego samego dżentelmena jak w szkole, ale tym razem nie wymuszałem na swoich ustach uśmiechu. Musiałem oszczędzać siły.
Wyszedłem z domu zanim obudził się Jimin i pojechałem do jednej z kawiarni, w której chciałem sie spotkać z kobietą. Po zaparkowaniu wyszedłem z auta i zająłem stolik czekając na jakże sukowatą damę, która spóźniała się już dobre dziesięć minut. Przecież ja nie miałem całego dnia na gadanie, halo!
Po chwili przy stoliku znalazła się kobieta i zaraz zajęła miejsce naprzeciwko mnie-Zdecydowałeś się w końcu zostawić tego dzieciaka?
- Nie rozumiem pani. Jimin to syn mojego przyjaciela. Opiekuję się nim jako wujek.
-Zdjęcia w jego telefonie mówiąc co innego-wzruszyła ramionami
- Jimin ma swój telefon pod poduszką w domu. Wiem bo u mnie chwilowo mieszka. Skąd pani miałaby mieć jego galerię? Jakież to bzdury.
-Myśli pan, że dlaczego mój syn rozpowiedział takie, rzeczy w szkole?-uniosła brew do góry-Bo nie przypilnował telefonu
- Prawda, Jimin ma chłopaka, ale ja jestem hetero. - westchnąłem ciężko.
-Skoro tak, to mam traktować to jako randkę?
- Jak pani uważa. - mruknąłem.
-No dobrze-uśmiechnęła się słodko-Czyli, mam rozumieć, że będzie ich więcej?
- Nie wiem. Na razie jakoś pani mnie od siebie odpycha rzucając na moja osobę takie oszczerstwa i wypominanie Jiminowi jego orientacji. - westchnąłem ciężko. - A miałem nadzieję, że pani jest idealną kandydatką na moją żonę. - mruknąłem. - Przejechałem sie na tej nadziei.
Prychnęła pod nosem zakładając ręce na piersi
- Nie chciałem pani urazić. Wolałbym, żeby pani udowodniła mi, że jednak nie jest taką zołzą na jaką wypadła.
Zaczęła stukać swoimi długimi pazurami o stół-Co panu we mnie nie odpowiada?
- Już powiedziałem. - westchnąłem. - Jest pani za wścibska i wyciąga pochopne wnioski.
Wywrócił oczami patrząc na mnie
- No więc? - zapytałem. - Chce pani by doszło do kolejnych randek?
Kiwnęła głową nie odrywając ode mnie wzroku
- No to niech pani obieca zostawić Jimina w spokoju i zapomnieć o sprawie z pobiciem.
-Dobra-mruknęła kiwając głową
- No to zdzwonimy się. - westchnąłem. - Muszę już uciekać, bo praca mnie goni. Proszę tylko to podpisać i już. - wyciągnąłem z teczki kartkę i podałem kobiecie.
-Co to jest?-zmarszczyła brwi
- Zawsze mam na wszystko papierki. - podałem jej długopis. - Na tą ugodę też wolę mieć.
Kiwnęła tylko głową i wzięła ode mnie długopis podpisując
- Dziękuję. To się zdzwonimy, urocza damo. - nachyliłem się nad stołem i puściłem jej oczko uśmiechając się pięknie, po czym schowałem do teczki dokument i wstałem od stołu. - Do widzenia.
-Do widzenia-uśmiechnęła się słodko machając mi
- Idiotka. - prychnąłem po wyjściu z kawiarni. - Jeden czarujący uśmiech i daje się oszukać. - zaśmiałem się, wsiadając do samochodu i poukładałem sobie wszystko, odpalając silnik i odjechałem w stronę mojej willi. Kiedy byłem na podjeździe, zobaczyłem jak mój słodziak stoi ledwo żywy przy drzwiach i mnie wyczekuje, a gdy wyszedłem z samochodu z uśmiechem, zaraz do mnie podleciał, uwieszając się na mojej szyi.
-Gdzie byłeś, hyung?-szepnął wtulając się we mnie
- No na spotkaniu, kochanie. - zaśmiałem się, całując go w czubek głowy.
-I wszystko załatwione?-spojrzał na mnie z nadzieją
- Idiotka dała mi się omotać jak małe dziecko. - zaśmiałem się. - Obiecałem jej randki, więc łyknęła haczyk.
Chłopak kiwnął głową ciągnąc mnie do domu
- Gdzie mnie tak ciągniesz, maluszku?
-Do sypialni, muszę mieć do kogo się poprzytulać
- Tylko będziemy się tulić?
Kiwnął głową opadając na łóżko
- Aha. - mruknąłem. - Też mi nagroda za uratowanie ci tyłka. - westchnąłem, kładąc się koło niego i wtuliłem go w swoje ciało.
Zaśmiał się słodko patrząc na mnie-To później, jak tyłek przestanie mnie boleć
- A boli jeszcze? Przecież wczoraj do niczego nie doszło. - przymknąłem oczy.
-Ale spadłem z łóżka na tyłek-jęknąłem-I teraz mnie boli
- Trzeba było uważać łamago. - zaśmiałem się. - Kocham cię, maluszku.
-Ja ciebie też, tatusiu-mruknął wtulając się we mnie
- Wiem, kruszyno, wiem. - westchnąłem, odwzajemniając uścisk. - Co powiesz na wspólny prysznic z macaniem?
-No dobra-kiwnął głową-Ale później chce dużą pizze
- Oczywiście, dziecino. - pocałowałem go za uchem
Uśmiechnął się szeroko i zaraz zrobił dzióbek
- Buzi? Nie ma. - mruknąłem. - Poczekamy aż usta przestaną mnie boleć. Bo spadłem na nie z łóżka.
-Idiota-prychnął odsuwając się ode mnie i odwrócił się do mnie plecami-Sam się idź myć
- Sam se zamów pizzę. - odwróciłem się do niego plecami.
-No i sobie zamówię i zjem-mruknął podnosząc się i zgarnął po drodze telefon-Będziesz coś chciał-wyszedł z sypialni
Warknąłem do siebie pod nosem. Jimin był naprawdę rozpieszczonym smarkaczem. Ciekaw byłem tylko czym zapłaci. Dlatego usiadłem w salonie i patrzyłem na co teraz zrobię bez pieniędzy. Moja przykrywką było oglądanie telewizji.
Po godzinie było słychać dzwonek do drzwi, chłopak podniósł się z krzesła w kuchni i skierował do drzwi, gdzie odebrał pizze i z uśmiechem zaczął kierować się z powrotem do kuchni.
Nie widziałem czym zapłacił, dlatego przeszukałem swoje spodnie. - No kurwa, nie mam karty kredytowej. - syknąłem pod nosem, ruszając do kuchni. - Czym zapłaciłeś za pizzę?
-Pieniędzmi-wzruszył ramionami-Miałem jeszcze jakieś swoje, ale się skończyły
- Zajebiście. - wszedłem z kuchni, zaczynając przeszukiwać dom, a w razie czego musiałem zablokować kartę. Jeszcze tego mi brakowało.
-Co się stało?-chłopak spojrzał na mnie marszcząc brwi
- Zgubiłem chyba kartę kredytową.
-A nie masz jej w portfelu, albo schowanej gdzieś?
- A myślisz, że gdybym miał to bym teraz jej szukał?
Westchnął cicho kiwając głową
- Idź jedz swoją pizze. Dam sobie radę.
-Jesteś na mnie zły?
- Nie, ani trochę. - burknąłem.
-Przepraszam-spuścił głowę i zamykając pudełko od pizzy skierował się do sypialni
- Jak myśli, że go przeproszę to się grubo myśli. - mruknąłem, zaczynając ponownie szukać.
Po godzinie znalazłem kartę, która była w jednych spodniach w koszu na brudny. Zmęczony poszukiwaniami poszedł do kuchni i wyciągnąłem z lodówki zimne piwo, wracając do salonu, gdzie włączyłem sobie mecz Realu Madrid z FC Porto. No nie powiem tęskniłem za rozluźnieniem.
-Wychodzę-mruknął chłopak zaraz wchodząc do salonu-Nie wiem kiedy wrócę
- Gdzie idziesz? - mruknąłem, patrząc na niego.
-I tak cię to nie obchodzi
- Jasne. Chłopaka nie obchodzi, gdzie się wybiera jego przyszły mąż. - mruknąłem. - Słyszysz co mówisz, Jimin?
-Idę do hyungów jeśli cię to obchodzi-mruknął
- Wiedziałem, że masz mnie w dupie, ale to naprawdę staje się uciążliwe. - westchnąłem ciężko, czując łzy w oczach i podgłosiłem telewizor.
-Od razu Jimin jest winny wszystkiemu super-zaczął cicho płakać-Gdybym miał cię w dupie już dawno bym odszedł
- Nawet nie podziękowałeś za obronienie cię przed tym babsztylem - mruknąłem. - Wolałeś za to obrazić się na mnie i zajadać się pizzą i do tego teraz wychodzisz z domu, a ja jak zawsze mam za tobą pobiegnąć i błagać na kolanach o wybaczenie, bo jestem robotem bez uczuć.
-Dlaczego zawsze musimy się kłócić z mojego powodu?-spojrzał na mnie-No tak przecież jestem nikim
- Zrób z siebie robisz ofiarę. Ja się nie kłócę tylko pierwszy raz się przed tobą otwieram. Ale oczywiście przyjmujesz się tylko sobą i tym, że nie potrafię cię zrozumieć, choć znam cie lepiej niż ty sam.
-To mnie zostaw!-krzyknął nie kontrolując łez-Skoro robię z siebie cały czas ofiarę, to po co w ogóle mi się oświadczałeś co? Jeśli chce jutro spakuje swoje wszystkie rzeczy i zniknę pasuje ci to?
- Oświadczyłem ci się, bo cię akceptuje i kocham ponad życie. - mówiłem nadal spokojnym tonem. - Nie zostawię cię, gdyż jesteś miłością mojego życia. Nie wyrzucę cię ze swojego serca.
-Teraz tylko tak mówisz-wyszeptał cicho-A przy najbliższej okazji znajdziesz kogoś lepszego
- Jimin, miałem przed tobą wielu. Nie oszukujmy się. - upiłem łyk piwa. - Ale to ty zdobyłeś moje serce.
-I tak jutro zniknę i nie będziesz musiał mnie, więcej widywać-uśmiechnął się smutno wychodząc z domu
Wstałem ciężko z kanapy i poszedłem do kuchni, biorąc jeden z naostrzonych noży i ruszyłem do łazienki - Happy Endów nie ma w tym świecie. - spojrzałem na siebie w lustrze i zamknąłem drzwi na klucz, siadając w wannie. - Za dużo już tych odejść i powrotów. Jeden z nas musi zniknąć. On się jeszcze zakocha. Jest młody. - zaciąłem przycinać sobie skórę wzdłuż obu rąk. - Testament już dawno na niego przepisałem, niech pieniądze mu służą. - ścisnąłem dłonie w pięści, żeby krew pod większym ciśnieniem wypływała z moich żył i po chwili... Ciemność...
******************************************
No witam, witam i kolejny rozdział za nami!
Nie zabijać pls :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro