Rozdział 6
Maraton 1/3
Abigail POV:
Dopiero teraz, poczułam piekący ból w nodze. Spojrzałam na nią i prawie zemdlałam, widząc sączącą się krew z rany.
- Aleksander.- Szarpnęłam chłopaka za ramię, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
- Ciszej, bo nas usłyszą.- Mruknął, w ogóle nie patrząc w moją stronę.
- Jestem ciekawa co zrobisz, gdy będziesz musiał taszczyć moje zwłoki.
- Co?- Przynajmniej teraz zaczął się mną interesować.
- Jestem ranna, spójrz.- Wskazałam na postrzeloną nogę.- I nie żebym się skarżyła, ale cholernie mnie to boli, więc może mógłbyś coś zrobić.- Nic nie odpowiedział, jedynie zaczął pisać coś na swoim telefonie. Serio? Ja tu się wykrwawię, a on będzie sobie w gierki grał?- Rozumiem, że nie masz zamiaru mi pomóc, ale takie lekceważenie mojej osoby, to zwykłe chamstwo.
- Możesz być ciszej? Ci żołnierze nadal się tu kręcą. Jeśli możesz to mi nie przeszkadzaj, bo właśnie sprowadzam dla nas pomoc.- Westchnęłam cicho. Poczułam lekkie zawroty głowy, więc oparłam się o ramię chłopka, o dziwo nie odtrącił mnie.
***
Obudził mnie głośny wybuch. Podskoczyłam przerażona, budząc się ze snu.
- Co to było?- Spytałam zaniepokojona. Mam już dość tego miejsca, co jeszcze się zdarzy zanim wrócimy do swoich czasów?
- Spokojnie, to nasza pomoc.- Brunet uśmiechnął się, pocierając moje ramię w opiekuńczym geście.
- Jak to? Co ty zrobiłeś?
- Zaraz zobaczysz, cierpliwości.
Tak jak polecił mi Aleks, zaczęłam cierpliwie czekać na dalszy rozwój sytuacji. Po około dziesięciu minutach z zarośli wyszedł mężczyzna. Na początku myślałam, że jest to któryś z żołnierzy, ale szybko zmieniłam zdanie, widząc jego ubranie.
- Tu jesteście, szukam was już parę minut. Schodźcie, jest bezpiecznie.- Spojrzałam się w stronę bruneta, który uśmiechnął się i pokiwał głową. Już miałam zacząć schodzić z drzewa, kiedy przypomniałam sobie o mojej nodze. Z tą raną na pewno nie dam rady zejść. Chciałam o tym powiedzieć Aleksowi, ale zorientowałam się, że on już zeskoczył i rozmawia z drugim chłopakiem.
- Aleks, ja nie dam rady sama zejść, nie wiem czy pamiętasz, ale jestem ranna.
- Skacz, złapię cię.- Słucham?! On chyba sobie żartuje.- No dalej, przecież nie jesteś wysoko,dam radę, skacz.- Przysięgam, jeżeli mnie nie złapie, a ja upadnę i się zabiję, to wrócę z zaświatów i zrobię mu takie paranormal activity, że się nie pozbiera. Z tą myślą, zamknęłam oczy i zsunęłam się z gałęzi.- Mówiłem, że cię złapię. Możesz już otworzyć oczy.- Zrobiłam to i spojrzałam się w stronę nieznajomego. Uśmiechnął się do mnie, mina mu zrzedła, gdy zobaczył moją ranę.
- Zabierz nas stąd, Matt. Jestem przekonani, że oni niedługo tu wrócą.- Chłopak pokiwał głową, zamknął oczy. Nie minęłam chwila, a znaleźliśmy się w czyimś mieszkaniu.
I jak wam się podoba? Pewnie myśleliście, że nic dzisiaj nie wstawię ;) Niedawno wróciłam do domu i dlatego tak późno wstawiam ten rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro