20~Badź szczera...~
"Chciałam zadzownić do niego, powiedzieć wszystko, poprosić o pomoc ale nie mogłam. To mój problem, nie mogę mu o tym powiedzieć. Ja nie chce go martwić... Wyzwiska były coraz gorsze, a do tego doszły groźby. Co chwila walił w drzwi coraz mocniej a ja nie umiałam powstrzymać płaczu.
Tae..."
Bałam się zasnąć. Tak cholernie się bałam. Czułam się jak ta mała kilkuletnia dziewczynka. Odruchowo dotknęłam blizny na biodrze w myślach go przeklinając. Mam wrażenie jakby to się powtarzało. Jakbym dalej była mała BoMi w tym większym ciele. Boje się ojca, jego krzyku, wzroku, dotyku. Bezradność mnie dobija mieszana z niemocą. Cięgle w głowie powtarzane słowa, których nigdy nie odważyłam się powiedzieć w stronę mamy. Mimo całego cierpienia, nie chce aby ona płakała. Wszystkiego było za dużo. Za dużo sprzecznych emocji, myśli, czynów. Czasem chciałabym zniknąć. Tak po prostu ubrać buty, kurtkę jak gdyby nigdy nic i zniknąć. Rozpłynąć się.
- Odejdź... - szepnęłam patrząc zapłakana w jeden punkt. Dobijanie się i krzyki robiły się coraz cichsze i słabsze. Drżącą ręką przetarłam niechlujnie mokry, obolały policzek. Dzięki Bogu jutro sobota... Nie muszę pokazywać się w szkole - Proszę, odejdź...
Wiem, mój szept i tak do niego nie dotarł. Był za cichy, taki mizerny. Przez tyle lat krzyki do niego nie docierały a co dopiero takie coś. W sumie to śmieszne...
W końcu nastała cisza. Cisza tak bardzo upragniona, która choć trochę przyniosła za sobą błogiego spokoju. Słyszałam jedynie jego kroki i obijanie się o ściany. Zacisnęłam powieki, a paznokcie wbiły się w skórę w niektórych miejscach ja przecinając. Oblizałam małe plamki krwi i spojrzałam na zegar. W sumie... Nie miałam siły nawet wstać. Cala się trzęsłam, a zmęczenie powoli wygrywało. Dźwięki z dołu oraz zza okna były coraz dalej ode mnie.
Melodia. Telefon szalał na łóżku wibrując jednocześnie. Syknęłam rozprostowując obolałe kości. Podniosłam się z podłogi podpierając się o drzwi. Zanim zdążyłam wziąć telefon do reki połączenie było już przerwane. Usiadłam ciężko na łóżku i wzięłam smartfon. Nie minęła sekunda a on znowu upadł. Przeklnęłam przestraszona pod nosem i zobaczyłam numer Tae. Nie chciałam odbierać... Zdecydowałam się wyciszyć telefon. Jakby co to potem mu odpisze... Wymyślę jakąś wymówkę. Powinno wystarczyć.
Skoro już się obudziłam postanowiłam więcej nie zasypiać. Mimo odczuwalnego zmęczenia nie chciałam. Spojrzałam na zegar czując skutki spania na podłodze. Boląca szyja. Dochodziła trzynasta, więc mama powinna być w domu lub powinien być pusty. Bez niego. Nie wiem czy chciałam patrzeć w lustro. Nie byłam pewna czy chce widzieć moją twarz. W sumie... przez te lata takich sytuacji, usłyszanych słów, doznanego bólu nie wiem. Może to naprawdę ze mną jest coś nie tak? W końcu wstałam i podeszłam do szafy. Uszykowałam świeże ciuchy i bieliznę do kąpieli. Przyda się, może pomoże się rozluźnić. Skierowałam się szybko do łazienki. Nawet nie sprawdzałam czy ktoś jest. Nawet gdyby nie było po prostu wolałam znowu szybko zamknąć się w pomieszczeniu. Szybko się rozebrałam i popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Bez makijażu się nie obejdzie... Westchnęłam załamana pod nosem widząc więcej nowych siniaków na ciele.
- No świetnie... - szepnęłam pod nosem drżącym nosem.
Weszłam do kabiny nie chcąc się więcej na siebie patrzeć. To by tylko dalej mnie dobijało. Odkręciłam zimną wodę chcąc się rozbudzić. Chwile tak stałam rozluźniając się powoli. Nabrałam żelu na gąbkę i zaczęłam trzeć nią ciało jakbym miała zmyć z siebie cały ten ciężar i zasinienia. Po kilku kolejnych minutach kiedy ostatnie nerwy mnie opuszczały, a moje łzy mieszały się z wodą, wyszłam. Czułam się lżej. Ubrałam się w wcześniej przygotowane rzeczy i spojrzałam na siebie. Bądź silna, bądź silna dla mamy, bądź silna dla Tae... Te słowa ciągle odbijały się echem w mojej głowie. Zacisnęłam moją bladą dłoń w pięść i przymknęłam oczy.
Po dwóch godzinach siedzenia na kanapie i nic nie robienia zaczęłam się nudzić. Mimo to dalej nie odebrałam telefonu, ani nie zrobiłam nic aby zabić czas. Nie miałam najmniejszych chęci do tego. W końcu telefon przestał wariować i wyładował się. Rzuciłam go na stół dalej słuchając wiadomości, które wchodziły jednym uchem, a wychodziły drugim. Po kolejnych kilku minutach ktoś zaczął walić w drzwi. Podskoczyłam na sofie, a serce w jednym momencie przyśpieszyło stokrotnie. Nie wiedziałam co robić. Po prostu się bałam. Walenie nie ustawało, a doszedł do tego dzwonek. Na drżących nogach podeszłam do drzwi i niepewnie chwyciłam za klamkę. Ledwo zdążyłam otworzyć drzwi, a ktoś już wszedł do środka siła.
- Mimi do kurwy nędzy co się dzieje?! - krzyknął rozwścieczony V patrząc na mnie. Za wszelką cenę chciałam go uniknąć - Odpowiedz. Dlaczego nie odbierasz?! Ile można wydzwaniać, pisać? - wyrzucił ręce w powietrze, a ja stałam zagryzając wargę. Nie wiedziałam, że przyjedzie... Mogłam się tego domyślić.
- N-nic... - mruknęłam cicho z chrypką. Odchrząknęłam przenosząc mój rozbiegany wzrok na niego, jednak nie mogłam spojrzeć w jego oczy.
- Nie okłamuj mnie - warknął stanowczo, a ja skuliłam się sama w sobie. Gula w gardle hamowała wszystkie słowa, które chciały wyjść aby chłopak je usłyszał - Chcę abyś była szczera.
- Ja.... - zaczęłam ale ugryzłam się w język.
- Bądź szczera... - powiedział łagodniej widząc jak się peszę, zamykam w sobie.
- Ale ja.... Ja nie potrafie - broda zadrżała od nadmiaru emocji, a w oczach pojawiły się łzy.
- Mimi - westchnął przecierając twarz- Dlaczego? - zbliżył się do mnie i założył zbłąkany kosmyk włosów za ucho. Co ja mam mu powiedzieć?
- Nie umiem z siebie tego wydusić - przyznałam po chwili głuchej ciszy, która zapadła między nami. Miałam wrażenie jakby ostrze prawdy wisiało mi nad głową. Tak bardzo źle się czułam z tym faktem, że nie jestem z nim szczera, a sama tego wymagam od niego - Przepraszam... - szepnęłam na skraju płaczu chcąc odejść. Nie chcę widzieć zawodu w jego oczach. To było by zbyt bolesne.
- Stój, skarbie stój - złapał mnie pośpiesznie za nadgarstek. Stanęłam w miejscu, a to jak mnie nazwał nie pomagało - Powiedz o co chodzi - poprosił ledwo słyszalnie.
- Ja nie zasługuję na ciebie - wyrzuciłam z siebie na jednym wdechu, a chłopak wciągnął szybko powietrze ze świstem - Rozumiesz? Ja jestem zerem, on ma racje... - jedna, druga, szósta łza. W głowie szumiały mi jedynie wszystkie słowa od mojego ojca.
- O czym ty mówisz? - obrócił mnie w swoją stronę -Jaki on? Dlaczego ty tak mówisz? - patrzył na mnie skanując bacznie moją twarz. Czułam jakby miał z niej wszystko wyczytać.
- Tae... - uśmiechnęłam się przez łzy, które teraz już nie były pojedyncze - Wiem, że w końcu trafisz na wspaniałą dziewczynę. Może za dwadzieścia lat spotkam cię, a ty będziesz szczęśliwszy, bo nie oszukujmy się ja nie pasuje do ciebie - każde moje słowo bolało, wbijało małe szpileczki we mnie. Ja już sama się gubiłam. Nie wiem co jest prawdą, nie wiem co mówię, czy jestem pewna tych słów - Przepraszam - wyszeptałam załamana.
- Przestań... - chłopak spojrzał na mnie nie dowierzając - Co ty pieprzysz?! - jego wzrok nie odrywał się ode mnie na sekundę - O co tu chodzi?! - blondyn podszedł do mnie pośpiesznie i chwycił za brodę jednocześnie zmuszając do nawiązania kontaktu wzrokowego - Co... - spojrzał na moją twarz - Co to jest - przytarł kciukiem po moim siniaku. Zmazał resztki makijażu, którego nie zmył mój płacz. Zacisnęłam usta w wąską linie nie chcąc nic powiedzieć. Już i tak za dużo powiedziałam, prawda? A moje ''...bądź silna dla Tae'' poszło się walić w momencie kiedy przekroczył próg domu. Ja tak nie potrafię dłużej. Tae podniósł mnie i wręcz rzucił na kanapę. Pisnęłam wystraszona tym nagłym jak i brutalnym ruchem. Nim zdążyłam zaprotestować chłopak zaczął mnie rozbierać. Nie patrzył gdzie są guziki, zamki, dla niego to było w tym momencie nieważne. Mimo moich protestów chłopak nie zaprzestawał swojej czynności, wręcz przeciwnie, robił to bardziej agresywnie. Robił to tak jakby w ogóle mnie nie słyszał, byłam lalką. Kiedy mój płacz i błagania aby dał mi spokój nie skutkowały, tak jak powinny, a moją głowę zaczęły zalewać najczarniejsze scenariusze. W końcu zostawił mnie. Potargane, rozwalone ubrania, które teraz więcej odkrywały niż zakrywały. Tae spojrzał na mnie załamany. Nie wiedziałam o co chodzi, byłam zdezorientowana.
- O Boże... - szepnął oglądając moje ciało, a ja czułam narastającą krępacje - Kto ci to zrobił...? - przejechał po jednym z większych siniaków po wczorajszej ''rozrywce''. Potem jego palce wędrowały po innych zasinieniach i mojej bliźnie. Kamień mi z serca spadł, że żaden z moich chorych scenariuszy się nie sprawdził - Kochanie - nadchylił się nade mną, a ja już nawet nie starałam się zakryć. Nie miałam siły - Bądź szczera... - po tych słowach coś pękło. Już za dużo się wydarzyło, a to zabrnęło za daleko. Spojrzałam opuchniętymi, załzawionymi oczami na niego i załkałam cicho. Koniec kłamstw.
- To on... To ojciec.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Hej wszystkim. Tak, znowu wracam, znowu smutek, znowu płacz w rozdziale ale no miałam ochote na to ;3 A więc zostawiam was z tymi wypocinami i zachęcam do gwiazdkowania i komentowania! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro