twenty- two
Po tym jak Steave odwiózł mnie do domu zaczęłam się porządnie zastanawiać nad tym co mnie skusiło aby zaufać Billy'emu. Pomimo wielu ostrzeżeń, historii o nim to i tak uwierzyłam w jego dobrą stronę co niestety nie wyszło mi na dobre. Mogłam się spodziewać, że zrobi coś podobnego ale nie, mądra i samodzielna Lizzie musiała sama sprawdzian. Westchnęłam kolejny raz i wstałam z łóżka. Gdy rozprostowałam wszystkie kości zeszłam szybko po schodach w biegu wiążąc wysokiego kucyka. Przeczesałam związane włosy i weszłam do kuchni gdzie czekała mama z obiadem.
- Cześć mamo.- uśmiechnęłam się ciepło do niej i jak zwykle złożyłam na jej policzku delikatny pocałunek. W odpowiedzi uśmiechnęła się do mnie i już miała coś mówić lecz zadzwonił telefon. Po wyjęciu soku pomarańczowego z lodówki i nalałam trochę do szklanki. Zdążyłam upić kilka łyków i od razu usłyszałam głos wymawiając moje imię.
- Lizzie, słońce. Clary dzwoni do ciebie.- powiadomiła mnie mama z uśmiechem, a ja od razu podeszłam do telefonu. Oparłam się o ścianę i przyłożyła słuchawkę do ucha.
- Co tam, Clary?- zapytałam na wstępnie i wzięłam pomiędzy palce kabel od telefonu zaczynajac się nim bawić.
- Impreza. Dzisiaj. U Natalie i Vicki. Idziemy oczywiście, kochanie. Bądź gotowa na siódmą. Buziaki!- powiedziała szybko i nim zdążyłam zaprotestować, brunetka się rozłączyła. No tak. Mogłam się tego spodziewać. Teraz już Clary mi nie odpuści i i tak będę musiała iść, jeden plus, że Natalie i Vicki są przemiłe i ich imprezy zawsze są świetne. Odłożyłam na miejsce telefon i spojrzałam na zegar wiszący obok lustra. Już grubo po piątej więc mam wystarczająco czasu aby się ogarnąć do końca.
- Mamo wychodzę dzisiaj!- krzyknęłam aby mnie usłyszała i ruszyłam po schodach z powrotem do swojego pokoju. Gdy usiadłam na białym fotelu, przez myśl przeszło mi czy będzie tam Billy lecz bardzo szybko odsunęłam od siebie te myśli.
-Nie mogę się tym przejmować.- burknęłam sama do ciebie i zamknęłam na chwile oczy chcąc rozkoszować się chwilką ciszy i spokoju.
- Max mówię ci serio będę w tym wyglądać źle.- powiedziałam skrzywiona do rudowłosej, która po odwiedzinach mojego brata zajrzała do mnie i tak zeszło nam już pół godziny na wybieranie mi ubrań.
- Będziesz wyglądać obłędnie! Musisz to założyć Lizzie.- pisnęła z uśmiechem Max i wcisnęła mi w dłonie ubrania wybrane przez nią. Zestaw składał się z się z bladoróżowej spódniczki z materiału jeansowego, białej koszulki ze znaczkiem Ghostbusters- swoją drogą mój ulubiony film, czarnych butów na platformie i oczywiście kabaretek. Po ubraniu zestawu Max pomogła mi ogarnąć burzę moich włosów. Z jednej części włosów zrobiła kucyka, a resztę zostawiła rozpuszczonych.
- Cholera, krótka trochę...- mruknęłam ściągając materiał mojej sukienki lekko w dół.
- Nie marudź.- strzepnęła moją dłoń i sama poprawiła mój ubiór dodatkowo wręczając mi jeansową kurtkę z futerkiem od środka.- mój brat zobaczy co stracił. Palant pieprzony.- mruknęła ale gdy zobaczyła mój wzrok od razu rzuciła ciche „przepraszam".
- Nie przepraszaj. Jest okey.- uśmiechnęłam się ciepło i poczochrałam jej włosy.- a teraz ty marsz do domu bo twoja mama mnie zabije, że tak późno wróciłaś.
Zaśmiałam się i pożegnałam się buziakiem w policzek i przytulasem z rudowłosą. Jako dodatek dodałam błyszczyk i byłam gotowa do wyjścia. Zegar wskazywał za dziesięć siódma więc Clary powinna za kilka chwil być. Zebrałam do kieszeni kurtki kilka dolarów i zbiegłam po schodach na dół. W lustrze poprawiłam swoje włosy i wyszłam z domu uprzednio żegnając się z domownikami. Clary dosłownie kilka sekund później podjechała autem. Gdy wsiadłam od razu przywitałam się po raz kolejny tego dnia z przyjaciółką i z jej kuzynką, która przyjechała na weekend.
- Więc...wyglądasz zabójczo Lizzie.- powiedziała z uśmiechem i ruszyła z mojego podjazdu.
- Za krótka.- mruknęłam mając na myśli spódniczkę.
- A tam pieprzysz.- zaśmiała się i zaczęła się bezsensowna rozmowa pomiędzy naszą trójką.
Po zaparkowaniu auta wyszłyśmy i udaliśmy się do domu Natalie i Vicki. Bliźniaczki od razu nas przywitały w tłumie i życzyły dobrej zabawy.
- Lizzie idę z Avą poszukać Davida. Idziesz z nami?!- próbowała przekrzyczeć hałas panujący w domu. Pokręciłam przecząco głową i zakomunikowałam, że idę do kuchni.
- Piękna Lizzie zaszczyciła nas swą obecnością!- po wejściu do kuchni od razu usłyszałam krzyk Camerona, kolegi z klasy- Proszę bardzo.
Po dostaniu od niego kubeczka z trunkiem w środku zbiłam toast z resztą i na raz wypiłam zawartość.
- Idziesz tańczyć?!- zapytał Cameron wskazując na parkiet. Niewiele myśląc od razu pokiwałam głową. Chłopak złapał mnie za dłoń i poprowadził do salonu przedzierając się przez tłum ludzi. Puścił mnie dopiero gdy byliśmy na prowizorycznym parkiecie, a z głośników poleciały pierwsze dźwięki „Hungry eyes". Zarzuciłam dłonie na jego szyje, jak zrobiło większość tańczących par wokół nas. Od razu ułożył dłonie na mojej talii i zaczęliśmy się poruszać w rytm muzyki.
- Więc Lizzie. Jak się dzisiaj bawisz?- zapytał cały czas się uśmiechając swoim śnieżnobiałym uśmiechem. Muszę przyznać, że Cameron należy zdecydowanie do dziesiątki najprzystojniejszych w naszej szkole. Błąd włosy zawsze ułożone, do tego jest umięśniony przez grę w drużynie koszykarskiej. Jego rusy twarzy mocno zarysowane i do tego malinowe usta połączone z błękitnymi jak ocean oczami. Nie zdążyłam mu nawet odpowiedzieć ponieważ zostałam odciągnięta w tył. Uderzając o czyjś tors od razu zadarłam głowę i zobaczyłam kogoś, kogo naprawdę nie miałam ochoty widzieć.
- Co ty robisz? I to jeszcze z nim?!- zapytał z odrazą Billy patrząc to na mnie, to na chłopaka.
- Tańczę?- bardziej zapytałam niż stwierdziłam.
- Ale... nie możesz z nim tańczyć.- oburzył się i założył ręce na piersi.
- Hej gościu weź się odwal...- zaczął mówić Cameron ale tak szybko jak zaczął, tak szybko skończył.
- Siedź cicho jak chcesz mieć sprawne ręce.- warknął Billy i z powrotem zwrócił się do mnie.- nie możesz z nim tańczyć.
Zaśmiałam się pod nosem i założyłam ręce tak jak on.
- Coś ci się pomyliło Billy. Mogę tańczyć z kim mi się podoba.- uśmiechnęłam się dumnie i przybliżyłam do Camerona.
- Nie. Jesteś moja Lizzy.- warknął i próbował złapać mnie za dłoń.
- Weź ty mnie nie rozśmieszaj. Raczej byłam.- zaśmiałam się kpiąco i zaczęłam powoli się przybliżać do niego z każdym kolejnym zdaniem- mogę tańczyć z kim chcę. Mogę również rozmawiać z kim tylko chcę. Wychodzić z kim chcę. Całować kogo tylko chcę.- ostatnie słowa szepnęłam do jego ucha i odeszłam biorąc Camerona za dłoń i na koniec zarzucając włosami w twarz osłupiałego Billy'ego.
||1029
I'm back! Wybaczcie za błędy ale nie sprawdzony🤷🏼♀️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro