Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

twenty-five

Po przebudzeniu się zamrugałam kilkukrotnie i chwilę zajęło mi dokładne ogarnięcie gdzie jestem. Niebieska pościel, szafa na przeciwko i już wiedziałam, że leżę w łóżku Billy'ego, gdzie on obejmuje mnie swoim umięśnionym ramieniem, a ja przytulam się do jego nagiego torsu. Uśmiechnęłam się delikatnie sama do siebie i odwróciłam aby widzieć twarz chłopaka, tak żeby go nie obudzić. Poprawiłam delikatnie jego spadające z czoła włosy i przejechałam wierzchem dłoni po policzku. Uśmiechnęła się i lekko cmoknęła jego wargi co chłopak postanowił przedłużyć.
- Dzień dobry piękna.- uśmiechnął się sennie i pocałował mnie w czoło. Oddałam uśmiech i przyjrzałam się jego pięknej twarzy. Dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie jak bardzo brakowało mi tego mężczyzny.
- Hej.- powiedziałam cicho i po tym od razu zostałam ponownie zgarnięta w jego ramiona. Objął mnie nimi szczelnie wokół talii, a ja swoje dłonie zaplotłam na szyi chłopaka- wyspałeś się?
- Kiedy jesteś obok to zawsze się wysypiam.- mruknął z zadziornym uśmiechem na co zaśmiałam się cicho
- Ależ z ciebie romantyk.- uśmiechnęłam się kolejny raz tego poranka.
- Tylko dla ciebie.- ziewnął i wtulił się w moje plecy- nie wstajemy dzisiaj.
- Właśnie, że wstajemy i jedziemy do galerii.- mruknęła i zepchnęła go na drugą stronę łóżka.
- Nie chce mi się.- marudził ale w końcu po moich prośbach i zapewnieniach, że gdy wrócimy to zostanę na noc, podniósł się. Wstał z łóżka, a ja ujrzałam jego nagi tors, który pewnie niejeden mężczyzna chciałby mieć, a niejedna kobieta oglądać. Wstałam zaraz za nim i złożyłam lekki pocałunek na jego ustach.
- Pójdę zrobić nam kawę, a ty leć się ubrać.- mruknął i klepnął mnie na odchodne w prawy pośladek za co dostał ode mnie w ramię.

Po tym jak ubrałam na siebie koszulkę chłopaka i swoje jeansy zaczęłam czesać włosy, które zostały podczas nocy masakrycznie skołtunione. Gdy w końcu ogarnęłam tą szopę na głowie i zrobiłam szybkiego, wysokiego kucyka, wzięłam swoją torebkę i sprawdziłam czy wszystko w niej mam po czym wyszłam z pokoju. Torebkę i kurtkę zostawiłam na wieszaku przed drzwiami wyjściowymi i wróciłam do kuchni gdzie czekał na mnie Billy z kawą.
- Proszę bardzo. Taka jaką lubisz, dwie łyżeczki cukru.- mruknął z uśmiechem i podał mi kubek- idę się ubrać, a ty spokojnie wypij. Za chwile wrócę.
Po swoich słowach pozostawił na moim czole pocałunek i udał się do swojego pokoju.

- Jeszcze tutaj chodź.- pociągnęłam dłoń chłopaka do kolejnego sklepu na co jęknął przeciągle znudzony. Od godziny chodzimy po galerii i do jakiego sklepu bym nie weszła to jest to samo z jego strony.
- Ostatni i zwijamy do domu.- westchnął i objął mnie przechodząc przez szklane drzwi sklepu.
-Ostatni.- uśmiechnęłam się i zaczęłam przeglądać wieszaki, a chłopak podążał cały czas za mną- wiesz, że możesz iść usiąść? Tam masz kanapy.
Wskazałam palcem na skórzane meble.
- Wiem ale nigdzie nie idę. Ten typ się na ciebie gapi.- mruknął splatając nasze dłonie i patrząc złowrogo na wysokiego bruneta stojącego kilka metrów od nas.
-Niech ci będzie.- nie chcąc wszczynać kłótni wybrałam kilka rzeczy i bez mierzenia udałam się do kasy.
- Nie mierzysz?- zapytał chłopak marszcząc brwi.
- Nie chce mi się. Będą dobre.- mruknęłam patrząc na sukienki i koszulki.
- Może jednak? Na pewno nie chcesz? Co jak nie będą pasować?
- Będą. Koniec i kropka, Billy.

Po powrocie z galerii, który rzekomo dla Billy'ego był wyjątkowo męczący, od razu zalegliśmy na łóżku chłopaka.
- Może Stanford?- zapytał mając na myśli uczelnie, która jest tematem numer jeden od kilku minut.
- Szczerze nie wiem. Mam jeszcze rok do wyboru uczelni.- mruknęłam pod nosem zmęczona tematem uczelni. Billy za wszelką cenę chciał abyśmy poszli w to samo miejsce.
- Stanford.- zapewnił w końcu sam siebie z uśmiechem na ustach i wziął mnie w swoje ramiona abym leżała na jego torsie odzianym w bordową koszulę- zamieszkamy razem w jakimś mieszkaniu i kupimy psa.
- Ale ja chce kota.- powiedziałam patrząc wymownie na chłopaka.- dobrze wiesz, że kot musi być. I mieszkanie będzie wybrane przeze mnie, ewentualnie jeśli Stanford to możemy zamieszkać w domu po moich dziadkach. Stoi pusty.
- Od razu chcesz ze mną w domu zamieszkać? Może jeszcze ślub i dzieci?- zagadnął i patrzył kątem oka na moją reakcje. Nie powiem, że nie, bo cholernie mnie zaskoczył. Nigdy w życiu nie pojawił się w naszych rozmowach temat ślubu, a co dopiero dzieci.
-To odległy temat.- odpowiedziałam wymijająco nie chcąc ciągnąc tego.
- No ja wiem ale kochanie, powinniśmy o tym porozmawiać.
I tutaj byłam pod ścianą. Wiedziałam, że nie ucieknę od tej rozmowy.
- Chciałbym mieć dwójkę dzieci. Albo trójkę.- mruknął łapiąc moją dłoń.
- Kochany mój Billy, najpierw studia, potem ślub i dzieci.- zaśmiałam się cicho ostudzając jego zapał co do ślubu i potomków.
- Racja, kochanie. Ale potrenować nie zaszkodzi.- mruknął całując moją szyję i doprowadzając mnie do cichego śmiechu.

||777 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro