Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

four

Stoję przed szafą i dostaje już nerwicy. Za dwie godziny mam być u Tiny, a stoję w piżamie. Zdecydowałam, że przebiore się za wróżkę. Zrobiłam makijaż składający się z tuszu do rzęs i zwykłego kolorowego brokatu. Włosy mam upięte w dwa kucyki. Jedyne czego mi brakuje to spódnicy. Niebieska tiulowa spódnica mamy i do tego biała satynowa bluzka na ramiączkach.
- Mamo wiesz gdzie jest twoja niebieska spódnica?!- krzyczę żeby mama mnie usłyszała.
- Zaraz Ci przyniosę!
Z ulgą siadam na łóżku. Już myślałam że nigdy jej nie znajdę.
- Mama kazała ci do dać.- podaje mi spódnicę przebrana za kogoś kogoś nie znam, Nancy.
- Dzięki.
- Jedziesz z nami?
- Nie, Clary mnie zawiezie.- odpowiadam dziewczynie i zabieram się za ubieranie. Efekt końcowy prezentuje sie naprawdę dobrze. Pomimo moich tenisówek. Stoję na dole przy lustrze i poprawiam szybko fryzurę. Słyszę jak Clary podjeżdża pod dom więc szybko wychodzę uprzednio żegnając się z domownikami.

- A ty to kto?- takimi słowami witam Clary. Jest ubrana w białą sukienkę i na głowie ma blond perukę.
- Królowa Elżbieta, a kto?
Parskam śmiechem na jej odpowiedz I zaczynam śpiewać piosenki ABBY lecące w radiu. Po chwili Clary dołącza do mnie i obydwie głośno śpiewamy podczas jazdy.

Dziesięć minut później stoimy pod domem Tiny Davis. Wysiadamy ostrożnie z auta i ruszamy do drzwi. Wchodzimy bez pytania bo w tym hałasie na pewno nikt nas nie usłyszy. Witamy się z gospodarzem I kilkoma innymi osobami. Lecz ja nie widzę jednej. Billy Hargrove. Nigdzie go nie widzę.
- Nie martw się twój kochaś gdzieś tu na pewno jest.- słyszę przy uchu głos Clary I od razu się rumienie.
- To nie jest mój kochaś. - odpowiadam I idę w stronę kuchni.

Przechodząc przez drzwi widzę Dużo ludzi. Jedni się cłują, drudzy kompletnie pijani zataczają się. Nalewam sobie piwa i wypijam całą zawartość kubwczka na raz.
-Woah, zwolnij kowboju.- słyszę głos i podnoszę wzrok.
-Gdzie zgubiłeś dziewczynę?- mówię do chłopaka mojej siostry gniotąc kubeczek i wyrzucając do śmieci.
- Siedzi na kanapie z Suzie i Zoe.- chłopak wskazuje na dziewczyny kiwnięciem głowy.- Niezły strój młoda.
- Ja przynajmniej jakoś wyglądam. Nie to co poniektórzy.- komentuje w ten sposób strój Steave'a. Ma na sobie czarny płaszcz, buty, spodnie i koszulkę, a całość dopełniają ciemne okulary. Steave śmieje się na moją uwagę i bierze łyk piwa
- Idę się przewietrzyć. Zaraz wrócę.- rzucam do Steav'a i szybko wychodzę na ogród. Hałas niestety się nie zmniejsza, tylko zwiększa. Moja uwagę przyciąga wiszący Billy do góry nogami, trzymany przez znajomych którzy liczą.
- Czterdzieści, czterdzieści jeden, czterdzieści dwa!- ostatnią liczbę wykrzyknięto. Chłopcy powoli opuszczają Billa A ten wypuszcza resztę piwa z ust. Patrzę na niego z rozbawieniem. Chłopak krzyczy i reszta ludzi za nim.
-Mamy nowego króla!- krzyczy jakaś dziewczyna.
- Billy, Billy, Billy!- tłum skanduje jego imię. Nagle zauważa mnie i nasze spojrzenia się krzyżują. Chłopak szybko do mnie podchodzi. Stoi przede mną uśmiechnięty i łapie mnie za policzki glaszczac je. Po chwili otrząsam się i biorę go za rękę, a on mnie ciągnie przed siebie.

Wchodzimy do domu gdy tłum wiwatuje na wejście Billy'ego. Chłopak obejmuje mnie ramieniem i całuje w czoło. Następnie podnosi wysoko rękę i wydaje Z siebie okrzyk. Z wielkim rozbawieniem patrzę na to ale przerywa mi krzyk.
- Ej! Hargrove! Mówiłem Ci chyba coś do cholery! - pochodzi do nas Steave. Billy nic sobie z tego nie robi tylko uśmiecha się.
- Stary, wydaje mi się że Lizzie sama umie podejmować decyzje i nie potrzebuje marnego ochroniarza.- Billy podchodzi do niego powoli.
- Masz ją zostawic jasne?!- krzyczy Steave.
-Bo Kurwa co?- pyta lekcewazaco Billy.
- Bo to.- odpowiada Steave i uderza pięścią chłopaka. Z moich, jak i kilku innych ust, wyrywa się głośny krzyk.
- Zły wybór, księciunio.- odpowiada Billy wycierając krew z ust. Sekundę po tym wymierza mocny cios prosto w nos Steav'a.
-Rozdzielcie ich kurwa!- krzyczę w stronę kolegów Billy'ego. Zapłakana patrzę na nich. Obydwoje rzucają się w ramionach kolegów.
-Nie daruje ci tego Hargrove!
- Pierdol się. -spluwa w jego stronę. Odwraca wzrok z moja stronę, a mi ciśnie się jeszcze więcej łez. Wszyscy w około patrzą. Nancy bierze za ramię Steav'a i wychodzą. Billy podchodzi do mnie- Wychodzimy.- oznajmia mi splata nasze dłonie.

Idę za nim ledwo co widząc przez łzy. Zbiegamy po schodach i idziemy w stronę auta Billy'ego. Otwiera auto i drzwi z mojej strony. Wsiadam szybko, a on trzaska mocno drzwiami aż podskakuje. Chłopak okrążył auto po czym wsiadł ze strony kierowcy. Nastała głucha cisza którą zaklucaly tylko nasze głębokie oddechy.
-Kurwa!- krzyczy nagle Billy I uderza rękami w kierownice. Boję się na niego spojrzeć. - Liz.- zwraca się do mnie chłopak Ale ja nie reaguję.- Liz spójrz na mnie.- Mówi głośniej chłopak. Spoglądam na jego obitą czaszkę. Ma rozcięty luk brwiowy, usta i czerwony policzek na którym gdzieniegdzie znajduje się krew. Ostrożnie dotykam jego policzka opuszkami palców, a on syczy. W momencie zabieram palce. Billy odpala auto i z piskiem opon odjeżdża. Patrzę w okno próbując się uspokoić gdy nagle chłopak łapie mnie za udo. Patrzę na jego rękę Ale on jej nie zabiera. Postanawiam nie odzywać się i czekać w spokoju aż dojedziemy.

- Liz, chodź.- z transu wybudza mnie głos Billy'ego. Stoimy pod jego domem. Chłopak patrzy na mnie wyczekująco i wystawia w moja stronę dłoń. Łapię ją i wysiadam z auta. Billy prowadzi mnie od razu w stronę jego pokoju. Zdejmuje skórzaną kurtkę, pod którą swoją drogą nic nie miał, i rzuca ją na łóżko. Stoję w bezruchu i czekam na ruchy chłopaka. Podchodzi do szafy i czegoś szuka. Po kilku sekundach w moich rękach ładuje czarna koszulka na krótki rękaw. Chłopak siada na łóżku i głęboko oddycha. Postanawiam coś zrobić I łapie go za rękę.
- Gdzie idziemy Lizzie?- Mówi zmęczony, a ja nie odpowiadam tylko go prowadzę do łazienki i pokazuje dłonią żeby usiadł na brzegu wanny, jak ja ostatnio.
- Poczekaj chwilę.- mówię do niego i szybko idę do jego pokoju i przebieram się w koszulkę którą mi dał. Na szczęście sięga mi do połowy uda. Wracam do łazienki i w trakcie drogi wiążę włosy w wysokiego kucyka. Billy siedzi nadal tak jak go zostawiłam. Sięgam do szafki po apteczke i biorę z niej wodę utlenioną, waciki i plastry. Podchodzę do Billy'ego i unoszę dwoma palcami jego głowę. Chłopak patrzy na mnie swoimi ślicznymi oczami, a ja moczę wacik wodą aby zmyć zaschniętą krew.
-Przepraszam. - mówię szeptem kiedy chłopak syczy. Ten w odpowiedzi łapie mnie za nogi i przybliża do siebie. Kiedy powoli kończę opatrywać rany chłopak odzywa się.
- Jesteś piękna. - Mówi chłopak, a ja rumienie się. Stoję przed nim i wpatrujemy się w swoje oczy. Billy powoli zbliża się do mnie i nagle dotyka moich ust swoimi. Gwałtownie wstaje łapiąc mnie za uda, a ja podskakuje oplatając go w pasie. Całując mnie idzie w stronę swojego pokoju. Nogą otwiera drzwi nie przestajac mnie całować. Powoli kładzie mnie na łóżku. Po kilku chwilach odrywamy się o siebie. Uśmiecham się do niego i kładę się obok chłopaka.
-Dobranoc.- Mówi Billy całując mnie w czoło i następnie obejmując. Nic mu nie odpowiadam tylko bardziej wtulam się w jego ciało i zasypiam.

||1165 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro