Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

eleven

Trzasnęłam drzwiami frontowymi najmocniej jak mogłam. Byłam wściekła. Zaufałam mu, a on to po prostu olał. Usiadłam na schodach i schowałam twarz w rękach. Łzy leciały mi cały czas. Nie byłam w stanie nic zrobić. Nie wiem ile tak siedziałam, ale w pewnym momencie poczułam rękę na moim ramieniu.
- Lizzie?- Mike lekko mnie szturchnął, a ja po prostu go przytuliłam. - On jest palantem nie warto.
- Skąd wiesz, że to chodzi o niego?- wychlipałam przez łzy.
- Przeczucie. Chodź zrobimy gorącą czekoladę. Taką jak robi mama. - złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę kuchni.

Popijając parujący napój myślałam o Billy'm. Gdzieś w głowie miałam przeczucie, że on wcale tego nie zrobił. Ale i tak myśl, że to jednak zrobił przeważyła wszystko. W kuchni siedziałam jeszcze dobrą godzinę z bratem. Byłam mu wdzięczna, że o nic nie pytał.
-Idziemy spać?- zapytałam po długim czasie chłopaka.
- Tak już późno. Dobranoc.- uśmiechnął się i mnie przytulił na co ja go mocno objęłam.
-Dziękuję braciszku. Wiesz że Cię kocham. - ucałowałam go jeszcze w czoło i poszłam do góry w stronę łazienki, uprzednio zabierając piżamę. Otworzyłam drzwi, rzeczy zostawiłam na półce koło kosza na pranie i podeszłam do lustra. Wyglądałam tragicznie. Tusz do rzęs miałam na całych policzkach i dodatkowo miałam opuchnięte oczy. Westchnęłam i zdjęłam ubrania aby wziąć prysznic. Odkręciłam zimną wodę i zamknęłam oczy. Tego mi było trzeba. Szybko umyłam ciało truskawkowym żelem, a włosy szampanem i spłukałam całe ciało. Wyszłam z łazienki odziana w różową piżamę i od razu po wejściu do pokoju położyłam się spać. Dzisiejszy dzień to było dla mnie za dużo.

Kolejnego dnia gdy obudziły mnie promienie słoneczne, nie miałam w ogóle ochoty wstawać. Czułam że wyglądam okropnie. I miałam rację. Podchodząc do lustra spojrzałam na swoją twarz i aż sama się przeraziłam. Czerwone oczy jak u królika i zmęczona cera. Wspaniale po prostu. Zrobiłam poranną toaletę, spakowałam książki i postanowiłam się ubrać. Niebieskie, przylegające jeansy, biały sweterek z dekoltem oraz czarna kurtka i czarne vansy. Weszłam do kuchni i od razu wzrok wszystkich osób spoczął na mnie.
-Kochanie, wszystko w porządku?-zapytała mama podchodząc do mnie.
- Tak. Jest wszystko dobrze. Nancy możesz mnie zawieźć do szkoły?- zapytałam siostrę, która patrzyła mnie mnie zmartwionym wzrokiem.
-Oczywiście. Chodź, zjesz coś.- poklepała miejsce koło siebie.
Usiadłam koło Nancy i od razu mama podała mi talerz z naleśnikiem na którym widniał uśmiech. Kiedyś byliśmy mali, mama nam zawsze takie robiła. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie i podziękowałam mamie.

Razem z Nancy i bratem skierowałam się w stronę auta Jonathan. Otworzyłam tylne drzwi i usiadłam.
- Cześć Liz. - zwrócił się do mnie chłopak na co tylko odpowiedziałam uśmiechem. Byłam rozdarta. Wiedziałam, że czeka mnie rozmowa z Billy'm. Z każdym przejechanym kilometrem, brzuch bolał mnie z tego powodu bardziej. Gdy byliśmy już pod szkołą, podziękowałam za podwózkę i wyszłam z auta, po czym od razu zaatakowała mnie Clary.
-Matko, Lizzie tak się martwiłam. Wyszłaś wczoraj tak nagle. Słońce wiem co się stało. Ale nie martw się, ten idiota już dostał za swoje. Steave mu wlał.- mówiła Clary trzymając mnie za ramiona.
- Jak to Steave?- byłam totalnie zdziwiona.
- Sama widziałam. Billy ma całą obitą twarz. Ale kochanie tak mnie przykro.- powiedziała Clary i mocno mnie objęła. Gdy mnie przytulała i pociaszała, usłyszałam grzmot silnika. Raczej wszyscy go usłyszeli, a był to nie kto inny jak Billy Hargrove.
-O nie. Clary chodź szybko proszę. - razem z dziewczyną szybkim krokiem się skierowałyśmy do szkoły i gdy już miałam otwierać drzwi usłyszałam kroki za mną.
- Liz, błagam tylko mnie wysłuchaj. - odwróciłam się i spojrzałam w jego stronę. Podbite oko, rozwalony łuk brwiowy i przecięta warga.- Nigdy bym ci takiego czegoś nie zrobił. Lizzie, błagam musisz mi uwierzyć.- mówił płaczliwym tonem trzymając moje ręce. Kompletnie odjęło mi mowę. Nie mogłam nic powiedzieć.- Wtedy byłem z chłopakami. Na dole. Nawet Garry może ci to potwierdzić, ale słońce błagam. Nigdy bym ci tego nie zrobił.
- Ja...ja- nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Stałam i patrzyłam na niego załzawionymi oczami.
-Hej! Zostaw ją chuju!- usłyszałam krzyk z oddali.- Nie dotykaj jej. - Steave podchodził do nas szybkim krokiem i gdyby nie koledzy Billy'ego to doszłoby do bójki.
- Billy mówi prawdę. Liz musisz mu uwierzyć. Był wtedy z nami. Ta laska sobie coś ubzdurała.- Garry mówił te słowa trzymając Steav'a za ramiona.
- Ja... Billy...Co?- byłam zdezorientowana. Ale po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że Billy nie mógł nic robić z tą dziewczyną bo stała w kuchni. Teraz mam przed oczami obraz jej i chłopaka, z którym się nawzajem połykała. Rozejrzałam się szybko po tłumie, który zebrał się wokoło nas i zobaczyłam ją. Rose Maklim. Podeszłam do niej szybkim krokiem i złapałam ją za włosy.
- Nie wiesz suko, że innych się nie oszukuje? - byłam na nią wściekła. Patrzyłam w jej oczy, które swoją drogą były wyjątkowo przestraszone. - Co się mówi, złotko?
-Przepraszam!- dziewczyna pisnęła, a ja ją puściłam. Spojrzałam w stronę mojego chłopaka i zalałam się łzami. Podszedł do mnie szybkim krokiem i mnie pocałował. Tego było mi trzeba. Oderwaliśmy się po czasie. Billy spojrzał mi w oczy i założył moje włosy za ucho.
-Chodź. Jedziemy stąd, kochanie.

||845 słów

☆Witam wszystkich w kolejnym rozdziale! Niestety przez szkołę mam coraz mniej czasu na pisanie, ale staram się w weekendy nadrabiać❣ Zachęcam do postawienia gwiazdki bądź komentarza, będzie mi bardzo miło. A u was jak tam? Jak tam szkoła?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro