eleven
Trzasnęłam drzwiami frontowymi najmocniej jak mogłam. Byłam wściekła. Zaufałam mu, a on to po prostu olał. Usiadłam na schodach i schowałam twarz w rękach. Łzy leciały mi cały czas. Nie byłam w stanie nic zrobić. Nie wiem ile tak siedziałam, ale w pewnym momencie poczułam rękę na moim ramieniu.
- Lizzie?- Mike lekko mnie szturchnął, a ja po prostu go przytuliłam. - On jest palantem nie warto.
- Skąd wiesz, że to chodzi o niego?- wychlipałam przez łzy.
- Przeczucie. Chodź zrobimy gorącą czekoladę. Taką jak robi mama. - złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę kuchni.
Popijając parujący napój myślałam o Billy'm. Gdzieś w głowie miałam przeczucie, że on wcale tego nie zrobił. Ale i tak myśl, że to jednak zrobił przeważyła wszystko. W kuchni siedziałam jeszcze dobrą godzinę z bratem. Byłam mu wdzięczna, że o nic nie pytał.
-Idziemy spać?- zapytałam po długim czasie chłopaka.
- Tak już późno. Dobranoc.- uśmiechnął się i mnie przytulił na co ja go mocno objęłam.
-Dziękuję braciszku. Wiesz że Cię kocham. - ucałowałam go jeszcze w czoło i poszłam do góry w stronę łazienki, uprzednio zabierając piżamę. Otworzyłam drzwi, rzeczy zostawiłam na półce koło kosza na pranie i podeszłam do lustra. Wyglądałam tragicznie. Tusz do rzęs miałam na całych policzkach i dodatkowo miałam opuchnięte oczy. Westchnęłam i zdjęłam ubrania aby wziąć prysznic. Odkręciłam zimną wodę i zamknęłam oczy. Tego mi było trzeba. Szybko umyłam ciało truskawkowym żelem, a włosy szampanem i spłukałam całe ciało. Wyszłam z łazienki odziana w różową piżamę i od razu po wejściu do pokoju położyłam się spać. Dzisiejszy dzień to było dla mnie za dużo.
Kolejnego dnia gdy obudziły mnie promienie słoneczne, nie miałam w ogóle ochoty wstawać. Czułam że wyglądam okropnie. I miałam rację. Podchodząc do lustra spojrzałam na swoją twarz i aż sama się przeraziłam. Czerwone oczy jak u królika i zmęczona cera. Wspaniale po prostu. Zrobiłam poranną toaletę, spakowałam książki i postanowiłam się ubrać. Niebieskie, przylegające jeansy, biały sweterek z dekoltem oraz czarna kurtka i czarne vansy. Weszłam do kuchni i od razu wzrok wszystkich osób spoczął na mnie.
-Kochanie, wszystko w porządku?-zapytała mama podchodząc do mnie.
- Tak. Jest wszystko dobrze. Nancy możesz mnie zawieźć do szkoły?- zapytałam siostrę, która patrzyła mnie mnie zmartwionym wzrokiem.
-Oczywiście. Chodź, zjesz coś.- poklepała miejsce koło siebie.
Usiadłam koło Nancy i od razu mama podała mi talerz z naleśnikiem na którym widniał uśmiech. Kiedyś byliśmy mali, mama nam zawsze takie robiła. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie i podziękowałam mamie.
Razem z Nancy i bratem skierowałam się w stronę auta Jonathan. Otworzyłam tylne drzwi i usiadłam.
- Cześć Liz. - zwrócił się do mnie chłopak na co tylko odpowiedziałam uśmiechem. Byłam rozdarta. Wiedziałam, że czeka mnie rozmowa z Billy'm. Z każdym przejechanym kilometrem, brzuch bolał mnie z tego powodu bardziej. Gdy byliśmy już pod szkołą, podziękowałam za podwózkę i wyszłam z auta, po czym od razu zaatakowała mnie Clary.
-Matko, Lizzie tak się martwiłam. Wyszłaś wczoraj tak nagle. Słońce wiem co się stało. Ale nie martw się, ten idiota już dostał za swoje. Steave mu wlał.- mówiła Clary trzymając mnie za ramiona.
- Jak to Steave?- byłam totalnie zdziwiona.
- Sama widziałam. Billy ma całą obitą twarz. Ale kochanie tak mnie przykro.- powiedziała Clary i mocno mnie objęła. Gdy mnie przytulała i pociaszała, usłyszałam grzmot silnika. Raczej wszyscy go usłyszeli, a był to nie kto inny jak Billy Hargrove.
-O nie. Clary chodź szybko proszę. - razem z dziewczyną szybkim krokiem się skierowałyśmy do szkoły i gdy już miałam otwierać drzwi usłyszałam kroki za mną.
- Liz, błagam tylko mnie wysłuchaj. - odwróciłam się i spojrzałam w jego stronę. Podbite oko, rozwalony łuk brwiowy i przecięta warga.- Nigdy bym ci takiego czegoś nie zrobił. Lizzie, błagam musisz mi uwierzyć.- mówił płaczliwym tonem trzymając moje ręce. Kompletnie odjęło mi mowę. Nie mogłam nic powiedzieć.- Wtedy byłem z chłopakami. Na dole. Nawet Garry może ci to potwierdzić, ale słońce błagam. Nigdy bym ci tego nie zrobił.
- Ja...ja- nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Stałam i patrzyłam na niego załzawionymi oczami.
-Hej! Zostaw ją chuju!- usłyszałam krzyk z oddali.- Nie dotykaj jej. - Steave podchodził do nas szybkim krokiem i gdyby nie koledzy Billy'ego to doszłoby do bójki.
- Billy mówi prawdę. Liz musisz mu uwierzyć. Był wtedy z nami. Ta laska sobie coś ubzdurała.- Garry mówił te słowa trzymając Steav'a za ramiona.
- Ja... Billy...Co?- byłam zdezorientowana. Ale po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że Billy nie mógł nic robić z tą dziewczyną bo stała w kuchni. Teraz mam przed oczami obraz jej i chłopaka, z którym się nawzajem połykała. Rozejrzałam się szybko po tłumie, który zebrał się wokoło nas i zobaczyłam ją. Rose Maklim. Podeszłam do niej szybkim krokiem i złapałam ją za włosy.
- Nie wiesz suko, że innych się nie oszukuje? - byłam na nią wściekła. Patrzyłam w jej oczy, które swoją drogą były wyjątkowo przestraszone. - Co się mówi, złotko?
-Przepraszam!- dziewczyna pisnęła, a ja ją puściłam. Spojrzałam w stronę mojego chłopaka i zalałam się łzami. Podszedł do mnie szybkim krokiem i mnie pocałował. Tego było mi trzeba. Oderwaliśmy się po czasie. Billy spojrzał mi w oczy i założył moje włosy za ucho.
-Chodź. Jedziemy stąd, kochanie.
||845 słów
☆Witam wszystkich w kolejnym rozdziale! Niestety przez szkołę mam coraz mniej czasu na pisanie, ale staram się w weekendy nadrabiać❣ Zachęcam do postawienia gwiazdki bądź komentarza, będzie mi bardzo miło. A u was jak tam? Jak tam szkoła?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro