Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Crucio!

Rano, gdy wszyscy się obudzili, Hermiona zauważyła, że kogoś brakuje w ich dormitorium. Nagle ujrzała otwarte okno. "To dlatego było tak zimno" - pomyślała. Zamknęła okno i zrozumiała, że nie ma Astorii! Dziewczęta mocno spanikowały myśląc, co powie profesor McGonagall. Chłopcy starali się je uspokoić, bo przecież Astoria jest dorosła i wie, co robi. Nadal jednak nie mogli zrozumieć, czemu ona uciekła. Może denerwowało ją, że musi tu ciągle siedzieć i pojechała do domu? Zresztą gdy Ginny otworzyła szafę, okazało się, że wszystkie rzeczy Ślizgonki zniknęły. Byli już pewni - dziewczyna musiała uciec. George zażartował, że to pewnie sprawy miłosne ją zatrzymały, ale nikogo to nie rozśmieszyło. Bo może to prawda?

- Na pewno nic nie zostawiła? - spytał Harry.

- Czekaj, jest list! - zawołała Luna.

- Przeczytaj! - rzekli pozostali.

Nie martwcie się o mnie. Powiedziałam wszystko pani dyrektor. Może Wam wyjaśni, może nie. Nie szukajcie mnie.

Pozdrowienia, Astoria

- Jak mamy się nie martwić, to się nie martwmy. - stwierdził Neville.

- Racja. - przyznał Ron. - Ona jest dorosła i wie, co robi. Nie ma się czym przejmować. Lepiej chodźmy na śniadanie, bo umieram z głodu.

Cała siódemka zgodziła się z Ronem i udała się do Wielkiej Sali, gdzie było już wiele uczniów. Podczas jedzenia owsianki Harry powiedział do Hermiony i Rona:

- Co wy na to, żebyśmy dzisiaj wybrali się do Hogsmeade?

- Świetny pomysł! - zawołał Ron.

- Zgadzam się. - uśmiechnęła się Hermiona. - Ale nie mamy dzisiaj żadnych zajęć, co?

- Taaak, mamy, niestety. - jęknął Ron. - Ale dopiero po południu, latanie z Krukonami i Ślizgonami.

- Znowu ze Ślizgonami...? - wybełkotał Harry.

- No, też mnie to wkurza. - stwierdziła Hermiona. - Dlaczego musimy uczyć właśnie ich? Po ostatnim zielarstwie nie mogę znieść ich zachowania! Tylko gadają i się bawią. A potem muszę wysłuchiwać: "Granger, a czemu to takie dźwięki wydaje? Granger, a czemu to nie rośnie?". Można oszaleć!

- Kogoś nam to przypomina, co nie? - zadrwił Harry.

- No chyba! - mruknął Ron.

- To co, kiedy idziemy do tego Hogsmeade? - spytała Hermiona.

- Może o dziesiątej wyjdziemy sobie ze szkoły? - zaproponował Harry.

- Dobra! - zawołali jednocześnie Ron i Hermiona.

Gdy skończyli śniadanie i byli ku drzwi, stół Ślizgonów głośno zabuczał na ich widok. Niewiadomo dlaczego, a Ron stwierdził, że wszystkie ślizgońskie dzieciaki z tego rocznika mają nierówno pod sufitem. Poszli do pokoju wspólnego, skąd dobiegały przeraźliwe krzyki, jakby ktoś się kłócił.

- Czego się tak drzecie?! Na korytarzu was słychać! - wrzasnął Harry po wejściu do środka.

- Nigdzie nie ma mojej żaby! - zawołał Neville.

- A nie czasem ropuchy? - spytała niepewnie Hermiona.

- Nie, mam nowe zwierzę, to jest żaba! - jęknął Neville. - A przynajmniej była!

- Przecież musi gdzieś być. - rzekła Luna.

- Gdzie ją ostatnio widziałeś? - spytała Ginny.

- No leżała sobie grzecznie w swoim akwarium, dawałem jej jeść, odwróciłem się na pięć sekund i zniknęła. - powiedział Neville.

- Na pewno nie uciekła. - oznajmiła Hermiona. - W końcu gdyby miała uciec, to zrobiłaby to już dawno.

Nagle w kącie pokoju rozległ się głośny skrzek.

- Kropka, czy to ty? - spytał z nadzieją Neville.

Podszedł do danego miejsca i... jego oczom ukazała się ukochana żaba.

- I co? - uśmiechnął się George. - Było tak panikować?

- Kropeczko, jak ja się strachu przez ciebie najadłem. - Neville zignorował uwagę George'a.

- Skoro już wszystko w porządku, to możemy iść? - spytała Hermiona Harry'ego i Rona.

- A dokąd się wybieracie? - spytała Ginny.

- Do Hogmeade. - odparł Ron.

- A to idźcie, idźcie. - rzekła Ginny.

Cała trójka wyszła z dormitorium. Nagle usłyszeli dziwny śmiech dochodzący z jednej z sal. To Irytek Poltergeist, szkolny duch, który zgodnie z imieniem irytuje wszystko i wszystkich. Gdy wyleciał z sali i napotkał Harry'ego, Rona i Hermionę, zaśmiał im się w twarz i powiedział, że nigdzie nie wyjdą. Na pytanie "dlaczego" odpowiedział głupawo: "Bo nie! Hahaha!". Wszyscy troje wzruszyli ramionami i udali się do wyjścia. Niestety w porę dogonił ich Irytek, który zagrodził im drzwi wyjściowe.

- Nigdzie nie wyjdziecie! Hahaha! Nie rozumiecie?! Nigdzie nie wyjdziecie! - ryknął Irytek zamykając drzwi na klucz.

- Irytku, choć raz nie bądź irytujący... - jęknął Ron, co jeszcze bardziej rozśmieszyło ducha.

- Czekaj, Ron. To trzeba zrobić tak. - mruknęła Hermiona. - Drętwota!

Irytek momentalnie zdrętwiał w powietrzu. Był przerażony jak nigdy.

- Ale to nie na zawsze? - spytał Harry. - Wyobrażasz sobie, co powie pani McGonagall?

- Wyobrażam sobie. - odparła Hermiona. - Będzie tak wisiał z godzinkę, nie dłużej. Zresztą myślisz, że ktoś by mnie za to ukarał? Ludzie by się ucieszyli!

- No w sumie. - stwierdził Harry.

- Ale jak chcesz stąd wyjść? - spytał Ron.

- Czy wyście zupełnie ogłupieli?! - zaśmiała się Hermiona. - Alohomora!

Chłopcy spojrzeli na siebie i popukali się w głowę. Jak można nie znać tak prostego zaklęcia? Drzwi od razu się otworzyły i przyjaciele wyszli na podwórze. Koniec października, a pogoda jest cudowna! Takie rzeczy tylko w Hogwarcie. Do Hogsmeade mają dość daleko, więc nie spieszyli się. Wręcz przeciwnie - spokojnie spacerowali, rozmawiali i się śmiali. Ron stwierdził, że zdoła przejść przez pokrzywy bez cierpienia i zerwać bukiet malw dla Hermiony. Jednak z tych dwóch zamierzeń udało mu się jedynie nazrywać kwiatów. Po powrocie z tej "wyprawy" przyznał, że pokrzywy okropnie go poparzyły i czy Harry i Hermiona znają jakieś zaklęcie na uśmierzenie bólu. Oczywiście dziewczyna i tym razem nie zawiodła i w podziękowaniu za bukiet zawołała:

- Episkey!

Gdy Ron przestał cierpieć, poszli w dalszą drogę. Dotarli do Hogsmeade i pierwszą myślą był... Pub pod Trzema Miotłami. Zamówili po piwie kremowym, które smakowało niesamowicie. Harry i Ron tak pili, że zupełnie nieświadomie zrobili sobie wąsy pod nosem. Nie rozumieli, z czego Hermiona tak się śmieje. Po wyjściu udali się do Miodowego Królestwa i kupili nieprawdopodobną ilość słodyczy. Najbardziej byli dumni z nabytych Fasolek Wszystkich Smaków Bertiego Botta. Zrobią sobie ucztę w pokoju i sprawdzą jakie smaki się tam znajdują. Popijając mus dyniowy napotkali dwie osoby, których najmniej oczekiwali. Draco Malfoy i jego nierozłączny towarzysz Gregory Goyle. No gorzej być nie mogło! Wszyscy trzej starali się nie zwracać na nich uwagi, ale było już za późno.

- Jest i nasze Golden Trio! - zawołał Malfoy. Ten zimny, bezbarwny głos doprowadzał ich już do szału.

- Widzę, że otrząsnąłeś się po wczorajszej przygodzie. - rzekł Harry. Zawsze zastanawiał się, dlaczego Goyle nic nie mówi. Może nie umie? W sumie to całkiem możliwe, to bezmózgie coś nie potrafi pewnie nawet zdania ułożyć.

- E tam, przygoda, o której mówisz nie ma znaczenia. - stwierdził Malfoy udając bohatera. - Przecież ten hipogryf nic mi nie zrobił, więc po czym miałem się otrząsać?

- Wczoraj wieczorem sprawiałeś inne wrażenie. - powiedział Ron.

- Dobra, to już nie ważne. - odrzekł wymijająco Malfoy. - Powiedzcie mi lepiej, co wy tu robicie?

- Lepiej ty nam powiedz. - odparł Harry. - Co, zamieszkałeś tutaj?

- Żebyś wiedział, Potter. - uśmiechnął się szyderczo Malfoy. - Razem z Goyle'em wynajmujemy sobie pokoik w zapleczu Trzech Mioteł.

- Wiesz, Malfoy, ja bym się nie chwaliła. - rzuciła Hermiona powstrzymując śmiech.

- Nie odzywaj się, Granger. - burknął Malfoy. - Rozumiem, że stać było was na zakup tylu słodyczy... Weasley, nie lepiej zaoszczędzić na ubranka dla rodziny? Twój ojciec nie byłby zachwycony gdyby wiedział, że tak wydajesz pieniądze.

- Odwal się od jego rodziny, Malfoy. - powiedział Harry jednocześnie zatrzymując Rona, który najchętniej przywaliłby wrogowi w oko.

- Potter, weź mi lepiej nie przerywaj. - ciągnął Malfoy. - Tacy jak ty to raczej nie kończą dobrze...

- ZAMKNIJ SIĘ! - wrzasnęła Hermiona. - Możesz się w końcu od nas odwalić?!

- Jest jakiś problem? - spytał drwiąco Malfoy.

- Tak i to duży! Czy ty nigdy się od nas nie odwalisz?! - ryknęła Hermiona.

- Nie będziesz mi rozkazywała, ty pusta, podła szlamo... - odparł bezdusznie Malfoy.

Dla Hermiony to było już za wiele. Chwyciła różdżkę, podeszła do Malfoya, złapała go za głowę i mruknęła:

- No to teraz będziesz się mnie słuchał jak nigdy... Crucio!

Harry i Ron nie mogli uwierzyć w to, co widzą. Oto przed nimi stała Hermiona, zawsze wzorowa uczennica, przestrzegająca regulaminu szkoły jak nikt inny, która teraz zadawała Malfoyowi cierpienia, jakich nigdy nie doświadczył. Na szczęście nikogo w pobliżu nie było i miała pełne pole do popisu. Rzucała chłopakowi bóle to tu, to tam i wydawało się, że nigdy nie skończy. Malfoy miał bardziej przerażoną minę, niż po wczorajszym spotkaniu z hipogryfem. W końcu zdołał wyjąkać:

- Granger... błagam... zostaw mnie już... błagam!

Lecz Hermiona ani myślała go zostawić. Gdy spojrzała na niego od stóp do głów dodała:

- Hmm, gdzie jeszcze nie boli...

- WSZĘDZIE BOLI, GRANGER, ZOSTAW MNIE! - wrzasnął Malfoy.

- Milcz! Ja tobie nie przerywałam. - krzyknęła Hermiona. - Na czym to ja skończyłam... tutaj boli, tutaj na pewno, tutaj nie do końca, ale wystarczy... Coś ominęłam...? Ach, no tak, zapomniałam.

I w tym momencie dziewczyna trzasnęła go z całej siły w... każdy wie, w co. Malfoy zawył z bólu głośniej, niż wilkołak przy pełni Księżyca. Gdy Hermiona skończyła z dodatkowymi torturami, chłopak rzucił się na ziemię płacząc i dygocząc z bólu i strachu. Spojrzał na Hermionę, potem na Goyle'a, dał mu znak i obaj popędzili w stronę Pubu pod Trzema Miotłami.

Natomiast Harry i Ron patrzyli osłupieni na Hermionę, jakby Voldemorta zobaczyli. Dziewczyna spoglądała na oddalających się chłopców z wyraźnym triumfem na twarzy. Harry przełknął ślinę i odezwał się:

- Hermiona... ja cię przepraszam, ale zupełnie przestaję cię poznawać.

- Nie obraź się proszę, ale... - dodał Ron. - Zaczynam się ciebie trochę bać.

- Oj, nie martwcie się. - uśmiechnęła się Hermiona. - Ja to zrobiłam dla naszego dobra. Teraz ten kretyn nie zbliży się do nas już nigdy.

- Rozumiem cię, ale... - jęknął Harry. - Nie sądzisz, że on może to komuś naskarżyć?

- Nie sądzę. - odparła Hermiona ze spokojem. - Na jego miejscu wolałabym nic nikomu nie mówić.

- I nie masz żadnych wyrzutów sumienia? - spytał niepewnie Ron. Wciąż patrzył na nią jak na morderczynię.

- Zwariowałeś?! - zdziwiła się Hermiona. - Nie mam żadnych wyrzutów, wręcz przeciwnie. Czuję, że wreszcie nie dałam sobie popalić! Zapłacił mi za te wszystkie szlamy, podśmiewajki z twojej rodziny, Ron i podłą zazdrość do ciebie, Harry. Żałuję, że nie zrobiłam tego już wcześniej.

- A... a jeśli znowu zacznie to robić? - spytał Harry.

- Po pierwsze okaże się kompletnym durniem, choć i tak już nim jest. - odparła Hermiona. - A po drugie dostanie kolejną dawkę boleści, oczywiście dużo większą. Ale zapewniam was, on już nigdy się do nas nie odezwie, uwierzcie mi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro