Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. Złość

To jest ten sam kociołek, pomyślał Harry. To musi być ten sam kociołek. Przecież na tamtym było napisane niemal to samo! Ron, Hermiona, George i Ginny, którym Harry zdążył opowiedzieć o znalezisku z dnia oprowadzania drużyny narodowej po zamku, więc ich zdziwione miny były jak najbardziej uzasadnione. Jedynie Bill i Charlie, nie wiedząc o pochodzeniu żadnej ze znalezionych przedmiotów, a już tym bardziej tego garnuszka, brali po kolei każdą rzecz z szeroko otwartymi oczami. Popatrzyli na pozostałą piątkę z pytającym spojrzeniem, pokazując napis na kociołku.

- My już widzieliśmy ten kocioł. - rzekł Harry.

- Jak to? - zdziwił się Bill.

- On jest w Hogwarcie. W takiej gablocie na drugim piętrze. Tam są nagrody, szaliki i tak dalej. Ten kocioł też tam był. Widziałem go, gdy oprowadzałem drużynę quidditcha po zamku. - dodał Harry.

- Ale jak ten sam... mógł... tam...

- Właśnie nie wiem. - odparł Harry zakłopotany.

- No a te pozostałe rzeczy? - zapytał Charlie.

- To jakieś rupiecie. - skrzywił się Ron. - Ktoś tu potrafi identyfikować różdżki?

- Daj. - powiedziała Hermiona, biorąc do ręki długą różdżkę i dotykając jej prawie jak kiedyś pan Ollivander. - To jest... czternaście cali, włos z ogona testrala i jabłoń, niezbyt giętka.

- Gdzie ty się nauczyłaś...?! - zdziwił się George.

- Nieważne. - rzuciła Hermiona, chwytając drugą różdżkę. - Ta ma dziewięć i pół cala, włókno ze smoczego serca i wiśnia, sztywna.

- Mogą się nam przydać, w razie gdyby któraś z naszych się złamała. Oczywiście, W RAZIE GDYBY. - dodał Bill, widząc złowrogie spojrzenie Ginny.

- Pragnę ci jedynie przypomnieć, że włókno ze smoczego serca jest do czarnoksięskich zaklęć. - warknęła Ginny.

- Wiecie, że siedzimy tu już prawie godzinę? - odezwał się Harry, zerkając na zegarek i chcąc załagodzić zepsutą atmosferę. - Chodźmy na dwór, pogramy w quidditcha.

Po minach jego towarzyszy widział, że według nich to nie jest odpowiedni moment na quidditcha. Pomimo to każdy potwierdził, że najwyższa pora rozluźnić tę napiętą atmosferę. Harry mógł przysiąc, że każdego - a najbardziej piątkę rodzeństwa - przeraża to, jak mogą na wszystko zareagować państwo Weasleyowie. Rodzina spokrewniona z Gryffindorami? Ale jak, skąd, z kim... Te pytania tak rozdrażniły Harry'ego, że nawet nie miał już ochoty na quidditcha, a bardzo mu go brakowało. Z zamyślenia wyrwał go George, który po wyjściu na podwórko zaczął dziwnie krzyczeć.

- Chodźcie tu! Patrzcie, co znalazłem!

Okazało się, że gdy chłopak wskakiwał na miotłę, ta przez przypadek wbiła się w ziemię, a z niej wyłoniło się coś twardego. I nie był to żaden kamień. Bardziej przypominało niewielką, zabrudzoną blaszkę.

- To jakiś śmieć! - krzyknęła Ginny z obrzydzeniem. - Weź to wywal!

- Niee, to nie jest śmieć. To jest coś ważnego. - stwierdziła Hermiona, przyglądając się znalezisku. Po chwili wzięła blaszkę do ręki i wytarła o kant bluzki.

- Co ty robisz... - syknął Harry, lecz na próżno, bo Hermiona dostrzegła w blaszce coś dziwnego.

- Patrzcie. - szepnęła. - Tutaj widzę jakieś pazury.

- A tutaj jest głowa lwa. Czy to możliwe...? - dodał Ron.

- Och, tak! Wiem! - zawołała nagle Hermiona. - My... musimy iść do waszych rodziców! Trzeba im to wszystko wreszcie powiedzieć.

Tym razem nikt nie był już temu przeciwny. Hermiona trzymała w dłoniach blaszkę i przyglądała się jej uważnie. Gdy cała siódemka weszła do kuchni, państwo Weasley nie kryli nawet zdziwienia, że wrócili po niecałych dziesięciu minutach.

- Co się stało? Nie pada, a chyba mieliście grać w quidditcha? - zaczęła pani Weasley. - Hermiono, co to jest? - dodała, spoglądając z zaciekawiem na blaszkę.

Ona, Harry i Ron opowiedzieli wszystko. O albumie. O znaleziskach z piwnicy. O tym, co Hermiona przeczytała w książkach. A co za tym idzie, o całym prawdopodobieństwu spokrewnienia Weasleyów z Gryffindorami. Mina Molly rzednęła z każdym ważniejszym słowem, a Artur po zakończeniu opowieści szybko zerwał się z miejsca i przeszedł od razu do sedna.

- Jak długo to przed nami ukrywacie? - zapytał, starając się ukryć zdenerwowanie.

- Tato, my chcieliśmy... - jęknęła Ginny.

- Pytam, jak długo to ukrywacie?

- Od niecałych dwóch dni, ale... - wyjaśnił Ron.

- DOSYĆ!

- Arturze! - zawołała pani Weasley.

- Przepraszam. - rzucił pan Weasley. - Kolejne pytanie: kto się o tym wszystkim dowiedział jako pierwszy?

Każdemu było głupio wskazać Hermionę, tym bardziej, że pan Weasley nie był do końca w odpowiedzialności, żeby na nią nakrzyczeć. Harry chyba pierwszy raz widział Artura tak zdenerwowanego, szczególnie na swoje dzieci. Wreszcie jednak spojrzeli delikatnie na Hermionę. Natomiast Ron zerknął tylko na nią z ukosa, a na dłużej popatrzył na Ginny.

- Ja? - zdziwiła się.

- Jak to nie? Przecież dowiedziałaś się o tym z Hermioną tamtej nocy! - zawołał Ron.

- Halo, halo, teraz nie pora na kłótnie! Zaraz... - zamyślił się Artur. - Gdzie jest schowany ten cały album?

- W piwnicy. - odparł Harry.

- A nie myślisz, Arturze... - zaczęła pani Weasley. Wszyscy od razu się do niej odwrócili. - Nie myślisz, że te wszystkie zniszczenia, które się stały mogą być przyczyną działania albumu?

- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał pan Weasley.

- Skoro on tak dziwnie zareagował na wyczute pamiątki po Gryffindorach, to być może spowodował te zniszczenia, bo...

- Przecież to niedorzeczne, Molly! - zawołał pan Weasley ze złością, jak również z politowaniem. - Przecież album cały czas leżał w piwnicy. Jakim więc cudem mógłby "zrobić", no nie wiem... dziurę w oknie, oderwać dachówki i ukraść firankę?

- Nie wiem, Arturze, nie wiem! - pisnęła Molly. - Sam powiedziałeś przed chwilą, żebyśmy się nie kłócili!

- Przepraszam. - powtórzył Artur. - Po prostu... ja nie umiem pojąć, że mamy jeszcze jakichś przeraźliwie dalekich krewnych... i to jakich krewnych! To niemożliwe, po prostu niemożliwe...

Nastało milczenie. Takie milczenie, którego nie dało się wytrzymać, bo było niemiło drętwe.

- Ale dlaczego niemożliwe? - spytał nagle Harry. Poczuł na sobie przestraszone spojrzenie Rona i Hermiony, które mówiło, żeby raczej nie wdawał się w dyskusję z pane Weasleyem, lecz chłopak się tym nie przejął. - Nie zastanawiał się pan czasem, dlaczego praktycznie cała wasza rodzina będąc w Hogwarcie należała do Gryffindoru? Bo nie sądzę, żeby na każdego przypadały niemal te same cechy Gryfona...

- Harry, sugerujesz coś? - jęknęła pani Weasley.

- W żadnym wypadku, pani Weasley. - odparł stanowczo Harry. - Po prostu dziwi mnie to, że według pana ta sprawa jest niemożliwa.

- A masz jakiś pomysł, żeby sprawdzić, czy to prawda? - rzucił pan Weasley wzruszając ramionami.

- Ja mam. - wtrącił się Ron. - Wystarczy po prostu przejść się z tym albumem po całym domu i okolicy. Przecież te pamiątki mogą się znajdować wszędzie, no nie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro