20. Lwy, orły, borsuki i węże
- Co to...
- Znalazłam to przy schodach. - odparła Ginny wzdrygając się.
- Ale skąd to się tu wzięło? - zapytał przerażony Harry.
Ginny trzymała w ręku niewielki, zakrwawiony kociołek. Harry mocno mu się przyjrzał. Czy to możliwe? Czy to jest ten sam kociołek, co...
- Leżał dokładnie tam... - rzuciła Ginny wskazując na dane miejsce.
- Przecież tam jest... - jęknęła Hermiona.
- ...pokój rodziców! - wrzasnął Ron i popędził na drugi koniec korytarza. Bał się, że coś stało się pani Weasley. Wpadł z hukiem do pokoju, w którym spokojnie siedziała Molly. Chłopak odetchnął z ulgą, że nic się nie stało i już miał wychodzić, gdy usłyszał dziwne dźwięki. To jego mama płakała. Postanowił ją spytać, dlaczego.
- Bo ja nadal nie wiem... - powiedziała przez łzy. - ...c-co się... dziej-je z... P-percym...
Ron nie wiedział, co zrobić. Z jednej strony powinien pocieszyć własną mamę. Z drugiej strony wolał nic nie mówić, bo najchętniej zwymyślałby tylko brata. Po prostu podszedł do niej i ją przytulił. Gesty często robią więcej, niż słowa. Rodzice zawsze mu to powtarzali.
- Ron, co ty tam... - powiedziała Ginny, wpadając do pokoju. - Och, mamo... - Dziewczyna od razu rozpoznała, o co chodzi. Pani Weasley była osobą odważną, ale też bardzo wrażliwą. A jeśli chodzi o trzeciego najstarszego syna, to nie tylko ona to przeżywała.
- Ron, idź już, ja tu chwilę zostanę. - rzuciła Ginny. Ron wstał niechętnie, jednak wiedział, że Ginny chce głównie sprawdzić pokój, w którym być może jest więcej śladów "zbrodni".
- Wszystko w porządku. - oznajmił Ron Harry'emu, Hermionie i George'owi. Szybko wyjaśnił, co go tak zatrzymało.
- No, a ten kocioł skąd się tam wziął? - zapytał Harry.
- Zapomniałem spytać. - jęknął Ron. - Ale Ginny została, żeby... Ej, dokąd on pobiegł?
Gdy tylko Harry wspomniał o kotle, George zbiegł na dół. Reszta zrobiła to samo. Chłopak zatrzymał się przy drzwiach od piwnicy, wziął głęboki oddech i nacisnął klamkę. Po włączeniu światła ukazało się pomieszczenie pełne pajęczyn, grubej warstwy kurzu i regałów z przeróżnymi rzeczami. Harry domyślił się, po co George ich tu zaprowadził. Na owych regałach stały bowiem rzędy kociołków... a jeśli tu będzie ten sam, który znajduje się w gablocie w Hogwarcie? Ach, to przecież niemożliwe...
- Chłoszczyć! - ryknęła Hermiona kierując różdżkę w każdy możliwy skrawek piwnicy.
- Po co to robisz? - zapytał Ron zdawkowym tonem.
- Chyba nie chcesz niczego tu szukać w tym brudzie... - mruknęła Hermiona. - A zapewniam cię, że znajdziesz tu sporo pająków. Więc może mi pomożesz?
- Aaaa... jasne. - Rona po raz kolejny wstrząsnęła możliwość kontaktu ze znienawidzonymi stworzeniami.
Cała czwórka raz po raz rzucała zaklęcia porządkując pomieszczenie, a było one spore. Po paru minutach piwnica wyglądała jak nowa. Jednak jak Harry mógł znaleźć mały garnuszek z wygrawerowanym napisem "ALEX, JOANNE I GODRYK GRYFFINDOROWIE"? Było to niemal niemożliwe. Jednak z myśli wyrwała go Hermiona.
- Chłopaki! Patrzcie, co znalazłam! - zawołała.
- Co? - spytał Harry z nadzieją, że jest to upragniony kocioł.
- Ta książka ma jakieś setki lat. - westchnęła Hermiona zdmuchując kurz ze zdobyczy. Książka była niebywale gruba. Jednak to nie mogła być grubość samej książki, bo coś z niej wystawało.
- To nie jest książka. - rzekł Ron. - To jest album. Tutaj znajduje się mnóstwo fotografii. A spójrz na ten napis!
- "Historia Gryfonów". - odczytała Hermiona. - Co to może oznaczać?
- Na pewno nie chodzi o uczniów Hogwartu. - powiedział George stanowczo. - Tu chyba chodzi o rodzinę.
Cała piątka (w międzyczasie wróciła Ginny) przycupnęła na zabrudzonej podłodze. Hermiona otworzyła album i pierwsze zdjęcie przedstawiało roześmianego dwunastolatka o płomiennorudej czuprynie i okrągłych zielonych oczach. Obok niego najwidoczniej stali jego rodzice. Na czarnej bluzce chłopca dało się dostrzec złotego lwa. To musiał być mały Godryk Gryffindor.
- Stoją przed domem. - zauważyła Hermiona. - I nie jest to Nora. To musi być jeden z dwóch pierwszych miejsc zamieszkania.
- Nie dziwę się. - mruknął Ron. - Wkońcu oni zmieniali dom najwyżej co rok, a on ma tutaj z jedenaście lub dwanaście.
- A co oznacza ten lew na koszulce? - zapytał Harry. - Na pewno nie dom lwa.
- Coś ty, Harry, nie pomyślałabym. - prychnęła Hermiona. - Wiecie co, chyba wiem, co to jest...
- No?
- Domyślam się, że żadne z was nie skojarzy tego co powiem, bo tylko ja tutaj przeczytałam "Historię Hogwartu"...
- Najprawdopodobniej. - jęknął Ron.
- ...ale nie tylko to. Bo życiorysów założycieli Hogwartu nie znajdziecie w tej książce. Do tego trzeba słuchać na historii magii albo udać się do działu Ksiąg Zakazanych.
- Dlaczego tam? - zdziwił się George. - To znaczy, że nawet zwykły Puchon nie może od tak po prostu poznać biografii Helgi Hufflepuff?
- Bo tu nie chodzi o Hufflepuff. - odparła Hermiona. - W większości chodzi tu o Salazara Slytherina. Wiecie, on miał dosyć kontrowersyjną historię, a szkoła nie za bardzo chciała przekazywać takich informacji.
- Ale ty miałaś nam powiedzieć, o co chodzi z tym lwem na koszulce, mnie nie interesuje Slytherin... - warknął Ron.
- No właśnie mówię! Takich rzeczy trzeba po prostu szukać... Może nawet nie wiecie, dlaczego w herbach domów znajduje się lew, orzeł, borsuk i wąż! - zawołała Hermiona. - Bo na przykład dlaczego w herbie Ravenclawu jest orzeł, skoro "raven" to kruk?
- Może dlatego, że Krukoni muszą być mądrzy i inteligentni, a taki jest orzeł? - zasugerowała Ginny.
- Brawo, Ginny, właśnie tak! - ucieszyła się Hermiona. - I taka była też sama Rowena Ravenclaw! A reszta? Dlaczego tak?
- Nooo... w Slytherinie jest wąż, bo "slyth" znaczy śliski, a Ślizgoni są zazwyczaj tacy... sprytni jak wąż? - zastanowił się Ron.
- Ron, wreszcie zaczynasz myśleć! - zawołała Hermiona przytulając chłopaka i klaszcząc. - W Hufflepuffie już nie wyjaśnimy tego według samej nazwy, ale Puchoni są uczynni i pracowici... Taka była Helga Hufflepuff i takie są borsuki!
- No dobrze, to wyjaśnij mi taką rzecz... - zastanowił się George. - Dlaczego w takim razie w herbie Gryffindoru znajduje się lew, a nie na przykład orzeł? Przypominam, że gryf jest krzyżówką lwa i orła...
- Posłuchaj mnie, głąbie. - warknęła Hermiona. - Po pierwsze: nie mogło być orła, bo ten był już w herbie Ravenclawu. Po drugie: jakie są główne cechy Gryfona?
- No... odwaga, męstwo, szlachetność...
- I takie są lwy! Taki był też Godryk Gryffindor! - zawołała Hermiona. - Co wyjaśnia, dlaczego...
- Dlaczego Godryk ma na tym zdjęciu koszulkę z lwem! - wyrwał się Harry. - Lubił lwy, bo były takie same jak on: odważne, mężne lub szlachetne...
- Harry, kocham cię! - krzyknęła Hermiona i już chciała się na niego rzucić i pocałować w czoło, gdy dostrzegła grobowe spojrzenia Rona i Ginny zmieszane z nutą rozbawienia, więc przystała na mocnym uścisku. - Rozumiecie już?
- Szczerze? Zrozumiałem jedynie to, dlaczego mały Godryk miał na koszulce lwa... czekaj, daj mi dokończyć. - dodał szybko Ron, widząc otwarte usta Hermiony. - Ale wyjaśni mi ktoś, dlaczego jego ojciec jest tak dziwnie podobny do naszego? - zapytał wertując strony i wskazując wysokiego, lekko łysiejącego mężczyznę. Warto dodać, że to zdjęcie zostało zrobione już przed Norą.
Hermiona zamilkła i spojrzała na album. Przyglądała się raz chłopcu, a raz Ronowi, George'owi i Ginny. Po chwili powiedziała cicho:
- Myślę, że ktoś z obecnych w tym domu może mieć jakieś nieznane nam korzenie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro