Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. Lwy, orły, borsuki i węże

- Co to...

- Znalazłam to przy schodach. - odparła Ginny wzdrygając się.

- Ale skąd to się tu wzięło? - zapytał przerażony Harry.

Ginny trzymała w ręku niewielki, zakrwawiony kociołek. Harry mocno mu się przyjrzał. Czy to możliwe? Czy to jest ten sam kociołek, co...

- Leżał dokładnie tam... - rzuciła Ginny wskazując na dane miejsce.

- Przecież tam jest... - jęknęła Hermiona.

- ...pokój rodziców! - wrzasnął Ron i popędził na drugi koniec korytarza. Bał się, że coś stało się pani Weasley. Wpadł z hukiem do pokoju, w którym spokojnie siedziała Molly. Chłopak odetchnął z ulgą, że nic się nie stało i już miał wychodzić, gdy usłyszał dziwne dźwięki. To jego mama płakała. Postanowił ją spytać, dlaczego.

- Bo ja nadal nie wiem... - powiedziała przez łzy. - ...c-co się... dziej-je z... P-percym...

Ron nie wiedział, co zrobić. Z jednej strony powinien pocieszyć własną mamę. Z drugiej strony wolał nic nie mówić, bo najchętniej zwymyślałby tylko brata. Po prostu podszedł do niej i ją przytulił. Gesty często robią więcej, niż słowa. Rodzice zawsze mu to powtarzali.

- Ron, co ty tam... - powiedziała Ginny, wpadając do pokoju. - Och, mamo... - Dziewczyna od razu rozpoznała, o co chodzi. Pani Weasley była osobą odważną, ale też bardzo wrażliwą. A jeśli chodzi o trzeciego najstarszego syna, to nie tylko ona to przeżywała.

- Ron, idź już, ja tu chwilę zostanę. - rzuciła Ginny. Ron wstał niechętnie, jednak wiedział, że Ginny chce głównie sprawdzić pokój, w którym być może jest więcej śladów "zbrodni".

- Wszystko w porządku. - oznajmił Ron Harry'emu, Hermionie i George'owi. Szybko wyjaśnił, co go tak zatrzymało.

- No, a ten kocioł skąd się tam wziął? - zapytał Harry.

- Zapomniałem spytać. - jęknął Ron. - Ale Ginny została, żeby... Ej, dokąd on pobiegł?

Gdy tylko Harry wspomniał o kotle, George zbiegł na dół. Reszta zrobiła to samo. Chłopak zatrzymał się przy drzwiach od piwnicy, wziął głęboki oddech i nacisnął klamkę. Po włączeniu światła ukazało się pomieszczenie pełne pajęczyn, grubej warstwy kurzu i regałów z przeróżnymi rzeczami. Harry domyślił się, po co George ich tu zaprowadził. Na owych regałach stały bowiem rzędy kociołków... a jeśli tu będzie ten sam, który znajduje się w gablocie w Hogwarcie? Ach, to przecież niemożliwe...

- Chłoszczyć! - ryknęła Hermiona kierując różdżkę w każdy możliwy skrawek piwnicy.

- Po co to robisz? - zapytał Ron zdawkowym tonem.

- Chyba nie chcesz niczego tu szukać w tym brudzie... - mruknęła Hermiona. - A zapewniam cię, że znajdziesz tu sporo pająków. Więc może mi pomożesz?

- Aaaa... jasne. - Rona po raz kolejny wstrząsnęła możliwość kontaktu ze znienawidzonymi stworzeniami.

Cała czwórka raz po raz rzucała zaklęcia porządkując pomieszczenie, a było one spore. Po paru minutach piwnica wyglądała jak nowa. Jednak jak Harry mógł znaleźć mały garnuszek z wygrawerowanym napisem "ALEX, JOANNE I GODRYK GRYFFINDOROWIE"? Było to niemal niemożliwe. Jednak z myśli wyrwała go Hermiona.

- Chłopaki! Patrzcie, co znalazłam! - zawołała.

- Co? - spytał Harry z nadzieją, że jest to upragniony kocioł.

- Ta książka ma jakieś setki lat. - westchnęła Hermiona zdmuchując kurz ze zdobyczy. Książka była niebywale gruba. Jednak to nie mogła być grubość samej książki, bo coś z niej wystawało.

- To nie jest książka. - rzekł Ron. - To jest album. Tutaj znajduje się mnóstwo fotografii. A spójrz na ten napis!

- "Historia Gryfonów". - odczytała Hermiona. - Co to może oznaczać?

- Na pewno nie chodzi o uczniów Hogwartu. - powiedział George stanowczo. - Tu chyba chodzi o rodzinę.

Cała piątka (w międzyczasie wróciła Ginny) przycupnęła na zabrudzonej podłodze. Hermiona otworzyła album i pierwsze zdjęcie przedstawiało roześmianego dwunastolatka o płomiennorudej czuprynie i okrągłych zielonych oczach. Obok niego najwidoczniej stali jego rodzice. Na czarnej bluzce chłopca dało się dostrzec złotego lwa. To musiał być mały Godryk Gryffindor.

- Stoją przed domem. - zauważyła Hermiona. - I nie jest to Nora. To musi być jeden z dwóch pierwszych miejsc zamieszkania.

- Nie dziwę się. - mruknął Ron. - Wkońcu oni zmieniali dom najwyżej co rok, a on ma tutaj z jedenaście lub dwanaście.

- A co oznacza ten lew na koszulce? - zapytał Harry. - Na pewno nie dom lwa.

- Coś ty, Harry, nie pomyślałabym. - prychnęła Hermiona. - Wiecie co, chyba wiem, co to jest...

- No?

- Domyślam się, że żadne z was nie skojarzy tego co powiem, bo tylko ja tutaj przeczytałam "Historię Hogwartu"...

- Najprawdopodobniej. - jęknął Ron.

- ...ale nie tylko to. Bo życiorysów założycieli Hogwartu nie znajdziecie w tej książce. Do tego trzeba słuchać na historii magii albo udać się do działu Ksiąg Zakazanych.

- Dlaczego tam? - zdziwił się George. - To znaczy, że nawet zwykły Puchon nie może od tak po prostu poznać biografii Helgi Hufflepuff?

- Bo tu nie chodzi o Hufflepuff. - odparła Hermiona. - W większości chodzi tu o Salazara Slytherina. Wiecie, on miał dosyć kontrowersyjną historię, a szkoła nie za bardzo chciała przekazywać takich informacji.

- Ale ty miałaś nam powiedzieć, o co chodzi z tym lwem na koszulce, mnie nie interesuje Slytherin... - warknął Ron.

- No właśnie mówię! Takich rzeczy trzeba po prostu szukać... Może nawet nie wiecie, dlaczego w herbach domów znajduje się lew, orzeł, borsuk i wąż! - zawołała Hermiona. - Bo na przykład dlaczego w herbie Ravenclawu jest orzeł, skoro "raven" to kruk?

- Może dlatego, że Krukoni muszą być mądrzy i inteligentni, a taki jest orzeł? - zasugerowała Ginny.

- Brawo, Ginny, właśnie tak! - ucieszyła się Hermiona. - I taka była też sama Rowena Ravenclaw! A reszta? Dlaczego tak?

- Nooo... w Slytherinie jest wąż, bo "slyth" znaczy śliski, a Ślizgoni są zazwyczaj tacy... sprytni jak wąż? - zastanowił się Ron.

- Ron, wreszcie zaczynasz myśleć! - zawołała Hermiona przytulając chłopaka i klaszcząc. - W Hufflepuffie już nie wyjaśnimy tego według samej nazwy, ale Puchoni są uczynni i pracowici... Taka była Helga Hufflepuff i takie są borsuki!

- No dobrze, to wyjaśnij mi taką rzecz... - zastanowił się George. - Dlaczego w takim razie w herbie Gryffindoru znajduje się lew, a nie na przykład orzeł? Przypominam, że gryf jest krzyżówką lwa i orła...

- Posłuchaj mnie, głąbie. - warknęła Hermiona. - Po pierwsze: nie mogło być orła, bo ten był już w herbie Ravenclawu. Po drugie: jakie są główne cechy Gryfona?

- No... odwaga, męstwo, szlachetność...

- I takie są lwy! Taki był też Godryk Gryffindor! - zawołała Hermiona. - Co wyjaśnia, dlaczego...

- Dlaczego Godryk ma na tym zdjęciu koszulkę z lwem! - wyrwał się Harry. - Lubił lwy, bo były takie same jak on: odważne, mężne lub szlachetne...

- Harry, kocham cię! - krzyknęła Hermiona i już chciała się na niego rzucić i pocałować w czoło, gdy dostrzegła grobowe spojrzenia Rona i Ginny zmieszane z nutą rozbawienia, więc przystała na mocnym uścisku. - Rozumiecie już?

- Szczerze? Zrozumiałem jedynie to, dlaczego mały Godryk miał na koszulce lwa... czekaj, daj mi dokończyć. - dodał szybko Ron, widząc otwarte usta Hermiony. - Ale wyjaśni mi ktoś, dlaczego jego ojciec jest tak dziwnie podobny do naszego? - zapytał wertując strony i wskazując wysokiego, lekko łysiejącego mężczyznę. Warto dodać, że to zdjęcie zostało zrobione już przed Norą.

Hermiona zamilkła i spojrzała na album. Przyglądała się raz chłopcu, a raz Ronowi, George'owi i Ginny. Po chwili powiedziała cicho:

- Myślę, że ktoś z obecnych w tym domu może mieć jakieś nieznane nam korzenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro