Na przód...
#Anabell
- Za półtorej godziny masz spotkanie z kapitanem Kirkiem. - Carol nie daje za wygraną -W co się ubierzesz?
Dopiero co dotarłyśmy na statek i jedyne o czym myśli moja znajoma ze studiów, to w co się ubiorę! Naprawdę!? Z kim ja żyje!?
- Hymmm zastanówmy się. W co mogę się ubrać na spotkanie szefem? Może w sukienkę, która jest jak nasz mundur? Co ty na to?
- A no ok. Nie pomyślałam.
- Muszę się czymś zająć.
- W takim razie idź do Scottiego.
- Do mechanika? -Zapytałam z wątpliwościami. Moja znjoma spojrzała na mnie, jak na głupią. - Dobra, ale najpierw idę do mojego pokoju. Muszę się przebrać.
***
Mój pokój był w pożądku. Łóżko, szafa i szafka nocna. Sama zmieniłam w nim tylko jedno. Postawiłam zdjęcie, przedstawiające mnie z siostrą. Jesteśmy podobne. Mamy kasztanowe włosy, tyle że jej są ciemniejsze. Duże oczy, ja zielone, a ona brązowe. Za to charaktery mamy inne. Luiza przyciąga ludzi swoją wesołością oraz pogodnym i optymistycznym podejściem do życia. Ja za to jestem sarkastyczną egoistką. Mam też zalety. To oczywiste. Ale nie dorównuję jej w byciu dobrym człowiekiem. Ta fotografia uświadamia mi jak bardzo za nią tęsknię.
Na łóżku stawiam torbę. Przebieram się w czerwoną sukienkę, ze srebrną broszką, służącą mi za mundur. Rozpinam klamrę i rozczesuję włosy. Łapie je w dość wysoki koczek. Wszystkie, oprócz niesfornych kosmyków przy twarzy. Mogę już iść do Scottiego.
***
Statek okazał się cudowny. Scotty oprowadza mnie po nim.
- Twój pokój to drugie drzwi, po lewo. - Obwieszcza mechanik.
- Wiem, dziękuję. Już się przebrałam -Odpowiadam, przyglądając się korytarzowi. - Może potrzebujesz mojej pomocy? Muszę się czymś zająć.
- Wydaję mi się, że bardziej przydasz się dr. McCoy'owi i dr. Carol Marcus.
- Dobrze.
Macham Montgomeremu i kieruję się do miejsca, gdzie wreszcie będę mogła wziąć się do roboty.
- No, to naprzód.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro