5
No to teraz wracamy do Wakane. Tak jak mówiłam przy Kaito. Od kiedy tylko nie mogła wyratować swojego brata przed zwierzęciem, to zaczęła ćwiczyć. Nie chciała aby to samo powtórzyło się z Atsuko. Jej młodszą siostrą. Gdy tylko wróciły do domu powiedziały wszystko co się stało. Nawet tą część co musiała go zostawić. Płakała i to bardzo i obwiniała siebie o to, że go zostawiła. O to że poszli do tego lasu. Obwiniała się o wszystko. Jej rodzice nie zaczęli na nią krzyczeć lub wyzywać od najgorszych, że nie umiała obronić brata. Po prostu mocno ją przytulili. Ona na ten gest szerzej otworzyła oczy i nie wierzyła w to co się stało. Była przyzwyczajona do znęcania się czy wyzywania, ale nie do czegoś takiego. Nikt nie czuł do niej urazy po tym, ale ona i tak dążyła w swoje. Po dniu "pogrzebu" obiecała sobie jedno. Już nigdy nie będzie słaba i nigdy nie pozwoli aby ta sama sytuacja się powtórzyła.
Dzień po pogrzebie, gdy wybrała się na spacer po lesie aby możliwe odszukać swego brata, natrafiła na coś innego niż jej brat. Idąc tam miała nadzieję, że go odnajdzie. Że nic mu nie jest. Że wszystko z nim okey. Chodziła i chodziła, ale na nic nie natrafiła. Nawet w tamtym miejscu co go zostawiła, nie było żadnego śladu. Nic. Żadnej krwi, żadnych kości. Chodziła tak pewien czas, aż nie dostrzegła czegoś świecącego w trawie. Ciekawiło ją to, więc podeszła bliżej. Był to automat, o którym wcześniej wspomniałam.
W: "What the...kto to mógł tu zostawić? Albo co się z właścicielem stało..."
Po tamtej sytuacji zaczęła wierzyć legendom góry Ebott, więc obawiała się najgorszego. Dlatego wzięła broń ze sobą. Na wszelki wypadek miała czym się bronić. Nawet jak nie znała się za bardzo na walce. Jak odeszła jakiś dłuższy kawałek z cienia wyłoniły się dwie postacie. Dwa szkielety.
?: "Czemu szef akurat jej kazał nam to zostawić. Nie sądzę aby taka dziewczynka wiedziała cokolwiek o walce lub zabijaniu"
?: "Sam się zastanawiam Killer. Ale nawet ja potrafię powiedzieć, że jej dusza emanuje negatywnymi emocjami"
K: "I tylko dlatego mieliśmy jej dać broń?! No czy jego powaliło! To już u ciebie można by było lepszych morderców znaleźć Howl"
H: "Wiem o tym. Zobaczymy z czasem. Na razie wracajmy do Nightmare'a i powiedzmy mu o tym"
Szkielet o imieniu Howl wyciągnął swoją broń, którą był miecz typu katana, którą dostał od swojego brata.
Ciął nią w powietrze, aby otworzyć swój portal. Nie był najlepszy w te klocki bo jednak, czasami wywalało go do innego świata, ale do zamku Nightmare'a jakoś się udawało bez problemu dotrzeć. Wyszli w sali tronowej, gdzie siedział nie kto inny niż król koszmarów.
N: "I?"
K: "Ma go przy sobie. Po co nam w ogóle ten człowiek?"
N: "Zobaczycie w swoim czasie. Teraz znikać mi stąd mam ważne sprawy do załatwienia"
Jednak nikomu nie wiedział o co chodziło. Po tym co miało miejsce przy negatywnych emocjach tej dwójki dziewczyn, coraz częściej rozmyślał o swojej dawnej przyjaciółce z jego AU. Wiedział, że została zamordowana, bo też nie mógł wejść jej do snu, ale jak spotkał tamtą dwójkę, nie wiedział czemu czuł od jednej z nich coś znajomego. I tu nie chodzi o zapach czy coś! Tylko o duszę. Musiał jej się przyjrzeć jak i poobserwować. Chciał się dowiedzieć czy to ona. Jego przyjaciółka. Nie wiedział, że to było możliwe, ale tylko ta jedna myśl przychodziła mu do głowy. Że odrodziła się w innej postaci. Nie tej co znał. Czyli mała wilczyca z jasnoczerwonymi włosami i nadwrażliwym ogonem. Raz przez przypadek go dotknął i nieźle na niego nakrzyczała za to. Na samą tą myśl lekko się uśmiechał. Dlatego zaczął obserwować tą dziewczynę.
A teraz wracając do Wakane. Kiedy tylko znalazła ten automat, nie wychodziła bez niego z domu. Zawsze go przy sobie miała. Nawet jak na początku z niego nie korzystała, ale potem wydał jej się bardzo przydatny. Nie licząc takich rzeczy jak przecinanie czegoś. Dlatego co dzień go ostrzyła. Jednak nie wiedziała, że była obserwowana przez dwie osoby. Jedną z nich oczywiście był jej brat, a druga Nightmare. Ale w każdym razie miała to gdzieś. Chciała stać się silniejsza i do tego dążyła. Czy to w łagodniejszy sposób, czy wręcz przeciwnie. Tamten dzień co wspominałam, był tym niełagodnym. Może przejdźmy jak on dokładnie wyglądał.
Jak wiadomo to było po jej urodzinach, a dokładnie w lutym. Wracała ze szkoły, aby rozpocząć swoje ferie, które też by wyglądały jak poprzednie. Czyli trening. Na sobie oczywiście miała czarną bluzę i czarne spodnie. Może nie nosiła teraz żałoby, ale wolała ten ubiór, bo łatwo jej było się ukryć. Jednak nie w tym dniu. Kiedy tak szła, trzymając dłonie w kieszeniach, usłyszała głosy tych co zawsze się na niej wyżywali.
?-No proszę proszę. Kogo my tu mamy.
?-Dziwaczkę, którego nie potrafiła obronić swojego brata.
?-To ty powinnaś wtedy zginąć a nie on.
Zagryzła mocniej zęby, a jej dłoń automatycznie zacisnęła się na uchwycie swojej broni. Nienawidziła, kiedy ktokolwiek wspominał o jej bracie. Wiedziała co zrobiła źle i nadal siebie o to obwiniała, ale nie potrzebowała kogoś kto by jej to przypominał. A szczególnie ostatni komentarz ją zdenerwował. Jednak poszła dalej, starając się uspokoić, ale jej oprawcy poszli za nią, nadal wyśmiewając i przypominając to wszystko, aż się nie zatrzymała. Mocno trzymała zaciśnięte zęby.
-Spie***lać!
?-Coś powiedziała?!
Wtedy jeden rzucił się w jej kierunku z pięścią, ale ona już wtedy siebie nie kontrolowała. Dała się ponieść negatywnym emocjom. Uniknęła jego ciosu i mocno złapała za nadgarstek jednego z czterech chłopaków, którzy zawsze uprzykrzali jej życie. Wykręcała go, aż ten jeden nie zaczął jęczeć z bólu i kolejny się nie rzucił, aby pomóc koledze. Wtedy go puściła, ale tylko po to aby go odepchnąć i zrobić krok w bok i uderzyć kolanem w brzuch tego co chciał pomóc wcześniejszemu. Z drugim zrobiła to samo, ale nie do końca. Był ten sam ruch w bok, ale podstawiła mu nogę i kopnęła go między nogi. Ostatniego udało jej się złapać za szyję jedną ręką, a drugą wyciągnąć swoją broń, rozkładając ją.
-Czterech chłopaków przegrało z jedną bezbronną i słabą dziewczyną. Żałosne.
Mocniej ścisnęła tamtego za szyję, nie dbając o to czy go udusi czy nie. Pozostała trójka nie odważyła się teraz do niej podejść. Bali się, że ich zabije. I o to jej właśnie chodziło. Puściła tamtego, przez co ten upadł na ziemię, ciężko łapiąc oddech.
-Jeśli jeszcze raz was ujrzę na swoje oczy to zabije bez litości. Od dziś każdy wasz oddech to prezent ode mnie. A teraz łaskawie spier****ć mi z widoku.
Prawie od razu się podnieśli i uciekli od niej jak najdalej. Ta tylko złożyła swoją broń, by ją schować i wrócić do domu. Jednak nie wiedziała, że tą jedną sytuacją przesądziła swój los. Wszystko widział jej brat i oczywiście nie kto inny niż Nightmare. Jeden wystraszony i łzy cisnęły mu się do oczu, drugi zaś uśmiechnięty szeroko.
NM- Doskonale...Tylko na to czekałem Wakane.
I się gdzieś teleportował, zostawiając dziewczynę samą. Jej brat mógł zrobić tylko jedno. Pobiec do lasu i opowiedzieć wszystko swojemu przyjacielowi, który obiecał im pomóc. Jego reakcja była taka sama jak Kaito. Wiedzieli jedno. Muszą szybko działać zanim będzie za późno. Nawet jak już było
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro