Rozdział 8
Dopowiedzenia
Byłam sama w ciemnym lesie. Miałam na głowę nasunięty czerwony kaptur. Zorientowałam się, że ten kaptur był doczepiony do płaszcza spoczywającego na moich plecach. Było dosyć zimno. Przede mną stał Jonathan z uszami i ogonem wilka. Uśmiechał się obnażając swoje białe kły niczym wampir. Trzymał w ręce koszyk z kwiatami i był ubrany na szaro. Podszedł do mnie i podał koszyk.
- Zapomniałaś o czymś, Brook. - rzucił.
Wzięłam od niego przedmiot.
- Co tu się dzieje? - spytałam.
- Próbujemy rozwiązać tą trudną zagadkę, no nie?
- Nie wiem... Chyba tak.
- No to chodź... - ruszył przed siebie, a ja podążyłam za nim.
Szłam lekko wystraszona. Nie wiedziałam dlaczego on jest wilkiem. A ja Czerwonym Kapturkiem? Co tu się dzieje?
- Jonathanie, czy mógłbyś mi coś wytłumaczyć?
Westchnął teatralnie.
- Na przyklad, dlaczego jesteś wilkiem? - zaproponowałam.
- Bo jestem. To normalne... Czy ty tego nie rozumiesz? -
- No właśnie nie... - rzuciłam.
Zatrzymaliśmy się i patrzyliśmy na siebie wściekle.
- Pomagam ci tylko dlatego, że jestem Satellitum. -
- Ale gdy kłóciłeś się z panią Lee, to chciałeś mi pomóc za wszelką cenę.
- Że co, proszę?
- Myślisz tylko o swoim bracie, a co z twoim biologicznym ojcem? Przecież pamiętasz słowa pani Lee, co nie?
- O mój Boże, masz rację! - krzyknęłam. - Tak się przejmowałam moim bratem, że zapomniałam o ojcu.
Czasami zapomina się o ważniejszych sprawach na rzecz tych potrzebniejszych sercu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro