Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VII „Święta"

Pozostała część listopada minęła spokojnie. Grupa powiększona o Dracona i Neville'a oraz Toma, kiedy udało im się przemycić go niezauważenie do zamku, spotykała się co kilka dni w gabinecie Lupina, planując zamach na dobre imię Dubledore'a. Zdecydowali uderzyć przed Nowym Rokiem, sprawiając, że Reeta Skeeter „przypadkowo" natknie się na dokumenty dotyczące udziału dyrektora w Eksperymencie Rozszczepienia Jaźni. Zastanawiali się również, w jaki sposób pozbyć się „Voldemorta" — doszli do wniosku, że należy zaaranżować jakąś bitwę ostateczną, bo w innym wypadku byłoby zbyt wiele podejrzeń i plotek — oraz co zrobią, jak już będzie po wszystkim.

Tom odnalazł kolejny podmiot testów — starą, samotną czarownicę żyjącą w Wiltshire. Na szczęście eksperymenty nie odbiły się na jej zdrowiu zbyt mocno, zaś jedyną różnicą między jej prawdziwą osobowością a tą sztuczną był sposób parzenia herbaty. Tom odwiedził ją, podając się za obwoźnego sprzedawcę mioteł, a kiedy opuszczał jej mieszkanie, rzucił na nią Obliviate, sprawiając, że jedyne, co zapamiętała z jego wizyty, to cudowny wieczór spędzony z miłym młodzieńcem, zachwalającym korzyści nowych mioteł.

W ostatnim tygodniu listopada Ginny dostała list od matki, w którym pani Weasley pisała o przygotowaniach świątecznych.

— Harry, mama rozważa urządzenie tegorocznych świąt i spędzenie ferii na Grimmauld Place. No wiesz, tam jest więcej miejsca do spania i w ogóle. Chciałaby wiedzieć, co ty i Remus o tym sądzicie, w końcu macie do tego domu największe prawa. Chce się też upewnić, czy spędzisz z nami przerwę świąteczną.— Chłopak uśmiechnął się do przyjaciółki.

— Jasne, brzmi świetnie. Zapytam Remusa o zdanie zaraz po lekcji, ale nie sądzę, by miał mieć coś przeciwko. I oczywiście, że spędzę święta z wami, dlaczego miałbym tego nie robić?

Ginny wskazała głową na Rona i Hermionę siedzących w grupie pierwszorocznych — jedynych uczniów, którym nie przeszkadzało towarzystwo duetu.

— Oni też tam będą...

— Nie zamierzam pozwolić, by dwoje idiotów trzymało mnie z dala od mojego domu — prychnął Harry. — Chodź, zapytamy Remusa teraz i od razu wyślesz odpowiedź twojej mamie.

Wstali i skierowali się w stronę stołu nauczycielskiego, przy którym siedział Remus.

— Profesorze Lupin, pani Weasley właśnie napisała list z zapytaniem, czy nie mielibyśmy nic przeciwko urządzeniu świąt na Grimmauld Place — wyjaśnił Harry.

Mężczyzna nie miał żadnych obiekcji, więc Ginny pobiegła z powrotem do stołu, napisała szybką odpowiedź i skierowała się do sowiarni, żeby pożyczyć Hedwigę.

***

Molly właśnie wybierała włóczkę na sweter dla Freda, kiedy do Nory wleciała Hedwiga. Uśmiechając się, rozwinęła pergamin i przeczytała. Odłożyła robótkę i skierowała się do kuchni, nucąc pod nosem. Już od pewnego czasu martwiła się o Harry'ego, zwłaszcza że Ron przestał o nim wspominać w swoich listach. Doprawdy, zdawałoby się, że jedyną osobą, o której kiedykolwiek mówi, jest Hermiona! Może już czas, by Artur przeprowadził z nim męską rozmowę na temat zabezpieczeń. Z kolei Ginny mówiła o Harrym coraz częściej. W każdym liście wyrażenie "ja i Harry" występowało co najmniej raz, albo też kilka czy kilkanaście razy. Molly zastanawiała się, czy ta dwójka nie jest parą, choć ich związek wydawał się raczej platoniczny, jakby opierał się jedynie na działaniach „grupy", która, z tego, co wiedziała pani Weasley, składała się z kilku uczniów, którzy spotykali się w bibliotece. O dziwo, w grupie tej nie było Rona i Hermiony. Jednak w każdym razie nie zaszkodzi, jeśli Artur przeprowadzi pogadankę również z Harrym.

Molly podwinęła rękawy i zabrała się za szorowanie naczyń po śniadaniu. Jak tylko Artur wróci do domu, każę mu wyciągnąć świąteczne dekoracje, potem wypiszę zaproszenia i je roześlę, a na końcu poszukam więcej bordowej włóczki...

Uśmiechnęła się. Zdaje się, że będzie miała dużo roboty w tym roku.

***

W dniu, kiedy mieli wyjechać na święta do domów, Harry obudził się wyjątkowo wcześnie. Spakował swój kufer, prawie podskakując z radości. Był podekscytowany, nawet mimo tego, że będzie zmuszony przebywać blisko "szczęśliwej parki", jak większość uczniów mówiła na Rona i Hermionę. Tom zarekwirował jednemu ze śmierciożerców mieszkanie niedaleko King's Cross, dając Harry'emu możliwość wymykania się do niego tak często, jak tylko będzie to możliwe. Oczywiście z pomocą Ginny, Severusa i Remusa. Zdecydowali nawet (pomimo zrzędzenia Severusa), że pod pretekstem wycieczki do mugolskiego Londynu w celu skorzystania ze świątecznych wyprzedaży drugi dzień świąt spędzą z Tomem, wymieniając się spóźnionymi prezentami przy obiedzie. Jakby nie patrzeć, zanosiło się na cudowne ferie.

Harry i Ginny grając przez całą podróż grali w Eksplodującego Durnia z Draco i Neville'em, którzy, jakimś cudem, zaprzyjaźnili się ze sobą przez ostatnie kilka miesięcy, zwłaszcza po paru rundach picia piwa kremowego i wspólnych rozważaniach nad tym, jak dziwna jest kobieca natura. Kiedy dotarli na stację, Draco właśnie dzielił się z przyjaciółmi swoimi planami pozbycia się Pansy raz na zawsze poprzez zapoznanie jej z synem bogatego biznesmena z Ameryki, który wydzwaniał do pani Malfoy, odkąd Lucjusz trafił do Azkabanu. Chłopak był dobrze sytuowany, przystojny i tak samo nudny jak Pansy, która właśnie w tej chwili przeglądała zdjęcia egzotycznych plaż, rozmyślając o romantycznym weselu na brzegu morza. Draco postanowił nie wnikać w szczegóły, dlaczego biznesmen dzwoni do jego matki tak często, woląc wierzyć, że są po prostu dobrymi przyjaciółmi.

***

Po dotarciu na Grimmauld Place Harry rozpakował swoje rzeczy. Znów przyszło mu dzielić pokój z Ronem, ponieważ wszystkie inne były niestety zajęte. Pani Weasley, z oczami błyszczącymi na myśl o weselach i małych, rudowłosych wnukach biegających naokoło Nory, powiedziała im, że zarówno Bill jak i Charlie zapowiedzieli, że przywiozą ze sobą swoje sympatie. Molly od razu zagoniła całą czwórkę do dekorowania domu. Przez cały ostatni tydzień sprzątała dom, dzięki czemu lśnił on czystością, ale wciąż brakowało mu świątecznej atmosfery. Artur, Remus i Tonks już jakiś czas temu znaleźli śliczną choinkę, która teraz stała dumnie na środku pokoju, czekając, aż ktoś ją przystroi. Bliźniacy zjawili się zaraz po zamknięciu sklepu i szybko zostali wciągnięci w wir przygotowań. Widząc narastające napięcie między Harrym i Ginny a Ronem i Hermioną, Molly odesłała syna i dziewczynę do pracy w kuchni, zostawiając reszcie pole do popisu w pozostałej części domu. Jak tylko wyszła z pokoju, Fred i George zwrócili się do Harry'ego..

— Więc, stary...

— Lepiej żebyś traktował naszą siostrę dobrze, jasne?

— Kupuj jej kwiaty...

— Zabieraj na tańce...

— I wszystkie inne tego typu bzdury — skończyli jednym głosem. Harry i Ginny parsknęli śmiechem.

— Co was tak śmieszy? — zapytał George.

— Wy naprawdę myślicie... Ja i Harry? — Ginny śmiała się w głos.

— Więc ty nie...

— Chodzisz z tym dzieciakiem? —— zapytał Fred, na co siostra zamachnęła się na niego, wciąż chichocząc. — Kto, ja? Nie, to by było zbyt dziwne — znamy się zbyt dobrze. Poza tym, ona się umawia z kim innym. — Harry odwrócił się, sięgając do pudła z ozdobami.

— No i Harry jest gejem — wtrąciła Ginny, na co Potter natychmiast zareagował.

— Ginny, ile razy mam ci powtarzać, że nie jestem gejem? — powiedział i zwrócił się do bliźniaków. — Pomimo tego, co wasza siostra opowiada ludziom, nie jestem gejem. — Znów odwrócił się do dziewczyny. — Dlaczego wciąż powtarzasz, że jestem gejem?

— Harry, widziałam twoją kolekcję pornosów.

— Nie. Widziałaś tylko małą część mojej kolekcji pornosów. Resztę trzymam w kufrze. — Ginny zarumieniła się mimo woli. — Nie kupiłem tego, dostałem na urodziny — ktoś zdecydował, że powinienem poszerzyć horyzonty, jak myślę.

— Harry, jak na chłopaka, który nie jest gejem, spędzasz podejrzanie dużo czasu, migdaląc się z innym chłopakiem — zauważyła Ginny.

— Chyba już o tym rozmawialiśmy? Przecież wyjaśniłem ci wszystko. Poważnie, jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie gejem, walnę cię w głowę słownikiem.

Bliźniacy obserwowali tę kłótnię z rozbawieniem. W końcu postanowili się wtrącić.

— Harry, Harry, Harry...

— Nie, żeby nam to przeszkadzało...

— I jeśli odbywa się za obopólną zgodą...

— To nic nam to tego, co nie, Fred?

— Zgadza się, George. — Obaj uśmiechnęli się do Harry'ego, który w tym momencie był już cały różowy.

— A tak z ciekawości, Harry...

— Co dokładnie wytłumaczyłeś naszej kochanej siostrze?

Potter przewrócił oczami.

— Wyjaśniłem jej, już jakiś czas temu, że płeć nie ma dla mnie znaczenia. Nazwijcie to równymi szansami, jeśli chcecie.

Fred zwrócił się do swojego brata.

— Wychodzi na to, że wisisz ma galeona.

— Cholera jasna, tylko nie wy!

Bliźniacy wyszczerzyli zęby w uśmiechu.

— A myślisz, że kto zaczął te zakłady?

Harry rzucił w nich łańcuchem choinkowym.

***

Bill i Charlie przybyli do Nory w Wigilię. Remus przebywał cały dzień w swoim pokoju z powodu pełni, a reszta domowników zajmowała się ostatnimi poprawkami przy dekoracjach. Bill przyjechał około ósmej rano z uczepioną jego ramienia Fleur Delacour we własnej osobie. Przywitał się z matką, obdarzając ją niedźwiedzim uściskiem.

— Fleur, to jest moja mama, Molly Weasley. Mamo, to jest Fleur Delacour. Na pewno pamiętasz ją z turnieju.

— Dzień dobri, pani Weasley. Cieszi się, że w końcu panią poznałam. Bill nie mógł się doczekać, kiedy znowu panią zobaczi!

— Miło mi cię poznać, kochanie. Hermiono, pokażesz Fleur jej pokój? To ten naprzeciw twojego. Harry, zaniesiesz bagaże? Ginny, Ron, wy pomożecie mi w kuchni. Bill, kochanie, twój pokój jest obok Harry'ego i Rona, Harry cię zaprowadzi — oświadczyła pani Weasley, po czym skierowała się do kuchni razem z dwójką swoich najmłodszych dzieci.

Charlie przybył cztery godziny później w towarzystwie wysokiego czarodzieja z blond włosami sięgającymi ramion i jasnoniebieskimi oczami. Domownicy (z wyjątkiem Artura, który pracował do południa) właśnie kończyli przygotowania do świąt, kiedy rzeczona dwójka dotarła na miejsce.

Charlie zwrócił się do matki, rumieniąc się nieznacznie:

— Mamo, to jest Miro Prohaska. Miro, to jest moja mama. — Molly przyjrzała się blondynowi, po czym spojrzała na syna. Rumieniec Charliego pogłębił się, kiedy jego matka uniosła pytająco brew. — Eee... tak. Chciałem ci powiedzieć, mamo. Jestem... tak jakby... gejem.

Ciszę, która zaległa w pomieszczeniu, przerwał dopiero krzyk Rona.

— Do diabła! Jesteś cholernym pedałem? — wybuchnął. — Pieprzeni zboczeńcy!

Molly spojrzała na swojego najmłodszego syna.

— Ronaldzie Biliusie Weasley! Myślałam, że lepiej cię wychowaliśmy. Idź do swojego pokoju, twój ojciec porozmawia z tobą później. Miro, przepraszam za mojego syna, naprawdę cieszę się, że cię poznałam..Niech to. Myślę, że w takim wypadku muszę wprowadzić pewne zmiany w rozkładzie miejsc do spania.

***

Pół godziny później goście byli już rozkwaterowani. Molly stwierdziła, że jej dwaj najstarsi synowie są wystarczająco dorośli, by mogli dzielić pokoje ze swymi parterami, więc wysłała Hermionę, żeby pomogła Fleur przenieść bagaże do sypialni Billa. Charlie i Miro zajęli sypialnię naprzeciw Ginny i Hermiony. Ron ciągle siedział w swoim pokoju, a Molly bez przerwy rzucała przepraszające spojrzenia w stronę chłopaka swego syna. Ku zasmuceniu pani Weasley, Hermiona uparcie ignorowała obydwu mężczyzn, odmawiając rozmowy z nimi. Kiedy na jej polecenie Granger opuściła pokój, Molly zwróciła się do syna:

— Przykro mi, naprawdę nie wiem, co w nich wstąpiło.

W tym momencie do środka weszła Ginny.

— Hermiona zachowuję się tak cały rok, zresztą oboje się tak zachowują. Ron chciał wykopać Deana i Seamusa z dormitorium, kiedy dowiedział się, że są parą. Potem Hermiona zaczęła prawić kazania o tym, jacy to oni są "niemoralni" i "zboczeni", i tym podobne bzdury. Myślę, że oboje upadli na głowę w tamte wakacje, bo zachowują się jak idioci.

Odwróciła się do Harry'ego, któremu Molly zleciła obieranie marchewek.

— O czym Hermiona chciała z tobą rozmawiać? Że powinniśmy "trzymać się razem" i wspólnie przeciwstawić się złym homoseksualistom? —

Harry zachichotał.

— Tak, tylko że nazywała ich nimi. Ledwo sie powstrzymałem przed powiedzeniem jej, żeby się odpieprzyła. Przepraszam, pani Weasley.

— Harry, mam na imię Molly. Pani Weasley to moja teściowa. Poza tym, jesteśmy rodziną. A skoro doszliśmy już do tego tematu, to od jak dawna jesteś z Ginny?

Harry zamarł, podczas gdy Ginny wybuchła śmiechem.

— Ja i Gin? Co? Nie! To by było dziwne. A co do ciebie... —— powiedział, patrząc na chichoczącą dziewczynę. — Przysięgam, jeśli to powiesz, pójdę do biblioteki i znajdę odpowiedni słownik, którym ci przywalę! — Tego było za wiele dla Ginny, która osunęła się na podłogę, dusząc się ze śmiechu.

— Powiesz co, Gin? — zapytał Charlie z błyskiem w oku.

Ginny uspokoiła się nieco i stanęła prosto, wciąż cicho chichocząc.

— Nie, Harry, nie zamierzałam tego mówić. Poza tym, jestem pewna, że twój chłopak by mnie zabił, gdyby między nami coś było.

—Na twarzy Harry'ego pojawił się piękny rumieniec

— Proszę, proszę, Harry, kto jest tym szczęśliwcem?

—Ginny prychnęła, za co Potter uderzył ją łokciem w żebra, marząc, by stać się niewidzialnym.

— Och, Harry umawia się z nowym ekspedientem z Miodowego Królestwa. Słodko razem wyglądają —— odpowiedziała dziewczyna, ratując przyjaciela.

Potter przewrócił oczami.

— Wiecie, właściwie o tym, że lubię chłopców, powiedziałem tylko dwóm osobom, a i tak połowa moich znajomych jest już świetnie poinformowana. Zastanawiam się, jak to jest możliwe, droga Ginewro?

Ginny pochyliła się w stronę przyjaciela.

— Daj spokój, Harry. Powiedziałam tylko...

— ... większości Gryfonów, Lunie, garstce Ślizgonów i czterem członkom rodziny. A może o kimś zapomniałem? — Spojrzał na dziewczynę. — Posłuchaj, wiem, że chcesz pomóc, ale to są moje sprawy i chciałbym, żeby tak pozostało, chyba że sam zdecyduję się o tym rozmawiać. — Biorąc głęboki wdech, odezwał się do pani Weasley. — Molly, przepraszam, muszę stąd wyjść na chwilę. — Odwrócił się i zniknął z kuchni.

***

Harry przebył już ponad połowę drogi do pokoju, kiedy przypomniał sobie, że przecież Ron siedzi tam od rana. Zatrzymując się na chwilę, zdecydował, że równie dobrze może zabrać książki i poszukać zacisznego miejsca, w którym mógłby odrobić pracę domową. Wszedł do pokoju i, ignorując gapiącego się na niego Rona, podszedł do kufra, zabrał potrzebne materiały i wyszedł, kierując się do biblioteki.

Właśnie zaczynał pisać esej na eliksiry (dwie stopy na temat trucizn reagujących negatywnie na bezoar), kiedy usłyszał, że ktoś wszedł do pomieszczenia. Harry zignorował intruza, myśląc, że to Ginny próbuje go odnaleźć i przeprosić. Zaskoczył go jednak głos Snape'a.

— Pan Potter. Zakładam, że wymknąłeś się z panną Weasley, by... robić to, co zwykle razem robicie.

— Cóż, zazwyczaj tak, sir. Ale jak dotąd Ginny nie analizowała mojej orientacji w obecności połowy członków swojej rodziny — prychnął Harry.

Severus uniósł wargi w uśmiechu.

— Mam nadzieję, że nie. Czy mogę mieć nadzieję, że wykorzystujesz swój wolny czas pożytecznie?

Harry oparł się wygodnie w swoim krześle.

— Zaczynałem pracę nad esejem, który nam pan zadał.

Snape skinął głową i podszedł do jednej z półek. Znalazł książkę, po którą przyszedł, i usiadł z nią przy stole. Wyciągnął pergamin i pióro, po czym zaczął notować.

— Sir...?

— Mistrz Eliksirów podniósł głowę znad książki.

— Tak, Potter?

— Wiem, że trochę na to za późno, ale zdałem sobie sprawę, że nigdy pana nie przeprosiłem za wtargnięcie do pańskiej myślodsiewni w tamtym roku. Chciałem tylko powiedzieć, że naprawdę mi przykro. Nie miałem prawa tego robić, zachowałem się jak głupiec. Więc... przepraszam. — Harry wpatrywał się w swój pergamin. Po chwili, która dla Pottera zdawała się być wiecznością, Snape odezwał się.

— Ach tak. Powiedz mi, czy ma to cokolwiek wspólnego z ostatnim wścibskim zachowaniem panny Weasley w stosunku do ciebie?

Harry przytaknął.

— Trochę mi zajęło zrozumienie tego, jakim byłem dupkiem, sir. — Snape prychnął.

— W porządku, Potter. Przeprosiny przyjęte. — Zamilkł na chwilę. — Wiesz, ty naprawdę nie jesteś swoim ojcem. James nie przeprosiłby mnie nawet gdyby od tego zależało jego życie. — Z tymi słowami Snape wrócił do swojej książki. Harry siedział jeszcze kilka minut, zanim ponownie zajął się swoim esejem.

***

Świąteczne śniadanie odbywało się w przygnębiającej atmosferze. Ron i Hermiona siedzieli przy jednym krańcu stołu, szepcząc do siebie, zaś reszta domowników ścisnęła się przy drugim. Wieczorem poprzedniego dnia Ginny nagabywała Harry'ego tak długo, aż wreszcie ten przyjął jej przeprosiny. Teraz siedziała obok niego i rzucała soczyste komentarze na temat zachowania zakochanych. Bliźniacy, utrzymując, że testują nowy produkt sezonowy, zaczarowali jemiołę tak, by przez resztę dnia unosiła się kolejno nad głowami wszystkich gości. Miro dogadywał się świetnie z resztą Weasleyów, dowcipkując i opowiadając historie z dzieciństwa oraz życia w rezerwacie smoków, którym towarzyszyły spore ilości Ognistej.

Po śniadaniu Molly zaprosiła gości do salonu, na środku którego stała choinka, i wszyscy rzucili się na swoje prezenty. Harry jak zwykle dostał sweter od Molly, za który szczodrze podziękował, nim założył go na siebie. Od Ginny otrzymał książkę na temat seksualnej kondycji gejów, jednak odmówił publicznego otwarcia prezentu oraz przyznania się do jego zawartości reszcie rodziny. Bliźniacy dali mu zwyczajowy zestaw magicznych dowcipów, a od Remusa dostał czekoladę. Najlepszym jednak prezentem okazał się podarunek od Hagrida — latający motocykl Syriusza, zmniejszony na tyle, by zmieścił się do pudełka. Do pojazdu przypięta była notka, wyjaśniająca, że Hagrid odnalazł go jakiś czas temu i poczuł, że Syriusz chciałby, aby motocykl należał do Harry'ego. Chłopak przeprosił wszystkich, zamknął się w swoim pokoju, położył na łóżku i zaczął rozpamiętywać poprzednie święta oraz swojego ojca chrzestnego, za którym tak bardzo tęsknił.

***

Harry kręcił się pod drzwiami wyjściowymi, uważając, by nie zbudzić mamy Syriusza, która jakimś cudem milczała od kilku dni. Rzucił szybkie tempu i zauważył, że nie ma jeszcze szóstej rano — zamierzali wyjść tak wcześnie, by nie narazić się na pytania reszty domowników. Na szczęście większość dorosłych nie żałowała sobie wczorajszego wieczora świątecznych trunków, więc prawdopodobieństwo, iż wstaną tak wcześnie, było raczej nikłe. Odetchnął, kiedy wreszcie Remus z Severusem pojawili się na schodach. Za nimi podążała Ginny, która miała już dość czekania na tę dwójkę i osobiście pofatygowała się, by ich pośpieszyć. Najwidoczniej wdali się w kłótnię i teraz, schodząc na parter, sprzeczali się bezgłośnie, co Harry przywitał z ulgą, gdyż nie miał ochoty słuchać jak na siebie krzyczą.

Potter popędził do kuchni i naskrobał wiadomość, że idą na wyprzedaże do mugolskiej części miasta, że Ginny jest z nim i że idą z nimi profesor Snape i profesor Lupin, więc nie ma się czym martwić. Wrócił na hol wejściowy, gdzie zastał Ginny patrzącą złowrogo na Severusa i Remusa, którzy patrzyli się dosłownie wszędzie, tylko nie na siebie. Harry przewrócił oczami, wyszedł z domu i skierował się do mieszkania, w którym chwilowo przebywał Tom.

***

Tom sączył właśnie kawę z filiżanki, kiedy usłyszał pukanie. Podszedł do drzwi, uważnie trzymając filiżankę, by nie rozlać napoju. Otworzył ostrożnie i został prawie staranowany przez ubranego jak na wyprawę arktyczną Harry'ego. Za nim wkroczył mały, rudy, zamazany kształt, mruczący coś o potrzebie natychmiastowego znalezienia toalety, a tuż za owym kształtem do środka weszło dwóch profesorów Hogwartu, którzy ostentacyjnie milczeli. Tom westchnął. To będzie jeden z tych dni.

Pociągnął łyk kawy, której jakimś cudem udało mu sie nie rozlać, skrzywił się i poszedł do kuchni po więcej cukru. Skinięciem głowy przywitał dwóch nauczycieli (Ginny gdzieś zniknęła), sięgnął po cukierniczkę, dodał do swojej kawy cztery czubate łyżeczki cukru, dzięki którym kawa zyskała na lepkości, znów pociągnął łyk i oparł się o kuchenną ladę. Harry obserwował go z radosnym uśmiechem na twarzy.

— Wystarczająco słodka?

— Nie. Na całym świecie nie ma tyle cukru, by dobrze posłodzić tę kawę. Przysięgam, ona smakuje jak espresso przepuszczone przez starą skarpetę. Czy żądałbym zbyt wiele, gdybym poprosił tego idiotę Amycusa o zakup nieco lepszego gatunku?

Harry spojrzał na ekspres do kawy. Był pełen gęstej, czarnej brei — efektu prób zaparzenia kawy przez Toma. Zadrżał, uniósł brew i spojrzał na Toma.

— Herbata jest w tej szafce — powiedział Riddle, wskazując półkę po drugiej stronie pomieszczenia. Harry otworzył ją i znalazł stos różnych herbat — miętową, jagodową, rumiankową, z dzikiej róży i hibiskusa. Nie znalazł jednak niczego, co zawierałoby choć trochę kofeiny. Zamknął szafkę i nalał sobie pół filiżanki kawy, resztę dopełniając mlekiem. Dodał cukru, wziął łyk i wzdrygnął się.

— Tom, ile kawy tu wsypałeś?

— Wierz mi lub nie, ale potrafię przeczytać instrukcje. Jedna łyżka stołowa na filiżankę, a ja przyrządziłem sześć porcji. Po prostu ta kawa to jakiś szajs. — Harry pokręcił głową i uśmiechnął się,

— Więc, w drugi dzień świąt wstałem o jakiejś nieludzkiej godzinie i przeszedłem kawał drogi, żeby się z tobą zobaczyć a nie dostałem nawet buziaka? — powiedział i skrzywił się. Tom przewrócił oczami, odstawił filiżankę i zamknął usta Pottera własnymi. Harry natychmiast pogłębił pocałunek, odstawiając swój kubek i zarzucając ręce na ramiona Toma. Właśnie wplatał swoje dłonie we włosy chłopaka, kiedy usłyszał czyjeś chrząknięcie.

W drzwiach stał nieco zarumieniony Remus Lupin.

Harry odwrócił się i spojrzał na profesora.

— O cholera, przepraszam.

Tom patrzył na mężczyznę z trwogą.

— Mam... kawę gdyby pan chciał, ale odradzam. — Wskazał głową ekspres. Sądząc po półpłynnej papce wewnątrz czajniczka, Remus nie zdziwiłby się, gdyby posiadała ona jakąś formę inteligencji.

— Chyba podziękuję. Właściwie to zastanawialiśmy się, czy zamierzacie w najbliższej przyszłości dołączyć do nas, by rozpakować prezenty.

— No pewnie! Wiedziałem, że o czymś zapomniałem! Chodź, Tom! — Harry wybiegł z pokoju, ciągnąc swojego chłopaka.

Rozpiął swoją obszerną kurtkę i z wewnętrznej kieszeni wyciągnął kilka paczuszek. Kurtkę — która teraz była znacznie mniejsza — rzucił na oparcie kanapy.

— Ginny poprosiła mnie, bym schował jej prezenty — wytłumaczył się nieśmiało.

Tom uśmiechnął się i złapał jedną z paczek.

— No dobra, Harry, ten jest dla ciebie.

Chłopak popatrzył na prezent uważnie.

— Mam nadzieję, że to nie kolejna dawka pornosów — ostrzegł Toma.

Remus uniósł brew w zdziwieniu.

— Chyba nie chcę znać szczegółów — powiedział.

Harry pokręcił głową.

— Nie, nie chcesz. W moje urodziny Tom stwierdził, że przydałoby mi się trochę świerszczyków i wziął na siebie obowiązek dostarczenia mi ich. I zanim zaczniesz, Syriusz powiedział mi, jak spędziliście lato przed szóstym rokiem. — Remus spłonął rumieńcem. Z tego co pamiętał z tamtych wakacji — czyli niewiele — naprawdę nie miał prawa oceniać chłopaka.

Harry powrócił do otwierania prezentu, który okazał się być kserokopią dzisiejszego wydania „Proroka Codziennego".

— O co w tym chodzi?

— Po prostu przeczytaj, Harry.

Chłopak rozłożył gazetę i natknął się na zdjęcie Glizdogona oraz Bellatriks.

"Wczorajszej nocy udaremniono napad śmierciożerców. Dom, który wybrali za cel ataku, okazał się być własnością aurora — Nimfadory Tonks, w którym właśnie odbywało się coroczne przyjęcie pracowników Departamentu Zaostrzania Prawa. Zatrzymana została również Bellatriks Lestrange, która uciekła z Azkabanu na początku tego roku.

Aresztowano również Petera Pettigrew, który był uznany za zmarłego od 1981 roku. Pettigrew złożył pełne zeznanie, przyznając się do odpowiedzialności za wybuch, w którym zginęło dwunastu mugoli. Po tym wyznaniu Minister Magii pośmiertnie oczyścił Syriusza Blacka z zarzutów, który jeszcze za życia został skazany na dożywocie w Azkabanie za zabójstwo Pettigrew'a i niewinnych mugoli. Syriusz Black zmarł w tym roku podczas bitwy w Ministerstwie Magii.

Zarówno Pettigrew, jak i Lastrange zostali skazani na pocałunek dementora. Data egzekucji nie jest znana.

Zadziwiający jest fakt, że oboje pojmanych zeznało, iż zostali wysłani na akcję z kilkoma innymi śmierciożercami, jednakże na miejscu zdarzenia nie znaleziono żadnych śladów świadczących o ich obecności."

Harry'emu odjęło mowę. Spojrzał na Toma, po czym podał gazetę Remusowi, który rozszerzył oczy ze zdziwienia, czytając artykuł. Ginny zaglądnęła profesorowi przez ramię.

— Pettigrew? Czy to nie ten sam, który przez jedenaście lat był zwierzątkiem domowym Percy'ego i Rona? — Harry przytaknął, na co Ginny zadrżała.

— Nie mogę w to uwierzyć... Ten potwór żył ze mną pod jednym dachem przez jedenaście lat. Wiecie, ile razy mnie ugryzł? — powiedziała. Harry przymknął oczy. Nareszcie Syriusz odzyskał swoje dobre imię... a nawet nie mógł się tym cieszyć. Pochylając się w kierunku Toma, otarł oczy.

— Dziękuję — wyszeptał, niezdolny do podniesienia głosu.

W pokoju zaległa cisza. Remus, który przekazał gazetę Severusowi, próbował zwalczyć napływające do oczu łzy. Snape nie bardzo wiedział, jak ma zareagować. Bez Glizdogona i Bellatriks naprawdę zanosiło się na koniec świata. W końcu przeprosił wszystkich i wyszedł, mamrocząc pod nosem coś na temat kawy. Wszedł do kuchni i, widząc dzbanek wypełniony czarną mazią, zdecydował, że jedyne, czego potrzebuje, to szklanka wody. Nie spiesząc się, napełnił naczynie i wypił do dna. Kiedy wrócił do pokoju, wszyscy byli już spokojni i opanowani. Usiadł na kanapie i wziął głęboki wdech. Biorąc to za znak, Harry sięgnął po pierwszy z prezentów, które wyciągnął ze swojej kurtki.

— W porządku... to jest dla Toma od Ginny. — Mężczyzna wziął swoją paczkę, rozerwał papier, zajrzał do środka i wybuchnął śmiechem. Pokazując zawartość pudełka swojemu chłopakowi, mrugnął porozumiewawczo do rudowłosej dziewczyny. Harry przybrał odcień soczystej czerwieni.

— Ginny!

Remus spojrzał na dziewczynę, która zaczynała trząść się ze śmiechu. Odwrócił się w stronę Toma i powiedział spokojnie:

— Wiesz, mam przeczucie, że on się wyjątkowo często rumieni ostatnimi czasy. —

Tom prychnął.

— Cóż, tym razem ma powód — zauważył i wyciągnął kajdanki z pudełka. Severus parsknął, patrząc na Ginny. Trzeba przyznać, że dziewczyna jest odważna.

— W każdym razie — wtrącił Harry, ciągle czerwony na twarzy — czas na kolejny prezent. Proszę, profesorze. Ten jest ode mnie. — Podał paczkę Snape'owi, który otworzył ją ostrożnie. Wewnątrz znalazł kilka drogich książek z dziedziny eliksirów. — Wybrałem te, które ciągle pan pożycza z biblioteki na Grimmauld Place. Pomyślałem, że chciałby pan mieć własne egzemplarze. — Severus poczuł się dziwnie poruszony. Nie spodziewał się po chłopaku takiej spostrzegawczości, a tym bardziej takiego prezentu.

— Cóż, dziękuję, panie Potter. — Harry przewrócił oczami.

— Czy nie mógłby pan nazywać mnie po prostu Harry? Za każdym razem, gdy mówi pan „panie Potter", mam wrażenie, że znowu zrobiłem coś nie tak. — Severus uśmiechnął się, co wprawiło Ginny w takie zdumienie, że niewiele brakowało, a spadłaby z sofy.

— W porządku... Harry. — Wyciągnął z kieszeni małą paczuszkę. — To dla ciebie.

Chłopak rozpakował prezent, znajdując w środku małą fiolkę zawierającą dosłownie jeden łyk cieczy wyglądającej jak płynne złoto.

— To jest Felix Felicis, Harry — eliksir szczęścia. Tak się składa, że znalazłem tę fiolkę kilka dni temu i pomyślałem, że tobie przyda się bardziej niż mnie. — Harry rozejrzał się i zmarszczył brwi, widząc niedowierzające spojrzenia Toma i Remusa.

— Eee... Dziękuję, sir. Dobrze go wykorzystam. — Potter położył fiolkę na środku stołu, tak, by nie stoczyła się na brzeg i nie spadła.

Ginny podała swój prezent Severusowi, który niestety kupiła u bliźniaków, i w jego efekcie włosy Snape'a zmieniły kolor na wściekłozielony ze srebrnymi pasemkami — był to zestaw niestandardowych kolorów, utrzymujący się, według ulotki, do czterdziestu ośmiu godzin. Tom rozpakował prezent od Harry'ego, podniósł wieczko pudełka, zajrzał do środka i z uniesioną brwią zamknął je z powrotem, nie zważając na pytające spojrzenia pozostałych.

Severus dostał od Toma butelkę Ognistej oraz książkowe wydanie magazynu z dwunastoma zakładkami. Mistrz Eliksirów spiorunował wzrokiem dawnego Czarnego Pana, chichoczącego teraz razem ze swoim chłopakiem, który otrzymał identyczny prezent na swoje urodziny, a w którym Ginny rozpoznała magazyny spod materaca Harry'ego. Severus podarował Tomowi fiolkę granatowego, gęstego eliksiru, powodując rumieniec na twarzy obdarowanego, jednak żaden z nich nie wyjaśnił, co to za mikstura. Tom obdarował Ginny książką pod tytułem „Trudna sztuka zachowywania tajemnic", natomiast Severus dał dziewczynie eliksir, który polecił dodawać jej bratu do jedzenia za każdym razem, gdy jego ego za bardzo urośnie. Remus podarował Tomowi butelkę jakiegoś alkoholu, który ten wydawał się dobrze znać, gdyż obiecał Lupinowi, że będzie go trzymać z dala od Harry'ego, dopóki ten nie ukończy osiemnastu lat. Kiedy już wszyscy dostali prezenty, rozsiedli się wygodnie, by zjeść późne śniadanie, podczas którego Harry i Tom wykonali przyprawiający o mdłości pokaz przytulania, nazwany przez Ginny „śmiechu wartym". W końcu nadszedł czas powrotu na Grimmauld Place. Harry przez piętnaście minut żegnał się z Tomem, całując go i zapewniając, że będzie go odwiedzał tak często, jak tylko uda mu się wymknąć z domu. Pożegnania chłopaków przerwała Ginny, mająca już dość patrzenia na ich amory. Siłą wyciągnęła Harry'ego przez drzwi, a chłopak ponad jej ramieniem starał się dokończyć rozmowę ze swoim chłopakiem, krzycząc, że świetnie spędzili czas i wkrótce znów go odwiedzą oraz że przyniosą lepszą kawę.

s

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro