Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział II „Odkrycie"

Drugi sierpnia

Harry uśmiechnął się, przypominając sobie ostatni list Toma. Cóż, wygląda na to, że eliksir Snape'a będzie gotowy już za parę dni, a sam zainteresowany niezmiernie się z tego cieszył. Nie, żeby Czarny Pan w ogóle się czymś ekscytował czy cieszył, jak to zwykł wmawiać wszystkim Tom, ale Harry wiedział lepiej...

Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi sypialni. Harry w pośpiechu schował list do kufra i rzucił się, by je otworzyć. Od rana siedział jak na szpilkach w nadziei, że już dziś odbierze go Zakon. Niestety, gdy tylko uchylił drzwi, całkowicie się rozczarował, widząc postać po drugiej stronie.

- Ty!

***

Severus Snape miał zły dzień. Jego śniadanie było zimne, skaleczył się podczas krojenia korzenia mandragory, a na dodatek musiał siedzieć i słuchać jakiegoś głupiego przemówienia. Ale, to była tylko wisienka na torcie w porównaniu do tego, co miało zaraz nastąpić. Zdziadziały idiota, Albus Dumbledore rzecz jasna, zdecydował, że najlepszą osobą do zabrania bachora z Privet Drive będzie nie kto inny, jak on sam... Cholera!

Gdy tylko aportował się na końcu alei Privet Drive, uderzyła go myśl: Och, jak w ogóle można mieszkać w takim miejscu?

Jednak przywołując się do porządku, Mistrz Eliksirów podszedł do domu z numerem czwartym i zapukał do drzwi. Drzwi otworzył niewiarygodnie tłusty dzieciak, który, widząc Severusa, natychmiast zaczął krzyczeć: - Mamo! Tato! To jeden z tych dziwaków! – Już po chwili w progu ukazały się dwie sylwetki - równie obrzydliwie grubego mężczyzny oraz chudej kobiety o końskich rysach twarzy. Grubas, którego twarz przybrała odcień dziwnego fioletu, odezwał się jako pierwszy.

- Czego chcesz?

Severus zadrwił w myślach i spokojnie odpowiedział.

- Jestem tu, by odebrać Pottera. Zakładam, że gdzieś tu jest? - Mężczyzna spojrzał na niego uważnie i zmarszczył brwi.

- Jesteś tutaj, żeby zabrać tego dziwaka z naszego domu? Hm, w takim razie w porządku. Dudley, zaprowadź tego... pana na górę, do pokoju Pottera.

***

Harry poczuł rosnące rumieńce na twarzy, gdy tylko jego wzrok napotkał spojrzenie Mistrza Eliksirów. Tego samego Mistrza Eliksirów, którego "przyłapał" na szybkim numerku z Czarnym Panem zaledwie miesiąc wcześniej. W odpowiedzi Severus uniósł brew, zupełnie nie rozumiejąc, co spowodowało ten odcień czerwieni na policzkach chłopaka.

- Jesteś gotowy? Nie życzę sobie spędzać więcej czasu, niż to definitywnie konieczne w tym... miejscu zamieszkania, jak mniemam.

- Jeszcze chwilkę... - odpowiedział chłopak. Rzucił jeszcze jedno spojrzenie w stronę drzwi, by chwilę później podnieść jedną z luźniejszych desek i wyciągnąć swoją różdżkę, album ze zdjęciami i pelerynę niewidkę. Pośpiesznie wrzucił przedmioty do kufra, a różdżkę schował do tylniej kieszeni spodni. Na końcu otworzył klatkę Hedwigi, pozwalając jej odlecieć.

- Już? – spytał Severus, a widząc skinienie głowy Harry'ego, wyciągnął swoją różdżkę i rzucił szybkie zaklęcie kurczące na kufer i klatkę. Następnie w szybkim tempie udał się na dół, nie czekając na Gryfona.

Stojąc już przed Grimmauld Place 12, Harry wyjęczał:

- Jak ja nienawidzę tych cholernych świstoklików! – Mistrz Eliksirów zignorował go całkowicie i wszedł szybkim krokiem do środka. Potter już w momencie, gdy przekroczył próg domu, wiedział, że był to błąd. Wszędzie, gdzie nie spojrzał, widział swojego ojca chrzestnego, a to zdecydowanie nie było coś, czego akurat teraz potrzebował. Zanim jednak mógł cokolwiek z tym zrobić, został dosłownie ściśnięty przez Rona i Hermionę, którzy wybiegli, by go przywitać.

- Harry! Nareszcie! Gdzieś ty się podziewał? Czy ci mugole dobrze cię traktowali? A może ten obślizgły dupek czegoś próbował? Jeśli tak... - kontynuował Weasley, patrząc złowrogo na Snape'a.

- Harry, kochanie, tak dobrze cię widzieć! Na pewno jesteś głodny, prawda? - rozległ się nagle przyjazny, kobiecy głos.

Harry posłał wdzięczne spojrzenie w kierunku nadchodzącej pani Weasley i skinął głową.

- Świetnie! Ron, zaprowadź Harry'ego do jego pokoju, a ty, Hermiono, byłabyś tak uprzejma i pomogła mi w kuchni? Harry, idź się odśwież w tym czasie.

Ron złapał przyjaciela za ramię i przepchnął przez tłum.

- No chodź, stary! Tym razem mamy własne pokoje.

Idąc na górę, Harry zauważył, że rudzielec jest nadzwyczajnie cichy, dlatego postanowił coś z tym zrobić i zapytał wprost:

- To jak się miewasz?

Ron odczekał chwilę, zanim spojrzał na Harry'ego i powiedział: - Cóż, jest coś, ale... Powinienem chyba...no, ten... poczekać na Hermionę, żeby ci o tym powiedzieć...

- Co? Zaprosiłeś ją w końcu na randkę? – zarumieniony Ron i jego żałosne spojrzenie wystarczyły Potterowi za odpowiedź. – Cóż, najwyższy czas! No i jak poszło?

- Powiedziałatak. – wyjęczał Weasley.

- Nic dziwnego, że powiedziała „tak". Przecież chciała tego od 4 roku!

- To właśnie mi powiedziała – odpowiedział Ron.

- To chyba dobrze, nie? Daj mi chwilę, przebiorę się i spotkamy się na dole za parę minut.

Chwilę po wyjściu rudzielca Harry wyciągnął różdżkę i rozpakował za jej pomocą kufer. Ściągnął swoją o kilka rozmiarów za dużą tunikę, która Dudleyowi służyła jako bluzka, i rzucił ją w kąt. Kiedy przeszukiwał swój kufer w poszukiwaniu normalnego ubrania, usłyszał, że ktoś otwiera drzwi od sypialni.

- Och! Cholera, przepraszam! – pisnęła zawstydzona Ginny, choć już chwilę później jej zmieszanie zmieniło się w coś zupełnie innego. Dziewczyna, mimo starań Harry'ego, zauważyła siniaki na jego plecach.

- Co ci się stało? – zapytała.

- To nic takiego, wszystko w porządku, um... Małe zadrapania, to wszystko – skłamał Potter.

- Gówno prawda! Twoje plecy są... prawie żółte! Kto ci to zrobił?

- Nic. Mi. Nie. Jest! Poza tym, to nie twoja sprawa! – warknął. – Potrafię o siebie zadbać, ok?

- Ok! – krzyknęła Ginny, a chwilę później zniknęła za zamkniętymi z hukiem drzwiami

***

Gdy tylko znalazła się na korytarzu, natychmiast zaczęła zastanawiać się, jak pomóc Harry'emu. Przecież coś na pewno może zrobić! Ale jak... Tak! To z pewnością pomoże! – krzyknęła w duchu.

Dziewczyna zmieniła kierunek i ruszyła szybkim krokiem w stronę swojego pokoju, by napisać list. List do przywódcy światła, do... Albusa Percivala Wulfryka Briana Dumbledore'a.

***

W tym samym czasie...

Dom Riddley'a, Little Hangleton

- Mój panie, Potter został przeniesiony do Kwatery Głównej Zakonu Feniksa. Zastałem również poinformowany, iż za dwa dni uda się on na ulicę Pokątną...

- Świetnie, Severusie, świetnie. Powiedz mi, przyjacielu, kiedy będzie gotowy eliksir?

- Jutro rano, panie. Przypuszczam, że będziesz chciał go wypróbować natychmiast?

- Słusznie przypuszczasz. Jeśli chodzi o Pottera... Zauważyłeś może coś dziwnego w jego zachowaniu?

- Owszem. Kiedy mnie zobaczył, zaczął się czerwienić... Z całą pewnością nie masz żadnych podejrzeń, dlaczego tak się stało, prawda, mój panie?

W odpowiedzi Voldemort po prostu się zaśmiał.

***

Drogi Profesorze Dumbledore,

chciałabym z Panem porozmawiać, tak szybko, jak to tylko możliwe. Chodzi oczywiście o Harry'ego. Martwię się o niego... Kiedy przyjechał do Nory, zauważyłam kilka siniaków i innych ran na jego ciele, dlatego naprawdę się martwię o jego bezpieczeństwo.

Będę wdzięczna ze wszelką pomoc!

Oddana

Ginewra Weasley

Ginny raz jeszcze spojrzała na list, po czym przywiązała go do nóżki sowy Rona.

- Zabierz to do profesora Dumbledore'a, dobrze? I poczekaj na odpowiedź.

Sowa odpowiedziała cichym huknięciem, a chwilę później odleciała.

***

Sfrustrowany Harry rzucił się na łóżko. Od kiedy Ginny zobaczyła siniaki na jego plecach, miał wrażenie, że wciąż go obserwuje. Podczas posiłków, czytania i nauki, grania w szachy z Ronem... To było tak rażące, że nawet Ron, którzy na ogół przegapia oczywiste aspekty relacji międzyludzkich, tym razem stwierdził, że Ginny najwidoczniej wciąż jest w nim zakochana. Nie pomogło również to, że Snape wciąż posyłał mu dziwne spojrzenia, albo fakt, że Ron i Hermiona bez przerwy znajdowali coraz to ciekawsze wymówki, by spędzić czas sam na sam. Poważnie, to zdecydowanie wystarczyło, by doprowadzić człowieka do obłędu. Chwycił poduszkę i kiedy miał zacząć uderzać nią w ścianę, poczuł coś, co zdecydowanie nie powinno w niej być. Zaciekawiony otworzył ją i wyciągnął z niej list.

Drogi Harry,

To ja. Poprosiłem Severusa, żeby pozostawił tę notkę tam, gdzie tylko i wyłącznie Ty masz dostęp, cóż, jeśli ją czytasz, myślę, że spisał się całkiem dobrze.

Więc, skoro mam już swój dawny wygląd, może zechciałbyś się ze mną spotkać na piwo karmelowe lub coś innego... Wiem, że będziesz jutro na Ulicy Pokątnej, więc jeśli jesteś zainteresowany moją propozycją, będę czekał na Ciebie w Dziurawym Kotle, naprzeciwko wejścia na Pokątną. Jeśli jednak nie uda Ci się wymknąć, nie przejmuj się.

Z poważaniem

Twój przyjaciel

Twój przyjaciel? Czy to prawda? Naprawdę uważam go za swojego przyjaciela??? Nie Czarnego Pana, ale jakiegoś tam faceta, kolesia, przyjaciela? - Zastanawiał się Harry. – Tak, myślę, że tak.

Czując się znacznie lepiej, Potter zrzucił swoje ubrania, przebrał się w piżamę i położył do łóżka. Cóż, teraz przynajmniej miał czego wyczekiwać...

***

W tym samym czasie...

Ginny pośpiesznie otwierała list z odpowiedzią od Dumbledore'a.

Droga Ginewro,

Rozumiem Twoje zaniepokojenie stanem Harry'ego, ale mogę Cię zapewnić, że jest on całkowicie bezpieczny ze swoją rodziną. Miałem na niego oko i uwierz mi, że nie zauważyłem niczego niepokojącego.

Z poważaniem,

Albus Dumbledore

Cholera! – pomyślała Ginny. - Jasna cholera! Co za brednie! Cóż, skoro on nie sprawdzi, co się dzieje z Harrym, to z całą pewnością zrobię to ja.

***

Ulica Pokątna była zatłoczona jak zawsze. Gryfon, przeciskając się przez tłum, kierował się w stronę banku. Razem z nim szła Hermiona, Ron i Ginny. Gdy cała czwórka dotarła w końcu na miejsce, Harry usłyszał swoje imię, głośno wykrzykiwane przez jakiegoś goblina.

- Panie Potter! Panie Potter! Och, w końcu pana złapałem! Próbowaliśmy się z panem skontaktować od miesięcy! Mamy kilka ważnych formularzy, które powinien pan wypełnić, ale proszę się nie martwić, to potrwa tylko chwilkę. Później zapraszam prosto do pańskiej skrytki, dobrze?

- Tak, tak, w porządku – odpowiedział zdezorientowany chłopak. - Zobaczymy się więc za parę minut – rzucił jeszcze w kierunku towarzyszy i podążył za goblinem.

Ten zaprowadził Harry'ego do swojego biura, a gdy już obaj się w nim znaleźli, nakazał Potterowi usiąść.

- Hmm, jestem Griphook, a pan, panie Potter, jest na tyle sławny, że nie musi się pan przedstawiać. Cóż, nie wiem, czy zdaje pan sobie sprawę z tego, że został jedynym spadkobiercą majątku Blacków, po pańskim ojcu chrzestnym, rzecz jasna. Domyślam się jednak, że jest pan tego świadomy, prawda? - Harry skinął tylko głową. – Innymi słowy, ma pan pełny dostęp do skrytki rodu Blacków. Musi pan jednak podpisać parę dokumentów... Wtedy dostanie pan klucz. Czy życzy pan sobie obejrzeć skrytkę? – Kiedy chłopak przytaknął, goblin uśmiechnął się przebiegle. – W porządku, proszę więc podpisać tutaj... I tutaj, och, i jeszcze tutaj. Potrzebujemy również pana krwi do weryfikacji pańskich danych, och, nie martw się chłopcze, twoja krew nie zostanie użyta nigdzie indziej. Wyciągnij dłoń, o tak, i podaj mi palec wskazujący, muszę tylko naciąć odrobinkę... Gotowe! A teraz chodźmy do skrytek. Ma pan jakieś pytania?

- Tak, właściwie... Zastanawiałem się, jak zamierzałeś się ze mną skontaktować?

- Cóż, ponieważ nie jesteś pełnoletnim czarodziejem, próbowaliśmy skontaktować się za pośrednictwem magicznego opiekuna, czyli profesora Dumbledore'a. Czyżby nie przekazał panu żadnej informacji na ten temat? W każdym bądź razie jeden formularz wystarczy, by od tej chwili informacje o pańskim majątku przesyłane były tylko i wyłącznie do pana. Sądzę również, że wolałby pan nie informować o tych drobnych zmianach profesora Dumbledore'a, mam rację?

- Tak, wolałbym, żeby jednak o tym nie wiedział. Um, dziękuję.

- Och, to żaden kłopot. Cenimy sobie poufność, a teraz jazda do skrytki numer 687 i 711.

Idąc za Griphookiem, Harry, zapytał drugiego towarzyszącego im goblina, czy on zawsze jest taki rozmowny, na co ten skinął głową i cicho westchnął: - Niestety...

***

Po wyjściu z Gringotta cała czwórka udała się do księgarni, by kupić potrzebne podręczniki. Harry, któremu w jakiś cudowny sposób udało się uzyskać „P" z egzaminu z Eliksirów, wybrał siedem przedmiotów do nauki w nadchodzącym roku: obronę przed czarną magią, zaklęcia, transmutację, eliksiry, zielarstwo, opiekę nad magicznymi stworzeniami oraz astronomię. Ron wybrał o jeden przedmiot mniej, niestety jemu nie powiodło się z eliksirami, natomiast Hermiona wybrała te same przedmioty co Harry poza astronomią, zastępując ją numerologią. Gdy skończyli zakupy, Harry zauważył maślane oczy Rona i uznał, że lepszej okazji do pozostawienia swoich przyjaciół już nie będzie, dlatego powiedział:

- Czemu nie pójdziecie do Fortescue'a lub w jakieś inne miłe miejsce? Myślę, że poradzimy sobie bez was, prawda, Ginny? – Dziewczyna, rozumiejąc w pełni zamiary Gryfona, przytaknęła i dodała: - Jasne, Harry. Mam już szczerze dość tych waszych flirtów.

- Ginny! - pisnęła Hermiona, dodając, że nie był to miły komentarz.

- Och przestań, kto chciałby oglądać własnego brata, robiącego maślane oczy? No kto?

Hermiona odwróciła się do swojego chłopaka i zapytała stanowczym głosem: - Ron?

- Tak, jasne, spotkamy się później u Freda i George'a, ok?

- Pewnie! No już, idźcie! - powiedziała Ginny, wskazując im pobliską kawiarnię.

- Boże, oni są obrzydliwi! – szepnęła Ginny. – To znaczy, wiem, że są zakochani, no, ale... Cholera. - W odpowiedzi Harry jedynie uniósł brew, patrząc z rozbawieniem na dziewczynę, przez co ta oblała się czerwonym rumieńcem. - Mam po prostu dość tego udawania, że nic się między nimi nie dzieje. Ech, w każdym bądź razie, co chciałbyś robić?

- Właściwie to miałem ochotę na piwo karmelowe. Po wizycie w banku potrzebuję chwili... No wiesz, żeby o tym pomyśleć – wyjąkał Potter, patrząc przepraszającym wzorkiem.

- Och, nie ma problemu! Pójdę do Freda i George'a, odprowadzisz mnie?

- Będę zaszczycony – odpowiedział z uśmiechem.

Pięć minut później Harry był już w dziurawym Kotle, nucąc pod nosem. Był tak skupiony na spotkaniu z Tomem, że nawet nie zauważył dziewczyny, starającej się go śledzić bez zachowania nawet minimalnego dystansu.

***

Tom się nudził. Siedział przy tym samym stoliku od ponad godziny. Nie chciał ruszać się nawet na chwilę, by przez przypadek nie przegapić wejścia Harry'ego. Na stole stały cztery puste butelki po piwie, zanim nie pojawił się Gryfon. Kiedy Harry wszedł do środka, Tom natychmiast uchwycił jego spojrzenie, uśmiechnął się i skinął głową. Potter wyszczerzył się jak dureń i usiadł naprzeciwko Toma, patrząc pytająco na puste butelki.

- No co? Czekam tu już ponad godzinę! Myślę, że barman zaczął robić się podejrzliwy. No, ale skoro już tu jesteś, to poczekaj chwilę – wyszeptał i skierował spojrzenie na toaletę. Harry zaśmiał się i rozsiadł wygodniej. Musiał przyznać, że Tom wyglądał całkiem dobrze. Co prawda o kilka lat starzej niż w pamiętniku, ale i tak bardzo dobrze. Jego rozpuszczone i proste włosy sięgały obecnie ramion, nosił prosty, ale stylowy, czarny płaszcz. Jednak największą różnicę stanowił jego... uśmiech. Nie był już taki tajemniczy i nikczemny, przeciwnie. Tom wyglądał na szczęśliwego. Szczęśliwego? Tom Marvolo Riddle... Szczęśliwy?

Gryfon odchylił się nieco do tyłu na swoim siedzeniu i uznał, że ma stąd doskonały widok na cały pub. Nie, żeby był w nim tłum, ale jednak. Jedna kobieta siedziała w przeciwległym kącie i trzech czarodziejów na środku sali, popijających piwo; to byli jedyni klienci poza Harrym i Vold... Tomem. Chłopak odwrócił się w drugą stronę i spojrzał za okno. Jak na Czarnego Pana przystało, widok był idealny, strategicznie idealny, bowiem obejmował wejście na Ulicę Pokątną. Kiedy Gryfon przyjrzał się uważnie, nagle ścisnął mu się żołądek i poczuł mdłości. Jego wzrok skupił się na czarownicy, która zmierzała w ich kierunku, a spod jej kaptura wystawał rudy, jakże znajomy Harry'emu, lok.

Ginny.

Jedyna osoba, która mogła rozpoznać Toma. Kurwa - Harry gorączkowo starał się wymyślić jakiś sposób na pozbycie się jej do czasu powrotu z toalety Toma, niestety ten wybrał sobie akurat ten moment, by z niej wyjść.

- Tom, musisz się ukryć – syknął Harry.

– Słucham? Co się dzieje?

- Ginny Weasley mnie śledziła. Właśnie ją widziałem. Tom, ona wie jak wyglądasz... Och, kurwa! Zobaczyła nas!

Rzeczywiście, Ginny omal nie upadła, a jej twarz przybrała niezdrowo biały kolor. Myśląc szybko, Harry zerwał się z miejsca, chwycił Ginny i wyciągnął ją z baru.

***

- Co on tu do kurwy nędzy robi! – wysyczała Ginny wprost do ucha Gryfona.

- To długa historia. Obiecaj mi, że nikomu nic nie powiesz, nie zrobisz mi awantury czy coś jeszcze innego.

- Słucham? Harry, kurwa, Czarny Pan jest tutaj, a ty mnie prosisz, żebym nie robiła awantur!? Co. Ty. Pleciesz!

- Posłuchaj, Ginny, to skomplikowane, ok? Ale jeśli obiecam ci, że wszystko wyjaśnię, to czy możesz przynajmniej obiecać w zamian, że nie zwariujesz do tego czasu? – Dziewczyna zamyśliła się na chwilę, po czym zapytała: - Ufasz mu?

- Tak samo jak każdemu innemu człowiekowi. Ginny, posłuchaj, to naprawdę zabrzmi strasznie, ale jeśli będę musiał, to rzucę na ciebie Oblivate...

- Dobrze. Mam jednak nadzieję, że posiadasz jakiekolwiek sensowne powody, by tak się zachowywać!

Harry z ulgą przyjął jej ostatnie słowa i wszedł z powrotem do baru.

***

Ginny usiadła i natychmiast zwróciła się do Toma.

- Więc dlaczego ty i Harry tak nagle staliście się kumplami, co?

- To trochę długa historia. Skoro jednak nalegasz... Pozwól, że zacznę od początku. W ubiegłym miesiącu Harry przysłał mi list. Wydawało się, że mój poziom Oklumencji spadł do minimum podczas... Kiedy byłem zajęty, że tak to ujmę – powiedział powoli Czarny Pan z nutką drwiny w głowie. Kiedy był znów gotowy kontynuować, usłyszał głos Harry'ego:

- Innymi słowy, był zajęty pieprzeniem Sn...- zaczął Gryfon, lecz ręka Toma natychmiast powędrowała w górę i zasłoniła młodszemu czarodziejowi usta.

- Jak już mówiłem, Harry wysłał mi list, prosząc w nim, bym był bardziej uważny przy wysyłaniu wizji, a dokładniej przy wysyłaniu pewnego rodzaju wizji. Odpowiedziałem, oczywiście szydząc, że „tego" rodzaju wizje przeszkadzają mu, ponieważ sam nie prowadzi życia seksualnego. I tak od słowa do słowa, oto jesteśmy. – Na te słowa Harry nie był w stanie się dłużej powstrzymać i po prostu parsknął śmiechem.

- Czy jest coś, co chciałbyś dodać, Harry? – zapytała Ginny.

– Nie, nic od siebie.

– Jesteś pewien?

– Tak.

– Całkowicie?

– Mhm.

- W porządku, w takim razie...

- Rozmawialiśmy również o naszej przeszłości, opinii publicznej, cóż, niefortunnym zdarzeniom, które wplątały mnie w to całe szaleństwo, o dupku megalomanie i moim późniejszym powrocie do „normalności", o Dumbledorze, idiotach śmierciożercach i o innych sprawach, które interesowały Harry'ego. Harry doczekał się również przeprosin w jednym z listów... Oczywiście, nigdy nie słyszałaś, żebym to mówił, prawda? – powiedział Czarny Pan, zniżając głos i przeciągając głoski. Dziewczyna skinęła głową, więc Tom kontynuował: - I jakoś tak wyszło, że zostaliśmy... przyjaciółmi. Później byłem świadkiem paru wydarzeń, które mnie...

- Mówiąc „parę spraw", masz na myśli te związane z siniakami na jego plecach?

- Widziałaś je? Hmm, tak, właśnie tak. Jednakże, od kiedy Harry zaczął ćwiczyć na mnie niewerbalne Avada Kevadra, myślę, że należy zmienić temat. – Tom pozwolił sobie na mały uśmiech, widząc wyraz twarzy chłopaka. - W każdym razie, udało mi się raz jeszcze dostarczyć Harry'emu list z dzisiejszym zaproszeniem, oczywiście zaznaczając, że jeśli nie uda mu się obejść pewnego małego, rudego problemu nie powinien się martwić. Zakładam, że jego wysiłki, aby pozbyć się „tej przeszkody", były dla ciebie oczywiste?

- Właściwie to nie... Ale i tak planowałam mieć na niego oko, dlatego tu jestem.

- Wiesz, lubię, kiedy ludzie mówią o mnie tak, jakby mnie tu wcale nie było – przerwał jej rozdrażniony Harry.

– Cóż, musiałem wszystko wyjaśnić pannie Weasley, nieprawdaż?

Harry zrobił jedynie kwaśną minę. Tom natomiast przewrócił oczami i warknął:

- Nie, nie rób tego... Bachor! Świetnie, więc JAK. MINĄŁ. DZIEŃ?

- Cóż, dowiedziałem się całkiem ciekawych rzeczy u Grinngotta. Najwyraźniej Syriusz uczynił mnie swoim jedynym spadkobiercą, a gobliny... Griphook, chyba tak się nazywał, powiedział, że starał się ze mną skontaktować w tej sprawie od dłuższego czasu. Niestety, Dumbledore nie zechciał podzielić się ze mną tym „drobiazgiem". To takie cholernie frustrujące! Dyrektor wszystko wie przede mną!

Na to Ginny przytaknęła. - Wiem, co masz na myśli. Um, nie gniewaj się, Harry, ale ja... Wysłałam list do Dumbledore'a po tym, jak zobaczyłem te siniaki. A on napisał mi w odpowiedzi, że nie ma powodu do zmartwień, ponieważ ma na ciebie oko. Wiem, wiem, nie powinnam się wtrącać, ale martwię się i wiem, bo to widać, że dzieje się z tobą coś złego i jeśli on nie zamierza z tym nic zrobić, to...

Harry przerwał jej w pół słowa. - Ginny, wszystko jest ok, naprawdę. Wolałbym, żebyś nie pilnowała mnie na każdym kroku, chociaż doskonale rozumiem, co tobą kieruje. Wiem, że to wyglądało... źle. I cóż, jeśli mam być szczery, to wcale nie dziwi mnie reakcja Dumbledore'a. Cholera, mój pierwszy list z Hogwartu zaadresowany był na „Komórkę pod Schodami" – więc oczywistym jest, że dyrektor doskonale wiedział, jak traktują mnie Dursleyowie. Innymi słowy, jak śmiecia.

Tom nie wytrzymał i w końcu mu przerwał. – Traktowali cię jak śmiecia? To delikatnie powiedziane! Nadal planuję zabić tego przeklętego drania, którego ty nazywasz wujem! To podły gwał... - przerwał nagle, widząc ostre spojrzenie Harry'ego.

- Wiesz, myślę, że już najwyższy czas na spotkanie z twoimi rodzicami, Ginny. Później porozmawiamy, dobrze, Tom? - Następnie Potter wstał i udał się do wyjścia. Nacisnął właściwą cegłę i, ciągnąc Ginny za sobą, poszedł w kierunku sklepu bliźniaków, niestety nie widząc zmieszanego wyrazu twarzy dziewczyny.

s/X/10u0y9kcSO/])l~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro