Rozdział 12 „Zniszczenie"
— Panie? Kim jest ten człowiek?
— Szszsz, Nagini, obudzisz go.
— Za późno, Tom. — Harry ziewnął. — Siemka, Nagini.
Zaskoczony wąż spojrzał na swojego pana.
— On mówi!
Tom przytaknął.
— Tak, mówi. Nagini, to jest Harry. Harry, Nagini.
— Harry? Masz na myśli Harry'ego Pottera? Chłopca, na którego od zawsze narzekałeś?
Harry prychnął, a Tom spojrzał znacząco na węża.
— Tak, Nagini, Harry Potter. Jak widzisz, trochę się pozmieniało.
— Najwidoczniej. Witaj, Harry. Panie, dawno cię tu nie było, gdzie się podziewałeś? Tęskniłam.
— W Hogsmeade, moja droga. Blisko Harry'ego. Nie podobałoby ci się tam; musiałabyś się cały czas ukrywać.
— Rozumiem. Wolałabym jednak, byś częściej mnie odwiedzał.
— Wkrótce, moja droga. Obiecuję.
— Oby.
Tom prychnął, słysząc ton głosu gada.
— Przecież obiecałem! A teraz pozwól nam spać, zarazo jedna!
— Też cię kocham, Panie — wysyczał wąż sarkastycznie i wypełzł z pokoju.
Tom ziewnął.
— Przepraszam, kochanie, ale dawno mnie tu nie było.
Harry potrząsnął głową.
— W porządku. — Nagle coś mu przyszło do głowy. — Prawdę mówiąc, Nagini podsunęła mi świetny pomysł — powiedział i zamilkł na dłuższą chwilę.
— No to powiesz mi czy nie?
— Chwileczkę, Tom, muszę to sobie poukładać w głowie — odparł. — Dobra. Skoro ja i ty będziemy zajęci walką, potrzebujemy kogoś, kto będzie minimalizował liczbę ofiar i zdejmował Śmierciożerców, zanim narobią bałaganu, prawda? Nagini jest mądrym stworzeniem. Więc jeśli zauważy, że szala zwycięstwa przechyla się na moją stronę, czy zostanie przy twoim boku, czy raczej zmieni strony dla ratowania własnej skóry i pomoże Chłopcu-Który-Przeżył? Zwłaszcza, jeśli okaże się, że ów chłopiec włada wężomową?
Tomowi zaświeciły się oczy.
— A wiesz, że to całkiem niezły pomysł? Pogadam z nią o tym później. — Tom pchnął Harry'ego z powrotem na poduszki. — A teraz potrzebuję jeszcze chwili snu.
— Czyżbym zmęczył cię aż tak ostatniej nocy? — zapytał chłopak zadziornie.
Tom prychnął.
— Nie każdy umie funkcjonować śpiąc — rzucił szybkiego Tempusa — po cztery godziny na dobę. — Harry skrzywił się, ale zaraz potem zwinął się wygodnie przy ciele kochanka i wkrótce zasnął.
Tom westchnął.
— Dupek — wyszeptał, całując młodszego partnera w czoło i również pozwolił sobie odpłynąć do krainy snu.
***
Harry siedział w bibliotece wraz z Ginny, Luną, Draco i Blaise'em oraz większością szóstorocznych Gryfonów.
— Harry, musimy pogadać.
Chłopak odwrócił się i spojrzał zdziwiony na Hermionę i Rona. Ich twarze nie wyrażały żadnych emocji.
— Zaraz wrócę — powiedział do swojej paczki, po czym wstał i powoli podążył za byłymi przyjaciółmi do pustej klasy.
— Jeśli to ma być kolejny wykład na temat mojej orientacji, albo doboru znajomych, to wychodzę w tej chwili.
Hermiona szybko pokręciła głową.
— Nie, Harry. Po prostu chcemy pogadać. Wiem, że przesadziliśmy, ale... — Harry prychnął. — ...my naprawdę chcemy to naprawić.
Podczas gdy Hermiona mówiła, Ron wyciągnął trzy butelki piwa kremowego ze swojej torby. Jedną podał dziewczynie, a drugą zaoferował Harry'emu, który przyjął ją niepewnie. Odkręcił kapsel i wziął ostrożny łyk.
— No dobra, to o czym chcecie gadać? — zapytał, siadając wygodnie.
— Chcemy tylko zapytać co u ciebie? Chodzisz z kimś?
— Z T... Z tym nowym sprzedawcą z Miodowego Królestwa. — Harry o mało nie powiedział „z Tomem Riddle'em". Otworzył oczy, zszokowany. — Pieprzone szuje! Dodaliście mi Veritaserum do piwa!
***
Draco i Ginny wymienili spojrzenia. Nie podobał im się taki obrót sprawy i z pewnością nie ufali tej dwójce.
— Myślę, że porozmawiam z profesorem Snape'em na temat tego wypracowania — powiedziała Ginny i wstała. Draco i Blaise poszli w jej ślady.
Jak tylko wszyscy opuścili bibliotekę, dziewczyna zwróciła się do Malfoy'a.
— Sprowadź Snape'a; my znajdziemy Harry'ego. — Draco potaknął i pobiegł w stronę lochów. Ginny westchnęła. — Gdzie jest najbliższa pusta klasa?
— Sądzę, że w końcu korytarza — odparł Blaise i oboje się tam skierowali. — A oto i ona. — Zatrzymali się pod drzwiami.
— Są zamknięte i... zabezpieczone zaklęciem? — Wymienili spojrzenia. — Sądzę, że właśnie ich znaleźliśmy.
***
Hermiona westchnęła.
— Musieliśmy, Harry. Musimy wiedzieć, co się dzieje. Naprawdę się o ciebie martwimy, Harry. Dumbledore powiedział...
— Pieprzyć Dumbledore'a! Dumbledore powiedział, że Voldemort nie pokona barier wzniesionych przy użyciu magii krwi, a jednak to zrobił!
— Harry, każdy ma prawo do pomyłek. Dlatego właśnie staramy się ostrzec cię przed pomyłką życia. Dlaczego przyjaźnisz się z Draco?
— Zaczęło się nam układać po tym, jak zawarliśmy rozejm.
Hermiona potakiwała.
— A dlaczego Draco zawarł z tobą rozejm? — dopytywała się.
— Ze strachu. Wiedział, że nie przegram tej wojny.
— Rozumiem. Co zamierzasz zrobić, jak już wygrasz?
— Nie jestem pewien. Myślałem o wyjeździe. Znalezieniu jakiejś tropikalnej wyspy i ucieczce od wszystkiego i wszystkich.
Harry był teraz bardziej rozluźniony i coraz słabiej kontrolował słowa.
— A skąd ta pewność, że wygrasz?
Kurwa.
— Mam plan.
— Jaki to plan?
Kurwa mać.
— Ćwiczyć. Ze Snape'em.
Było blisko.
— Co ćwiczycie?
— Pojedynkowanie się, mocniejsze klątwy. Cokolwiek, co mogłoby pomóc.
Proszę, nie zagłębiaj się w szczegóły!
Hermiona zastanawiała się przez chwilę. Nadszedł czas na zmianę tematu.
— Harry, czy ufasz Dumbledore'owi?
Kurwa, muszę to przerwać!
— Już nie.
Szlag!
— Dlaczego?
— Nie był ze mną szczery. Znał przepowiednię i wiedział, że Voldemort też ją zna, ale nic mi nie powiedział. Przez niego parę razy o mało nie zginęliśmy. Powiedział, że u Dursley'ów będę bezpieczny.
— Przekazałeś te informacje Ricie Skeeter?
— Nie.
A przynajmniej nie osobiście.
— Harry, czy przeszedłeś na ciemną stronę?
***
— Profesorze, on jest w środku!
— Dobrze. Odsuńcie się, muszę usunąć bariery.
***
— Odpowiedz na pytanie!
— Uważam, że nie.
— Rozważałeś przyłączenie się do Voldemorta?
— Nie.
Voldemort już dawno nie jest brany pod uwagę. No dalej, kończmy wreszcie!
— W porządku, jeszcze jedno pytanie. Harry, czy... — Odgłos otwieranych drzwi przerwał Hermionie.
— Potter, powinieneś być teraz w moim gabinecie, tak jak ci kazałem. Weasley, Granger, następnym razem, kiedy zechcecie zamykać i przesłuchiwać Pottera, zróbcie to proszę w czasie, gdy nie jest oczekiwany w moich kwaterach. Gryffindor traci przez was dwadzieścia punktów. Panie Potter, pozwoli pan?
Harry szybko wstał, czując ulgę.
Snape skierował się w stronę swojego gabinetu, a Harry podążył za nim. Ginny, Draco i Blaise pobiegli do biblioteki po Neville'a.
W końcu cała szóstka znalazła się w gabinecie mistrza Eliksirów.
— Powiedzieli, że chcą pogadać. Poczęstowali mnie piwem kremowym i ponieważ oni też je pili, założyłem, że nie jest zatrute. Nie powiedziałem im aż tak dużo, ale wiedzą, że nie ufam Dumbledore'owi oraz że spotykam się z Tomem, ale nie wiedzą kim on jest. Ach, i że będę z tobą trenował. Nic więcej mi się nie wymsknęło — wyjaśnił Harry, a Mistrz Eliksirów zacisnął wargi.
— Rozumiem, porozmawiam z Tomem; byłoby najlepiej gdyby wziął tydzień chorobowego. A jeśli chodzi o resztę, dowiedzieli się zapewne dokładnie tyle, ile oczekiwał dyrektor. Sądzę, że mieli w planach wymazanie twojej pamięci zaraz po przesłuchaniu, więc nie zapomnij użyć myślodsiewni przed snem. I, na Merlina, uważaj na siebie i nie szwendaj się nigdzie sam — powiedział Snape i Harry przytaknął. — A teraz powiedz, o co cię jeszcze pytali? — Harry szybko zrelacjonował przebieg całej rozmowy. Severus cały czas kiwał głową. — W porządku. Wszyscy musicie być ostrożni. Tym razem Harry'emu się upiekło, większość pytań była tak zadana, że mógł z nich wybrnąć bez szkody. Następnym razem możecie nie mieć tyle szczęścia. Nie jedzcie niczego, co choćby leżało w pobliżu tej dwójki. Nie chodźcie nigdzie w pojedynkę oraz, co najważniejsze, nie dajcie po sobie poznać, że coś wiecie. Uważajcie na to, co mówicie. Nie zaczepiajcie mnie, ani Lupina na korytarzu, jeśli nie macie dobrej wymówki. Longbottom, unikaj mnie, powinieneś się mnie przecież bać i, na gacie Merlina, pod żadnym pozorem nie powinieneś chcieć się ze mną kontaktować! — Kiwnął na uczniów, gdy skończył swój mały wykład. — W porządku, idźcie już. Mam pewne sprawy do załatwienia, dzięki tej dwójce małych pie... — W porę zamilkł. — No, co tu jeszcze robicie? Czekacie na pisemne zaproszenie? — Uczniowie w pośpiechu opuścili pokój. Severus westchnął. Pieprzony dyrektor i jego cholerni, mali agenci. Cóż, jeszcze tylko miesiąc i się ich pozbędzie. Miał tylko nadzieję, że tyle wytrzyma.
***
— Przepytaliśmy Pottera, jak pan prosił, sir.
— Dziękuję, Hermiono. Czego się dowiedzieliście?
— On już panu nie ufa, sir, ale tego się przecież spodziewaliśmy. Poza tym niczego, czym trzeba by się martwić. Ale wystąpiły pewne problemy, sir.
— Tak?
— Profesor Snape przerwał nasze przesłuchanie i zabrał Pottera, zanim zdążyliśmy rzucić na niego Obliviate.
Dyrektor przeklął.
— Dobrze zatem. Porozmawiam z profesorem Snape'em i wyjaśnię mu... okoliczności. Czy coś jeszcze się wydarzyło?
Hermiona i Ron opowiedzieli, jak Harry odpowiadał na pytania, a oczy Dumbledore'a lśniły, kiedy słuchał.
— Dobrze więc. Jesteście dobrymi przyjaciółmi, pomimo tego, co on teraz o was myśli. Jestem pewien, że jak tylko Harry to zrozumie, odzyskacie należyty wam szacunek i jego przyjaźń. A teraz zmykajcie, muszę pomówić z profesorem Snape'em.
***
Syriusz był wściekły, kiedy dowiedział się, co przydarzyło się Harry'emu.
— A to pieprzone bydlaki! Uduszę ich! — krzyczał, przemierzając nerwowo kuchnię. — Małe, cholerne gnidy. Wy...
— Syriuszu, wystarczy. Harry'emu nic nie jest i wszystkim się zajęliśmy. Wspomnienia są bezpieczne w jego myślodsiewni. Severus rozmawiał ze starym zgredem i powiedział mu, że rzucił na Harry'ego Obliviate. Jeszcze tylko miesiąc.
Syriusz zatrzymał się.
— Jak oni mogli go tak zdradzić? Byli jego najlepszymi przyjaciółmi!
Remus zadrżał.
— Dumbledore potrafi być przekonujący. Zagrał na ich strachu i pragnieniach. Wmówił im, że Harry zamieni się w kolejnego Czarnego Pana i że zostaną bohaterami jeśli uda im się temu zapobiec. Ronowi obiecał sławę, a Hermionie zrobienie wielkiej kariery naukowej.
Syriusz warknął.
— Cholerni zdrajcy. Przysięgam, że jeśli choć dotkną Harry'ego...
— To ich udusisz, tak wiem. A teraz chodź. Nie pomożesz Harry'emu siedząc i jęcząc. Musimy omówić problemy logistyczne z wprowadzeniem do Hogwartu około pięćdziesięciu Śmierciożerców bez wiedzy uczniów.
Syriusz wziął głęboki wdech.
— Znikająca szafa. Można do niej zmieścić na raz ze dwudziestu chłopa. Poza tym, kiedy z niej wyjdą, nie będą wiedzieli jak wrócić, a w razie czego możemy jeszcze wznieść bariery ochronne.
Remus spojrzał z zafascynowaniem na swojego partnera
— Jak ty to robisz? — zapytał.
Animag zaśmiał się perliście.
— Taki się już urodziłem, kochanie.
***
— Jeszcze raz! — Snape krzyknął na Harry'ego. Chłopak wziął głęboki wdech i ponownie rzucił Stupefy na Mistrza Eliksirów, ale ten wyczarował tarczę blokującą urok.
— Znacznie lepiej. Pamiętaj, że nie ma mowy, byś pokonał Czarnego Pana, jeśli ten będzie spodziewał się ataku. Z kolei ja spodziewam się, że będziesz ćwiczył, ćwiczył i jeszcze raz ćwiczył. Oczekuję, że następnym razem pokażesz coś więcej, niż proste zaklęcia ogłuszające.
Harry przytaknął.
Ćwiczył ze Snape'em już dwa tygodnie. Severus uczył go Oklumencji oraz rzucania zaklęć niewerbalnych i szło im całkiem nieźle, odkąd przestali się nienawidzić. Snape uczył go również klątwy Evasto — tej samej, której użył Glizdogon, kiedy przed laty sfingował własną śmierć.
Tom nie pojawił się w pracy, tłumacząc się paskudnym przeziębieniem, co dało mu mnóstwo czasu na przygotowania do walki. Obecnie instruował Śmierciożerców, by podczas oblężenia Hogwartu nie krzywdzili uczniów — łatwiej będzie ich przekonać by dobrowolnie przyłączyli się do Ciemnej Strony, jeśli nie będą musieli oglądać trupów swoich szkolnych kolegów porozrzucanych po korytarzach szkoły. Nagini bardzo entuzjastycznie podchodziła do swojej roli, ciesząc się , że będzie mogła poużywać sobie na niektórych, co bardziej irytujących sługach swojego pana.
Ron i Hermiona próbowali śledzić Harry'ego, ale przeszkadzali im w tym Ślizgoni, którzy wiedzieli tylko tyle, że ta dwójka nęka Harry'ego i że mają im trochę pozawadzać. Potter udawał, że nie ma pojęcia, co się wokół niego dzieje, jednak na wszelki wypadek starał się nie chodzić nigdzie sam.
W końcu Eliksir Wielosokowy był gotowy. Zostało już tylko ustalenie konkretnej daty.
— Dobra, słuchajcie. Po pierwsze, musimy zadbać, aby uczniom nie stała się żadna krzywda. Sądzę, że najlepiej byłoby uderzyć podczas lekcji; tak, by mogli pozamykać się od środka w klasach — powiedział Harry, zastanawiając się nad szczegółami. Siedział przy stole w kuchni Blacka razem z Draco, Blaise'em, Neville'em, Ginny, Tomem, Severusem, Remusem i Syriuszem. Był pierwszy dzień marca i podczas gdy większość starszych uczniów wałęsała się po Hogsmeade, oni spiskowali nad upadkiem Dumbledore'a i oczywiście Voldemorta.
Tom przytakiwał.
— Zróbmy to w poniedziałek rano. Weźmiemy wszystkich z zaskoczenia. Ginny będziesz musiała opuścić poranne lekcje, ale to chyba nie będzie stanowiło problemu. Lupin, było by świetnie gdybyś zabrał uczniów na lekcję w plener, gdzieś na obrzeża Błoni. Dobra, ludzie, mamy dwa dni. Severusie, wydaj resztę dyspozycji.
Snape uśmiechnął się.
— Draco, Blaise, będziecie odpowiedzialni za opanowanie ewentualnej paniki wśród tłumu. Trzymajcie uczniów z dala od walki. Weźcie sobie Crabbe'a i Goyle'a do pomocy, poradzicie sobie w czwórkę bez problemu. Longbottom, Ginewra, waszym zadaniem będzie rzucanie klątw w obronie uczniów, jeśli ktoś próbowałby ich skrzywdzić. Tom pozwolił Śmierciożercom na używanie wyłącznie zaklęć ogłuszających, ale nie wykluczone, że zapomną się w trakcie walki. Lupin i Black będą w pobliżu, by wam pomóc, gdyby zrobiło się niebezpiecznie. Jako szpieg Zakonu nie mogę walczyć, więc będę pomagał pani Pomfrey, co się dobrze składa bo i tak zamierzałem zabrać tam siódmą klasę, żeby mogli poćwiczyć warzenie leczniczych eliksirów.
Harry przytaknął.
— Atak rozpocznie się, jak tylko odłączę się od grupy. Śmierciożercy mnie nie tkną, Tom się mną zajmie. Będzie niebezpiecznie, więc uważajcie. Ginny, jeśli będziesz musiała ogłuszyć Rona i Hermionę dla ich własnego bezpieczeństwa — zrób to. A wy — spojrzał na Ślizgonów — wy postarajcie się kierować uczniów na Błonia; będą mieli świetny widok na całe przedstawienie, a jednocześnie będą wystarczająco daleko, by nic im się nie stało.
Tom prychnął.
— Byłbyś świetnym reżyserem, Harry. Hogwarts Pictures zaprasza na film! — Potter uśmiechnął się, podczas gdy reszta grupy dziwnie na nich patrzyła. — Już widzę te tytuły: „Zagłada Dumbledore'a — Musical". To byłby hit!
Harry teraz już trząsł się ze śmiechu.
Ginny przerwała żarty chłopaków.
— Nie, żebym chciała zmienić temat, ale zmieniając temat: co mamy robić, zanim nie pojawi się Zakon?
Blaise przewrócił oczami.
Remus uśmiechnął się.
— Czy mówił ci już ktoś, jaki był pierwotny cel zasadzenia bijącej wierzby?
***
— Hej, Ginny, zaczekaj! — Był niedzielny poranek i Ginny właśnie wychodziła ze śniadania, kiedy zatrzymał ją Harry. — Idę do Hagrida, chcesz się przyłączyć?
— Jasne, co tam?
Harry uśmiechnął się.
— Zobaczysz. — Harry skierował się w stronę chatki i Ginny ruszyła razem z nim. Kiedy dotarli na miejsce, Potter głośno zapukał. — Hagrid? Jesteś tam?
Półolbrzym otworzył drzwi.
— Harry! To ci dopiero niespodzianka! I Ginny, cholibka! Jak żyjecie? Wchodźcie! Chyba nie chcecie zamarznąć na śmierć na tym zimnie! — Hagrid odsunął się od drzwi, robiąc przejście dla przyjaciół. — Herbatki? — zaproponował, ale oboje podziękowali. — Co was sprowadza?
— Chciałem zapoznać Ginny z wężem.
Hagrid kiwnął głową.
— Takżem myślał. Gdzieś tu jest, zawołaj ją, Harry, ciebie posłucha.
— W porządku — powiedział i przełączając się na wężomowę, zasyczał: — Speranza? Satya? Zahina? Gdzie jesteście, malutkie?
— Witaj, Harry — odparła Satya.
— Co mogę dla ciebie zrobić, czarodzieju? — zasyczała Speranza.
— Potrzebuję waszej pomocy. Jutro odbędzie się bitwa. Czy pomogłybyście w ochronie uczniów i tych, którzy walczą po jasnej stronie?
— Oczywiście. Co mamy zrobić?
— Brońcie uczniów. Jeśli ktokolwiek ubrany w czarne szaty i noszący białą maskę chciałby ich skrzywdzić, gryźcie. Starajcie się jednak nikogo nie zabić, próbujemy ograniczyć liczbę ofiar do minimum.
— Pomożemy z radością, czarodzieju — zapewniła Zahina z błyskiem w oku.
— Idealnie. A to jest Ginny. Przyjdzie po was, kiedy rozpocznie się walka. Postarajcie się pozostać w ukryciu dopóki bitwa nie rozkręci się na dobre. — Zwrócił się do przyjaciółki: — Ginny, to jest Satya, Speranza i Zahina. — Ginny spojrzała na gada.
— One są, to znaczy... ona jest piękna! — Harry szybko przekazał stworzeniu słowa Ginny, uzyskując w odpowiedzi zadowolony syk. Dwoje przyjaciół spędziło kolejne kilka minut na rozmowie z widłowężem, po czym Harry przypomniał sobie, że wciąż ma do odrobienia pracę z Transmutacji, więc oboje pożegnali się z wężem oraz Hagridem i wrócili do zamku.
— No dobra, Harry, o co w tym wszystkim chodzi?
Harry uśmiechnął się przebiegle.
— Pomogą ci jutro podczas bitwy. Musisz tylko przyjść po nie do chatki; będą czekały na ciebie. Nagini też będzie w pobliżu, ale ona ma za zadanie ochraniać Zakon.
Ginny przytaknęła.
— A więc? Jesteś gotowy?
— Urodziłem się gotowy — odparł z uśmiechem.
***
— Słuchajcie. — Remus zwrócił się do uczniów. — Zaklęcie Contego tworzy znacznie silniejszą tarczę ochronną niż Protego, jednak jest dużo bardziej wyczerpujące. Nie chroni oczywiście przed Niewybaczalnymi, ale i tak jest bardzo skuteczne w walce. Rzadko wykorzystuje się je podczas pojedynków, ale jest idealne, jeśli chcecie ochronić innych, na przykład młodsze rodzeństwo. Klątwy, które odbiją się od tarczy Contego mogą dolecieć bardzo daleko i uderzyć rykoszetem z dużo większą mocą. Dlatego właśnie ćwiczymy tutaj, gdzie możemy się rozproszyć. Harry, pomożesz mi? Twoim celem będzie ochronienie tamtej skrzyni. — Harry przytaknął i podszedł do celu, który znajdował się jakieś dwadzieścia metrów od pozostałych uczniów. — Dokładnie tak. Policzę do trzech i rzucę zaklęcie obezwładniające.
— Jeden!
Tuż obok Bijącej Wierzby dało się zauważyć nagły ruch powietrza. Tom.
— Dwa! — Draco i Blaise ustawili się na pozycje, gotowi by skierować uczniów na trybuny boiska do quidditcha, z dala od walki.
— Trzy! Stupefy!
Harry rzucający Contego został zagłuszony przez zdecydowanie bardziej donośny krzyk Lavender Brown:
— Śmierciożercy!
I z tym okrzykiem rozpętało się piekło. Pół tuzina zamaskowanych Śmierciożerców z Voldemortem na czele wypadło z tunelu pod Bijącą Wierzbą. Kolejni próbowali sprawnie wydostać się na powierzchnię, jednak zostali spowolnieni przez szalejące konary wierzby. Tylko połowa tych, którzy uciekli wściekłemu drzewu, nadawała się do walki. Reszta była zbyt poturbowana, a ich nieprzytomne ciała leżały porozrzucane przez silne gałęzie po całych Błoniach.
Draco i Blaise odciągali uczniów od walki z pomocą Neville'a. Inni uczniowie widząc to, również zaczęli kierować swoich przyjaciół w bezpieczne miejsce. Tylko Ron i Hermiona nie ruszyli się, a przynajmniej do czasu, gdy oberwali w plecy klątwami. Ginny rzuciła Mobilicorpus i wzdychając, przeniosła nieprzytomne ciała brata i jego dziewczyny z dala od walki.
Lupin trzymał się blisko uczniów, przeklinając Śmierciożerców, którzy zbytnio zbliżali się do młodzieży. Po kilku minutach, na polu walki pojawił się Dumbledore z depczącą mu po piętach McGonagall. Aurorzy aportowali się przy bramie wejściowej na teren szkoły.
A w centrum zamieszania stali Harry i Voldemort.
Tom zaczekał, aż Dumbledore podejdzie wystarczająco blisko, po czym rzucił potężne zaklęcie otaczające całą trójkę barierą ochronną. Nikt nie mógł się wydostać dopóki Voldemort nie zginie, albo nie zdejmie zaklęcia osobiście. Nadszedł czas na ostateczną rozgrywkę.
— A więc, Harry, jesteś już dorosłym mężczyzną. Jaka szkoda, że będę musiał cię zabić. Mógłbyś osiągnąć wielkie rzeczy.
— Ta, znam twoje pojęcie wielkich rzeczy i chyba jednak podziękuję.
Dumbledore obserwował starcie, prychając. Było coś dziwnego w sposobie poruszania się Voldemorta.
— No cóż, przykro mi. Nie pozostaje mi nic innego, jak z tobą skończyć. Crucio!
Harry uchylił się i rzucił niewerbalne Stupefy na Czarnego Pana, który jednak zablokował zaklęcie. Przez chwilę obrzucali się niewerbalnymi klątwami; Harry zdołał uchylić się przed wszystkimi, poza zaklęciem tnącym, które zraniło go w ramię, otwierając głęboką ranę. Chłopak rzucił Expelliarmus na Voldemorta, jednocześnie unikając mknącego ku niemu zielonego promienia.
— Co on, do cholery, wyprawia? Dlaczego nie pomoże Harry'emu? — zawołał Dean, widząc jak Dumbledore tylko przygląda się walce, od czasu do czasu rzucając zaklęcie tarczy, ale nic poza tym.
Dyrektor obserwował pojedynek, a niepokój narastał w nim wraz z każdą upływającą sekundą. Naprawdę było coś dziwnego w sposobie walki Voldemorta. Na początku Dumbledore myślał, że Czarny Pan bawi się chłopakiem, ale teraz, kiedy przyjrzał się dokładniej, wyglądało to tak, jakby Voldemort nie chciał skrzywdzić Harry'ego...
Dwójka wciąż walczyła, a ich pojedynek nabierał zaciekłości. Harry każde zaklęcie rzucał niewerbalnie, ale jego klątwy ograniczały się do zaklęć ogłuszający i obezwładniających; w końcu i tak chodziło tylko o zachowanie pozorów.
I nagle to zobaczył. Tuż nad kufrem! Blask skóry, bladoniebieskie oczy i Dumbledore już wiedział.
— Harry! — zawołał. — To nie jest Voldemort. Prawdziwy Czarny Pan jest za tobą, a ten jest fałszywy!
Harry odwrócił się w stronę dyrektora na chwilę, po czym powrócił do walki.
— Fałszywy? Coś o tym wiesz starcze, czyż nie? Fałszywy, jak osobowości, które Westhover i Zephyrwilde wszczepili Tomowi? Fałszywy, jak twoja troska o mnie, o tak, opiekowałeś się mną, prawda? Powiedz mi, czy częścią planu było bicie mnie przez tego tłustego skurwysyna? A kiedy mnie gwałcił, czy to też zaplanowałeś? Fałszywy czarny charakter i fałszywy bohater przynieśli ci sławę, co?
Harry rzucił kolejną klątwą w stronę Glizdogona, który po wypiciu Eliksiru Wielosokowego i rzuceniu kilku zaklęć bardzo przekonywująco odgrywał Voldemorta.
— Wiesz co, starcze? Mam dość fałszywek. Już czas zrobić coś prawdziwego. Co ty na to, Tom? — Glizdogon przytaknął i nagle, odwracając się w stronę dyrektora, rzucił klątwę Avada Kedavra. Dumbledore był w takim szoku, że nie zdążył zareagować. Jego ciało osunęło się bezwładnie na ziemię.
Wszyscy, oprócz kilku wciąż walczących Śmierciożerców, zamarli w przerażeniu, kiedy martwe ciało dyrektora uderzało o ziemię.
— Och, nie... — wyszeptała Minerwa. Dwóch mężczyzn nie przerywało pojedynku, nie zważając na leżące nieopodal nich ciało.
— Kończymy, Tom? — Glizdogon uśmiechnął się krzywo. — Tak myślałem. Evasto! — Promień jasnego światła wystrzelił z różdżki Harry'ego i uderzył Glizdogona prosto w pierś, rozszczepiając jego ciało na miliard kawałków. Jego różdżka wybuchła i zajęła się ogniem.
Harry osunął się na kolana, jak bezwładna masa.
Błonia spowiła cisza. Każdy czekał na jakiś znak od ich wybawcy. Każdy poza jedna osobą.
Tom, ukryty do tej pory pod Peleryną Niewidką, zdjął bariery ochronne i podszedł do Ginny, która czekała na inny znak. Tom dotknął jej łokcia i dziewczyna poruszyła się.
— Harry...?
Tym jednym słowem przerwała ciszę.
— Z drogi! Przepuście nas! — Remus przepychał się przez tłum wraz z profesor McGonagall. — Niech ktoś sprowadzi panią Pomfrey! Szybko!
Tłum cofnął się kilka kroków, kiedy nowa pani dyrektor wydawała polecenia. Kilku uczniów pobiegło po pielęgniarkę, ale większość tylko stała i gapiła się na Chłopca-Który-Przeżył.
Kiedy pojawił się pani Pomfrey, Harry otworzył niepewnie jedno oko. Bitwa się już skończyła, ale ostatnie zaklęcie wypompowało z niego całą energię.
— Jak mi poszło? — wymamrotał.
— Byłeś niesamowity.
Chłopak przytaknął i zemdlał.
H
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro