Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

twenty-two

Jak minęło moje życie w ciągu tych trzech, długich miesięcy? Nic się nie zmieniło. Większość dni spędzałam w moim łóżku, gapiąc się w biały sufit nade mną. Niekiedy, widywałam się z Chris'em albo oglądałam filmy na moim komputerze, lub słuchałam muzyki na moim iPod'ie. Tak wyglądało moje życie.

Schudłam ponad dziesięć kilogramów, spod moich oczu nie znikały granatowe sińce, spowodowane nieustannym oglądaniem ulic Nowego Jorku w nocy. Nie umiałam wytłumaczyć swojego zachowania. Nie wiedziałam, co chcę zobaczyć i na co czekam, by pojawiło się na ulicy. Zachowywałam się jak pies, czekający niecierpliwie na swojego pana, który patrzy na świat zza oknem, myśląc, że może właśnie w tej chwili zjawi się jego właściciel. Ale czy ja za kimś tęskniłam?

Tak. Tęskniłam za nim. Tęskniłam za Dylan'em, a nic nie mogło opisać uczucia tęsknoty i bezradności, które mnie owładnęło. Ciągle przypominała się jego postać, stojąca w tym ulewnym deszczu, czekająca na mnie, bym zmieniła zdanie. Jego brązowe oczy pełne bólu i smutku oraz...rozczarowania. Rozczarowania moją osobą.

W pierwszej chwilii, kiedy pomyślałam, że Dylan się mną rozczarował, ogarnęła mnie niepowstrzymana i brutalna złość w stosunku do jego osoby. Nie chciałam zachorować. Naprawdę. Nie taki miałam plan. Ale kiedy zaczęłam o tym więcej myśleć, rozumiałam jego tok myślenia. Liczył na to, że nawet jeśli zachoruję, nie zostawię go i będzie mógł być ze mną do mojego końca.

Ostrzegałam go. Mówiłam o moim planie. Mówiłam, co zrobię, gdy zachoruję, ale on do samego końca liczył na to, że moja miłość okaże się większa niż moja troska. Dylan musi mnie teraz uważać za niezłą sukę. On może nawet sądzić, że go nigdy nie kochałam.

Próbował się parę razy ze mną skontaktować, lecz od naszego zerwania, nie wzięłam telefonu ani razu do ręki. Nie odpowiadałam na jego miliony wiadomości oraz nieustające telefony. Chciałam, żeby zapomniał i się ze mnie wyleczył. Pomagałam mu w tym.

Kat znienawidziła mnie za to, co zrobiłam. Nazwała mnie suką i idiotką, która zniszczyła doszczętnie jego brata cierpiącego teraz z bólu. Ja też cierpiałam. Próbowałam jej to nawet wytłumaczyć, ale ona pokazała mi środkowy palec i odeszła. Tak jak ja odeszłam od Dylan'a. Bez słowa, jakby bez uczuć.

Jedyną osobą, która ze mną została, był Christopher. Był moim najlepszym przyjacielem, najlepszym jakiego kiedykolwiek miałam. Wypłakiwałam się w jego ramię, mówiłam mu o wszystkim, o tym, że tak bardzo siebie nienawidzę i nienawidzę mojego życia, które dało mi kopa w tyłek, tyle razy, że nie potrafiłam tego zliczyć; ale on nadal twierdził, że jestem idealna i działałam pod wpływem impulsu.

Ale Chris się mylił. Nie było ludzi idealnych. Każdy kto tak sądził, był w cholernym błędzie. Każdy człowiek popełnia błędy, których żałuje przez całe swoje życie. Każdy ma chwile załamki, dołki w życiu, z których próbuje się nieudolnie wydostać. Niektórym się udaje, ale ja utknęłam w tym dołku i nie umiałam się z niego wydostać. Byłam wrakiem człowieka. Bez uczuć, z pustką w środku, ze skamieniałym sercem.

Nienawidziłam siebie za to, że niszczyłam i łamałam serca ludziom wokół mnie. Zniszczyłam Dylan'a, zniszczyłam związek Bryan'a z Kat, zniszczyłam mojego ojca, który załamał się w sobie. Zniszczyłam siebie. Zniszczyłam wszystko, co udało mi się odbudować po śmierci mamy. I to tak cholernie bolało mnie w środku.

Ale dzięki mojej chorobie, nauczyłam się, że niektórzy ludzie są cholernie fałszywi i niewarci marnowania naszego czasu. Ludzie nieustannie odchodzą i nie można ich powstrzymać. Jeśli nie odejdą teraz, odejdą później, zostawiając jeszcze większy ból. Nie warto trzymać przy sobie tego typu ludzi, którzy przy najbliższej okazji wbiją ci nóż w serce.

Dzisiaj Sylwester. Za dwie godziny miałam dożyć kolejnego roku. 2016. Najprawdopodobniej mojego ostatniego i to wydawało mi się tak śmieszne, że śmiałam się z tego ponuro w moim pokoju. Nie dożyję nawet dwudziestki.

Wyszłam z łazienki, poprawiając swoją nową, białą sukienkę, którą kupiła mi parę dni temu Helen. Była złotą kobietą, dosłownie. Cieszyłam się, że tata będzie miał kogoś takiego przy sobie i będzie mógł na niej polegać.

Założyłam białe szpilki z czarnymi końcami, którym ostatnim razem miałam na sobie na randce z Dylan'em. Mojej ostatniej randce z Dylan'em.

W moim oku zakręciła się jedna, mała łza, ale wytarłam ją szybko i wyszłam z sypialni, kierując się do pokoju Bryan'a, gdzie czekał już na mnie z Chris'em. Zdziwiłam się, gdy Bry powiedział mi, że nie idzie na żadną imprezę i zostaje ze mną, i Christopher'em, by spędzić ten Sylwester w naszym, powiedzmy, pełnym gronie.

Zapukałam do jego pokoju i po usłyszeniu cichego "proszę", weszłam do pokoju, gdzie zastałam siedzących Chris'a i Bryan'a, pijących piwo z butelki. Uśmiechnęli się do mnie radośnie. Naprawdę próbowałam odwzajemnić ich gest, lecz nie wyszło mi to i bardziej zrobiłam krzywą minę, na co chłopcy prychnęli rozbawieni, a ja przewróciłam oczami.

— Co będziemy robić? — zapytałam, siadając obok Chris'a.

— Cóż, za dwie godziny będziemy mieć Nowy Rok, więc planowaliśmy wtedy wyjść na taras i obejrzeć Times Square. — oznajmił Bryan, uśmiechając się do mnie lekko, ale jego wzrok wydawał się być trochę smutny.

To dlatego, że był to nasz ostatni, wspólny Sylwester czy dlatego, że nie mógł spędzić go z Kat, z dziewczyną, w której był zakochany, odkąd tutaj przyjechał. Zrobiło mi się go żal, więc przygarbiłam ramiona i westchnęłam ciężko.

— Co się dzieje, Pho? — zapytał mój przyjaciel, obejmując mnie ramieniem i spoglądając troskliwie.

— Po prostu... przez moją chorobę wszystko się spieprzyło.

— Nie możesz tak mówić. — pokiwał głową Bry i spojrzał z troską. — Nic się nie spieprzyło.

— Oczywiście, że tak! Twój związek z Kat, mój związek z Dylan'em, wasza przyjaźń z Dylan'em i moja przyjaźń z Kat. Nic nie będzie już takie same, dopóki nie umrę.

— Nie mów tak. — wycedził mój brat, odkładając piwo na stolik. — Cieszę się, z tego co mam, Phoebe. Z Kat i tak by się nam nie ułożyło.

— Nie mogę się doczekać tego dnia, wiecie? Po prostu...chcę mieć to już wszystko z głowy. — wyznałam, wzdychając i oparłam głowę o twarde ramię Chris'a.

Chłopcy westchnęli, ale nie skomentowali mojego wyznania i wrócili do picia swojego piwa.

  ♡♡♡  

Po obejrzeniu dwóch filmów, gdy zbliżała się godzina dwunasta, wzięliśmy swoje picia (w moim przypadku schweppes'a, a w ich jakieś piwo) i zaczęliśmy wchodzić powoli po schodach na nasz górny taras. Uśmiechnęłam się, widząc cały Times Square przede mną. Opatuliłam się mocniej kocykiem, podchodząc bliżej barierek.

Popatrzyłam się na świecące gwiazdy oraz jasne miasto przede mną, a do mojej głowie przyszło pytanie...co robił teraz Dylan? Siedział spokojnie w domu czy poszedł na jakąś imprezę i świetnie się teraz bawił? Obstawiałam to drugie.

To śmieszne, że potrafiłam myśleć tylko o nim. Przez te wszystkie miesiące zastanawiałam się, co robi, gdzie jest, z kim właśnie jest. Czy znalazł już sobie jakąś dziewczynę? Czy zapomniał...zapomniał o mnie? 

Czy był teraz szczęśliwy?

Chciałabym znać odpowiedzi na te wszystkie pytania, ale nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. I nigdy nie uzyskam na nie odpowiedzi. Po prostu...liczyłam na to, że znajdzie lub już znalazł dziewczynę, która będzie w stanie dać mu szczęście i miłość, której ja nie zdążyłam...albo zdążyłam, ale tylko w małej cząstce.

Chłopcy stanęli obok mnie, patrząc się na miliony ludzi pod nami. Przysłuchiwałam się muzyce, grającej na imprezie pod nami, popijając co chwilę schweppes'a.

Zaczęło się odliczanie do Nowego Roku, a my staliśmy w ciszy, uśmiechając się jak głupi.

— 3...2...1... 2016! — wykrzyknął tłum na placu, a w górę wystrzeliły miliony fajerwerków.

Uśmiechnęłam się delikatnie i pocałowałam Chris'a w policzek, a ten odwzajemnił mój uśmiech. Zwróciłam moją twarz ku Bryan'owi, który patrzył się na mnie szczęśliwie z lekkim uśmiechem.

— Kocham cię, siostra.

— Ja Ciebie też, Bryan'ie. — zaśmiałam się krótko i przytuliłam go mocno.

Właśnie takie sytuacje powodowały, że nigdy nie chciałam opuszczać tego świata. Takie sytuacje sprawiały, że zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, jak wspaniałymi ludzi się otaczam. Osobami, które nigdy mnie nie zawiodły, nieważne ile kłótni stoczyliśmy.

Podeszłam do Christopher'a i wtuliłam się w jego ciepłe, jak zwykle, ciało. Mój przyjaciel objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie.

— Jesteś moim najlepszym przyjacielem, Chris.

— A ty moją najlepszą przyjaciółką, Phoebe. — wyznał i spojrzał na mnie w dół, prosto w moje oczy.

Uśmiechnęłam się szeroko, jeszcze raz pocałowałam go w policzek i wzięłam do ręki schweppes'a.

— No to... — uniosłam butelkę do góry, a chłopcy zrobili to samo. — Szczęśliwego Nowego Roku, chłopcy.

Wszyscy w trójkę wzięliśmy łyka i staliśmy, gapiąc się na bawiące się miasto przed nami, a ja zdawałam sobie sprawę z tego, że...

Teraz tym bardziej nie chciałam umierać.

  ♡♡♡  

Obudziło mnie głośne pukanie do moich drzwi, więc mruknęłam ciche "proszę" i usiadłam powolnie na łożku, nadal z zamkniętymi oczami. Otworzyłam je, gdy usłyszałam, jak moje drzwi do pokoju otwierają się z cichym skrzypnięciem. Ujrzałam w nich uśmiechniętą twarz Helen, która trzymała w ręce telefon stacjonarny.

— Phoebe, telefon do ciebie z kliniki. — powiedziała radośnie, jakby nie mogła ukryć swojej radości.

Jednak umrę jeszcze wcześniej i skrócą moje cierpienie?

Podała mi telefon, a ja wzięłam go niepewnie, bojąc się słów, które właśnie miałam usłyszeć.

— Tak, słucham?

— Dzień dobry, panno Jones. — przywitała się ze mną kobieta, o miłym i miękkim głosie. — Chcieliśmy tylko poinformować panią, że najprawdopodobniej zaszła jakaś pomyłka z pani wynikami z mammografii. Pomyliliśmy pani wyniki z wynikami innej osoby. — wyznała, jakby trochę zawstydzona.

— Czyli...czyli... ni-nie mam ra-raka? — wyjąkałam, robiąc wielkie oczy.

— Nie, jest pani całkowicie zdrowa. — oznajmiła radośnie. Zakryłam buzię dłonią, nie wierząc, w to co właśnie się działo.

— To chyba jakiś pieprzony żart. — wymamrotałam, na co kobieta po drugiej stronie zaśmiała się cicho.

— Bardziej nazwałabym to cudem noworocznym, panno Jones.

— Dziękuję, dziękuję, dziękuję. — powiedziałam pośpiesznie. — Szczęśliwego Nowego Roku! — zawołałam i rozłączyłam się, biegnąc do Helen, by rzucić się jej na szyję. — Jestem zdrowa, Helen! Jestem zdrowa! Nie będę musiała umierać, nie będę musiała was zostawiać, będę mogła spełnić swoje marzenia!

Helen zaśmiała się radośnie i obie zaczęłyśmy skakać radośnie, kręcąc się w kółko.

Wiedziałam, że to była dla mnie nowa szansa...i musziałam ją wykorzystać. Zacząć żyć od nowa.

Nowy Rok. Nowy rozdział życia. Zupełnie od nowa.

  ♡♡♡  

mam nadzieję, że ten rozdział choć troszkę Was ucieszył! <3

jeszcze jeden rozdział + epilog i na tym skończy się to fanfiction <3 <3 <3 

zostawcie votes lub komentarze

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro