twenty
Siedziałyśmy z Kat na betonowych schodach naszego college'u, czekając na Chris'a, który właśnie kończył swój mecz piłki nożnej. Patrzyłam się niecierpliwie na moje paznokcie, a brunetka stukała coś na swoim telefonie. Zmrużyłam oczy, by zobaczyć co robi i rozszerzyłam je ze zdziwienia, gdy zauważyłam, że pisze z Bryan'em i umawia się z nim na randkę.
— Czy ty spotykasz się z moim bratem?! — wykrzyknęłam, wstając gwałtownie i rzucając torebką, w której znajdował się mój telefon, ale pieprzyć to.
— Um.. Ja ci to wszystko wytłumaczę, Pho. — oznajmiła spokojnie, biorąc głęboki wdech. — Bryan po prostu zaprosił mnie na randkę, a ja nie wiem czy powinnam się zgodzić
— Ty się zastanawiasz, czy powinnaś się zgodzić?! — pisnęłam radośnie, obejmując ją za szyję. — Jasne, że musisz się zgodzić! Przecież to twoje marzenie! To on jest tym twoim księciem na białym koniu, Kat!
Brunetka uśmiechnęła się nieznacznie, odpisując mojemu bratu, że mogą wyjść dzisiaj na spacer. Uśmiechnęłam się szeroko i jeszcze raz przytuliłam Kat, próbując uspokoić mój zdyszany oddech. Coś zabolało mnie w klatce piersiowej.
To pewnie stres.
— Wszystko okay? — zapytała mnie, kładąc mi dłoń na ramieniu oraz patrząc się troskliwie.
— Jest okay. Po prostu... Trochę stresuję się dzisiejszym dniem. Mają przyjść moje wyniki z mammografii oraz informacja z Cambridge czy zapraszają mnie na rozmowę kwalifikacyjną, czy nie.
— Powiedziałaś o tym Dylan'owi? O Cambridge?
— Tak.
— I jak to przyjął? — zapytała, robiąc krzywą minę.
— Um... Był zaskoczony. — wyznałam, wzdychając. — To moje marzenie, Kat. I nie chcę zmarnować go tylko dlatego, że jestem zakochana.
— Rozumiem cię. — oświadczyła Kat, kiwając głową. — Ja chciałabym wylecieć do Anglii do Eaton, ale rodzice nie są zbytnio za, więc chyba zostanę w NY.
— Ale to nie twoi rodzice decydują, co chcesz robić, Kat. Ty decydujesz.
— Wiem, ale... Nie chcę zostawiać tutaj wszystkich. — wyznała, spuszczając głowę. — Chyba zbytnio jestem przywiązana do tego miejsca.
— To jak ja do Anglii. — odetchnęłam, spoglądając na zegarek i zmarszczyłam brwi.
Christopher skończył trening już piętnaście minut temu.
— Zaczynam się niepokoić. — oznajmiłam, spoglądając ku wejściu do college'u. — Chris powinien tu już dawno być.
— Może trener go zatrzymał albo coś. — Kat wzruszyła ramionami, znowu gapiąc się na swój telefon.
— Nie olewaj mnie dla mojego brata, błagam. — zaśmiałam się. Kat przeprosiła mnie cicho i schowała natychmiastowo telefon do torebki.
W tym samym momencie, ze szkoły wyszedł nasz przyjaciel z obandażowanym nosem i posępnym wyrazem twarzy.
— Boże, Chris. Co się stało? — podleciałam do niego szybko, przyglądając mu się z troską i marszcząc brwi. Chwilę potem stanęła obok mnie Kat, która przewróciła na jego widok oczami.
— Kogo znowu pobiłeś, C? — zapytała go, krzyżując ramiona na piersi.
— Max'a. — mruknął, wzruszając ramionami. — Za to, że cię pocałował. — dodał, gdy popatrzyłam się na niego zaskoczona i zdziwiona.
— Nie musiałeś tego robić, Chris. — mruknęłam, ciągnąc go za rękę w stronę schodów. Zabrałam moją torebkę i puściłam go, by szedł dalej sam. — Mogłeś zostawić go w spokoju. I tak się do mnie nie odzywa.
— Nie mogłem odpuścić tego temu dupkowi. Dylan poparłby mnie.
— Ale Dylan nic o tym nie wie i tak ma zostać, jasne? — zapytałam ich, odwracając się do nich przodem tak, że szłam tyłem.
— Źle robisz, że mu nie mówisz, Pho. — stwierdziła Kat, kiedy kierowaliśmy się do mojego mieszkania, jak zwykle w piątek po szkole.
— Sami kazaliście mi to zrobić. — oświadczyłam sucho, przechodząc przez ulicę.
— Wiem, Pho, ale... Ja czuję, że z tego wyniknie jakiś problem.
— Po prostu... Nie mówcie mu, okay? Powiem mu, gdy nadejdzie odpowiednia chwila.
....Czyli nigdy. — dodałam w myślach, kiedy wklikiwałam kod, aby wejść do środka penthouse'u, omijając recepcję i parking.
Weszliśmy do windy i wjechaliśmy na 49 piętro. Otworzyłam drzwi do mieszkania i wpuściłam ich do środka. Następnie zamknęłam drzwi, zdjęłam kurtkę oraz buty, i zaprowadziłam ich do mojego pokoju.
— Um, chcecie coś do picia? — zapytałam pospiesznie, stąpając z nogi na nogę.
Niepewność w sprawie Cambridge oraz moich wyników coraz bardziej mnie denerwowała, a ja sama byłam kłębkiem nerwów. Co jeśli się nie dostanę, albo będę chora? To mnie zniszczy.
Moi przyjaciele skinęli głową, na co skierowałam się do kuchni, by zrobić wodę z cytryną. Wzięłam dzbanek i próbowałam nalać do niego wody, lecz moje ręce za bardzo się trzęsły, abym mogła to zrobić, więc rozlewałam wodę na wszystkie strony. Mary zabrała ode mnie dzban oraz wodę i zrobiła to sama, więc oparłam się rękami o blat, dziękując jej cicho.
— Wszystko dobrze, Phoebe? Ostatnio chodzisz cała zestresowana. — stwierdziła Mary, podając mi niepewnie dzban z wodą. Złapałam go mocno, by go nie upuścić.
— Cambridge. Badania. To chyba dla mnie za dużo. — westchnęłam głęboko i ruszyłam w stronę mojego pokoju, otwierając nogą drzwi.
Chris i Kat jak zwykle siedzieli na moim łóżku i rozmawiali o czymś, ale gdy mnie zauważyli, ucichli. Zmarszczyłam brwi, lecz nie skomentowałam tego i postawiłam dzban na szafce nocnej obok mojego łóżka. Nalałam każdemu z osobna wody i wręczyłam im szklanki. Podziękowali cicho i napili się trochę wody, na co zapytałam Kat:
— O której masz randkę z moim bratem? — zapytałam wesoło Kat. Jej twarz wykrzywiła się w lekkim uśmiechu.
— O osiemnastej.
— Tak się cieszę, że wreszcie Bry zrobił ten pierwszy rok.
— Podkochiwał się w tobie, odkąd się poznaliście. — powiedział Christopher do Kat, a ta wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.
— Żartujesz, prawda? — jęknęła i opadła na poduszki za nią. Zaśmiałam się cicho i lekko. Blondyn zwrócił swoją twarz ku mojej. — Tak samo jak Dylan w tobie, Pho.
— Na początku sądził, że po prostu jestem ładna, dlatego niby mu się podobałam.
— Może tak, ale widzisz... Wynikło z tego coś więcej. — stwierdził, uśmiechając się do mnie delikatnie, ukazując swoje białe zęby.
Westchnęłam z uśmiechem i popatrzyłam się na miasto za szybą.
Co jeśli będę chora? Co jeśli będę musiała wyjechać do Cambridge? Przecież to moje marzenie. Jeśli dostanę szansę, będę musiała ją wykorzystać. Jak zareaguje na to Dylan? Zapewne złamię mu serce.
Zamknęłam oczy, kiedy poczułam, jak gromadzą się w nich łzy. Zadawałam sobie te wszystkie pytania, odkąd powiedziałam o tym Dylan'owi i zobaczyłam jego minę. Zniszczę to, co zbudowaliśmy. Zniszczę wszystko i nie będzie już żadnego powrotu, do tego co było.
Dlaczego myślałam tak pesymistycznie? Ponieważ czułam, że coś się stanie. To wszystko było zbyt piękne, aby było prawdziwe i trwało wiecznie. I znając moje szczęście...
coś musiało się spieprzyć.
♡♡♡
Śmiałam się z moimi przyjaciółmi z komedii, którą właśnie oglądaliśmy i jedliśmy zrobione przez Mary spaghetti z cukinią i boczkiem, który oczywiście oddałam Chris'owi. Dokładnie w tym momencie, do mojego pokoju weszła Helen z poddenerwowanym wyrazem twarzy. Uśmiechnęła się do mnie blado.
— Przyszła poczta, Phoebe.
Zerwałam się gwałtownie z łóżka, odłożyłam mój talerz na bok i popatrzyłam się na moich przyjaciół.
— Chodźcie ze mną, proszę.
Skinęli głowami, więc zaprowadziłam ich do jadalni, gdzie siedziała cała moja rodzina, łącznie z Mary i Alex'em — naszym szoferem. Usiadłam niespokojnie na krześle i wpatrzyłam się w koperty leżące przede mną. Cambridge. Badania. Drżącymi dłońmi wzięłam do ręki kopertę z Cambridge, ponieważ wydawało się dla mnie to zdecydowanie bardziej ważne niż moje zdrowie.
Śmieszne.
Spojrzałam jeszcze raz na osoby zgromadzone w jadalni, patrzące się na kopertę w moich dłoniach i zdałam sobie sprawę z tego, że nie ma tu najważniejszej dla mnie osoby, czyli Dylan'a. Ale może jednak to lepiej, jeśli dowiem się, że byłam chora.
Uśmiechnęłam się blado i otworzyłam kopertę, czytając szybko litery na kartce, a moje usta otworzyły się niespodziewanie ze zdziwienia.
— Do-dostałam się. Dostałam się d-do Ca-cambridge. — wyjąkałam, na co Kat uścisnęła mnie od tyłu za szyję, piszcząc radośnie.
Popatrzyłam się na osoby przede mną, czyli tatę, Helen, Bryan'a, Mary, Alex'a i Christopher'a. Każdy z nich uśmiechał się do mnie szeroko, klaszcząc. Nawet w oczach mojego taty zgromadziły się niespodziewane łzy. Uśmiechnęłam się do wszystkich ponownie i wzięłam drugą, ostatnią kopertę. Ta wiadomość była nawet ważniejsza od tego czy dostałam się na uniwersytet, czy nie.
Helen bawiła się niecierpliwie skrawkiem swojej białej koszuli. Zmarszczyłam brwi. Mój oddech niekontrolowanie przyśpieszył. Otworzyłam szybko kopertę, wyciągając z niej białą, długą kartkę. Przeczytałam ją szybko i przełknęłam głośno ślinę.
— Mam raka piersi. Drugie stadium.
♡♡♡
okropna ze mnie osóbka, ik
ale zostańcie razem ze mną do końca!!!
jest warto...jakkolwiek tak sądzę, cri
jeszcze 3 rozdziały + epilog <3
zostawcie votes lub komentarze
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro