Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ten

— Chodźmy na nocną wycieczkę po Londynie.

Zamrugałam kilkakrotnie, chcąc się upewnić, że to nie sen i dobrze usłyszałam. Dylan jedynie zaśmiał się rozbawiony i przysunął bliżej mnie.

— Chciałabyś?

— Ja-a... — zająknęłam się, za co miałam ochotę walnąć się mentalnie. Brzmiałam, jakby brakowało mi piątej klepki. — Sami?

— Sami.

— Czy to... Czy to randka? — zapytałam, patrząc się na niego. Próbowałam ukryć cień nadziei w moim głosie, ale nie byłam pewna czy mi się udało.

Dylan wykrzywił usta w lekkim uśmiechu.

— A chcesz, żeby była to randka?

Przygryzłam nerwowo wargę i zastukałam nogą.

— A ty?

— Tak.

— Ja-a też.

— Słodka jesteś, jak się jąkasz. — brunet zaśmiał się lekko i złapał moją dłoń, wstając z ławki. Zrobiłam to zaraz za nim.

Splotliśmy palce jak para i zaczęliśmy kierować się w stronę zejścia do metra. Moje serce trzepotało z radości. Niemal zapomniałam o sytuacjach sprzed chwili, myśląc o tym, że ja i Dylan naprawdę jesteśmy na randce, i idziemy gdzieś sami.

— Gdzie chcesz iść? — zapytałam, rozglądając się wokół. Pomimo późnej godziny na ulicach znajdowało się mnóstwo ludzi.

Na ławkach siedziały zakochane w sobie pary, a grupy przyjaciół stały przed klubami, śmiejąc się nieustannie. Czułam się, jakbym była w Londynie pierwszy raz — nigdy nikt nie zabrał mnie nocą na spacer, więc miasto nocą wydawało mi się piękniejsze niż zazwyczaj i jakby nowe.

— Co powiesz na London Eye? — skinęłam ochoczo głową.

— Jasne, dawno tam nie byłam.

Dylan uśmiechnął się lekko, schodząc w dół po schodach prowadzących do metra. Trzymał mnie mocno za rękę, zapewne nie chcąc bym się zgubiła, a ja zadziwiałam się faktem jak idealnie pasowały do siebie nasze dłonie.

Jakby były dla siebie stworzone.

Czekaliśmy na metro w ciszy, co chwilę patrząc się na siebie z uśmiechem. Nie za bardzo wiedziałam, o czym moglibyśmy porozmawiać.

— Dlaczego byłeś dzisiaj rano taki oschły? — odważyłam się zapytać.

Dylan westchnął ciężko i przesunął kciukiem po wierzchu mojej dłoni.

— Przepraszam. Nie chciałem się zachowywać jak dupek, ale miałem kaca i nie czułem się najlepiej.

— Upiłeś się?

— Tak. — spojrzał na mnie nerwowo. — Ale były to urodziny jednego z moich przyjaciół z odwyku. Nie mogłem nie pić, ale przysięgam ci, że niczego nie brałem. Nigdy już nie zabiorę.

— To dobrze. — uśmiechnęłam się do niego ciepło. — Ja nigdy nie piję na imprezach, odkąd raz spróbowałam i skończyło się to... Źle. — skrzywiłam lekko twarz, na co brunet zaśmiał się krótko.

— Rozumiem.

Metro nadjechało, więc wsiedliśmy do niego, zajmując miejsca jak najbardziej z tyłu. Po chwili ruszyło, a my siedzieliśmy naprzeciwko siebie, patrząc sobie w oczy.

— Były tam jakieś dziewczyny? — zapytałam ciekawa, a jednocześnie przestraszona, że mogła spodobać mu się jakaś dziewczyna.

Spojrzał na mnie z lekka rozbawiony.

— Phoebe Jones, czyżbym wyczuwał w twoim tonie lekką zazdrość?

— Bardziej zdefiniowałabym to jako ciekawość, ale każdy ma własną interpretację. — wykrzywiłam usta zadziornie. Pokręcił wesoło głową i westchnął głęboko.

— Oczywiście, że było tam tak dużo dziewczyn, iż nie jestem pewien czy mógłbym je wszystkie zliczyć, ale żadna nie zwróciła mojej uwagi. — spojrzał na mnie z powagą i błyskiem w oku. — Podoba mi się inna dziewczyna.

Zabiło mi szybciej serce. O jakiej dziewczynie mówił? Czy znałam tę dziewczynę?

I dlaczego desperacko pragnęłam, bym ja nią była?

— Och. — wymsknęło mi się, po czym zacisnęłam mocno wargi.

Idiotka. Pokazuj mu dalej, że ci się podoba.

— To super. Fajnie jest się ustatkować. — wypowiedziałam tak szybko, że sama byłam zdziwiona, że nie poplątał mi się język.

— Na pewno. — stwierdził, unosząc kąciki ust. — Nie chcesz wiedzieć, kto jest tą dziewczyną?

— A powiedziałbyś mi? — uniosłam brwi.

Brunet zmarszczył czoło, myśląc zawzięcie.

— Nie.

Parsknęłam tak głośno śmiechem, że parę osób siedzących obok nas popatrzyło się na mnie z dezaprobatą. Dylan zaśmiał się cicho zaraz za mną i wstał, chwytając się rurki obok niego i podał mi dłoń.

— Chodź, musimy tutaj wysiąść.

— Wiem, mieszkałam w Londynie całe moje życie.

— Biorąc pod uwagę, że masz osiemnaście lat to niewiele. — zauważył rozbawiony, na co sapnęłam gwałtownie i uderzyłam go otwartą dłonią w tors.

— Pieprz się.

— Tylko i wyłącznie z tobą.

Otworzyłam lekko usta, nie wiedząc co mu odpowiedzieć; zupełnie tracąc rezon. Moja cała pewność siebie ulotniła się niemal natychmiast. Brunet znowu wybuchł śmiechem.

— Powinnaś zobaczyć swoją minę. Żałuję, że wyładowała mi się komórka, bo chętnie zrobiłbym ci zdjęcie.

Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.

— Nie lubię się powtarzać, ale... — wyprowadziłam go z metra, ciągnąc mocno za rękę. — Pieprz się.

Ponownie roześmiał się radośnie i splótł nasze palce. Szliśmy ramię w ramię, wchodząc po schodach. W końcu wyszliśmy z metra, znajdując się na oświetlonej żółtym światłem latarni ulicy. Przed nami stał stary i imponujący Big Ben, a w oddali kręciło się London Eye.

— Tutaj jest pięknie. — wyznał Dylan, na co uśmiechnęłam się delikatnie.

Trzymaliśmy się za ręce, idąc w stronę wielkiego koła. Szliśmy w komfortowej ciszy, rozglądając się na boki i podziwiając widoki. Teraz nie potrzebowałam z nim porozmawiać. Wystarczyło ciepło emanujące z jego ciała, siła jego uścisku i po prostu fakt, że był obok.

Niebo miało piękny granatowo-czarny kolor. Mogłam przysiąść, że było bezchmurne, choć nie widziałam gwiazd, ale to przez fakt, iż Londyn był tak bardzo oświetlony. Byłam pewna, że w Nowym Jorku mogłabym spokojnie pooglądać gwiazdy, gdybym mieszkała poza miastem.

Nawet nie zorientowałam się, gdy znaleźliśmy się na końcu kolejki, czekając na wejście. Dylan pomachał mi dłonią przed oczami, ściągając mnie z powrotem na Ziemię.

— Phoebe? Wszystko okay?

— Tak. — uśmiechnął się z ulgą i założył mi kosmyk włosów za ucho.

— Często bujasz w obłokach.

— Po prostu zastanawiałam się czy gdybym wyjechała za miasto, byłabym w stanie zobaczyć gwiazdy.

— Na pewno. Czasami w nocy, gdy siedzę u siebie na balkonie, jestem w stanie zobaczyć miliony otaczających nas gwiazd.

— Moim marzeniem zawsze było leżenie pod gwiazdami z chłopakiem i po prostu wpatrywanie się w nie.

— Poetyckie. — roześmiał się Dylan, gdy uderzyłam go lekko w tors. — Trochę jak z filmu, ale typowe dla dziewczyny.

Wywróciłam rozbawiona oczami. Wystarczyło pół godziny spędzone z nim, bym zapomniała o wszystkich otaczających mnie problemach i troskach; bym zapomniała o swoim byłym chłopaku i Christopherze; bym wreszcie poczuła się jak normalna dziewczyna, która wychodzi na randki i podoba się chłopakom.

Znaczy... nie byłam pewna czy podobam się jemu, ale zawsze można było mieć marzenia, prawda?

Wreszcie nadeszła nasza kolej i weszliśmy do wagonika. Usiedliśmy naprzeciwko siebie, stykając się kolanami, ale nogi tak mnie bolały, iż postanowiłam je wyprostować. Ułożyłam je wygodnie na nogach chłopaka, na co ten przewrócił rozbawiony oczami.

— Jeśli tylko będziesz chciała, możemy kiedyś pójść na, hm, oglądanie gwiazd.

— Naprawdę? — spojrzałam na niego z nadzieją.

— Oczywiście. — uśmiechnął się ciepło, aż serce zabiło mi szybciej.

— Dziękuję.

Popatrzyłam się na płynącą pod nami Tamizę.

— Dylan? A czy ty też podobasz się tej dziewczynie?

Uśmiechnął się zagadkowo.

— Mam nadzieję. Sądzę nawet, że zaczęła się domyślać, że mi się podoba.

— Może powinieneś jej to powiedzieć. Kobiety uwielbiają słowa.

— Wiem, ale nie wiem czy to za wcześnie, by jej powiedzieć. Znamy się od niespełna dwóch miesięcy.

Czyli tyle ile ze mną...

Nadzieja matką głupich.

— Serce jest nieprzewidywalne. Nigdy nie wiesz, kiedy się zakochasz. Możesz zakochać się w osobie, w której nigdy nie pomyślałbyś, że się zakochasz. — uśmiechnęłam się pocieszająco, ściskając mocno jego dłoń. Znów zaczęliśmy trzymać się za ręce, a mi nawet przez głowę nie przeszło, by ją puścić.

W głębi serca wierzyłam, że byłam tą dziewczyną. Zabrał mnie na randkę. Był słodki. Trzymał mnie za rękę. Patrzył się na mnie z uczuciem. Nie byłby teraz ze mną, jeśli podobałaby mu się inna osoba.

— Zaczęła mi się spodobać, jak ją tylko zauważyłem.

— Ale się wpakowałeś. — zażartowałam, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.

Wykrzywił usta w szerokim uśmiechu, spoglądając na oświetlony Londyn przed nami. Ponownie zasiedliśmy w ciszy. Siedzieliśmy, nie odzywając się do siebie, dopóki nie wysiedliśmy z wagonika.

— Jesteś głodna? — zapytał, ponownie łapiąc mnie za rękę.

— Odrobinkę.

— Co powiesz na frytki belgijskie? — zasugerował, wskazując palcem na budkę, przed którą stała dosyć długa kolejka.

— Jasne. — uśmiechnęłam się i wspólnie ruszyliśmy ku budce.

Wierzyłam, że byłam tą dziewczyną. Naprawdę wierzyłam.

♡♡♡

Ze śmiechem wpadłam do windy cała przemoknięta. Złapała nas ulewa, gdy tylko wyszliśmy z metra i pomimo tak małego dystansu zdążyliśmy przemoknąć do suchej nitki. Nasze ubrania kleiły się do naszych ciał. Miałam na sobie czarny top, dlatego Dylan nie był w stanie dokładnie zobaczyć mojego biustonosza, co oczywiście było powodem jego narzekania.

— To nie fair. Ty jesteś w stanie zobaczyć moje mięśnie.

— Czekaj, to ty masz tu jakieś mięśnie? Nie widzę. — zażartowałam, drocząc się z nim.

Pokręcił rozbawiony głową i nacisnął przycisk z numerkiem "5". Gdy ostatecznie znaleźliśmy się na naszym piętrze, wyszliśmy z windy i stanęliśmy naprzeciw siebie. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Staliśmy tak chyba z trzy minuty, dopóki Dylan nie ułożył dłoni na moim policzku i nie przybliżył swoich ust do moich. Nie miałam zamiaru protestować. Chyba chciałam tego pocałunku. Nasze usta dzieliły milimetry, gdy usłyszeliśmy głośne chrząknięcie i oderwaliśmy się od siebie pospiesznie.

— No, wreszcie zakochańce wróciły z randki. — wypowiedział ze złością Bryan. Obok niego stała Kat z lekkim uśmiechem na ustach i załamany Chris z przekrwionymi oczami.

Nie wiedziałam co było gorsze: widok Christophera czy złość mojego brata.

— Nie mogliście nas poinformować, że gdzieś wychodzicie?

— Rozładowała mi się komórka. — wyjaśnił spokojnie Dylan, chrząkając. — Musimy rozmawiać o tym na korytarzu?

— Tak. A ty — zwrócił się do mnie Bryan. — nie miałaś telefonu?

— Zapomniałam. — szepnęłam.

— Oczywiście. — roześmiał się bez humoru. — Zapomniałaś.

— Odpuść, Bryan, i po prostu pójdźmy spać. Porozmawiamy o tym jutro. — oznajmił brunet. Widziałam, że próbował być spokojny, by nie pogorszyć sytuacji.

— Phoebe, do pokoju.

— Nie jesteś moim ojcem, Bryan.

— Porozmawiamy na spokojnie jutro. — uśmiechnął się chłodno.

Pokazałam mu jedynie środkowy palec i weszłam do pokoju, odwracając się ostatni raz do Dylana — posłaliśmy sobie pełne otuchy uśmiechy.

Rzuciłam się na łóżko i westchnęłam ciężko, zakrywając oczy dłońmi. Nawet jeśli mogłabym być z Dylanem, widziałam jedną barierę:

Moją rodzinę.

♡♡♡

dziękuję Wam za czytanie STL
zostawcie votes lub komentarze ♡

love y'all 💘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro