nine
Spakowałam ostatnie ciuchy do mojej walizki i zapięłam ją z zamiarem wystawienia jej do przedpokoju, skąd miał zabrać ją Alex i zanieść do naszego auta.
Dzisiaj był dzień, gdy lecieliśmy do Londynu.
Samolot mieliśmy o 10:35, a musieliśmy jeszcze podjechać po naszych przyjaciół, którzy także lecieli z nami do Londynu. Ojciec jak zwykle musiał zrezygnować z podróży, ponieważ miał jakieś ważne sprawy biznesowe i wyjechał do LA.
Związałam moje włosy w wygodnego i luźnego koka, wzięłam torbę podróżną, którą kupiła mi jeszcze mama i weszłam do holu, gdzie czekał na mnie mój brat oraz Mary z zapakowanym lunchem. Uśmiechnęłam się do niej ciepło i wzięłam lunch, czyli dwa maślane Crossainty, sok pomarańczowy i banana.
— Nie zdążę tego wszystkiego zjeść przed samolotem. — stwierdziłam, ale kobieta wcisnęła mi na siłę jedzenie do torebki i podała bluzę, ponieważ na zewnątrz było tylko osiemnaście stopni — niesamowite.
Pokiwałam rozbawiona głową, ubrałam czarne conversy, pocałowałam Mary w policzek, obiecałam jej, że będę na siebie uważać i razem z Bryan'em oraz Alex'em wyszłam z domu, kierując się do windy. Zjechaliśmy na dół, weszliśmy do garażu i wsiadliśmy do auta. Włączyłam muzykę w telefonie i włożyłam słuchawki do uszu, zamykając oczy.
Omijaliśmy wysokie wieżowce i penthouse'y, wjeżdżając w dzielnicę ceglanych, czerwonych domów z dużymi brązowymi oknami i ślicznymi, małymi ogródkami przed domem. Ta okolica przypominała mi miejsce, gdzie mieszkał kolega Bryan'a, Mike. A może była to nawet ta sama ulica?
Zaparkowaliśmy przed jednym z nich. Mój brat wybrał numer do Chris'a i poinformował go, że jesteśmy już pod jego domem. Blondyn wyszedł z domu mniej niż w minutę, ciągnąc za sobą swoją walizkę. Włożył ją do bagażnika i usiadł obok mnie, uśmiechając się do mnie szeroko i całując w policzek. Uśmiechnęłam się nieśmiale i napisałam do Kat sms'a.
phoebe: "ratuj, jestem sam na sam z Chris'em i nie mamy o czym gadać."
kat: " znając Christopher'a, to pewnie zaraz zacznie rozmowę ;)
I Kat miała rację.
— Nigdy nie byłem w Londynie. — stwierdził, patrząc się na las, który właśnie omijaliśmy.
— Londyn to wcale nie takie cudowne miasto, jak każdy mówi. Zatłoczone, brudne, a nawet budynki nie są już takie piękne.
— Mówisz tak, ponieważ mieszkałaś tam na codzień. Ja mógłbym powiedzieć to samo o Nowym Jorku.
— Może masz rację, ale nie wiem, co przyciąga ludzi do tego miasta. Zdecydowanie piękniejszy jest Paryż. — przyznałam, a chłopak prychnął.
— Każda dziewczyna marzy o wycieczce do Paryża.
— Nah, nie każda. — poprawiłam go. — Na przykład Kat. Jej wymarzonym miejscem na randkę jest Singapur.
— Dobrze wiedzieć. — zawołał Bry. Uniosłam brwi w geście zdziwienia.
— Czy ty właśnie zasugerowałeś, że podoba ci się Kat? — zapytałam go, odwracając się do niego z nadal uniesionymi brwiami.
— Niczego takiego nie powiedziałem. — stwierdził obojętnie. Prychnęłam kpiąco i wróciłam do swojej dawnej pozycji, gdy podjechaliśmy pod dom Kat i Dylan'a.
Moja przyjaciółka oddała swoją walizkę Dylan'owi i pobiegła szybko do auta, siadając obok mnie. Uśmiechnęłam się do niej ciepło, kiedy już się przytuliłyśmy, a ona zaczęła się ekscytować naszą wycieczką do Anglii.
Po dwóch minutach do auta wsiadł Dylan. Przywitał się z nami krótkim "cześć" i zamknął oczy, opierając głowę o podgłówek.
— Nie wyspał się. Wczoraj imprezował do późna. — wyszeptała do mnie brunetka. Dylan zmierzył ją niezbyt przyjemnym wzrokiem.
Popatrzyłam się na niego i zmarszczyłam brwi, ale on jedynie wzruszył ramionami i wrócił do spania. Westchnęłam ciężko, ukrywając urazę. Jak mogłam myśleć, że między nami będzie okay?
Znowu wracamy do punktu wyjścia, gdzie Dylan nadal zachowuje się jak dupek.
♡♡♡
W Londynie było słonecznie i ciepło, co bardzo mnie zdziwiło, gdyż zwykle padało i było pochmurno — nawet w lato.
Lot minął całkiem przyjemnie. Wspólnie z Kat słuchałyśmy muzyki, rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się, podczas gdy ja próbowałam nie zwracać uwagi na Dylana, który z odchyloną głową patrzył się na mnie nieustannie.
Teraz zaś szukałam wzrokiem moich dziadków, którzy mieli odstawić nas do hotelu i zabrać na kolację do jakiejś znanej restauracji w Londynie.
Moja babcia uśmiechała się szeroko i machała energicznie ręką. Wykrzywiłam usta w ciepłym uśmiechu i wskazałam moim przyjaciołom, by poszli za mną. Gdy doszliśmy do moich dziadków, rzuciłam na bok moją walizkę i podbiegłam do mojej rodziny, przytulając ich mocno.
— Bardzo za tobą tęskniliśmy, skarbie. — odparła babcia, wycierając łzy z policzków i uśmiechając się ciepło, tak jak zwykle się uśmiechała.
Miała taki sam uśmiech jak moja mama.
— Tak, nie mogliśmy się doczekać, gdy przyjedziesz. — stwierdził dziadek. Przytulił mnie jeszcze raz i pocałował w policzek, mówiąc mi do ucha, jak to pięknie wyglądam.
Bryan także do nich podszedł, co sprawiło, iż moja babcia zaczęła jeszcze bardziej płakać, mówiąc jaki to Bryan był już dorosły i jak bardzo był przystojny.
Kat próbowała ukryć rumieńce.
— Um, to są nasi przyjaciele. — oznajmiłam dziadkom, wskazując dłonią na naszych znajomych.
Zarówno moja babcia jak i dziadek uśmiechnęli się do nich szeroko i podeszli, by się z nimi przywitać.
Po wymienieniu paru miłych słów, ruszyliśmy do auta dziadków, który także był dużym, białym Range Rover'em. Wsiadłam do tyłu. Obok mnie usiadł Chris, który w połowie drogi — zapewne znudzony — zaczął bawić się moimi palcami. Uśmiechnęłam się do niego lekko, gdy zaczął kręcić kółka kciukiem po wierzchu mojej dłoni, próbując ukryć dyskomfort. Spojrzałam na Dylan'a, który patrzył się chłodno na rękę Christopher'a trzymającą moją, więc wyrwałam ją pospiesznie z uścisku blondyna, co oczywiście spotkało się z jego zdziwionym spojrzeniem.
Sama dziwiłam się, że tak reaguję. Kiedyś byłam niezależna, chłopcy o mnie walczyli, a ja nie musiałam zabiegać o ich zainteresowanie. Tym razem — co zdarzyło mi się pierwszy raz — to chłopak mnie przyciągał.
Ale ja też przyciągałam jego...
Hej! Tak powiedział...
W końcu podjechaliśmy pod hotel i wysiedliśmy z auta, biorąc nasze walizki i wchodząc do środka. Bryan poszedł do recepcji, by nas zarejestrować.
— Przyjadę do was jutro, dobrze? — zapytałam moich dziadków, a oni skinęli uśmiechnięci głowami.
— Możesz zabrać ze sobą swoich znajomych. — oświadczył dziadek.
— To... Który to twój chłopak? — zapytała mnie babcia, na co przewróciłam rozbawiona oczami.
— Babciu, nie mam chłopaka.
— Ale ten blondyn wydaje się być bardzo miły. — stwierdziła babcia, przyglądając mu się uważnie. — I ma ładny irlandzki akcent.
— Lepszym materiałem na chłopaka byłby ten brunet. — wtrącił dziadek. Westchnęłam ciężko. — Jak on ma na imię?
Spojrzałam na niego i złapałam kontakt wzrokowy, który to ja urwałam pierwsza, nie mogąc tak dalej.
— Dylan. — mruknęłam cicho i pożegnałam się z dziadkami, umawiając się z nimi, że do restauracji dojedziemy sami.
♡♡♡
Stałam przed drzwiami hotelu razem z Dylan'em i jak zwykle sam na sam. Bry, Kat i Chris poszli do sklepu, aby kupić coś do picia, ponieważ czekała nas długa podróż metrem.
Ani ja, ani Dylan nie obdarzyliśmy się nawet ukradkowym spojrzeniem. Staliśmy jak słupy i gapiliśmy się w sklep przed nami, a między nami panowała napięta atmosfera, która dosłownie zabijała mnie od środka.
W końcu nie wytrzymałam.
— Znowu się na mnie obraziłeś? — zapytałam.
— Czemu miałbym się na ciebie obrazić?
— Tak jakby nie odzywasz się do mnie i masz mnie gdzieś.
— Chyba nie muszę poświęcać ci całej mojej uwagi, prawda? Nie jesteś jakąś pieprzoną księżniczką.
— No i znowu wracamy do punktu wyjścia, w którym zachowujesz się jak pieprzony dupek. — warknęłam. Chłopak westchnął rozdrażniony i nie odzywał się więcej. Stałam tam koło niego coraz bardziej wątpiąc w to, że w przyszłości stworzymy związek.
Na pewno nie z takim zachowaniem z jego strony.
♡♡♡
Zarówno podróż metrem jak i kolacja z dziadkami minęła w bardzo przyjemnej atmosferze. Babcia opowiadała nam różne historie, a dziadek przeróżniste kawały.
Wyszliśmy z restauracji w dobrych humorach i pełni energii, a ponieważ było jeszcze wcześnie, zdecydowaliśmy się pójść do mojego ulubionego klubu w samym centrum Londynu. Miałam głupią nadzieję, że spotkam tam Max'a i moich przyjaciół, gdyż było to miejsce ich spotkań.
Do klubu weszliśmy bez problemu, gdyż ochroniarzem był mój stary kumpel jeszcze z college'u. Ominęliśmy kolejkę, co oczywiście nie spodobało się paru osobom. Po chwili znaleźliśmy się w środku. Duchota, przeróżne zapachy, tańczący i obściskujący się ludzie — tak mogłam to wszystko określić.
Chris złapał mnie za dłoń, bym nie zgubiła się w tłumie i zaprowadził nas do jakiejś pierwszej, wolnej kanapy. Usiedliśmy na pikowanych, czarnych kanapach niedaleko parkietu, podczas gdy Bry i Dylan poszli nam po coś do picia.
Rozglądałam się po klubie, szukając kogoś znajomego. Było to proste, ponieważ klub był mały i świetnie można było zobaczyć całe pomieszczenie, a światła tylko mi pomagały.
Moją uwagę przykuła para obściskująca się niedaleko nas na kanapie. I...
och... okay...
Był to Max z moją najlepszą przyjaciółką Reeve. Zamknęłam oczy i potrząsnęłam mocno głową, by pozbyć się tego obrazu sprzed moich oczu. Pomimo tego, że rozstaliśmy się już miesiąc temu, dużo od tego czasu się zmieniło, poczułam ból w środku mnie. Moja najlepsza przyjaciółka. Mój były chłopak, który dwa tygodnie temu jeszcze pisał mi, że zawsze będzie mnie kochać.
To były tylko puste słowa.
Christopher złapał mnie za dłoń i ścisnął ją mocno, patrząc się w moją stronę troskliwie.
— Co się dzieje, Pho?
Wskazałam głową na nadal całującego się Max'a. Chłopak od razu zrozumiał, o co chodzi, zaskakując mnie. Nie spodziewałam się, że tak szybko połączy fakty.
— Chcesz, żebym tam z tobą poszedł? — zapytał mnie. Odszeptałam krótkie "tak", więc wstaliśmy z kanapy, ruszając w ich kierunku, uprzednio informując Kat, że idziemy tańczyć.
Chciałam do nich podejść, choć sprawili mi ból i zawód. Lecz byłam chyba naiwna, sądząc, iż Max długo nie znajdzie sobie innej dziewczyny. Na pewno nie mojej najlepszej przyjaciółki.
Blondyn trzymał mocno moją dłoń, gdy przeciskaliśmy się przez tłum. Po paru napiętych minutach znaleźliśmy się przy ich kanapie.
Chris odchrząknął znacząco, na co oni przestali się całować i spojrzeli na nas. Max przełknął głośno ślinę i otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, a Reeve zakryła usta dłonią.
— O mój Boże. — wyszeptała i zaczęła poprawiać swój top, który zdecydowanie jej się obniżył.
— Phoebe, um... Co ty tutaj robisz?
— Przyjechałam do Londynu, by was odwiedzić. — odparłam chłodno. — Ale najwidoczniej popełniłam błąd.
— Nic nie pisałaś. — powiedział cicho Max, patrząc się na mnie niepewnie.
— Chciałam wam zrobić niespodziankę. — oświadczyłam sucho. — Od kiedy się spotykacie?
— Um... Od początku czerwca. — wyznała niepewnie moja dawna przyjaciółka. Zacisnęłam mocno szczękę, aż zabolała.
Czułam się, jakby ktoś wbijał mi nieustannie nóż w plecy.
— Czyli wtedy, kiedy jeszcze spotykałeś się ze mną, tak?
Max spojrzał na mnie przepraszająco i skinął głową.
— Przepraszam, ja...
Pokiwałam przecząco głową.
— Nic nie mów, jeśli nie chcesz pogorszyć swojej sytuacji, Max.
Chłopak nie posłuchał mnie i wstał, podchodząc do mnie, by ze mną porozmawiać, ale Chris zagrodził mu drogę.
— Masz jakiś problem? — warknął niemiło mój były chłopak, na co Chris odepchnął go mocno i wzruszył ramionami.
— Powiedziała, że nie chce z tobą rozmawiać, więc możesz dalej lizać się ze swoją dziewczyną. — rzucił chłodno, wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę tańczących ludzi.
Nie zaprotestowałam, gdy objął mnie za talię i przybliżył do siebie tak, że stykaliśmy się ciałami. Byłam nadal oszołomiona wydarzeniem sprzed paru minut. Reeve i Max spotykali się ze sobą za moimi plecami, a mój wyjazd ułatwił im tylko sprawę. Czułam się, jakby ktoś wbił mi nóż w plecy. Obracałam się w kręgu fałszywych i zakłamanych ludzi, którzy byli moimi najlepszymi przyjaciółmi. Ufałam im.
— Nie przejmuj się, Pho. — wyszeptał mi do ucha Christopher. — On jest tylko parszywym dupkiem.
Uśmiechnęłam się lekko i skinęłam delikatnie głową, opierając podbródek na ramieniu chłopaka.
— Dziękuję, że tam ze mną poszedłeś.
— Nie ma za co. — powiedział. Uśmiechnęłam się słodko i zamknęłam oczy. — Phoebe?
— Tak?
— Bardzo mi się podobasz. — wyznał, a mnie dosłownie zamurowało.
Odsunęłam się od niego lekko i popatrzyłam zakłopotana.
— Przepraszam, Chris, ale... — westchnęłam ciężko. — Podoba mi się ktoś inny. Inny chłopak.
Spojrzał na mnie z bólem, nawet nie ukrywając tego, że czuł się zraniony.
— Kto to?
— Przykro mi, lecz nie mogę ci powiedzieć. — oddalałam się od niego, aż w końcu straciłam go z oczu. Odetchnęłam z ulgą.
Próbowałam znaleźć moich przyjaciół, jednocześnie przeciskając się przez tłum. Jednak nigdzie nie mogłam ich znaleźć. W końcu jednak poczułam oplatające się długie i mocne palce wokół mojego nadgarstka.
Mógł to być albo Max, albo Christopher.
Odwróciłam się gwałtownie, spoglądając w czekoladowe oczy Dylana. Miał lekki uśmiech na ustach.
— Chciałaś wyjść bez nas, Pho?
— Nie. Ja po prostu... Nie mogłam was nigdzie znaleźć. — wyjaśniłam dosyć frajersko. Brunet zmarszczył brwi, przybliżając się do mnie.
— Wyglądasz na zmartwioną. Wszystko okay?
Czułam zapach jego ładnych perfum, który podrażniał mi zmysły. Do tego ciepło bijące z jego ciała sprawiało, iż było mi jeszcze bardziej gorąco. Zaczęło kręcić mi się w głowie.
— Phoebe? — położył mi dłonie na policzkach, spoglądając na mnie troskliwie.
— Trochę mi duszno. — wydusiłam.
— Chodź. — podał mi rękę, którą z chęcią ujęłam. — Wyjdziemy na chwilę na zewnątrz.
Skinęłam głową i splotłam palce z jego. Byłam zdziwiona tym, jak idelanie jego dłoń pasuje do mojej — jakby były dla siebie przeznaczone. Ciągnął mnie przez tłum, zwinnie omijając ludzi.
Pewnie miał w tym wprawę.
Po chwili znajdowaliśmy się już na ciepłym, wieczornym powietrzu, który przyjemnie odświeżał mi skórę i sprawiał, że wreszcie odzyskałam jasność myśli. Usiedliśmy wspólnie na jednej z najbliższych ławek. Brunet przyjrzał mi się dokładnie i zapytał:
— Lepiej?
— Zdecydowanie. — odparłam, uśmiechając się lekko. — Nienawidzę klubów.
Dylan roześmiał się krótko.
— Przestań. Kluby nie są takie straszne.
— Od dzisiaj na pewno nie będę miała z nimi dobrych skojarzeń. Uwierz mi.
— Co się stało? — zapytał troskliwie, kładąc dłoń na mojej, której nie zabrałam. Dodawał mi otuchy.
Westchnęłam ciężko.
— Widziałam dzisiaj mojego byłego chłopaka Maxa... Całował się z moją najlepszą przyjaciółką. — wzięłam głęboki wdech, czując jak robi mi się jeszcze gorzej. Dylan ścisnął moją dłoń. — Okazało się, że zaczęli spotykać się jeszcze wtedy, gdy mieszkałam w Londynie, a on teoretycznie spotykał się ze mną.
— Cholerny dupek. — warknął pod nosem, sprawiając, że uśmiechnęłam się bez humoru.
— Tak... A to jeszcze nie wszystko. — popatrzyłam się przed siebie, oglądając ludzi wchodzących do klubu. Potem przeniosłam wzrok na O'Briena, który przyglądał mi się pytająco. — Dałam kosza Chris'owi.
Pokręcił głową i uśmiechnął się delikatnie.
— Nie ty pierwsza i nie ty ostatnia dasz mu kosza. Uwierz mi, kochanie.
Jego przezwisko dla mnie sprawiło, że moje serce poszybowało w górę. Popatrzyłam się na niego z niekrytą radością.
— Dziękuję, Dylan.
Wykrzywił usta w jeszcze większym uśmiechu.
— Potrzebujesz odskoczni.
Zmarszczyłam brwi, spoglądając na niego zdziwiona.
— Chodźmy na nocną wycieczkę po Londynie.
♡♡♡
zostawcie votes lub komentarze 💛
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro