fourteen pt. II
— Pójdziemy dzisiaj na randkę? — zapytał mnie z uśmiechem. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, nie wiedząc, jak powinnam zareagować.
— Um... No wiesz.. Nie wiem. Obiecałam sobie, że będę się trzymać od ciebie z daleka i o tobie zapomnę, Dylan. — wyznałam szczerze. Chłopak westchnął i odsunął się ode mnie.
— Czyli nie chcesz, tak?
— Nie powiedziałam tego.
— To wyraź się jasno, Phoebe. — zażądał, krzyżując ramiona.
— Jeśli będziesz dla mnie taki oschły jak teraz, to nie pójdę.
— Będę miły. — odetchnął z lekkim uśmiechem i ponownie podszedł bliżej mnie, znowu kładąc dłonie na moich biodrach. — Czyli się zgadzasz, tak?
— Tak. — westchnęłam. — Tylko gdzie i o której? Muszę się przygotować.
— Przyjadę po ciebie o dwudziestej. — oznajmił, uśmiechnął się i zaczął odchodzić w stronę drugiego wyjścia z parku.
— Tylko nie parkuj tuż pod moim penthouse'm! Bryan i Mary mogą się gapić, z kim wychodzę. — zawołałam za nim, a on wystawił kciuk do góry i odbiegł.
Westchnęłam ciężko, napiłam się trochę wody i także odbiegłam, kierując się w stronę mojego mieszkania.
Dlaczego znowu dałam mu się namówić i dlaczego on tak na mnie działał?
Nienawidziłam być... zakochana?
♡♡♡
Tupałam niespokojnie nogą, bawiąc się skrawkiem mojej czarnej spódniczki i patrząc nieustannie na czarny zegarek na moim nadgarstku. Było już pięć po dwudziestej, a Dylan nadal nie napisał mi sms'a, że czeka na mnie niedaleko penthouse'a. A może on znowu sobie ze mnie żartował? Może chciał udowodnić, jak bardzo naiwna byłam? Dlaczego ja w ogóle dałam mu szansę?
Usłyszałam dźwięk sms'a w moim telefonie i wzięłam go pośpiesznie, czytając treść wiadomości.
dylan: "jestem pod wejściem do Twojego penthouse'a"
phoebe: "miałeś stać trochę dalej!"
dylan: "to się przejdę, boże"
dylan: "będę jakieś dwadzieścia metrów od wejścia, okay?"
phoebe: "zdecydowanie lepiej :)"
Weszłam szybko do przedpokoju i ubrałam moje białe szpilki. Zostawiłam notkę Mary, że wychodzę do klubu z Kat (kłamstwo), zabrałam moją torebkę, kurtkę i wyszłam z mieszkania, zjeżdżając na dół windą. Wyszłam z penthouse'a i rozejrzałam się na obie strony, szukając wzrokiem Dylan'a, który miał stać niedaleko wejścia. Stał przy swoim zaparkowanym samochodzie i opierał się o jego maskę. Zaczęłam iść w jego kierunku, co chwila potykając się o kamienie leżące na chodniku. Chłopak przyglądał mi się rozbawiony, kiwając głową.
— Nie wiesz, jak to jest chodzić w szpilkach. — mruknęłam w jego stronę, kiedy o mało się na niego nie przewróciłam.
— Zwykle umiałaś w nich chodzić.
Tak, tylko ty tak na mnie działasz, idioto.
— Mam dzisiaj gorszy dzień. — odparłam wymijająco. Dylan uśmiechnął się miękko i otworzył mi drzwi od samochodu, bym wsiadła do środka.
Usiadłam na miejscu pasażera, zapięłam pasy i poczekałam, aż Dylan usiądzie za kierownicą.
— To zobaczymy czy będę mógł go polepszyć. — rzucił wesoło i odpalił samochód, zagłębiając się w centrum miasta.
— To... Gdzie mnie zabierasz? — zapytałam go, pocierając uda dłońmi.
— Na imprezę do mojego kumpla, na dachu wieżowca jego ojca.
— Czy tylko mi się wydaje, czy w NY każdy jest bogaty? — mruknęłam, gdy zaparkowaliśmy przed wysokim wieżowcem. Wydawał się być pokryty złotem.
— Obracasz się w takim kręgu, kochanie.
Przewróciłam oczami i wysiadłam z auta, czekając na Dylan'a, który wziął mnie za rękę i wprowadził do środka. Wewnątrz znajdowały się tłumy ludzi, trzymających w dłoniach szklane kieliszki z szampanem.
Weszliśmy do windy, po czym chłopak nacisnął guzik z numerem najwyższego piętra.
— Masz się trzymać mnie, jasne? — rozkazał mi Dylan. Posłusznie skinęłam głową i złapałam jego rękę, na co chłopak się uśmiechnął.
Nie, że nagle stałam się jakoś bardzo posłuszna. Po prostu nie chciałam się zgubić i spędzić wieczoru na szukaniu Dylan'a.
Brunet wyprowadził nas z windy, wchodząc na obszerny taras, gdzie tańczyło mnóstwo ludzi. Z głośników leciała głośna, klubowa muzyka. Rozglądałam się zaciekawiona po tarasie. Dylan przysunął mnie bliżej siebie, oplatając ręką w talii.
Uniosłam brwi pytająco i spojrzałam na niego. Wzruszył ramionami.
— Tamci faceci cały czas się na ciebie gapią. — zaśmiałam się głośno i pociągnęłam go w kierunku parkietu. — Będziemy tańczyć?
— A co? Nie umiesz? — zaśmiałam się. Dylan prychnął rozbawiony.
— Nikt nie tańczy lepiej ode mnie.
Wzruszyłam ramionami uśmiechnięta i owinęłam ramiona wokół jego szyi. Dylan położył swoje dłonie na moich biodrach, przysuwając mnie bliżej. Kołysaliśmy się powoli, kiedy reszta osób tańczyła szybko do rytmicznej piosenki. Nie widziałam otoczenia, oprócz Dylan'as stojącego przede mną. Zatraciłam się dosłownie w jego brązowych tęczówkach. Pochylił głowę tak, że czułam jego gorący oddech na mojej twarzy. Oblizałam wargi i zaczęłam zastanawiać się czy Dylan będzie chciał mnie pocałować. I czy dam mu się pocałować? Przybliżał swoje usta do moich, kiedy nagle podniósł głowę minimalnie i szepnął mi do ucha:
— Mają jeszcze jedno piętro, gdzie jest wielki basen. Chcesz zobaczyć?
Skinęłam lekko głową, udając, że wcale nie jestem zawiedziona, że jednak mnie nie pocałował. Złapał mnie za rękę, splatając nasze palce i zaczął prowadzić w stronę schodów, które prowadziły na dach. Dziwiła mnie konstrukcja tego wieżowca i dopiero teraz zorientowałam się, że na tarasie, znajdował się wielki pokój, nad którym prawdopodobnie znajdował się basen.
Wbiegliśmy szybko po schodach i ujrzeliśmy obszerny basen, otoczony różnymi drzewami i roślinami, a sam zbiornik był podświetlony białymi światłami.
— Tutaj jest pięknie. — wyszeptałam i podeszłam bliżej basenu, zanurzając rękę w wodzie.
— Dlatego cię tutaj zabrałem, Pho.
Uśmiechnęłam się szeroko i odwróciłam do niego.
— Umiesz pływać? — zapytał mnie znienacka, na co zmarszczyłam brwi.
— Um... Umiem... Ale nie najlepiej.
— To dobrze. — odpowiedział i podbiegł do mnie szybko, biorąc w ramiona.
— Co robisz, Dylan?!
Naprawdę się zastanawiałam? Wiedziałam, co chciał zrobić.
Brunet zaśmiał się głośno i wskoczył do wody, zanurzając nas oboje. Zamknęłam oczy i czekałam aż się wynurzymy. Dylan trzymał mnie zbyt mocno, bym mogła się wyswobodzić. Po chwili chłopak wynurzył się, a ja zaczerpnęłam powietrza. Popatrzyłam się na niego zdenerwowana i odepchnęłam od siebie.
— No i co zrobiłeś, idioto? Moja nowa sukienka jest cała mokra!
Dylan zaśmiał się wesoło i podpłynął do mnie, patrząc się na moją mokrą sukienkę.
— Ładny biustonosz. — stwierdził, krzyżując ramiona i uśmiechając się zadziornie.
—Co się tak uśmiechasz? Nigdy nie widziałeś stanika? — zapytałam go, mając wielką ochotę zasłonić mój biust.
Chłopak ponownie się zaśmiał i objął mnie za talię. Owinęłam nogi wokół jego bioder, by było mi łatwiej wytrzymać w wodzie. Dylan uśmiechnął się lekko i tak jak wcześniej zaczął przybliżać swoją twarz ku mojej. Jego usta znajdowały się kilka milimetrów od moich, a on sam patrzył mi się głęboko w oczy, jakby chciał coś z nich odczytać. Nie mogąc wytrzymać tego napięcia, przysunęłam usta jeszcze bliżej tak, że nasze oddechy mieszały się ze sobą, a wargi lekko się stykały i wtedy Dylan przyłożył swoje usta do moich, całując mnie miękko i powoli. Owinęłam ramiona wokół jego szyi i uchyliłam lekko wargi, ułatwiając mu dostęp. Chwilę potem, nasze języki ocierały się o siebie z taką zachłannością, że sama byłam zadziwiona.
Byłam zła na siebie, że pozwoliłam mu się pocałować, ale z drugiej strony szczęśliwa. Chyba, długo na to czekałam. Dylan oderwał się od moich ust i położył swoje mokre dłonie na moich policzkach.
— Phoebe.
— Hm?
— Przepraszam, że byłem takim dupkiem. Bethany nie jest dla mnie nawet w jednym procencie tak ważna jak ty. Zauroczyłem się w tobie od pierwszego wejrzenia, w momencie, w którym otworzyłaś mi drzwi w lipcu. — musnął lekko moje wargi.
— Też przepraszam, Dylan. Zraniłam cię. Uwierzyłam w coś, co nie było prawdą. Nie zaufałam ci do końca, ale teraz ci ufam, bo nie umiem znieść konsekwencji nie ufania ci. Ale to, że się pocałowaliśmy nie znaczy, że jesteśmy parą. Poczekajmy jeszcze chwilę.— oświadczyłam, na co Dylan skinął głową i westchnął głęboko.
— Musisz się już zbierać, prawda?
— Tak. — szepnęłam. — Ale zobaczymy się w najbliższym czasie. Może nawet jutro.
Dylan skinął radośnie głową, kiedy wychodziłam z basenu. Gdy on także wyszedł, zeszliśmy po schodach i zjechaliśmy na dół, kierując się do samochodu chłopaka.
— Dam ci moją bluzę, żebyś się nie przeziębiła. — oznajmił, rzucając mi swoją czarną, miękką bluzę. Przyjęłam ją z wdzięcznością i założyłam na siebie.
Jechaliśmy w ciszy, od czasu do czasu szczerząc się do siebie jak głupi. Nie wyobrażacie sobie tego, jak bardzo byłam szczęśliwa w tym momencie. Wiedziałam, że po tym wieczorze nasza znajomość wejdzie na zdecydowanie wyższy i lepszy poziom.
Dylan zaparkował kilka metrów przed wejściem do mojego domu i uśmiechnął się do mnie.
— Mam nadzieję, że polepszyłem ci humor.
— Zdecydowanie. — odparłam, całując go w policzek. — Dziękuję.
— Do zobaczenia, Pho.
— Pa, Dylan. — rzuciłam, wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę wejścia.
Wjechałam szybko windą i weszłam pospiesznie do mieszkania, otwierając drzwi. Zdejmowałam szpilki, kiedy ktoś zapalił światło i ujrzałam mojego brata, Mary oraz ojca stojących w swoich piżamach.
Okay, coś złego się zaraz wydarzy i ten dzień okaże się być jednak do bani.
— Jak tam wypad z Kat? — zapytał mnie Bry. — Ponieważ, kiedy przyjechałem do klubu w którym miałyście niby być... Nie było was.
— Gdzie byłaś, Phoebe? — zapytał mnie ostro ojciec.
Przewróciłam oczami.
— Zmieniłyśmy lokal.
— Nie zmieniłyście lokalu, ponieważ pojechałem do domu Kat i okazało się, że nigdzie razem nie byłyście. Kat próbowała cię bronić, ale nie udało jej się. — oznajmił Bryan, krzyżując ramiona.
— Byłaś z tym Dylan'em, tak? — zapytał mnie ojciec, a ja nie mając innego wyjścia, skinęłam sztywnie głową. — Czy ty zwariowałaś? Bryan powiedział, że jest dla ciebie nieodpowiedni, a poza tym jest łobuzem i chuliganem. Nie powinnaś się z nim spotykać i... Zabraniam ci tego robić. — oświadczył sucho. Czułam jak moje serce rozpada się na tysiąc kawałków. — Masz się z nim nie spotykać, jasne? To nie jest dla ciebie odpowiednie towarzystwo.
— Skąd możesz o tym wiedzieć? Nie znasz go.
— Wiem o nim wystarczająco dużo, by stwierdzić, że jest dla ciebie nieodpowiedni.
— Nagle zacząłeś interesować się moim życiem, tak? Przez całe dwa miesiące nie zauważyłeś, że jest ze mną coś nie tak i jestem smutna, a teraz nagle udajesz, że się o mnie troszczysz? Nie masz prawa mówić mi, co mam robić. Jestem dorosła i sama będę odpowiadać za rzeczy, które zrobiłam.
— Jestem twoim ojcem, Phoebe. I dopóki nie skończysz szkoły i będziesz tutaj mieszkać, to ja sprawuję nad tobą opiekę. — powiedział oschle. — I zabraniam ci się z nim spotykać, jasne?
Zacisnęłam dłonie w pięści i omijając go, warknęłam:
— Nienawidzę cię.
♡♡♡
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał 💛
Udanego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku! 👼
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro