fourteen pt. I
Siedziałam na tarasie, słuchając muzyki na słuchawkach i oglądając piękny, różowy wschód słońca. Myślałam o moim nędznym, żałosnym życiu i popijałam zieloną herbatę, która zawsze potrafiła mnie uspokoić.
Była czwarta rano, a ja jak zwykle nie mogłam zasnąć. Nie spałam już dobrze od kilku tygodni, a jeszcze gorzej, odkąd Dylan wrócił wraz z Bethany. Z czego wiedziałam, brunet nadal spotykał się z tą dziewczyną, przyprowadzał ją do domu i traktował ją jak swoją dziewczynę.
Czy mi to przeszkadzało? Cholernie, ale starałam się pozostać obojętną. Dom Kat i Dylan'a omijałam szerokim łukiem, a jeśli chciałam spotkać się z moją przyjaciółką, zapraszałam ją do siebie albo spotykałyśmy się w Starbucks'ie.
Dylan próbował się ze mną parę razy skontaktować, ale za każdym razem go odrzucałam albo nie odpisywałam na jego wiadomości. Kilka razy przychodził do naszego mieszkania, ale ani Bryan, ani Mary nie wpuszczali go do środka. I byłam im za to wdzięczna.
Pogodziłam się z faktem, że nie będę już z Dylan'em, a moje uczucia muszą najzwyczajniej w świecie przeminąć. Modliłam się o to, bym pewnego dnia zapomniała. Na świecie istnieją dużo lepsi chłopcy, na przykład tacy jak Chris.
Christopher był teraz moim najlepszym przyjacielem. Spotykaliśmy się prawie codziennie, chodziliśmy razem na spacery. Ostatnio nawet oprowadził mnie po naszym college'u i zabrał na moją ulubioną pizzę. Kochałam go jak brata, nawet bardziej niż Bryan'a.
Popatrzyłam się na mój zegarek i westchnęłam, widząc, że jest już szósta i powinnam wracać do swojego pokoju, zanim Mary nakrzyczy na mnie, tylko dlatego, że znowu nie spałam. Wstałam z mojego leżaka i ruszyłam do mojego mieszkania, kierując się do kuchni, gdzie odstawiłam kubek do zlewu i wróciłam do pokoju, by przebrać się w strój do biegania. Wyjęłam krótkie materiałowe, czarne spodenki i czarny, sportowy top, po czym weszłam do łazienki.
Wzięłam szybki prysznic, związałam włosy w kucyk i wyszłam z łazienki, biorąc butelkę wody z biurka, którą miałam przygotowaną na moje poranne bieganie. Zastanawiałam się, skąd miałam siłę na bieganie, skoro nie miałam siły, by ruszyć swój leniwy tyłek z łóżka w ciągu dnia. Najważniejsze było dla mnie teraz zachowanie kondycji.
Zostawiłam dla mojej rodziny kartkę, iż wyszłam jak zawsze pobiegać, ubrałam moje adidasy, wzięłam słuchawki, butelkę wody i wyszłam z mieszkania, zamykając drzwi na klucz.
Zjechałam na dół windą i wybiegłam z budynku, zmierzając w stronę Central Parku. Zauważyłam na ulicy dużą ilość ludzi, którzy tak jak ja uprawiali jogging. Zbliżałam się do wejścia do central parku, kiedy wpadłam na jakiegoś biegnącego faceta, którego wcześniej nie zauważyłam.
— Przepraszam, Przepraszam. — wysapałam pospiesznie i spojrzałam na mężczyznę, na którego wpadłam.
Dylan.
Ratunku?
— Hej, Phoebe. — powiedział z lekkim uśmiechem, ukazując słodkie dołeczki w policzkach, do których zawsze miałam słabość.
Huh.
— Cześć, Dylan. — mruknęłam cicho i napiłam się mojej wody.
— Długo się nie odzywałaś. — zauważył, zmniejszając dystans między nami.
— Nie miałam czasu, aby ci odpowiedzieć.
— Kat mówi, że zrobiłaś się aspołeczna.
— Wcale, że nie. — skrzyżowałam ramiona i uniosłam brwi.
— Przeze mnie? — zapytał cicho, zakładając jeden kosmyk moich włosów za ucho.
— Nie, po prostu nie mam ochoty z nikim się widzieć.
Odsunął się ode mnie ze zmarszczonym czołem i przyglądał dokładnie.
— Coś się dzieje, Pho? Dużo schudłaś, jesteś blada i masz straszne wory pod oczami.
— Czy sugerujesz mi, że źle wyglądam? — zapytałam się go z uniesionymi brwiami, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Brunet zaśmiał się i przysunął bliżej mnie, kładąc dłonie na moich biodrach, co wywołało dreszcz na całym moim ciele.
— Nie. Wyglądasz pięknie, tak jak zwykle.
— Czy mogłabyś łaskawie zabrać swoje dłonie z moich bioder? — wycedziłam przez zęby. Chłopak wystawił dolną wargę do przodu i wziął ręce, nadal stojąc blisko mnie.
— Dlaczego?
— Masz dziewczynę, Dylan. — odpowiedziałam, próbując zachować obojętny ton. Brunet przewrócił podirytowany oczami i westchnął.
— Bethany nie jest moją dziewczyną. Ile razy mam ci to powtarzać?
— Przyprowadzasz ją do swojego domu, spotykasz się z nią i nadal nie jest twoją dziewczyną? — zapytałam udawanym, zdziwionym tonem.
— Skąd o tym wszystkim wiesz? — zapytał mnie Dylan, na co wzruszyłam szybko ramionami.
— Nieważne skąd. Ważne, że wiem.
— Mam gdzieś Bethany, Pho. Naprawdę.
— Udowodnij. — odparłam, patrząc się na niego wyzywająco.
Wow, kiedy zrobiłam się taka odważna?
Dylan uśmiechnął się szeroko i patrzył głęboko w moje oczy.
— Jak chciałabyś, bym to udowodnił? — szepnął mi do ucha, a mnie przeszły przyjemne ciarki.
— Um, przestań się z nią spotykać? — wydusiłam z siebie, próbując zachowywać się obojętnie i spokojnie, ale jak zwykle mi się nie udało.
— Tak, to też mogę ci obiecać.
— Też? — zapytałam go z uniesionymi brwiami.
— Pójdziemy dzisiaj wieczorem na randkę?
♡♡♡
króciutki, ale drugą część wstawię najszybciej jak się da ;)
zostawcie votes lub komenatrze 💛
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro