Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

epilogue

5 miesięcy później...

Spakowałam moje ostatnie ubrania do gigantycznej walizki i usiadłam na niej, by móc ją zapiąć. Gdy udało mi się ją wreszcie zamknąć, westchnęłam ciężko i rzuciłam się na łóżko, oglądając mój pusty pokój. Uśmiechnęłam się smutno na myśl, że jutro rano wyjeżdżam i zostawiam moją rodzinę oraz przyjaciół. Rozpoczynam nowy rozdział życia.

Mocne, pomarańczowe promienie słońca wpadały do mojego pokoju, pięknie go oświetlając. Kochałam takie wieczory, idealne na randkę z wymarzonym i ukochanym chłopakiem...który kazał mi zapomnieć.

Obiecałam sobie, że przez te pięć miesięcy nigdy o nim nie pomyślę. Chyba domyślacie się, że nie udało mi się? W każdej milisekundzie mojego życia, myślałam o nim. O jego brązowych, ciepłych, troskliwych oczach, które przybierały taki wyraz, tylko kiedy się o kogoś troszczył. Jego cięte riposty i mniej śmieszne żarty.

Zaśmiałam się na samą myśl, a po moim policzku spłynęła jedna, drobna łza.

Żałuję, że pożegnaliśmy się w ten, a nie inny sposób. Rozegrałabym to inaczej w lepszy sposób tak, bym nie czuła się zraniona. Ale nie udało mi się i żałowałam.

Lecz doszłam także do wniosku, że to moja, własna wina. Gdyby nie impuls i pośpiech, bylibyśmy nadal razem. Najprawdopodobniej, Dylan siedziałby teraz tutaj ze mną i przyglądał mi się, jak pakuję moje wszystkie ubrania, książki, zeszyty i zdjęcia.

Westchnęłam ciężko i ruszyłam w stronę parapetu, gdzie usiadłam na miękkich poduszkach, przyglądając się pięknemu Nowemu Jorkowi.

Będę tęskniła za tym miejscem i nieustającymi korkami. Za moim parapetem, z którego oglądałam to ruchliwe i szalone miasto, ale pokochałam je w pewien sposób. Czułam się tutaj...jak w domu.

I to tutaj, poznałam moich prawdziwych przyjaciół. To tutaj, zawiązałam przyjaźnie, które będą trwać na wieki i byłam tego stuprocentowo pewna. Kat i Chris. Najlepsi przyjaciele, jakich kiedykolwiek miałam.

Pogodziłam się z moim bratem oraz ojcem, chociaż niekiedy zachowywali się tragicznie i niewybaczalnie, ale...czułam się, podczas mojego pobytu w NY, tak jak wtedy, kiedy w Londynie mieszkaliśmy całą rodziną w naszym domu na przedmieściach.

Po moich policzkach spłynęły kolejne łzy. Opuszczenie tego miejsca okazało się trudniejsze niż myślałam.

Usłyszałam głośne pukanie do drzwi oraz dzwonek, a ponieważ byłam sama w domu, zostałam zmuszona do ruszenia mojego leniwego tyłka i otworzenia tej osobie tych cholernych drzwi.

Przekręciłam klucz i otworzyłam drzwi. Musicie sobie wyobrazić, jak wielkie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam tam... Dylana.

To musi być jakiś pieprzony żart.

- Hej, Phoebe. - uśmiechnął się nieznacznie, opierając ramieniem o framugę.

- Co tutaj robisz, Dylan? - zapytałam, krzyżując ramiona na piersiach.

- Przyszedłem, by...zabrać cię w twoje ulubione miejsce.

Uniosłam brwi w zdziwieniu i pokiwałam przecząco głową.

- Nie sądzę, że to dobry pomysł.

- Okay, czyli pizza hawajska zje się sama. - stwierdził Dylan, wzruszając ramionami, na co jęknęłam i zawołałam:

- Czekaj! Ubiorę tylko buty i wezmę telefon.

Brunet zaśmiał się rozbawiony i stanął w drzwiach, patrząc jak ubieram czarne conversy i biorę, na wszelki wypadek, moją granatową bluzę.

Zamknęłam mieszkanie i weszłam za nim do windy, by zjechać na parking. Wsiadłam do jego czarnego BMW i zapięłam pasy, nie wierząc w myślach w to, co właśnie robiłam. Wychodzę gdzieś z  D y l a n e m.

Jechaliśmy w ciszy, przysłuchając się muzyce lecącej z radia. Niekiedy, Dylan odwracał twarz w moją stronę i patrzył się na mnie z uśmiechem, ale starałam się nie zwracać na to uwagi.

Uśmiechnęłam się radośnie, gdy zauważyłam, że parkujemy przed moim ulubionym punktem widokowym za miastem, gdzie świętowaliśmy urodziny bruneta.

Dylan wyjął z bagażnika drewniany, brązowy koszyk i wziął mnie za rękę. Szliśmy w górę wzgórza i z uwielbieniem patrzyłam na widok zachodu słońca przede mną. W końcu usiedliśmy pod dużym, rozłożystym drzewem i patrzyliśmy się na pomarańczowe słońce przed nami.

Niebo miało bladoróżowy oraz lawendowy kolor, w niektórych miejscach było jasnożółte oraz pomarańczowe, a w jeszcze innych niebieskie. Nie mogłam wyobrazić sobie lepszego dnia i lepszego zachodu słońca do oglądania mojego ostatniego dnia w tym mieście.

Uniosłam twarz, by łzy nie spłynęły kolejny raz po moich policzkach i uśmiechnęłam się delikatnie.

- Wszystko dobrze, Pho? - zapytał mnie Dylan, kładąc dłoń na mojej.

Moje ciało przeszły przyjemne ciarki tak jak wtedy, gdy byłam w nim zakochana.

Problem był jeden... Że ja nadal byłam w nim zakochana.

- Chyba nie chcę opuszczać tego miejsca, Dylan.

- Więc nie opuszczaj. - odparł zwyczajnie, a ja pokiwałam głową z lekkim uśmiechem.

- Chcę spełnić swoje największe marzenie.

- A nie chciałabyś zostać z osobami, które kochasz? - zapytał, patrząc na mnie.

- Zawsze mogę tu wrócić.

- Zostaniesz w UK. Jestem tego pewien. - stwierdził, spuszczając głową.

Nie skomentowałam tego i wzięłam sobie kawałek mojej ulubionej pizzy, ale w tym samym momencie do głowy przyszło mi pytanie, którego nie mogłam nie zadać:

- Dlaczego mnie tutaj zabrałeś, Dylan? Myślałam, że mamy się unikać i zapomnieć, że między nami coś kiedykolwiek było.

Jego oczy miały smutny wyraz, gdy na mnie popatrzył i westchnął ciężko.

- Nie mogłem się z tobą nie pożegnać i nie wyjaśnić kilku spraw, Pho.

- Jakich spraw? - zapytałam zdziwiona, odkładając pizzę na bok.

Ponownie westchnął ciężko i wstał, by stanąć przede mną i popatrzyć się na mnie poważnie.

- Kocham cię, Phoebe. Najbardziej na świecie i zdałem sobie z tego sprawę parę miesięcy temu. Wiedziałem to, kiedy spotkaliśmy się w marcu. Wiedziałem to cały czas, ale bałem się ci o tym powiedzieć.

- Powiedziałeś mi, że mnie kochasz, Dylan. To mi wystarczyło.

- Ale to nie była prawda. Ja cię po prostu nie k o c h a ł e m. Ja kochałem cię najmocniej na świecie.

Uśmiechnęłam się delikatnie i także wstałam. Stanęłam na przeciwko niego i wtuliłam się w jego tors. Objął mnie zachłannie w talii i ścisnął mocniej.

- Też cię kocham, Dylan. Popełniłam błąd, zostawiając cię. Przepraszam.

Brunet uśmiechnął się do mnie w dół i pocałował w czubek głowy.

- Za późno się obudziłem. Jutro wyjeżdżasz. - oświadczył z lekkim smutkiem, a ja westchnęłam przeciągle.

- Wrócę, Dylan. Obiecuję ci. - uśmiechnął się delikatnie.

- To chore, że oboje popełniliśmy tyle błędów i raniliśmy siebie nawzajem.

- Musimy o tym zapomnieć i żyć dalej. Oboje zaczynamy szkołę za dwa tygodnie, to będzie dla nas coś zupełnie innego. Oboje zaczniemy nowy rozdział. Musimy zacząć...

- Od początku? - zapytał mnie, zbliżając swoją twarz ku mojej i uśmiechając się lekko.

- Od początku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro