Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

eleven pt. I

Siedziałam na parapecie okna przy moim hotelowym łóżku i wpatrywałam się w uprawiających jogging ludzi. Pomimo szóstej rano, widziałam wiele osób śpieszących się do pracy lub pobliskiej piekarni, która miała bardzo pyszne pieczywo.

Całą noc nie spałam, zaczynając żałować, że poszłam na tę randkę nierandkę z Dylanem. Było cudownie, nigdy nie czułam się lepiej i brunet traktował mnie jak prawdziwą księżniczkę, lecz wynikło z tego tak wiele nieprzyjemnych konsekwencji, że bałam się wystawić stopę zza ten pokój.

1. Bryan, który był wkurzony jednocześnie i na mnie, i na Dylan'a.

Wiedziałam, że teraz będzie chciał mnie kontrolować na każdym możliwym kroku. Wiedziałam, że nie podobało mu się to, że wyszłam gdzieś z brunetem. Byłam dorosła, umiałam zadbać o siebie i kontrolowałam swoją sytuację uczuciową. Nie byłam małym dzieckiem, które trzeba prowadzić za rączkę.

2. Chris, którego zraniłam.

Cholera. Tak bardzo mi na nim zależało. Nie jak na chłopaku. Chciałabym, żebyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi, ale po tej sytuacji, pewnie nie będzie nawet chciał na mnie spojrzeć.

Od momentu gdy zostawiłam Dylana na korytarzu wysłaliśmy sobie jedną, jedyną wiadomość:

"dobranoc"

Bałam się, że spotkało go coś nieprzyjemnego ze strony Bryana. Nie chciałam, by pokłócił się z chłopakami ze względu na mnie, choć między nami do niczego nie doszło...

Doszłoby, gdyby Bry nam nie przeszkodził.

Uśmiechnęłam się na samą myśl pocałunku z Dylanem; na samą myśl, że byłam dziewczyną, która mu się podobała i on był chłopakiem, który podobał się mi.

Westchnęłam głęboko, czując potrzebę zobaczenia go i po prostu przytulenia. Wstałam z parapetu, wzięłam czyste ubrania i weszłam po cichutku do łazienki z zamiarem ubrania się. Zdjęłam swoją piżamę, weszłam pod prysznic i umyłam się swoim ulubionym, lawendowym żelem. Wytarłam ciało w miękki ręcznik, następnie ubrałam czarne jeansy z dziurami na kolanach i białego crop top'a. Rozczesałam włosy, związałam je w kucyka i umyłam zęby. Nałożyłam trochę korektora i pomalowałam oczy. Wyszłam z łazienki, biorąc swoją piżamę i wrzucając ją byle jak do szafy.

Wzięłam swój telefon, po czym wyszłam z pokoju i przeszukując cały korytarz w celu znalezienia Dylana, ruszyłam w stronę windy, by zjechać na dół do jadalni.

Wychodząc z windy, wpadłam na kogoś, na co ta osoba zaśmiała się krótko — ten śmiech wydawał mi się być tak znajomy. Uniosłam lekko twarz ku górze i zobaczyłam... Dylan'a.

Mogłam śmiało powiedzieć, że odetchnęłam z ulgą, widząc go wesołego z uśmiechem na twarzy.

— Jesteś tu.

— Oczywiście, że jestem. Aktualnie nie chciałbym być nigdzie indziej. — uśmiechnęłam się szeroko, ukazując dołki w policzkach. — Miałem do ciebie zajrzeć.

— Bryan uraczył cię wykładem? — zapytałam gorzko, odwracając wzrok.

— Nie, choć spodziewałem się, że tak będzie. Jesteś jego ukochaną siostrą. — złapał mnie za podbródek i odwrócił moją głowę w swoją stronę. Uśmiechał się lekko. — Gdyby jakiś chłopak zacząłby teraz spotykać się z Kat najprawdopodobniej też uraczyłbym go wykładem.

— Bracia. — mruknęłam rozbawiona. — Ale my nie jesteśmy razem, więc na razie nie ma się czym martwić.

— Jak dokładnie powiedziałaś: "na razie". — zauważył wesoło z nieustannym uśmiechem na ustach. Pokręciłam rozbawiona głową.

Poczułam nagłą potrzebę przytulenia go. Potrzebowałam tego, odkąd wysłał mi wiadomość. Chciałam poczuć jego ramiona owinięte wokół mojego ciała, dlatego bez uprzedzenia po prostu mocno przytuliłam się do jego torsu. Przyłożyłam głowę do jego klatki piersiowej, słysząc jak szybko bije mu serce. Uśmiechnęłam się szczęśliwa. Dylan owinął ramiona wokół mnie, przyciągając mnie jeszcze bliżej.

— Wszystko okay? — zapytał troskliwym tonem, na który uśmiechnęłam się jeszcze bardziej.

— Tak. Jestem po prostu zmęczona i chciałam się do ciebie przytulić.

Dylan roześmiał się cicho.

— Jesteś urocza.

— Wątpiłeś w to kiedykolwiek? — udawałam oburzoną i odchyliłam głowę, by na niego spojrzeć.

— Nigdy. — musnął kciukiem mój policzek w tym samym momencie, gdy drzwi od windy się otworzyły.

Oderwaliśmy się od siebie i ruszyliśmy — mając złączone dłonie — w stronę jadalni. Weszliśmy do środka i od razu rzuciliśmy się w stronę bufetu, na co zachichotałam cicho. Wzięłam talerz i niezdecydowana chodziłam w tę i z powrotem stołu, szukając czegoś na co miałabym ochotę. Ostatecznie zdecydowałam się na świeże owoce, malinowy jogurt i bułeczkę. Usiadłam przy stoliku, przy którym zdążył już zasiąść Dylan i uśmiechnęłam się do niego lekko, ale widząc jego krzywą minę, zmarszczyłam brwi.

— O co chodzi?

— Dlaczego jadasz owoce na śniadanie ?

Wzruszyłam ramionami.

— Po prostu lubię.

— To niezbyt pożywne. — stwierdził, gryząc kanapkę. — Powinnaś jeść coś pożywniejszego.

Przewróciłam oczami i zaczęłam jeść jogurt. Jedliśmy w ciszy, podczas gdy ja starałam się nie zwracać uwagi na jego ukradkowe spojrzenia. Zjadłam śniadanie bardzo szybko, prawie wciskając na siłę bułkę do mojej buzi.

Chłopak zmarszczył brwi i popatrzył się na mnie pytająco.

— Dlaczego się tak śpieszysz?

— Nie chcę, żeby Bryan nas przyłapał. — pomimo tego, że nie uraczył go wykładem, nie znaczyło to, że go nie uraczy albo zdenerwuje się jeszcze bardziej

— Na jedzeniu śniadania? — zapytał kpiąco, kończąc jedzenie.

Machnęłam ręką i wyjrzałam szybko na korytarz.

— Na czymkolwiek. Nie chcę mieć z nim kolejnej spiny.

— Przesadzasz, Pho.

— Nie, nie przesadzam. — odwróciłam się do niego i skrzyżowałam ramiona na piersi. — Nie wiesz, jaki naprawdę jest Bryan, jeśli chodzi o te sprawy.

— Uwierz mi, że nic nam nie zrobi. Ani tobie, ani mnie.

Wzruszyłam szybko ramionami i nie czekając na niego, wsiadłam do windy. Wjechałam szybko na trzecie piętro, gdzie spotkałam Bryan'a rozmawiającego cicho z Kat. Widziałam, że się kłócili, ale nie zamierzałam się wtrącać i weszłam błyskawicznie do pokoju, trzaskając drzwiami.

Po paru minutach do mojego pokoju wszedł Bryan. Od razu pokazałam mu środkowy palec, nawet nie podnosząc głowy.

— Phoebe. — powiedział stanowczo. Westchnęłam rozdrażniona i odłożyłam telefon na bok, spoglądając chłodno w jego stronę. — Musimy porozmawiać.

— Nie możemy zrobić tego wieczorem?

Popatrzył się na mnie niezdecydowany, ale skinął krótko głową i oznajmił:

— Nie chcę, żebyś rozmawiała z Dylan'em.

— Słucham? — zmarszczyłam brwi ze zdziwienia. — Mam udawać, że go nie znam?

— Tak, tak będzie najlepiej. Potem ci to wytłumaczę, ale nie teraz, jak powiedziałaś.

— Czy ty siebie słyszysz, Bryan? To co robisz jest idiotyczne i bezsensowne.

— Kiedyś mi za to podziękujesz. — oświadczył, na co zaśmiałam się gorzko i rzuciłam z powrotem na łóżko.

— Wyjdź, Bryan. Pleciesz głupoty.

Mój brat westchnął rozdrażniony i wyszedł z pokoju, zamykając głośno drzwi.  Uchylił je tylko na chwilę i rzucił, że za godzinę jedziemy odwiedzić dziadków, a od razu potem na grób mamy. Skinęłam głową i Bry zamknął drzwi do pokoju. Potem usłyszałam tylko cichy, zachrypnięty głos Christopher'a i zasnęłam.

♡♡♡

Półtorej godziny potem, siedziałam u dziadków w ogrodzie, kończąc już drugą zieloną herbatę i drugi kawałek ciasta z truskawkami mojej babci. Rozmawiałam z babcią i Kat, a Bry, Chris i Dylan dyskutowali z moim dziadkiem o sporcie. Dylan siedział cicho, odzywając się kilkakrotnie, głównie kiedy odpowiadał na pytania mojego dziadka.

Westchnęłam głęboko i wzięłam łyka herbaty, patrząc się na zegarek na moim nadgarstku.

— Będziemy się za niedługo zbierać, babciu. — oznajmiłam, odstawiając mój pusty kubek na stół.

— Już? Dopiero co przyjechaliście.

— Wiem, ale chcemy jeszcze pojechać na grób mamy i pozwiedzać Londyn.

— Och, no dobrze. — westchnęła i ze zmarszczonymi brwiami popatrzyła się na Dylan'a. — Czemu Dylan siedzi tak cicho? — zapytała nas, na co wymieniłam z Kat porozumiewawcze spojrzenia.

— Um, pokłócił się z chłopakami. — wyjaśniła Kat, biorąc łyk swojej malinowej herbaty.

— Ale to nie jest jakaś bardzo poważna sprzeczka. Jutro już będzie okay.

Mój Boże, nie wierzę, że właśnie okłamałam swoją własną babcię. Czułam się okropnie.

— Na pewno? Może trzeba będzie z nimi porozmawiać? — zapytała nas babcia z pełną troską, nieprzerwanie patrząc się na Dylan'a.

— Sądzę, że to naprawdę nie jest konieczne. Dadzą sobie radę sami.

Spojrzałam w ich stronę. Mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Dylan'a, który uśmiechał się lekko. Odwzajemniłam uśmiech. Wzdychając, wstałam z krzesła, informując wszystkich, że musimy już się zbierać. Babcia wyraziła lekki sprzeciw, lecz ja pokiwałam przecząco głową.

— Musimy jechać na grób mamy, to dla mnie najważniejsze. — oznajmiłam stanowczo. Wszyscy skinęli głowami i zaczęli się żegnać.

Obiecałam babci, że będę do niej dzwonić, pocałowałam ją w policzek tak samo jak dziadka i wzięłam swój sweterek, zarzucając go na ramiona. Wyszłam z domu, stając na ganku i patrząc się na tak dobrze znaną mi ulicę. Spędziłam na niej większość mojego dzieciństwa, jeżdząc na deskorolce lub rowerze i grając w klasy z moimi przyjaciółmi m.in. z Reeve i Max'em oraz Kelly, której nie spotkałam podczas tego wyjazdu.

Chłopcy i Kat wyszli po chwili z domu, więc ruszyłam w stronę wypożyczonego przez Bryan'a auta. Usiadłam na miejscu pasażera, zapięłam pasy i jak zwykle siedziałam cicho, nie racząc odezwać się do nikogo. To był mój akt buntu. 

Zdziwiłam się, kiedy za kierownicą usiadł Christopher, ale nie skomentowałam tego, patrząc się na ulicę. Mój wzrok padł na dom, w którym mieszkał Max. Moje serce zabiło dwa razy szybciej, gdy zobaczyłam go palącego papierosa na ganku i ciągle przeczesującego swoje włosy. Jego oczy były opuchnięte, a cera blada.

Popatrzył się w moją stronę. Nasze oczy się spotkały. Wstał gwałtownie ze schodów, wbiegając szybko do domu. Odwróciłam wzrok, pociągając żałośnie nosem.

— Wszystko w porządku, Phoebe? — zapytał mnie Chris, patrząc się na mnie z troską, której nawet nie próbował ukryć.

— Jest okay. — wyszeptałam, zamykając oczy i opierając głowę o podgłówek. 

Ale nie było okay.

♡♡♡

(włączcie muzykę, jeśli macie ochotę :* )

Siedziałam w moim hotelowym pokoju, czekając na Bryan'a, z którym miałam porozmawiać o wczorajszej sytuacji. Szczerze mówiąc, miałam już dość dzisiejszego dnia, przez mój płacz na cmenatrzu, przez płaczącego Max'a, przez smutnego Christopher'a i dupka Bryan'a.

Poprawiłam swoje czarne nadkolanówki i westchnęłam, spoglądając za okno. Kat wyszła gdzieś z Chris'em i Dylan'em, a Bry został specjalnie, by ze mną porozmawiać. Miałam nadzieję, że rozmowa przebiegnie szybko i bez dodatkowych, nieprzyjemnych konsekwencji. Po chwili usłyszałam głośne pukanie, więc mruknęłam obojętnie "proszę". Do pokoju wszedł mój brat w białym t-shirt'cie i szarych dresach.

— Czyli jednak przyszedłeś prawić mi kazania? — mruknęłam, obracając się w jego stronę.

— Próbujesz być jak jakiś cholerny rebel, co Phoebe? Robisz wszystko, czego prosiłem cię, abyś nie robiła. Zakazałem ci się zakochiwać w Dylan'ie.

— Ale ja nie jestem w nim zakochana, Bryan! Może coś do niego czuję, ale to na pewno nie jest jeszcze miłość.

— Dlaczego w takim razie dawałaś nadzieję Chris'owi, skoro wolisz Dylana? — zapytał wyzywająco, unosząc brwi.

— Myślisz, że czuję się z tym dobrze? Może postąpiłam źle, dając się podrywać Chris'owi, ale nie wiedziałam czy czuję coś do Dylan'a... Przekonałam się o tym niedawno i od razu próbowałam ograniczyć spotkania z Christopherem. — wyjaśniłam, opierając mój podbródek na kolanach.

— Nie znasz Dylana, Phoebe. Nie wiesz, jaki jest naprawdę. Może teraz poświęca ci większość swojej uwagi, ale kiedy tylko mu się znudzisz, zostawi cię ze złamanym sercem. Zaczniesz coś do niego czuć, ale on potraktuje cię jak te inne dziewczyny.

— Dylan taki nie jest. On naprawdę się zmienił. Jesteś jego przyjacielem i powinieneś o tym wiedzieć. — zostawałam przy swoim.

Wierzyłam w to.

Bry zaśmiał się gorzko, siadając gwałtownie na łóżku Kat.

— Zapewne powiedział ci, że to tylko stereotypy i, że przypominasz mu Alexę. — zapytał kpiąco. Kiwnęłam niepewnie głową, nie mając bladego pojęcia, skąd mógłby o tym wiedzieć. Mój brat zaśmiał się ponownie, kiwając głową. — Jesteś taka naiwna, siostra.

— Skąd niby wiesz o tym, że Dylan mi to powiedział?

— Bo on mówi to każdej dziewczynie. Nie byłaś jedyną dziewczyną, której to powiedział.

— Nie wierzę ci. — wyszeptałam i kiwałam przecząco głową. Bry poklepał mnie po kolanie.

— Wiesz, że nigdy nie skłamałbym nawet dla twojego dobra.

Bry miał rację. On nigdy nie kłamał, nawet jeśli miałoby to być dla mojego dobra. On naprawdę mówił prawdę. Siedziałam cicho, nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa. Czułam, jak coś kuje mnie w klatce piersiowej. Mój oddech z minuty na minutę robił się coraz płytszy.

— Przykro mi, Pho. Dylan nie jest odpowiednim chłopakiem, z którym mogłabyś stworzyć idealny związek. Zasługujesz na chłopaka, który będzie mógł cię pokochać i obdarzyć silnymi uczuciami. Tym kimś nie jest on, siostra.

Skinęłam krótko głową, próbując nie rozpłakać się przy Bryan'ie, by nie okazać się słabą. Walczyłam ze łzami, zaciskając palce na kolanach i szczypiąc je.

— Dlatego lepiej będzie, jeśli nie będziesz się z nim spotykać. — stwierdził Bry. Skinęłam słabo głową.

— Bry, chcę być teraz sama. — szepnęłam. Pocałował mnie lekko we włosy, powiedział, że znajdę innego chłopaka i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą razem z moim krwawiącym sercem.

Rzuciłam się z płaczem na poduszki, waląc pięściami o materac łożka, na którym leżałam i krzyczałam głośno, lecz moje krzyki były tłumione przez pościel. Czułam się tak jak po śmierci mamy. Czułam się pusta, samotna, bezuczuciowa. Czułam się nijaka.

Dlaczego musiałam obdarzyć uczuciami akurat jego, nawet jeśli były one słabe? Czułam się jak po zerwaniu z Max'em, a może jeszcze gorzej? Miałam dosyć życia i zaczęłam żałować, że otworzyłam mu te drzwi; że dałam mu się wyciągnąć na oglądanie zachodu słońca; że spotykałam się z nim przez te trzy tygodnie; że przejmowałam się jego zachowaniem; że wyszłam z nim wczoraj na miasto... Żałowałam każdej chwily, która spowodowała, że obdarowałam go jakimkolwiek uczuciem. Żałowałam mojego wyjazdu do Stanów, chociaż było to jak spełnienie marzeń. Wszystkiego. Żałowałam wszystkiego.

Usłyszałam pukanie, a następnie dźwięk otwieranych drzwi. Myślałam, że to Kat lub Bryan, ale był to... Dylan.

— Pho, co się dzieje? — zapytał mnie z może udawaną troską, a może nie, ale who cares.

— Wyjdź, Dylan. Nie chcę z tobą aktualnie rozmawiać.

— Co się stało? — zapytał mnie stanowczo, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

— Powiedziałam ci, żebyś wyszedł. — warknęłam. — Możesz iść obdarować swoimi bajeczkami inne dziewczyny, ale nie mnie.

— Boże, co ten Bryan ci nagadał. — wyszeptał jakby do siebie i przybliżył się do mnie.

— Powiedział mi prawdę i tyle mi wystarczy, a teraz wyjdź. — rozkazałam mu, wskazując palcem na drzwi.

— Phoebe. — szepnął i podszedł do mnie bliżej, ujmując mój policzek w swoją dłoń.

— Powiedziałam ci, żebyś wyszedł! — krzyknęłam przez łzy, odpychając go od siebie.

Dylan spojrzał na mnie ostatni raz i słuchając mojego rozkazu, wyszedł z pokoju. Upadłam na kolana i zaczęłam dławić się własnymi łzami spływającymi po moich policzkach.

A wiecie, czego żałowałam najbardziej? Że on w ogóle istnieje.

♡♡♡

mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał :))

zostawcie po sobie jakiś ślad <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro